ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

piątek, 31 stycznia 2014

CUD OLŚNIENIA...















W schizofrenii urojeniowej zwykle spotyka się zarówno urojenia,
jak i omamy, choć jedne z nich mogą wyraźnie przeważać.
W tworzeniu się struktury urojeniowej można wyodrębnić trzy fazy
- oczekiwania, olśnienia i uporządkowania.
Faza oczekiwania, opisana przez Jaspersa jako Wahnstimmung
- nastrój urojeniowy, charakteryzuje się stanem dziwnego napięcia,
niepokoju, poczucia, że coś musi nastąpić, przerwać poczucie
niepewności, rozjaśnić ciemność, która chorego otacza.
Moment ten przychodzi w fazie olśnienia.
Nagle jakby wszystko staje się jasne.
Jest to olśnienie - w zasadzie podobne,
choć bez porównania silniejsze, niż przeżywane wtedy,
gdy nagle zrozumie się coś, czego dotychczas nie można było pojąć.
Odpowiednikiem w angielskiej terminologii psychologicznej
jest aha feeling. Podobne olśnienie przeżywa się w procesie twórczym,

gdy koncepcja dzieła nagle staje przed oczyma.
Są to jednak wszystko słabe odpowiedniki przeżyć chorego.
Nowy sposób widzenia, który tworzy się w olśnieniu urojeniowym,
dotyczy bowiem całego życia; wszystko widzi się od pewnej chwili inaczej.
Najbardziej może odpowiadałby temu stanowi ekstatyczny przełom

nawrócenia - dawny człowiek przestaje istnieć, rodzi się nowy,
który widzi świat innymi już oczyma.


(A. Kępiński, Schizofrenia)

---------------------------------------------------

Choćby w moim życiu wokół wszystko się sypało,
bezpieczeństwo się waliło i generalnie upadek i chaos
- umiem na gruzach dotychczasowych nadziei jeszcze
czuć się szczęśliwa, bo jesteś Ty.
Nie istnieją słówa, którymi mogłabym oddać,
ile przy Tobie czuję bezpieczeństwa, spokoju, akceptacji,
miłości, dobra, ciepła. I sama nie wiem, czy odczuwam to,
co przepełnia mnie po brzegi - dla Ciebie, czy odczuwam to,
co przepełnia Cię po brzegi - dla mnie. A może to jest to samo ?
I ta świadomość, ta nadzieja, jest najpiękniejsza.
(...)

To jest prawda, co Ci ostatnio powiedziałam - pół roku temu
wierzyłam, że kocham mojego męża. Jeszcze w czerwcu wierzyłam,
że tak jest, że w jakiś dziwny sposób mogę kochać i Ciebie
i jego. Ale to dlatego, że nie wiedziałam, jak bardzo
kocham Ciebie. To dlatego, że trzymałam to na uwięzi.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 10 września 2008)

---------------------------------------------------

Po prostu wiem, że podążamy ku sobie, bo to jest
jedyne miejsce, gdzie możemy być szczęśliwi.
To chyba najmądrzejsze zdanie w moim życiu.
I dlatego wszystko jest takie cudownie proste i naturalne,
i wszystko daje energię i wszystko daje szczęście.
Nie umiem się tego wyrzec, umarłabym, gdybym musiała sama z tego
zrezygnować. Mogłabym tylko zrezygnować, gdybyś Ty tego chciał,
umiałabym wyrzec się tego dla Ciebie.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 12 września 2008)

---------------------------------------------------

Ale mimo wszystko wiem że on mnie kocha.
Tylko że on nie rozumie, co to znaczy naprawdę kochać.

CZekam, aż odejdzie. Wiem, czuję, przeczuwam, że mam czekać.
Coś mi mówi: "Czekaj, wszystko się ułoży".

Ale w głębi serca brak mi cierpliwości,
bo już bym chciała być wolna.
Nie po to, by zaciągnąć Cię do łóżka, wybacz kochanie.
Chcę być wolna bo już nie mogę dłużej tak żyć.
A to, że Ty jesteś, że przytrafiłeś mi się właśnie teraz
- może to jest uśmiech losu, może dar od Pana Boga...
To, co się dzieje, jest przepiękne. Wymyka się słowom.
Dlatego coraz trudniej mi pisać.
Każdy TWój dotyk jest całym światem,

odbiera oddech i daje nowe życie.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 17 września 2008)

---------------------------------------------------

On doskonale wie, czuje i rozumie, że mnie już w ogóle
nie zależy na tym małżeństwie, że całą duszą oczekuję wyzwolenia, że jestem napięta jak przyczajony tygrys, że jestem silna jak ukryty smok, że jestem kimś innym, niż byłam. (...)
CZuję, przeczuwam, coś mi mówi "Masz czekać, wszystko się ułoży".
No i naprawdę dobrze, że założyłam program zmian na trzy lata.
Tylko że czasem nie mam sił, no i prawie caly czas nie mam
cieprliwości na tyle rozkładać tego czekania.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Magdaleny H., 17 września 2008)

---------------------------------------------------

Patrzysz na mnie

– w oczach światło –
i wiem
że razem
odkryliśmy drzwi

Tam jest tak pięknie
Nie wolno nam wejść
Musi wystarczyć
świadomość
że ten świat
istnieje


(Sabina J., 2008-2010)

---------------------------------------------------

Wydaje się, że dalsze badania nad schizofrenią będą musiały
między innymi opierać się na dyscyplinach z pogranicza psychiatrii,
sięgać do historii i teorii języka, historii kultury, etnologii itp.


(Antoni Kępiński, Schizofrenia)

---------------------------------------------------
...czyli
ŹRÓDŁA ŚWIATŁA...

1>>     2>>     3>>     4>>     5>>     6>>     7>>     8>>     9>>     10>>

czwartek, 30 stycznia 2014

NIOSĄCY ŚWIATŁO...














Aiya Eärendil elenion ancalima!
(Chwała Eärendilowi, najjaśniejszej z gwiazd!)

Earendil... prawie przez cały czas tej żeglugi
stał na dziobie statku, mając na czole umocowany Silmaril,
który promieniał coraz silniejszym światłem w miarę
jak „Vingilot" posuwał się na zachód...

Witaj, Earendilu, najsławniejszy żeglarzu,
wypatrywany, lecz przybywający niespodzianie,
upragniony, lecz zjawiający się, gdy już
nie mieliśmy nadziei cię ujrzeć!
Witaj, Earendilu, niosący światło
wcześniejsze niż Księżyc i Słońce,
chwałę Dzieci Ziemi, gwiazdę w ciemnościach,
klejnot zachodzącego słońca promieniejący o poranku!

