ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

czwartek, 28 czerwca 2012

JAK PASOŻYT...














Jak pasożyt
przylgnęłam
do Twej duszy

Przytulny mrok
ciepły
i widać gwiazdy

chyba
zostanę tu dłużej

Boję się tylko
czy Ciebie to
nie boli ?

(SJK, 2008-2010)

>>>

środa, 27 czerwca 2012

PARS PRO TOTO...













I kocham Cię jak fragment Ciebie,
który jest na tyle daleko,
by dobrze Cię widzieć całego
i tak bardzo blisko,
żeby przylgnąć na zawsze...
Żebyśmy byli tak blisko,
by już nie wiedzieć,
kto jest kim...

>>>

poniedziałek, 25 czerwca 2012

GWIAZD WSPOMNIENIE...















Syriusz


Ty wspaniały
taki byłeś
gwiazdy
blaskiem swym
przyćmiłeś

Zbyt dalekie?
Zbyt odległe?

Ty wspomnienie
w sercu
na dnie
wymazane
tak starannie

Zbyt dalekie?
Zbyt odległe?

Człowiek
Mąż
Legenda..?  ;)
 
(2012)
 
>>>

niedziela, 24 czerwca 2012

ŚWIĘTO JANA...















...a NOC KUPAŁY...



Szybciej, szybciej

goni cię czas
a może czasy.
W paprociach
ukryte czeka szczęście
delikatne, zielone.
Nie dostrzeżesz
w tym biegu
a serce
nic ci nie wskaże.
Tak jak ty
chce już tylko
wytrzymać…

(SJK  2001-2004)



Szczęście mieszka
w milczeniu

krzyczy
ciszą
oddechu

Święto
gwałtowne
nienazwane

Słowa
śmiech
i płacz
tłumacze nieudolni
nie pochwycą go
gdy wtapia się
w noc
pod gwiazdami

(SJK  2008-2010)

>>>

sobota, 23 czerwca 2012

PATER NOSTER...

Ty byłbyś takim wspaniałym,
opiekuńczym, delikatnym ojcem
(i dla naszego dziecka i dla mnie)!
Nie gniewaj się, że to wszystko piszę.
Chcę się z Tobą podzielić
najświętszymi uczuciami...


...czyli...
wyraźnie napisane...   >>>

czwartek, 21 czerwca 2012

SOL VICTUS...














Myślę, że dopiero teraz dojrzałam
do prawdziwego związku z Tobą.
Ale mówiłam Ci już, że to Ty
jesteś tym Słoneczkiem,
dzięki któremu się rozwijam...

...czyli życie
i śmierć...   >>>

środa, 20 czerwca 2012

protokołów słowo...

...pokazuje kto jest kim...   >>> 

wtorek, 19 czerwca 2012

drażliwa kwestia...

...czyli zeznania kontra listy
>>>

piątek, 15 czerwca 2012

NA DOBRE...

(3 LATA TEMU)

Moja mama ma dzisiaj mord w oczach. :)
Nie muszę chyba dodawać, kto jest tego powodem,
a zarazem podmiotem jej morderczych fantazji... ;)
No, bo któż inny mógłby to być, jak nie jej...
"ukochany" zięć, który uprzykrza jej życie
swoją obecnością w JEJ domu, a na dodatek
ma czelność po pracy słuchać głośno muzyki.
Ale nie to jest przyczyną jej dzisiejszego nastroju.
Chodzi natomiast o to, że dziś zapadł wyrok
w sprawie listopadowego zajścia w miejscu pracy
naszego współlokatora, a którego głównym aktorem
był jej wspaniały syn - reżyser Szymon.
Oczko w jej głowie - podobnie jak dla mojej babci Anny
był mój wuj, chrzestny i... reżyser w jednej osobie. ;)
Niepocieszenie mojej mamusi wynika z tego,
że mimo tak dobrej ostatnio sądowej... passy,
Szymon został dziś uznany za winnego.
Co prawda, Sąd warunkowo umorzył postępowanie
na okres jednego roku, zobowiązując go do zapłaty
kilkusetzłotowej nawiązki oraz kosztów postępowania,
ale to przecież nie to samo co uniewinnienie...
Cóż, może i dałoby się coś... załatwić, gdyby nie to,
że w gruncie rzeczy... Szymon przyznał się do wszystkiego.
Dlatego nie bardzo się już dało... w ten sposób...
i stąd takie alternatywne, najkorzystniejsze dla Szymona
zakończenie tej nieprzyjemnej dla nas wszystkich sprawy.
W przeciwieństwie do mojej mamy, brat jest raczej zadowolony. ;)
Nawet nie pofatygował się na dzisiejszą rozprawę
tylko zadzwonił do Sądu już po, aby poznać werdykt,
który go wyraźnie rozbawił, bo niebawem wysłał SMS-a
do swojego oskarżyciela o wymownej treści:

Buhahahahahaaaa.

