ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

poniedziałek, 12 grudnia 2011

MONOLOG KAZNODZIEI...

(3 LATA TEMU)

Po wczorajszej awanturze przysłał mi w nocy SMS-a:

Przyp. 14, 1

[Niewiasta mądra dom własny buduje,
głupia burzy go własnymi rękoma.]


Chyba nie mógł spać, bo rano dostałam kolejnego... ;)

MOWISZ: "NIE UFAM CI! "
PRZEWROTNIE BRZMIA TE SLOWA
Z UST OSOBY, KTORA DOPUSCILA SIE ZDRADY...
Jer 31, 3b

[Ukochałem cię odwieczną miłością,
dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość.]


Widać, że despota i posądza mnie o zdrady... ;)

A za godzinę przysłał mi następnego:

A TO DLA TWOJEGO NOWEGO PRZYJACIELA:
Przyp. 2, 16-19

[Aby cię ustrzec przed cudzą żoną,
przed obcą, co mowę ma gładką,
co przyjaciela młodości rzuciła,
Bożego przymierza niepomna.
Już dom jej ku śmierci się chyli,
ku cieniom [Szeolu] jej droga:
każdy, kto idzie do niej, nie wraca,
nie odnajdzie ścieżek życia.]


Z ciekawości sprawdziłam sobie te biblijne odnośniki
[są w nawiasach], co dostarczyło mi sporo dobrej rozrywki... :)
Nawet nie przypuszczałam, że z niego taki kaznodzieja... ;)

Okazało się jednak, że to dopiero
początek jego SMS-owego monologu,
bo później przez cały dzień mnie nękał
swoimi żenującymi tekstami:

KAZDY POPELNIA BLEDY.
WAZNE BY UMIEC ZAWROCIC ZE ZLEJ DROGI
POKI NIE JEST ZA POZNO.
CHCE CI POMOC SABINKO,
BO CIE KOCHAM. ZAUFAJ MI. PROSZE.

KOCHANIE. UWIERZ, ZE DROGA
KTORA WYBRALAS NIE MA SENSU,
NIE MA PRZYSZLOSCI. PRZEJRZYJ WRESZCIE.
NIE POTEPIAM CIE. CHCE CI POMOC SABINKO.

NIE SZUKAJ POMOCY U OSOB,
KTORE CIEBIE NIGDY NIE ROZUMIAŁY
I KTORYCH TY NIGDY NIE ROZUMIALAS,
BO TO DOPROWADZI CIE DO ZGUBY...
 
TO JA ZAWSZE BYLEM TWOIM PRZYJACIELEM,
TYLKO PRZESTALAS ZE MNA ROZMAWIAC.
JUZ WCZESNIEJ. TERAZ ZWLASZCZA.
DLATEGO PISZE TE SMSY.
ZBLADZILAS. WROC. KOCHAM CIE.
 

Najwyraźniej brakuje mu rozmowy... ;)  Che, che...

Tak więc, z tego wszystkiego, nie wiedziałam już,
czy mam się wkurzać, śmiać, czy płakać.
To ostatnie, również ze śmiechu, rzecz jasna... ;)
Bo, jak można nie wyć, dostając coś takiego...

Wieczorem pozwoliłam dzieciom pójść do niego.
W końcu jutro sobota, więc nie mogłam powiedzieć,
że Janek musi odrabiać lekcje, zaś Lenka
- wcześnie wstać do przedszkola... ;)
A chwilowo nie przychodziło mi nic innego,
mądrego do głowy; ale czy z głupawki,
czy dla świętego spokoju, w każdym razie
- puściłam ich tam na chwilę.

Drzwi dzielące oba mieszkania były oczywiście otwarte,
bo chciałam mieć pewność, że nie gada dzieciom głupot.
Niestety Janek i Lenka znów zapomnieli, że u ojca
mają być tylko chwilkę i zaraz wracać...
W efekcie byłam zmuszona kilka razy ich wołać,
aby wreszcie przyszli, a tego zdecydowanie nie lubię.
Mojej mamie też się to bardzo nie podoba...,
dlatego ledwie dzieci przekroczyły nasz próg,
natychmiast zatrzasnęła mu drzwi przed nosem
i zamknęła je ostentacyjnie na klucz... :)
Niech sobie tam siedzi i nie myśli, że jest u siebie.
Co prawda na pierwszej rozprawie rozwodowej
Sąd oddalił mój wniosek o jego eksmisję,
ale i tak go wykurzymy...!