(J.R.R. Tolkien, Silmarillion)

---------------------------------------------------

Wówczas, gdy definitywnie przybliżyła się „pełnia czasu”,
gdy zbawczy adwent Emanuela stał się bliski swego wypełnienia,
Ta, która została odwiecznie przeznaczona na Jego Matkę,
była już na ziemi (...) pośród „nocy” adwentowego oczekiwania
zaczęła świecić jako prawdziwa „Gwiazda zaranna” (Stella matutina).
Istotnie, tak jak gwiazda owa, „jutrzenka”, poprzedza wschód słońca,
tak Maryja, od swego Niepokalanego Poczęcia,
poprzedziła przyjście
Zbawiciela, wschód Słońca sprawiedliwości w dziejach rodzaju ludzkiego.

(Jan Paweł II, Redemptoris Mater, 3)

---------------------------------------------------

A na koniec tego listu... Myślę, że nie musisz się
w poniedziałek spowiadać, że widzisz Earendila :)
który pewnie jest personifikacją Twoich marzeń
o pięknie i wolności, albo jak powiedziałby ksiądz
rekolekcjonista, ucieleśnieniem szaleńczej ucieczki
w marzenia będące ułudą jeno
:)
Kiedyś pisałam coś większego o imieniu Eleonora,
które jest jak wiesz moją obsesją, i przez cały czas
prześladował mnie cytat z "Kruka" Edgara Allana Poe,
który tu przytoczę:
"I pragnąłem, by nieskory świt prześwietlił wreście stomyśl zbry,
By oderwał od Leonory myśl zbłąkaną w niebios mgłach,
Od Leonory, której imię do tej pory śpiewa w mgłach
Chór aniołów w moich snach"
i, pomijając, że nie wiem, co to jest "stomyśl zbry",
ten wiersz idealnie oddawał stan mego ducha.
Myślę, że to gorsze niż Silmaril w ręku Earendila,
no i trwało dłużej niż pół godziny.

(Z maila Sabiny J. do Piotra T., 16 marca 2008)

---------------------------------------------------

Wiesz, że nie jestem szczególnie religijna,
ale modlę się często, bym mogła Cię kochać
ale bym nikogo nie skrzywdziła. Ani Ciebie,
ani mojego męża, ani dzieci, ani siebie samej.
CZasem myślę, że dopóki to wszystko jest uczciwe,
to nikomu nie robię krzywdy. CZasem myślę,
że i tak popełniam grzech - nie miłością,
ale przeciw miłości (tej, którą miałam wcześniej).
Nie umiem się z tego spowiadać. Czuję się w tym
wszystkim cóż, czasami dość nikczemnie.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 18 lipca 2008)

---------------------------------------------------

Mimo tęsknoty, która zaczyna kiełkować,
wypełnia mnie szczęście.
I nadzieja. I wiara, że będzie dobrze.
I tyle miłości. Mojej. I od Ciebie.
Poprosiłeś, bym została z Tobą. Na zawsze.
Powiedziałeś, że mnie chcesz.
BArdzo świadomie chcesz.
Mam nadzieję, że nie byłeś zamroczony.
Że wiesz, co robisz.
Że Cię nie krzywdzę, innymi słowy.
To szczęście jest takie... poważne. Uroczyste.
Ale pamiętaj, ja Cię nie chcę związać
(ze sobą ani w ogóle)
w każdej chwili możesz odejść, naprawdę.
Nic nie mów. Nie zarzekaj się, że nie.
Po prostu bądź sobą i bądź ze mną.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 27 sierpnia 2008)

---------------------------------------------------

Choćby w moim życiu wokół wszystko się sypało,
bezpieczeństwo się waliło i generalnie upadek i chaos
- umiem na gruzach dotychczasowych nadziei jeszcze
czuć się szczęśliwa, bo jesteś Ty.
Nie istnieją słówa, którymi mogłabym oddać,
ile przy Tobie czuję bezpieczeństwa, spokoju, akceptacji,
miłości, dobra, ciepła. I sama nie wiem, czy odczuwam to,
co przepełnia mnie po brzegi - dla Ciebie, czy odczuwam to,
co przepełnia Cię po brzegi - dla mnie. A może to jest to samo ?
I ta świadomość, ta nadzieja, jest najpiękniejsza.
(...)
Im jesteśmy bliżej, tym jesteśmy szczęśliwsi.
To jest dobre i bardzo piękne. Nie jestem
w stanie nawet się z tego spowiadać
- to by była profanacja. Bo z czego ?
- jak bardzo kocham ?
Staram się, cóż, nie wodzić Cię na pokuszenie,
nie wiem jak mi to idzie, prawdę mówiąc. Chyba słabo.
Wszystko dlatego, że tak bardzo chcę być blisko Ciebie.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 10 września 2008)

---------------------------------------------------


„Éarendel” to słowo pochodzenia germańskiego,
znaczące tyle co „blask”, „światło” lub „jasność”, a także
znane z drugiej części poematu Chrystus, czyli Wniebowstąpienie
przypisywanego Cynewulfowi, mistycznemu poecie angielskiemu
z przełomu VII i VIII wieku, kierowane do najjaśniejszego anioła,
zapowiadającego zstąpienie Zbawiciela do piekieł, w celu rozbicia
ich bram i wyzwolenia cierpiących z mrocznego cienia śmierci,
zaś w zbiorze kazań staroangielskich z Blicking Hall
- odnoszące się do Jana Chrzciciela przepowiadającego
przyjście Mesjasza, a zdaniem Tolkiena stanowiące jeszcze
przedchrześcijańskie określenie gwiazdy zapowiadającej świt,
czyli Wenus jako Gwiazdy Zarannej.

Kluczowe słowo „Eärendel” nabiera w stworzonych przez Tolkiena
językach elfów innego bezpośredniego sensu niż germański „Éarendel”.
Jego dotychczasowe germańskie pole znaczeniowe (gwiazda nadziei
zapowiadająca zbawienie ludziom pogrążonym w mroku/cieniu śmierci),
poszerza się o postać poświęcającego się Gwiezdnego Żeglarza,
gnanego tęsknotą, przemierzającego wszystkie morza świata,
a ostatecznie także najrozleglejszy Ocean Niebios.

Kompleks zbawienia, który od początku kryje się za mitem
germańskim, u Tolkiena stopniowo narasta, obejmując swym
wpływem nie tylko zbawienie dawnego świata elfów,
ale i zdarzenia w sensie eschatologicznym, przeistaczając się

w sprawcę ostatecznego upadku Morgotha - Władcy Ciemności.
Sam Eärendil staje się jednocześnie kluczem, rdzeniem
(re)konstruowanej przez Tolkiena mitologii.