Tak więc, brat się cieszy, a w zasadzie mu to... zwisa,
a mama jeszcze bardziej wścieka się na naszego lokatora...
A zatem, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... ;)))

>>>

czwartek, 14 czerwca 2012

PORA ŻNIW...















(3 LATA TEMU)

Ostatnio jestem w dosyć dobrym nastroju.
To dlatego, że moje sprawy zaczynają układać się
po mojej myśli... - dwa wyroki skazujące tego oszołoma. ;)
Co prawda nieprawomocne, ale to tylko kwestia czasu... :)
Czuję, że moje marzenia są coraz bliżej spełnienia,
a to napawa mnie optymizmem... i wprost roznosi... ;)
Z tego wszystkiego, jakiś czas temu, zamówiłam dla siebie
dwie czarne koszulki z białymi napisami:
NO FUTURE i PORA ŻNIW,
a jedną dla Janka z nadrukiem:
MROK MROK KRWAWY LAMENT MROK MROK.
Ta ostatnia to dlatego, że mój syn ma zamiar założyć
kapelę metalową o nazwie... Krwawy Lament. :)
Chciałabym mu w tym pomóc,
bo to także jedno z moich marzeń... ;)
Dlatego mam zamiar, za jakiś czas,
kupić mu gitarę elektryczną... :)
No i koniecznie powinien... zapuścić długie włosy... ;)
No bo musi mieć odpowiedni... skalp,
czy "pióra" (nieważne, jak zwał)
- jak na prawdziwego metalowca przystało... :)
Będzie mi wtedy przypominał moich kumpli z czasów
licealnych "potupanek", a i mojej mamie się spodoba,
bo podobnie jak ja - lubi chłopaków z długimi włosami,
a jak jeszcze taki gra na gitarze...,
och... to już stuprocentowy facet! :)
Przynajmniej w tym jesteśmy zgodne. ;)
Tak więc ostatnio odebrałam wspomniane podkoszulki,
które prawdziwie wzbudziły mój i nie tylko mój zachwyt,
dlatego chyba sobie sprawię następne w tym stylu...
Może tym razem z nadrukiem:
FEEL OF THE DARK albo CARPE NOCTEM. ;)
Zobaczymy, w każdym razie jedno jest pewne
- zdecydowanie poprawiają mi one humor,
zwłaszcza kiedy mam mieć jakąś rozprawę w Sądzie
i jestem z tego powodu okropnie zestresowana... ;)
W takiej sytuacji najchętniej ubrałabym jedną z nich... ;)
Ale wiem, że byłaby to chyba już pewna przesada. :)
Co innego moje ukochane... glany - nie wyobrażam sobie,
abym miała być na rozprawie bez nich... dodają mi siły
i pewności siebie, które tam są mi szczególnie potrzebne. :)
Co prawda, w tych okolicznościach wyjątkowo
nie ośmielam się ich odsłaniać i eksponować tak,
jak to lubię, czyli podwijając wysoko spodnie,
i mam je na sobie bardziej dyskretnie,
ale i tak przez to czuję się zdecydowanie lepiej... ;)
Choć jestem wegetarianką i zdeklarowaną przeciwniczką
użytkowania produktów zwierzęcopochodnych,
czyli na przykład ze skóry - to pozwalam sobie w tym
na odrobinę niekonsekwencji - jak zwykle zresztą ;)
- i robię tu wyjątek w dwóch przypadkach:
paska do spodni i butów.
Co do paska, to mam taki jeden stary,
męski - jeszcze po tacie, który zwykle noszę. :)
Natomiast jeśli idzie o buty, to zawsze miałam
słabość do takich porządnych, mocnych trepów,
ewentualnie welurów, bo typowo damskie obuwie,
szczególnie na obcasie, to oczywiście nie dla mnie,
że nie wspomnę już o szpilkach..., che che... ;)
Dawniej, jeszcze w liceum,
o glanach mogłam tylko sobie... pomarzyć.
W końcu, po latach, moje marzenie
ziściło się zimą 2007/2008.
Będąc w Brzesku pewnego razu wstąpiłam do naszego
ulubionego sklepu obuwniczego i... zobaczyłam je.
Były tak piękne, że musiałam je przymierzyć,
a gdy tylko to zrobiłam - od razu poczułam,
że są moje... i pasują "jak ulał"...
Ale dosyć wysoka cena powstrzymała mnie
przed ich natychmiastowym zakupem.
Wstąpiłam więc tradycyjnie do męża,
który był wtedy w pracy i mu o nich wspomniałam.
Uśmiechnął się tylko i zapytał, czy jestem pewna,
że bardzo mi się podobają takie buty
i czy dobrze się w nich czuję... ;)
Odpowiedziałam twierdząco, podobnie jak wtedy,
gdy spytał jeszcze o cenę i czy są porządnie wykonane.
Powiedziałam mu wówczas, że są super mocne i wygodne
no i z naszej ulubionej od lat firmy "Wojas"... :)
Stwierdził wtedy, że skoro tak i było to moje marzenie,
to bym nie przejmowała się ceną i sobie je kupiła.
Otrzymawszy takie "błogosławieństwo" pobiegłam zaraz
dokonać szczęśliwego zakupu i wróciłam, aby się pochwalić.
Uśmiechając się nieco tajemniczo przyznał, iż są ładne
i dobrze zrobione oraz życzył mi zadowolenia z nich.
Ja zaś nie chcąc się z nimi kramarzyć na rowerze,
zostawiłam mu je, aby zabrał je samochodem.
Odtąd moje wymarzone, ukochane glany
dawały mi poczucie szczęścia... ;)
Starałam się, przynajmniej do pewnego czasu,
nie obnosić z nimi, szczególnie ostentacyjnie... :)
Dlatego trochę się zdziwił, gdzieś na wiosnę 2008,
kiedy tuż przed jakimś wspólnym wyjściem,
z roztargnienia, a może raczej z przyzwyczajenia już... ;) podwinęłam sobie dżinsy, odsłaniając moje piękne glany
w całej ich wspaniałej okazałości... ;)
Chyba przeżył wtedy niezły szok, bo go nieco zatkało
i tylko zapytał czy zwykle do szkoły też tak chodzę... ;)
Wspomniał też coś, że glany tak, ale że w ten sposób
to mi raczej już nie wypada ich eksponować w tym wieku,
zwłaszcza w taki... iście młodzieżowy sposób. ;)
Zirytował mnie wtedy tym tekstem i odpowiedziałam mu,
że mam to w d...., co sobie inni myślą,
i nie po to mam glany, żeby nie było ich widać. :)
Oczywiście, nie wspomniałam mu wówczas
 że Mrocznym Braciom, a w szczególności Piotrowi,
oraz jego kumplom jakoś to w ogóle nie przeszkadza,
a nawet mogłabym powiedzieć - bardzo im się podoba... ;)