Symbolika Wenus jako gwiazdy zbawienia
należy do uniwersaliów w religiach świata.
Takie postaci jak aztecki Quetzalcoatl,
egipski Ozyrys, babilońska Isztar,
zachodniosemicki Aszthar, irańska Anahita,
wedyjska Uszas i jej indoeuropejskie odpowiedniki
(bałt. Ausztra, gr. Eos, rzym. Aurora itd.)
mają różnorodne odniesienia do Wenus,
a zarazem są nosicielami zbawienia.
Przyczyna tego faktu tkwi przede wszystkim
w astronomicznej charakterystyce ruchu Wenus,
która ma dwa okresy niewidoczności (koniunkcja
górna i dolna ze Słońcem), po których zjawia się
jako Gwiazda Zaranna lub Wieczorna.
Znakomicie więc nadaje się do symbolizacji
dwóch śmierci i podwójnych narodzin.
Symbolizuje zatem nie tylko Maryję zwiastującą
nadejście swojego syna Mesjasza (Słońce),
zrodzonego „z łona Jutrzenki” (Ps 110,3),
oraz samego Jezusa Chrystusa (Ap 22, 16),
ale też zwodniczego Lucyfera (łac. niosący światło),
- zbawcę fałszywego, ów jaśniejszy aspekt Satana.


>>>

środa, 29 stycznia 2014

KOSMICZNA WALKA...















Chrześcijaństwo mówiąc o walce duchowej w wymiarze kosmicznym,
nie ujmuje tego faktu w kategoriach jakiegoś bytowego dualizmu,
jak pojmował to manicheizm, ale raczej moralnej dwoistości.
Oznacza to, że to, co złe – czyli grzech i szatan – jest owocem
wolności i walki o wolność
, która toczyć się będzie do końca świata.
Ostateczne wyzwolenie to przyjęte w wolności zbawienie,
które przyniesie całkowitą wolność. Historia toczyć się będzie dopóty,
dopóki będzie możliwość wolności, gdyż powstała jakby dla wolności,
by istota ludzka, stworzona przez Boga, mogła wybrać dobro,
odrzucając zło. (...)

Wolność jakby tworzy (czy raczej współtworzy – razem z Łaską Boga)
wieczny i radosny byt człowieka lub obraca go w wieczną

nicość potępienia. Tu Byt czy też szczęśliwe życie wieczne utożsamia się
z Miłością, która jest nieodłączna od Wolności. (...)

Zło jest też swoistą tajemnicą nieprawości (mysterium iniquitatis),
o czym pisał św. Paweł. I tak właśnie spaczona wolność złych duchów
(upadłe anioły) sprzymierza się ze złą wolą wielu ludzi zwiedzionych
i oszukanych, ale też nierzadko perwersyjnie świadomych zła,

które czynią. Nie jest to tylko zło ludzkie, ale także nadludzkie. (...)

W istocie jednak toczy się kosmiczna walka nie między duchem a ciałem,
ale między duchami o przeciwnym znaku
(P. Evdokimov), gdzie zły duch
oznacza przede wszystkim ducha zła. (...)

Ich oddziaływanie rozprzestrzenia się poprzez okultystyczne inicjacje.
W tym przypadku człowiek poprzez działanie „duchów przewodników”
wzięty jest w posiadanie i potem żyje jakby był sterowany
czy automatycznie kierowany przez byt, który żyje w nim.
Nawet psychiatria konstatuje dziś takie zjawisko
jak „trans i opętanie”, a świadomość popkulturowa
ukuła pojęcie „zombi”
(termin pochodzący z magii wudu).

„Zdemonizowanie” to ma różne formy, ale jego istotą jest
najgłębsza utrata wewnętrznej wolności, która nierzadko przybiera
– na poziomie przeżyć – postać iluzji wolności...

(Zawód egzorcysta. Wywiady z polskimi egzorcystami, 2011)

---------------------------------------------------


Zło nie wydaje mi się drugą siłą tego świata,
niezbędną do odwiecznego zmagania z dobrem żeby była równowaga,
jak w niektórych wierzeniach się uważa (zoroastryzm na przykład).
Tylko raczej drugim dnem, poniżej poziomu który powinien być,
siłą, ale nikczemną, taką, która nie cofa się przed niczym
najbardziej obrzydliwym, żęby osiągnąć cel.
I myślę, że ogłupia ludzi, by stawali się bezmyślni
i podatni na manipulację.

(Z maila Sabiny J. do Piotra T., 15 lutego 2008)

---------------------------------------------------

Piotrze, o ile lekcje dzielą się na przyjemne, niemęczące
i męczące, to dzisiejsza nie należała do przyjemnych zapewne. Wcale nie mam ochoty być upierdliwa wobec P...... ale on mnie prowokuje do bycia złośliwą, a ja jestem złośliwa w głębi swej natury, tylko zwykle umiem to powściągnąć.

(Z maila Sabiny J. do Piotra T., 19 lutego 2008)

---------------------------------------------------

Czuję się zarazem strasznie stara i naprawdę młoda
i to jest jakieś dziwne, chyba jednak nie będę się starała
już teraz decydować, które z tych odczuć jest prawdziwe

i słuszne. Będę się starała nie myśleć, do jakiego wieku
wypada mi nosić glany, słuchać metalu i rozmawiać na przerwach
z niektórymi uczniami - rozmawiać nie tylko o kartkówkach
i warunkach poprawy... (nie wywołując przy tym złośliwych
 komentarzy). A te komentarze są. Niestesty. Szkoda, bo mam
wrażenie, że tematów do rozmów byłoby więcej, niż czasu na nie.
A tu jeszcze dochodzi dylemat, czy wobec tego powinnam to
ograniczyć, czy nie. Może Ty mi powiesz. (...)
A o imieniu. Szkoda, że Melkor jest upadłym aniołem,
z domieszką zła od prawie początku. Bo to chyba jedyne imię,
które możnaby "dostosować" - Melchior. Aramejskie imię "Mój Bóg
jest światłem", do tego dwóch świętych...

(Z maila Sabiny J. do Piotra T., 28 lutego 2008)

---------------------------------------------------

Doświadczam w szkole uczuć ambiwalentych. Przeróżnych,
z przeróżnych dziedzin. Generalnie załamanie i stan
przeddepresyjny, czasem już depresyjny, często straszny gniew
albo dziką złość (to nie jest to samo), ale czasem wszystko mnie
rozśmiesza. Bawi też to, że uczniowie mają kłopot
z zaklasyfikowaniem mnie do pewnych zachowań czy upodobań,
które wydają im się stosowne dla nauczycieli. Podobno nie mam
nawet żadnej ksywy, bo mnie wszyscy tak lubią ...:)

(Z maila Sabiny J. do Magdaleny H., 28 lutego 2008)

---------------------------------------------------

Myślę, że nie powinieneś zastosować imienia Melchior
w związku z Melkorem. Nie rób tego. Bo to jednak będzie
Twoje imię. TRzecie, bo trzecie, ale jednak Twoje imię.
Imię jest czymś ważnym i bardzo osobistym, dlatego trochę mi
głupio, że się wtrącam, ale przemyśl to jeszcze wiele razy.
Czy wiedziałeś o tym, że Tolkien często dawał do zrozumienia,
a w starszym wieku wypowiadał się wprost, że świat przez niego
opisany nie pochodzi tylko z jego wyobraźni ? CZytałam gdzieś,
nie pamiętam, że on uważał, że to jest jakiś przekaz możliwej,
bardzo odległej przeszłości, jakieś obrazy, strzępy informacji, które on - wyobrażając sobie - w rzeczywistości przypomina
lub odtwarza. POtrafię w to uwierzyć.
Ostatecznie, co my naprawdę wiemy o przeszłości ?
I dlatego nie bierz tego imienia. A co jeśli Morgoth istnieje
i dotknie Cię palcem z powodu imienia ?

(Z maila Sabiny J. do Piotra T., 22 marca 2008)

---------------------------------------------------

Też mam takie problemy. To znaczy muszę bardzo dużo wysiłku
włożyć, żeby w sytuacjach kryzysowych nie wybuchnąć z siłą
wulkanu, więc jest na ogół bardzo spokojnie, od czasu do czasu nieco mniej spokojnie, czasami nieco głośniej, ale jeśli przekroczona zostanie granica, to jest całkowity niekontrolowany wybuch wściekłości, w trakcie którego mogłabym popełnić chyba każdą zbrodnię w afekcie i jeżeli wtedy nadal ktoś wchodzi mi
w drogę, nie ucieka, nie przestraszy się, no to potem
ma co wspominać... ku przestrodze na przyszłość. KIedy czuję gdzieś w środku taki straszny gniew, taką wzbierającą siłę,
to sama się jej boję.

(Z maila Sabiny J. do Magdaleny H., 7 maja 2008)

---------------------------------------------------

To jest niesamowite, że tak bardzo rozumiemy się nawzajem,
ja i Ty.
Tak często i tak dużo o Tobie myślę, że zamieszkałeś w moim mózgu, stałeś się częścią mnie. Mimo Twojego wieku mam takie uczucie, jakbyś był moim rówieśnikiem - w sensie duszy.

I jest to bardzo piękna przyjaźń, coś cudownego, dar od Pana
Boga. Myślę też, że wpuściłeś mnie do swojego świata dalej,
niż zwykle wpuszczasz ludzi, mam nadzieję, że nie wkroczyłam
w Twoją duszę za bardzo.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 31 maja 2008)

---------------------------------------------------

Wojtek się odezwał. (...) I tak sobie myślę, że jak odpiszę,
to już chyba nie będę krępować mojej złośliwej natury. On pisze,
że wszystko sobie przemyślał. Mam ochotę dać mu trochę w kość,
żęby mógł sobie wszystko przemyśleć za każdym razem :)
Tak, wiem, można pomyśleć, że to jest zemsta urażonej hrabiny.
Może jest, może nie jest. Nie lubię hipokrytów.
Jeżeli nim nie jest, to się wybroni :)

(Z maila Sabiny J. do Magdaleny H., 4 lipca 2008)

---------------------------------------------------

Odpisałam Wojtkowi, ale w klimacie plasującym się
między dystansem a złośliwością. Jestem ciekawa,
ile czasu trzeba będzie, aby tym razem przemyślał sobie,
czy chce tego więcej. Wiem, jestem wredna. Ale sam chciał,
a ja wcale nie mam słodkiego charakteru.

(Z maila Sabiny J. do Magdaleny H., 8 lipca 2008)

---------------------------------------------------

A ja napisałam mu tak::)
"Witaj.
Już nie jesteś moim uczniem. W związku z tym może ze mnie wyjść
i pomachać ta stara złośliwa wiedźma, która jest sednem mojej natury. Myślę, że w szkole kultura musi przeważać nad naturą.
Ale w życiu to różnie bywa.
(...)
To była taka mała prowokacja. Nastąpiła ona w zeszły piątek.
Zabawne, prawda ? Potem następowało jeszcze kilka bezbolesnych akapitów. Ale nie odpisuje. I dobrze, bo coś czuję, że teraz jestem w stanie być o wiele wiele bardziej złośliwa.

Coś się we mnie wyzwala. Może po prostu nie umiem być
traktowana w taki sposób i muszę odreagować.

(Z maila Sabiny J. do Magdaleny H., 10 lipca 2008)

---------------------------------------------------

Wiesz, gdybym była teraz Tobą, byłabym przerażona, że ktoś dwa
razy starszy tak mnie osacza swoimi emocjami i tak się narzuca listami i spotkaniami. Choć wiem, że tak tego nie odbierasz, jednak czasem się boję, że zaczniesz. POwinnam milczeć,
nie umiem. Powinnam być bardziej oszczędna z tą inicjatywą,
nie umiem. Może dlatego, że w głębi serca wiem, że tego chcesz
tak ja ja - widzieć mnie, słyszeć, czytać.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 18 lipca 2008)

---------------------------------------------------

Prawdopodobnie jestem niewierną żoną, sensu largo.
Sensu stricte jeszcze nie.
Ale nie mam dość siły, by przeciwstawić zasady szczęściu.
Dziękuję że mnie wysłuchałaś.
Chciałam, byś wiedziała, jak jest.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Magdaleny H., 28 sierpnia 2008)

---------------------------------------------------

Tak naprawdę bardzo się boję wszystkiego, co się dzieje
i boję się konsekwencji. Mam straszny kryzys tożsamości.
Przeczuwam, że mogę (choć nie powinnam :) spotykać się z PIotrem
w bibliotece, przypadkiem koło kościoła, na cmentarzu :)

w sklepie itd.
Ale nie mogę pojechać sobie z nim na rowerze w pola. Wiem ze nie.
Częściowo jest to lęk, co ja robię.
Sprawia mi ból codzienność JEstem wyobcowana.
Nie wyobrażam sobie, przez co moje dzieci będą musiały przejść, gdy się rozpęta piekło.
Boję się sprawiać im cierpienie przez mój egoizm, bo chcę być
z kimś innym. A może nawet nie to, bo chcę być wolna.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Magdaleny H., 5 września 2008)

---------------------------------------------------

A teraz skoro mówisz, że ja mogę potrzebować pieniędzy,
to oświeć mnie na co, czy takie procedury kosztują ?
Formalnie czy nieformalnie ?
To nie jest żadnen kompromis, to nie jest żadna ugoda.
To, co teraz robię, to jest niepodobne do mnie

- to jest wyrachowanie.
Chcę być wolna. W pewnym sensie już jestem.