Teraz czuję się nareszcie wolna i mogę robić,
co tylko zechcę i nikt już nie będzie się mnie czepiał,
że robię coś nie tak, bo za stara już jestem,
aby się dostosowywać do czyichś oczekiwań.
Mogą mi skoczyć... Wszyscy razem i każdy z osobna
- zwłaszcza ten świr, który na każdym kroku
chciałby mnie zmieniać i kontrolować.
A odkąd od niego uciekłam odnoszę wrażenie, że stale
śledzi mnie, podsłuchuje, podgląda, a nawet nagrywa
i robi mi zdjęcia, np. niedawno na festynie w Bochni.
To, co robię i jak wyglądam, to jest tylko moja sprawa!

Podsumowując zatem, te przydługie dygresje:
Nie jestem satanistką, chociaż ubieram się na czarno.
Lubię czarny kolor, bo czuję się w nim bezpiecznie,
a w glanach na dodatek jeszcze mocna i silna... :)
Lubię ostrą muzykę, zwłaszcza metal (choć go nie słucham),
bo mnie uspokaja - po prostu oni "krzyczą i tupią" za mnie. :)
Ale nadchodzi pora żniw, oj tak - żniw... i to ja teraz
będę tupać - moim pięknym glanem oczywiście... ;)

>>>

sobota, 9 czerwca 2012

PRÓBA ZAMACHU...