Ale wiem, że jeszcze mi się nie opłaca zbyt jawna działalność.
On musi poczuć też taką potrzebę, wiesz ?

- musi poczuć się uwiązany.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Magdaleny H., 9 września 2008)

---------------------------------------------------

Ale jeżeli czujemy to samo, jeżeli umiem być szczęśliwi tylko
przy sobie, tak blisko, to dlaczego nie walczyć o to ?
Będę walczyć. Będę walczyć inaczej niż zwykle.
Będę przyczajony tygrys, będę ukryty smok
...

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 16 września 2008)

---------------------------------------------------

Ale mimo wszystko wiem że on mnie kocha.
Tylko że on nie rozumie, co to znaczy naprawdę kochać.

CZekam, aż odejdzie. Wiem, czuję, przeczuwam, że mam czekać.
Coś mi mówi: "Czekaj, wszystko się ułoży".

Ale w głębi serca brak mi cierpliwości,
bo już bym chciała być wolna.
Nie po to, by zaciągnąć Cię do łóżka, wybacz kochanie.
Chcę być wolna bo już nie mogę dłużej tak żyć.
A to, że Ty jesteś, że przytrafiłeś mi się właśnie teraz
- może to jest uśmiech losu, może dar od Pana Boga...
To, co się dzieje, jest przepiękne. Wymyka się słowom.
Dlatego coraz trudniej mi pisać.
Każdy TWój dotyk jest całym światem,

odbiera oddech i daje nowe życie.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Piotra T., 17 września 2008)

---------------------------------------------------

On doskonale wie, czuje i rozumie, że mnie już w ogóle
nie zależy na tym małżeństwie, że całą duszą oczekuję wyzwolenia, że jestem napięta jak przyczajony tygrys, że jestem silna jak ukryty smok, że jestem kimś innym, niż byłam. (...)
CZuję, przeczuwam, coś mi mówi "Masz czekać, wszystko się ułoży".
No i naprawdę dobrze, że założyłam program zmian na trzy lata.
Tylko że czasem nie mam sił, no i prawie caly czas nie mam
cieprliwości na tyle rozkładać tego czekania.

(Ze skasowanego maila Sabiny J. do Magdaleny H., 17 września 2008)

---------------------------------------------------

Patrzysz na mnie

– w oczach światło –
i wiem
że razem
odkryliśmy drzwi

Tam jest tak pięknie
Nie wolno nam wejść
Musi wystarczyć
świadomość
że ten świat
istnieje


***

Cisza z Tobą

jest powietrzem

gdzie wkradł się
gorący cień

tu i teraz
czas się zatrzymał
tu i teraz
przestrzeń udaje
że istnieje

gwałtowne bicie serca
Boję się oddychać
Boję się siebie


 
(Wiersze Sabiny J., z  okresu 2008-2010)   >>>



...czyli LUCYFERYCZNA
INICJACJA...   >>>

piątek, 24 stycznia 2014

KTÓŻ JAK BÓG...




















Ja jestem światłością świata.
Kto idzie za Mną,

nie będzie chodził w ciemności,
lecz będzie miał światło życia.


(J 8, 12)

***

Wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę
- tak we mnie jest moja dusza.

(Ps 131, 2)


***

Jak kogo pociesza własna matka,
tak Ja was pocieszać będę.

(Iz 66, 13)

***

Czyż może niewiasta
zapomnieć o swym niemowlęciu,
ta, która kocha syna swego łona?
A nawet, gdyby ona zapomniała,
Ja nie zapomnę o tobie.

(Iz 49, 15)

***

Wszakże ten człowiek, który z woli Stwórcy
został od początku wezwany, aby przez pracę
czynić sobie ziemię poddaną, jest równocześnie
od początku stworzony na obraz

i podobieństwo samego Boga.
I nie może inaczej odnaleźć siebie,
potwierdzić tego, kim jest,
 jak tylko

szukając Boga w modlitwie.
Szukając Boga, spotykając się z Nim
przez modlitwę, człowiek zarazem
musi odnajdywać siebie,
skoro sam jest podobieństwem Boga.
Nie może siebie odnaleźć inaczej,
jak tylko w tym swoim Pierwowzorze.


(Jan Paweł II - Jasna Góra, 6 czerwca 1979)


...czyli
na ŚCIEŻCE ŻYCIA   >>>

czwartek, 23 stycznia 2014

TRUP Z GŁOWY...

(3 LATA TEMU)

Jeszcze miesiąc nawet nie upłynął...,
a tu już tyle... zdążyło się wydarzyć... ;)
Kiedyś wspomniałam, że ten świr, ku naszemu
sporemu zdziwieniu, wymeldował się, che che... ;)
Nie wspomniałam natomiast, o kolejnej..., hmm...

dosyć miłej... noworocznej niespodziance... ;)
Otóż niedawno moja mamusia otrzymała
z brzeskiego sądu sympatyczną informację,
że ten oszołom, jakiś czas temu, złożył tam...
wniosek o umorzenie sprawy, którą przecież...
sam wcześniej założył; niezłe, no nie..? ;)
Chodzi o tę jego skargę na komornika w związku
ze sposobem eksmitowania go z mieszkania...
Bo mu się... schronisko nie spodobało, che che ;)
Trochę to dziwne, powiedziałabym nawet, że to...
nie w jego stylu, gdyż raczej spodziewaliśmy się...
kolejnej ciężkiej batalii, do której już, co prawda,
zrobiliśmy... pewne personalne przygotowania...,

ale i tak nikt z nas nie miał na to wszystko ochoty. ;)
A tu proszę...  Taka nagła zmiana akcji, che che...
I dobrze..., przynajmniej mamy... już jednego trupa...,
znaczy się, che che..., strupa, oszołoma z głowy... ;)
Mama się ucieszyła, bo nie dość, że pozbyliśmy się go,

to do tego jeszcze nie musiała już więcej włóczyć się
po sądach, w związku z czym nawet odpuściła sobie
rozprawę, na której miała ostatecznie zapaść decyzja. ;)
Ja natomiast zrozumiałam, dlaczego w pierwszym tygodniu
nowego roku ten świr przysłał mi takiego oto SMS-a:


Wszystko ma swoj czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem...


Początkowo wzięłam to za groźbę i nawet zastanawiałam się,
czy nie powinnam pójść z tym na Policję, ale ostatecznie
nie zdecydowałam się na to, co oczywiście nie znaczy, że...
nie zrobię z tego jeszcze kiedyś jakiegoś... użytku... ;)
Tym bardziej, że po ponad dwóch tygodniach przerwy...,
dziś znów dostałam..., kolejnego... niepokojącego SMS-a...
Wiersz chyba jakiś, czy co... Tak wygląda, bo ja wiem... 

I to, żeby było śmieszniej... po angielsku, che che... ;)
Nie wiem już, co mam o tym wszystkim... myśleć,
ale myślę..., że jemu to już chyba... całkiem odbiło... ;)
Nie zmienia to jednak faktu, że uważam to za wstrętne,
a co najgorsze..., nie wiem co on tam znów... kombinuje.
Bo to, że coś... kombinuje - tego mogę być pewna...



ENCORE

Without words
and long goodbyes...
After my tears
and your lies...

at the end of the hope...

After dreams
and your pledge...
After our life
and pleasure...

at the beginning of the unknown...

In the shadow
of your madness...
In the pain
of the lost confidence...

the final encore...

wtorek, 21 stycznia 2014

NIE DO ODDALENIA...

 21.01.2011

niedziela, 19 stycznia 2014

DROGA (SAMO)POZNANIA...





















Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej
jak tylko przeze Mnie.

(J 14, 6)


***

Tak więc człowiek jest w sobie samym podzielony,
stąd całe życie ludzi, czy to indywidualne,
czy też zbiorowe, okazuje się dramatyczną walką
pomiędzy dobrem i złem, pomiędzy światłem i ciemnością.

(Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość)


***

Albowiem wiedza nie polega na tym tylko, by wiedzieć,
co się powinno lub co da się zrobić, ale też na tym,
co można by zrobić, a czego nie powinno się robić.

(Umberto Eco, Imię róży)

---------------------------------------------------


Słowo zawiera w sobie opowieść.

(Shippey T.A., Droga do Śródziemia)
Motto w opracowaniu Sabiny J. dotyczącym imienia Eleonora, 2007


***

I pragnąłem, by nieskory świt prześwietlił wreszcie story,
By oderwał od Lenory myśl zbłąkaną w niebios mgłach,
Od Lenory, której imię do tej pory śpiewa w mgłach
Chór aniołów w moich snach.

(Edgar Allan Poe, Kruk)
Cytat z opracowania Sabiny J. dotyczącego imienia Eleonora, 2007


***

A pieśń moja to niknie, to wraca
i nie wiem, co bym zrobił, gdybym ją utracił.

(W. Bellon, Piosenka wiosenna)
Motto w tzw. Bajce Sabiny J. pt. Sen o mieczu, 198?-2003


***


Nie ma dnia
nie ma nocy
by dusza moja
nie krążyła
ponad zamkniętą bramą Sidh.
Gdy umrę
otworzą.

(Sabina J., fragm. wiersza Irlandia, 2001)


***

"PObiegnę rano na cmentarz. Na krótką godzinkę.
CZemu niektóre godziny są krótsze od innych ?
A my moglibyśmy tak spędzić życie na cmentarzu.
(...)
On doskonale wie, czuje i rozumie,
że mnie już w ogóle nie zależy
na tym małżeństwie, że całą duszą
oczekuję wyzwolenia, że jestem napięta
jak przyczajony tygrys, że jestem silna
jak ukryty smok, że jestem
kimś innym, niż byłam.

(...)
Bo tego pragnę ze wszystkich sił,
nie być już z nim, nie dzielić z nim życia,
nie dzielić z nim codzienności.
Dzielić ją z kimś innym albo być sama.
Choć prawdę mówiąc boję się czasem być sama,
bo w samotności czekają na mnie moje upiory
a ja ich jeszcze dobrze nie znam,
rzadko jestem sama, i boję się ich bardzo.
Różnych szaleństw nienazwanych.

(...)
CZy wiesz, co kiedyś zrobiłam ?
GDy pierwszy raz spotkaliśmy się na cmentarzu ?
Zaprowadziłam go i poznałam z moim tatą.
POwiedziałam: "tato, to jest Piotrek. Kocham go".
Mój tata był kimś, kto patrzył na mnie i słuchał mnie,
a nie tylko na fajne dziecko, jak moja mama,
pedagog z powołania. Wiem, że lubiliby się z Piotrem.
Mogliby sobie nawet razem świętować urodziny.

(...)
I to jest takie proste i naturalne, takie piękne,
takie straszne i wymowne
, że PIotr teraz przychodzi
do niego. Nie tylko, że tam na mnie czeka.
Ale przychodzi do mojego taty, gdy ja nie mogę.
Wieczorami. GDy tęskni za mną. GDy czeka na czwartek
albo inny dzień z uśmiechem losu."

(Z maila Sabiny J. do Magdaleny H. - 17 września 2008)


---------------------------------------------------

  
Jest jakaś tajemnicza mądrość, która sprawia, że zjawiska
tak od siebie odmienne mogą być nazwane podobnymi słowy,
ta sama mądrość, która sprawia, że rzeczy Boskie mogą być
wskazane terminami ziemskimi i dwuznaczne symbole
mogą nazywać Boga lwem lub panterą i śmierć raną,
radość płomieniem, płomień śmiercią, śmierć otchłanią,
otchłań zgubą, zgubę występkiem, a występek namiętnością.

(Umberto Eco, Imię róży)

***


Tropieniu zła winni się poświęcić
wyłącznie silni duchem,
odporni na zarażenie owym złem.
Tropieniem dobra
niech zajmą się wszyscy.

(Sabina J.,  2001)


***

Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali:
Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich?
On im odpowiedział: Wam dano poznać tajemnice
królestwa niebieskiego, im zaś nie dano.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie;
kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma.
Dlatego mówię do nich w przypowieściach,
że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami
nie słyszą ani nie rozumieją.
Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza:
Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie,
a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu,
ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli,
żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli,
ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się,
abym ich uzdrowił. Lecz szczęśliwe oczy wasze,
że widzą, i uszy wasze, że słyszą.
Bo zaprawdę, powiadam wam:
Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to,
na co wy patrzycie, a nie ujrzeli;
i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.
(...) Do każdego, kto słucha słowa o królestwie,
a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to,
co zasiane jest w jego sercu.

(Mt 13, 10-19)                                           >>>

czwartek, 16 stycznia 2014

MARTWA MATKA...



...czyli
ZAKOCHAĆ SIĘ
na ŚMIERĆ...