Pewne prawdy jakoś nie mijają,
powracają do ludzi wciąż.

                                                              (Jan Paweł II)


...a słowa prawdy...
orężem mym i tarczą...   >>>

czwartek, 7 czerwca 2012

MODLITWY RYMEM...















Boże Ciało


Boże mój!
dlaczego
wymagasz
ode mnie
tak wiele..?

bo ujrzałem
obraz Twój
w jej sercu
w ukochanej
ludzkim ciele..?

Twa zazdrość
o miłość mą
i me oddanie
może gniewu
jest powodem?

czy mej zaślepionej
duszy to ratunek
przed skrytym
dla jasnego świata
jej cienia potworem..?

mądrości darem
oświetliłeś mi
życia naszego
i studni bezdennej
mroczne tajemnice

że w jej pustkę
siebie wlewając
widzieć mogłem
li tylko własne
nikłe odbicie

Boże mój!
zatem o jedno
- zapewnienia Słowo
w marności mojej
bardzo Cię proszę

byś w dobroci
Łaską i Światłem
obdarzyć raczył
dzieci me drogie
a krzyż mój uniosę

Słowo Twe Panie
niech Ciałem się stanie

Boże Wszechmogący

Amen

(Boże Ciało, 2012)


>>>

wtorek, 5 czerwca 2012

NAŁADOWANA BATERIA...

(3 LATA TEMU)

Byliśmy dzisiaj w Tarnowie, gdzie odbyła się
kolejna rozprawa rozwodowa, na której zeznawało
troje świadków pozwanego: dwoje wspołpracowników
oraz nasz wspólny znajomy z sąsiedztwa,
a ojciec mojego chrześniaka... :)
To ci sami, co zeznawali już wcześniej
w zakończonej wczoraj sprawie karnej.
Dzisiaj zasadniczo powtórzyli to,
co mówili w Sądzie ostatnim razem,
więc żadna rewelacja, bo przecież
nie mieszkali z nami... ;)

Na rozprawie Sąd dopuścił niedawno wniesione
przez mnie mocne dowody w postaci... ślicznych
sądowych opinii psychologiczno-psychiatrycznych
tego świra, które zostały zlecone przez Prokurator
dla potrzeb sprawy karnej o znęcanie... ;)
Poza tym, mogłam na dzisiejszej rozprawie
pochwalić się, co prawda nieprawomocnymi jeszcze,
ale jednak - wyrokami w sprawach karnych:
o nękanie nas SMS-ami oraz znęcanie... ;)
Wprawdzie, ten oszołom dzisiaj oświadczył tam,
że od wczorajszego wyroku zamierza się odwoływać,
podobnie jak to uczynił w sprawie o wykroczenie,
co oczywiście nie wzbudziło mojego zachwytu,
ale i tak uważam, że to wszystko razem jest,
póki co, całkiem niezłą baterią dowodową... ;)
Może przez to czuję się... taka... naładowana. :)

Wracając natomiast do kwestii wczorajszego wyroku,
to trochę żałuję, że pozwoliłam Jankowi dwukrotnie
wyjechać z ojcem do jego rodziny (ostatnio w zimie,
na kawałek ferii, o czym tu dotąd nie wspomniałam),
czy od czasu do czasu, także z Lenką, na basen...
Gdyby nie to, to być może Sąd by orzekł zakaz
kontaktowania się oskarżonego z nami, z uwagi
na ogromne niebezpieczeństwo z jego strony
i miałabym już święty spokój, kto wie...
A tak - odrobina niekonsekwencji - i jaki efekt...
Cóż, trudno - klamka zapadła, tzn. wyrok.
Korzystny dla mnie, więc nie ma co narzekać... ;)
A kontakty dzieci z tatusiem... cóż...
i tak pomalutku je ostudzimy... ;)
Zresztą, czy pozwalam im na wiele...? ;)
Sprawy narazie idą w dobrym kierunku,
a i one przywykły do tych rzadkich spotkań,
więc nie ma potrzeby wykonywać jakichś
gwałtownych ruchów... Taka dobra jestem! ;)
Chyba, że - odpukać - sytuacja się zmieni... :)

>>>

poniedziałek, 4 czerwca 2012

SWABODA I PARIADKI...

(3 LATA TEMU)

Yes! Yes! Yes! Pełny sukces!
Zwycięstwo! Ura! Ura! Ura!
Ciociu Krysiu! Magdo! Jesteście wielkie...! ;)
Tak, dzisiaj zapadł wyrok i doprawdy nie mogę
powstrzymać ogromu radości z tego powodu... :)
Mamy skazańca i już wkrótce się go pozbędziemy. :)
Choć byłam... dobrej myśli to do końca żyłam w napięciu.
Ale teraz już wiem, że wszystko poszło zgodnie z planem,
a nasz wielomiesięczny trud nie poszedł na marne... :)
Sąd uznał oskarżonego winnym zarzucanych mu czynów
i wymierzył mu karę 10 miesięcy pozbawienia wolności,
uznając, iż kara ta spełni cele wychowawcze i prewencyjne
wobec niego i powstrzyma go w przyszłości przed podobnym
zachowaniem i będzie miała wydźwięk... społeczny. ;)
Z uwagi, iż nie był dotychczas karany i po raz pierwszy
wszedł w konflikt... z prawem, Sąd uznał, że wina i stopień
społecznej szkodliwości popełnionego czynu nie jest znaczna,
i istnieje wobec niego pozytywna prognoza na przyszłość
- zastosował warunkowe zawieszenie tej kary na okres 3 lat. :)
Ponadto, chcąc przeciwdziałać kontynuowaniu przez oskarżonego
przestępstwa, Sąd zobowiązał go do opuszczenia zajmowanego
dotychczas lokalu w terminie 2 tygodni od uprawomocnienia wyroku.
Ponadto, zdaniem Sądu taki środek będzie wystarczający
dla zlikwidowania źródła konfliktu i nie jest konieczne
stosowanie zakazu kontaktowania się, Sąd bowiem stwierdził,
że z akt sprawy wynika, że oskarżony ma obecnie dobry kontakt
z synem, o czym świadczą jego wspólne wyjazdy z dzieckiem...
No i, do cholery, to mi się jedynie w tym wyroku nie podoba!
Ale widocznie nie można mieć od razu wszystkiego... ;)
Aaa..., i jeszcze obciążył go kosztami procesu..., che che... :)

No i to by była kwintesencja dzisiejszego dnia... :)
W Sądzie wsparcia moralnego udzielał mi brat Szymon,
ale nie wchodził na salę rozpraw i czekał na korytarzu.
Wszystko trwało zaledwie parę minut w obecności: mojej,
oskarżonego i Prokuratora, tego co ostatnio...,
który sprawiał wrażenie wyraźnie zadowolonego... ;)
Sędziemu bardzo się chyba spieszyło, bo zaczął szybko
i niewyraźnie odczytywać wyrok, zanim zdążyliśmy
wejść na salę sądową w celu jego ogłoszenia.
Ale co tam powaga i etykieta..., po paru rozprawach,
a zwłaszcza przedwczorajszej... przywykliśmy już
do nieco... swobodnych obyczajów tam panujących... ;)
Ustne uzasadnienie wyroku było... bardzo oszczędne. :)
Sędzia stwierdził, iż wina oskarżonego nie budzi jego...
żadnych wątpliwości..., za czym przemawiają...
przede wszystkim... moje zeznania..., które znalazły
całkowite potwierdzenie w relacjach innych świadków,
w szczególności... moich krewnych i... przyjaciółki... ;)
Ale jednym z najistotniejszych i to całkowicie
obiektywnym dowodem obciążającym oskarżonego,
były, zdaniem Sądu, wydruki SMS-ów wysyłanych
do żony od października 2008 r., o których
dołączenie do akt sprawy, paradoksalnie, sam wnosił... ;)
Albowiem ich ilość i treść jest najlepszym opisem
skrajnie despotycznego charakteru oskarżnego... :)
I tu położył nacisk na SMS wysłany... 23 listopada 2008 r.
z odnośnikiem do biblijnej Księgi Ezechiela... ;)

Tak więc, cieszę się niezmiernie i mam cichą nadzieję,
że ten oszołom może od tego wyroku nie będzie się
już odwoływał..., tak jak w przypadku tych SMS-ów.
Skoro Sędzia uznał dziś, że te SMS-y są koronnym
dowodem jego winy, jeśli idzie o znęcanie się nad nami,
to myślę, że to dobrze wróży w sprawie nękania...
I że ta jego cholerna apelacja w tamtej sprawie
nic mu nie da... Tak to widzę, że damy radę...
Póki co, dwie sprawy mamy już... posprzątane... ;)

>>>

niedziela, 3 czerwca 2012

JANUSA TWARZ...