Wśród zmian zachodzących na bardziej wewnętrznym poziomie,
zakochanie się (zwykle w sposób naznaczony silnymi rysami
symbiotycznymi) i będące jego następstwem rozczarowanie
i zranienie samoposzanowania - jest prawdopodobnie
najczęstszym czynnikiem wyzwalającym psychozę.
Może to być miłość odległa, na poziomie wyobrażeniowym,
ale zdarzają się także  próby nawiązania związku interpersonalnego

na doroślejszym niż wcześniej wymieniony poziomie.
„Symbiotyczne” poleganie i przyklejenie się (z leżącym
u podłoża pragnieniem znalezienia relacji z obiektem self),
podatność na zranienie spowodowana brakiem rozwojowym
oraz dziecinność w porównaniu z partnerem  - są często
czynnikami przyspieszającyrni niepowodzenie.
Z punktu widzenia  samoposzanowania pacjenta lokata uczuciowa
jest większa niż zazwyczaj, a wywołana niepowodzeniem rana
- boleśniejsza. (...) Łatwo też pojąć, że nie dający się rozwiązać konflikt między wewnętrzną  wyobraźnią a zewnętrzną rzeczywistością

może prowadzić do stopniowego wycofywania się z konkretnego
związku z człowiekiem w omnipotentne fantazje,
coraz bardziej oddalające się od rzeczywistości.


(Alanen Yrjö O., Psychologiczne czynniki wyzwalające,
w: Schizofrenia: jej przyczyny i leczenie dostosowane do potrzeb.

Instytut Psychiatrii i Neurologii, 2000)

***

Obiekt self ("obiekt dla ja") - to subiektywne przeżywanie drugiej osoby,
która w ramach relacji spełnia podtrzymującą funkcję wobec self ("ja")
- współtworzy i podtrzymuje jego tożsamość. Taki obiekt (osoba)
ma spełniać nieświadome żądanie fuzji, bliźniactwa, odzwierciedlenia
oraz potrzebę idealizacji. W normalnym, prawidłowym rozwoju dziecka
rolę tę pełni najczęściej matka lub inny "matkujący" opiekun.
Widoczne jest to w procesach budowania przez dziecko własnej osobowości

przez okazywaną mu przez rodziców miłość i identyfikację z nimi.
Wczesnodziecięce traumatyczne przeżycia i nadużycia przejawiają się
wytworzeniem w psychice pustki - obszaru tzw. "martwej matki"
- utratą "opiekuna wewnętrznego", czyli niemożnością samouspokojenia
- nieobecnością wewnętrznego "obiektu przejściowego" (łącznika między
rzeczywistością wewnętrzną-subiektywną, a zewnętrzną-obiektywną).
Takie deficyty strukturalne i defekty emocjonalne powodują z kolei
trudności rozwojowe - utrzymywanie się tego sposobu przeżywania
(w szczególności związków miłosnych) w dalszych etapach życia
lub regresji do niego, czyli tworzenia relacji przeniesieniowej
(symbiotycznej), której celem jest uzyskanie idealizowanej
i rozumiejącej - doskonałej postaci macieżyńskiej (rodzicielskiej).
Przejawia się to w silnym pragnieniu stopienia się z nią w jedno
z przeżywanym zarazem lękiem utraty siebie, własnej osobowości,
który z kolei aktywuje tendencje separacyjne, przybierające

ostatecznie formę całkowitej i bezwzględnej dewaluacji.
Ambiwalencja relacji wynika z braku rodzicielskiej empatii
wobec własnych aspiracji dziecka, kiedy nie odpowiadało
ono narcystycznym potrzebom  zaburzonego rodzica.
Patogeneza takiego funkcjonowania psychicznego nie jest
ograniczona tylko do okresu wczesnodziecięcego (chociaż
ma on kluczowe znaczenie), lecz nierzadko obejmuje również
kolejne lata życia, kiedy to intruzyjna, posesywna matka
w dalszym ciągu (często nieświadomie) blokuje rozwój osobowości
dziecka, postrzegając je jako uzupełnienie i kontynuację siebie
- przez co paradoksalnie staje się ono jej własnym obiektem self.
Rodziny schizofreników naznaczone są szczególną intensywnością
tego zjawiska - występuje w nich przesadne wyolbrzymienie
normalnych relacji międzyludzkich, gdzie narcystyczny aspekt
relacji rodzic-dziecko staje się silną patologią.
Ta ostatnia często przechodzi z pokolenia na pokolenie,
tym niemniej może przybierać dosyć zróżnicowaną formę.
W typowej sytuacji matka przejawia nadmierną tendencję
do życia "przez" dzieci, potrzebę utrzymania z nimi
związku bez zmian z racji nieuświadomionej przyjemności,
jaką dają jej dzieci, jako jej własne obiekty self.
Najbardziej przekonująco pojawia się to w poczuciu
matki przeżywającej niemowlęctwo swoich dzieci jako
"najszczęśliwszy okres w życiu". Macierzyństwo wyzwala w niej
nowy stosunek do życia, a empatyczna próba zrozumienia
świata reprezentacji dziecka przywodzi ją do znacznej
regresji interakcyjnej, do świata gratyfikacji wczesnodziecięcych,
oralnych i zabarwionych symbiotycznie. Matka może osiągnąć
na drodze identyfikacji projekcyjnej z własnym dzieckiem
zaspokojenie swoich, sfrustrowanych potrzeb empatycznej
miłości i opieki. Problemy pojawiają się wówczas,
gdy trzeba zrezygnować z tych regresywnych gratyfikacji
na rzecz takich, jakie są właściwsze życiu dorosłego człowieka.
Nieprawidłowy rozwój i jego sprawcze czynniki nie są świadome,
ani nie są pod kontrolą matki - można je prześledzić aż do jej
własnego wczesnego dzieciństwa. U podłoża macierzyńskiej dominacji
można nierzadko odnaleźć sfrustrowaną dziewczynkę,
potrzebującą empatii i zrozumienia.
Pacjenci ze schizofrenią często mówią, że rodzice ich
nie rozumieją, ale równocześnie czują, jak ważni są dla
swoich rodziców, i że rodzice kochają ich na swój sposób.
Uczucia te nierzadko prowadzą do wyzwalających lęk konfliktów
między dziecięcymi próbami separacji i niezależności
a archaicznymi uczuciami miłości i żądania
wewnątrzrodzinnej lojalności.


(Na podstawie specjalistycznych opracowań, m.in. opus cit.)

środa, 15 stycznia 2014

GRA NA ZWŁOKĘ...