(3 LATA TEMU)

Pomału zbieram się i pilnie donoszę,
że wczoraj mieliśmy ostatnią rozprawę
w związku ze znęcaniem się naszego przestępcy... :)
Przyznać muszę, że trochę zdrowia mnie to kosztowało.
Już sam fakt, że na sali sądowej zeznawały jego siostry
i ich mężowie, nie był dla mnie komfortowy.
W końcu zawsze byli wobec mnie w porządku
i bardzo ich lubię, więc sami rozumiecie,
że sytuacja dosyć... niezręczna... :)
Zwłaszcza, że jak ostatnio się z nimi widziałam
na początku sierpnia zeszłego roku, to nikt z nas
nie przypuszczał, że następnym razem
spotkamy się... w Sądzie... ;)
Dlatego przed rozprawą i w czasie przerwy starałam się
ich unikać i powiedziałam tylko, że mi przykro,
że spotykamy się w takich okolicznościach. :)
Jedynie mój brat Szymon, czekając na korytarzu
na swoją kolej, chwilę z nimi niezobowiązująco pogadał,
zwłaszcza ze szwagrami oskarżonego o... motorach. ;)

Co prawda na tej rozprawie mieli przede wszystkim
zeznawać świadkowie obrony (nie licząc jednego
policjanta, który kiedyś, jeszcze w październiku
zeszłego roku, postraszył mnie grzywną
za bezzasadne, według niego, wezwania,
ale na szczęście podczas zeznań złagodził
nieco swój wcześniejszy, srogi  ton),
to postanowiliśmy zmobilizować jeszcze
trochę dodatkowych sił na tym finiszu... ;)
Tym bardziej, że ten oszołom miał czelność
odwołać się od wyroku za nękanie nas SMS-ami
i właśnie co dostaliśmy 3 kopie jego pisma.

Prawdę mówiąc, to nikt z nas raczej nie spodziewał się tego.
No bo to, że jest cholernie uparty to jedno i dobrze to wiemy,
ale złożyć, a zwłaszcza napisać apelację - to drugie...
W końcu to nie jest jakaś tam "bułka z masłem",
pierwsze lepsze pismo procesowe, czy nawet wniosek,
które przy odrobinie weny, można jakoś "wysmażyć"...
Tu trzeba dobrze znać prawo, umieć..., wiedzieć jak...
Prędzej spodziewaliśmy się, że wynajmie sobie adwokata,
chociaż znając go, osobiście w to wątpiłam, bo zawsze lubił
sam dopilnować swoich spraw i to dotyczy wszystkiego... ;)
A tu proszę..., jednak apelacja i to podpisana przez niego;
po jednym egzemplarzu dla każdego z oskarżycieli posiłkowych,
czyli dla mnie, mamusi i Kornelii..., spora niespodzianka...

Stąd też i nasza mobilizacja, zwłaszcza cioci Krysi,
no bo Szymon zeznawał już wcześniej na Policji,
a niedawno także w swojej sprawie o pomówienie,
więc jego możliwości są do pewnego stopnia ograniczone,
bo co już powiedział... to już powiedział... i kropka.
Ale nie byłby reżyserem, gdyby sobie nie poradził... ;)
zwłaszcza, że w domu przerabialiśmy różne scenariusze
i ćwiczyliśmy swoje role, łącznie z ciocią, i nawet jeśli
nie wszystko zagra jak na próbach, to nie jest źle... ;)
Poza tym liczę na "rzetelność" i "kompetencję" urzędników... ;)
Zresztą, co ja gadam, jest przecież ciocia, która ma...
możliwości, więc co ja się martwię, szopka to szopka... ;)

Tak czy siak, ciocia Krysia była w lepszej sytuacji
niż brat, bo wprawdzie ostatnio składała już zeznania
- w sprawie o eksmisję, ale to przecież inna... bajka. ;)
Dlatego mogła rozwinąć nasz rodowy talent aktorski... ;)
Choć prawdę mówiąc, mierny z niej aktor, bo gdybym ja
miała grać w ten sposób, to daleko bym nie zaszła... :)
Ale dobre i tyle..., darowanemu koniowi nie patrzy się... ;)
Poza tym, nie to jest tylko ważne, co powiedziała,
ale również to, że tam była..., na rozprawie... :)
Ale spektakl w jej wykonaniu to naprawdę...
Po prostu coś pięknego. :)
Ta wspaniała..., che che, podbudowana
pedagogicznym doświadczeniem, własna interpretacja
moich opowieści, a nawet słów oskarżonego... ;)
Widać, że ciocia przygotowuje się do zeznań
w sprawie rozwodowej, czerpiąc swą wiedzę z...
ulotek o przeciwdziałaniu przemocy domowej
i własnej pracy w poradni, którą następnie ślicznie,
jak to sama ujęła - "w białych rękawiczkach"... ;) -
wplotła stereotypowo w to, co jej wcześniej
sama lub z Magdą opowiadałam...
Ale nie szkodzi, przecież moja przyjaciółka
robiła dokładnie to samo, udzielając mi
przy tym stosownego przeszkolenia. ;)
Przyznam jednak  szczerze, że długo zastanawiałam się
nad tym, co w pewnym momencie ciocia chciała
powiedzieć i gdzie w końcu moje dziecko ma... nos.
No bo, jakby nie przymierzył, to z jej słów wynika,
że mały Janek to nie Janek, a raczej...
Janus o... dwóch twarzach..., che che... ;)
Cóż, być może, moja ciocia sądzi, iż każdy człowiek tak ma...
Tak, jak ona i pozostali, co wspanialsi członkowie mojego rodu... ;)
Ale póki co, mój syn nie jest dwulicowy, dopiero pracuję nad tym,
bo w końcu, jak by nie było, w przeciwieństwie do jego ojca,
należy do naszej rodziny i powinien być taki jak my... :)

Za dobrymi radami osób doświadczonych w sprawach...
przemocy domowej, pilnowałam tego (zresztą nie pierwszy
i ostatni raz), aby każdy spośród świadków obrony,
przede wszystkim z grona osób obcych, określił się
co do tego, czy bywał u nas w domu, bo to przecież,
jak sama nazwa wskazuje, przemoc domowa,
w rzeczy samej, i nigdy nie wychodzi poza
cztery ściany obozu terroru i tortur... ;)
A zatem, skoro nas nie odwiedzali,
to co oni tam mogą wiedzieć... i te swoje zeznania
mogą sobie spokojnie..., che che, włożyć... ;)

Co innego taka ciocia Krysia, która powiedziała,
że bywała u nas... raz, dwa razy w tygodniu,
z tym, że nie wspomniała, iż dotyczy to dopiero
okresu odkąd uciekłam z dziećmi do mamy
i mieszkania mojej mamy, a nie części domu,
w której wcześniej żyłam z tym świrem... ;)
Ale co tam, to tylko taki... nieistotny szczegół... ;)
Mama też się cieszy, bo siostra nareszcie zaczęła ją
częściej odwiedzać, a nie jak dawniej - raz na ruski miesiąc,
albo i rzadziej... ;) Wspominałam już chyba o tym. :)
Dodam tylko, że tak naprawdę, to dawniej odwiedzała nas,
nie tyle ciocia Krysia, co jej młodsza córka Dominika,
która teraz wraz ze swoją mamusią pracuje w poradni.
Był czas, że spędzała u nas długie, lecz całkiem miłe godziny,
kiedy nie mogła dogadać się z własną matką,
podobnie jak ja z moją.
Dziwiło mnie wtedy tylko to, że równie długo,
jeśli nie dłużej, przebywała w tym okresie
u mojej mamy, a jej matki chrzestnej,
której również zwierzała się z różnych
swoich problemów, m.in. rodzinnych.
Pamiętam, że było dla mnie pewnym zaskoczeniem,
iż nie mogąc znaleźć wspólnego języka z własną matką,
odnajdywała go (przynajmniej tak się jej wtedy wydawało)
z moją mamą, która jest... jaka jest... ;)
Może moja mama była dla swej siostrzenicy taka,
jak dla mnie ciocia Krysia, która zaś dla swojej córki
była taka, jak moja mama dla mnie, kto wie...? :)
Zresztą nieważne, stare dzieje, czasy zmieniły się... ;)