Przemoc występnych porwie ich samych, bo nie chcą strzec prawości.
Kręta droga zbrodniarza, niewinny działa z prawością.


(Prz 21, 7-8)

>>>

wtorek, 14 stycznia 2014

Z PALCA WYSSANE...


Gdyby bowiem w istocie było tak, jak twierdzi pozwany,
iż do września 2008 r. strony były idealnym  małżeństwem
i poza drobnymi nieporozumieniami, nie było między nimi
większych  konfliktów, to trudno przyjąć iż powódka
opuściłaby razem z dziećmi męża i zerwała z nim
wszelkie kontakty tylko dlatego, że zaangażowała się
uczuciowo w związek z małoletnim uczniem.

Opierając się na opiniach biegłych wydanych w przedmiotowej sprawie, należy  bowiem uznać, iż powódka nie cierpi na chorobę psychiczną,
ani też zaburzenia psychiczne tego rodzaju, że uniemożliwiałyby jej racjonalną ocenę związku z małoletnim uczniem i powódka jest osobą inteligentną, w związku z czym zapewne zdawała sobie sprawę,
że taki związek nie miałby szans
i dla takiego związku,
gdyby nie było innych uwarunkowań w postaci niewłaściwych
zachowań jej męża w stosunku do niej, zapewne nie poświeciłaby
małżeństwa i rodziny
, na której jej zależało.


(Z uzasadnienia wyroku rozwodowego SO w Tarnowie z 21 grudnia 2010 r.) 



ZAMIAST KOMENTARZA...


"On doskonale wie, czuje i rozumie, że mnie już w ogóle nie zależy na tym małżeństwie, że całą duszą oczekuję wyzwolenia,
że jestem napięta jak przyczajony tygrys, że jestem silna jak ukryty smok, że jestem kimś innym, niż byłam. Jeszcze pół roku temu cieszyłabym się z tych starań, z myślenia o remoncie,
a jego przytulania by były miłe. A teraz to wszystko wzbudza
lęk, że on nigdzie nie chce odejść, skoro planuje inwestycje
i działania, że to się będzie ciągło w nieskończoność, a wszelki
kontakt, zwykły dotyk, który ze względu na wszystkie poprzednie
lata nawet nie jest mi niemiły, wzbudza tylko tęsknotę za kimś
innym, by być teraz z kimś innym...

Gdybym nie miała Piotra, gdyby w mojej chorej głowie nie zalęgły się marzenia o tym, by z nim być - bardziej niż teraz - to pewnie uznałabym, że obecna codzienność, to znaczy np. wczorajsza, jest całkiem miła, i by mi to wystarczyło. Boję się nadal siebie.

Mam takie dni jak dziś. Boję się walczyć o siebie.
No wiesz: potrafiłabym sprostać sytuacji, gdyby Sławek dążył

do rozstania. Nawet bym się cieszyła, nawet gdybym żałowała
wielu dobrych rzeczy i martwiła się o dzieci. Bo tego pragnę
ze wszystkich sił, nie być już z nim, nie dzielić z nim życia,
nie dzielić z nim codzienności. Dzielić ją z kimś innym albo
być sama. Choć prawdę mówiąc boję się czasem być sama,
bo w samotności czekają na mnie moje upiory a ja ich jeszcze
dobrze nie znam, rzadko jestem sama, i boję się ich bardzo.
Różnych szaleństw nienazwanych...

Ale nie potrafię sprostać sytuacji, że to ja inicjuję zmiany.

Boję się o dzieci, że będą miały żal, boję się odpowiedzialności
za Sławka i jego los, który nie będzie różowy i jestem tego
pewna, będzie to tylko upadek - gdyby sam chciał odejść,
dobrze, ale boję się tam go spychać. Boję się ludzkiego gadania
i potępienia, że rozwaliłam rodzinę - boję się tego bo wiem,
że to byłby cień, gdybym chciała zacząć życie z kimś innym.
Zwłaszcza że ten ktoś jest jaki jest – zbyt młody.
Nie dla mnie. Ale tak ogólnie."

(Z maila Sabiny J. do Magdaleny H., 17 września 2008 r.)


__________________________________________


Kontakt internetowy z małoletnim uczniem, traktowanie go
jako powiernika i wsparcie jest dowodem niedojrzałości
emocjonalnej i braku krytycyzmu.
(...)


Nie zauważa niestosowności własnych reakcji,
nie ma wglądu w przyczyny i skutki swojego postępowania.
(...)


Małżeństwo ze Sławomirem K. w chwili obecnej
wzbudza w niej silnie negatyvvne emocje. (...)

Z analizy rozmów internetowych z mężem /karty 78-120 /
wynika jednak, że opiniowana spontanicznie w trakcie rozmowy
wyznaje mężowi miłość, wspólnie z nim zastanawiają się
nad zakresem przywilejów syna, ustalają plany urlopowe,
wykazują troskę o to co robią dzieci, ustalają menu obiadowe.
Z tych rozmów nie wynika, że małżeństwo to jest w znacznym
konflikcie i że opiniowana jest przez męża szykanowana,
zastraszana itp.


W jej funkcjonowaniu dominującą rolę odgrywają emocje,
przejawia tendencję kierowania się głównie nimi w postępowaniu.
Przeżywane uczucia są nadrzędne nad racjonalnością.


(Z opinii biegłych psychologa Grażyny S. i psychiatry Wojciecha M.
z 24 sierpnia 2010 r., s. 6.)


__________________________________________


Treść zeznań świadka Sabiny J. potwierdza występowanie
sygnalizowanego przez biegłych psychologów i psychiatrów,

braku wglądu w przyczyny i skutki jej własnego działania.


W świetle całości dostępnego materiału można stwierdzić,
że świadek celowo ukrywała pewne informacje, które mogły ją
stawiać w niekorzystnym świetle, czy też budzić wątpliwości
dotyczące intencji wniesienia przez nią oskarżenia.
(...)


Jednocześnie analiza całości materiału wskazuje,
że na ich treść wpływa także uogólniona negatywna
postawa Sabiny J. ujawniana wobec oskarżonego oraz
brak prawidłowego wglądu we własne motywy zachowań.

Brak jest podstaw do wnioskowania, aby jej tendencja
do pomijania, czy nawet zaprzeczania czynom,
które mogłyby ją stawiać w niekorzystnym świetle,
 jest skutkiem funkcjonowania pamięci.

Wskazuje to raczej na działanie celowe zmierzające
do ukazania się w pozytywnym świetle
i eksponowanie roli ofiary w konflikcie małżeńskim.


(Konkluzje z Opinii Zakładu Psychologii Sądowej
Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie
z 25 listopada 2010 r., s. 15-16.)