Tak więc ciocia Krysia wczoraj na sali sądowej brylowała,
oczywiście po swojemu... ;) ale i tak jestem zadowolona,
bo powiedziała dużo z tego co chciałam, aby padło... :)
Poza paroma naiwnymi... kwiatkami, to w sumie spoko,
bo i tak pójdzie na moje, a przecież o to właśnie chodzi. :)
Poza tym, kto tak naprawdę się w tym wszystkim wyzna... ;)
Przy okazji zeznań cioci Krysi wyszło, że trochę obawiała się,
że ten oszołom w listopadzie zeszłego roku, nas,
a zwłaszcza ją, nagrał, kiedy wróciliśmy po wywiadówce
z dziećmi i ciocią do domu.
Opisałam wtedy tę sytuację na bieżąco,
ale nie wspomniałam, że ten świr wcześniej
wydzwaniał do mnie i do Janka,
gdy po powrocie z pracy zastał dom pusty.
Więc kiedy wróciliśmy, w ręce trzymał jeszcze telefon,
co ciocia Krysia zauważyła dopiero po chwili...
Będąc przekonana, że nas nagrywa, zmieszała się nieco,
ale zaraz zaczęła, jak przed kamerą, che che...,
swą popisową mowę, jak to niby dobrze wie,
jakim to on był ojcem, że w ogóle nie był ojcem, itd. :)
Oprócz tego, kiedy zatroskany tatuś odpowiadając jej,
zwrócił się do niej per Krysiu, to mu powiedziała,
że najpierw jej musi..., che che, do pięt dorosnąć,
zanim jej "Krysiu" powie... ;) Po prostu... cudne! ;)
Co prawda wtedy solidarnie z mamą naskoczyłam
na niego za tą potwarz, ale z przczyn oczywistych,
nie wyprowadzałam cioci z błędu... ;)
Bo chociaż mam go dość i jestem na niego wściekła,
z powodów wiadomych... ;), to muszę szczerze przyznać,
iż trudno byłoby mu to uczynić, tzn. dorosnąć cioci do pięt...
Albowiem, doprawdy nie wiem, jak on miałby to zrobić,
aby dostać się do jej pięt... Schylić się? Nie, nie wystarczy...!
Chyba musiałabym mu pożyczyć moją sztychówkę,
aby najpierw się do nich..., che che, głęboko dokopał. ;)
Nie wspomnę już o tym, w czym by musiał kopać... ;)

Ale wracając do wczorajszej rozprawy, Sąd co prawda
zamknął już przewód, ale z uwagi na zawiłość sprawy,
odroczył ogłoszenie wyroku do jutra... ;)
Przepisy pozwalają na coś takiego do siedmiu dni,
ale widocznie sprawa jest już na tyle... jasna,
że spokojnie wystarczą tylko dwa... :)
Wszystko po to, by wahający się Sąd miał czas,
aby spokojnie sprawę wyroku... przemyśleć. :)
Zwłaszcza, że nigdy nie wiadomo, jaki poważny,
przeważający szalę sprawiedliwości argument
może mu w międzyczasie wpaść... w ręce... ;)

Obecny ostatnio na sali rozpraw Prokurator,
(inny niż wnoszący akt oskarżenia do Sądu,
a ten sam, co odmówił wszczęcia dochodzenia
w sprawie listopadowych gróźb Szymona
naruszenia mienia i nietykalności cielesnej
naszego lokatora), w ostatnim słowie wniósł,
nie tylko o pozbawienie wolności oskarżonego,
ale również o dozór kuratora, orzeczenia zakazu
kontaktowania się z pokrzywdzonymi wbrew ich woli...
i zobowiązanie go do wyprowadzenia się... :)
Czyż mogło być lepiej...? No powiedzcie sami... ;)
W tej sytuacji nie miałam już nic do dodania... :)

Tak się też szczęśliwie złożyło, że żoną tegoż Prokuratora
jest... biegła psycholog z listy Sądu Okręgowego... ;)
Nie jest również wielką tajemnicą, iż razem z Sędzią,
który prowadził tę sprawę, tworzy on dosyć znany... tandem,
czego zresztą specjalnie wczoraj nie ukrywali, że o pewnym,
hmm..., tajemniczym "Rumcajsie", który nie zawsze
"strzela tylko w sprawiedliwej sprawie", już nie wspomnę... ;)

A zatem, co do jutrzejszego wyroku, to jestem dobrej myśli,
bo doskonale wiem, a nawet widzę, że ciocia Krysia naprawdę
nad wszystkim czuwa..., a starożytny Janus nam błogosławi... :)

>>>