ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

piątek, 31 maja 2013

ZAMACH JAKBY...

(3 LATA TEMU)

Stało się... Ruszył ponowny proces tego oszołoma
w sprawie o znęcanie się nade mną i biednym Jankiem... ;)
Dzisiaj w Brzesku odbyła się pierwsza rozprawa.
Nie byłam tam, bo na szczęście nie musiałam...,
gdyż... nie miałam być jeszcze przesłuchiwana... ;)
Zamiast mnie był mój... nowy, krakowski adwokat.
Tym razem wyjaśnienia składał oskarżony, a przesłuchiwana

była tylko moja przyjaciółka Magda, z którą przez cały zeszły
weekend gorączkowo przygotowywałyśmy ostateczną...
strategię na niego i jego dowody. Myślę, że... było OK... ;)
Zresztą, pewnie i bez tego poradziłaby sobie znakomicie.
Przecież mogła zaczerpnąć z własnego... doświadczenia;
przede wszystkim... zawodowego, bo niejedno już widziała,

a zwłaszcza słyszała od swoich nieszczęsnych... klientów.
Poza tym, nie należy zapominać, że... jest pisarką... ;)
Wszak napisała książkę, więc musi mieć... wyobraźnię... :)
Co oczywiście nie zmienia faktu, iż pewne... szczegóły... ;)
musiałyśmy ustalić, by przypadkiem nie wkopać się...
W każdym razie takiego... świadka, to... ze świecą szukać... ;)
Któż inny, tak jak ona, potrafiłby budować na sali sądowej,
w swoich zeznaniach, takie... dramatyczne napięcie..? ;)

Na przykład stwierdzając, iż oskarżony w chwilach gniewu
robił taki... zamach, jakby chciał uderzyć swoją żonę,
albo innym razem - brał jej głowę w obie ręce, ale nie po to,
aby ją ucałować... ;) tylko... ściskał, mówiąc coś w rodzaju...
"ale bym zgniótł". ;) Niezły horror, prawda? ;) Cudne..!
Dobrze, że się nie zagalopowała i nie powiedziała...,
że chciał ją urwać, albo kultowo... odciąć. Che che... ;)
Cóż, od razu widać, że moja Magda bardzo lubi ten...
gatunek literatury i filmu, podobnie jak kryminały... ;)
Odnośnie Janka, także wykazała się niezłą... weną. ;)
Z fajnej wspólnej wycieczki po Jurze w 2007 roku
potrafiła stworzyć iście... psychodeliczny obrazek,

prawie jak z rodziny... Addamsów (nawiasem mówiąc,
to nasz ulubiony serial... ;) Bo oto ojciec na przystanku...
- jak relacjonowała w sądzie Magda - uczył syna rozumu...
A jak to robił? ;) Mianowicie, uderzając go ręką w głowę,
a jednocześnie ściskając za nadgarstki i domagając się
by dziecko wyraziło... wdzięczność za to, że... tak go
potraktował... ;) Ona doskonale wie, co to... patologia.
Oczywiście wyjazd był prawdziwy, osoby też, a nawet

przystanek w Rzędkowicach... ;) A reszta..? Cóż... ;)
Potęga wyobraźni i improwizacja... Znakomicie... ;)
To wszystko było i jest dla mnie... bardzo ważne, ale...
Ale najważniejsza i tak pozostawała kwestia tych...

cholernych emaili do mojego Piotra i do mojej Magdy,
które ten oszołom, jakimś cudem, nie tak dawno odkrył...
Przez to swoje odkrycie... skomplikował mi tylko życie... ;)
Ale radzę sobie..., radzimy... ;) Magda musiała się dziś,
jako pierwsza, zmierzyć z tym... problemem. Tak wyszło...
Musiałam ją wtajemniczyć w szczegóły... mojego planu,

aby wiedziała, jak odpowiadać, kiedy będą pytać o te listy,
no i w ogóle... ;) O Piotra i te nasze różne tajemnice... ;)
Z tego co mi zrelacjonowała, to bardzo ładnie i zgodnie

z ustaleniami, dała wyraz swojego... i mojego, che che...,
a więc... naszego... ówczesnego zdziwienia tą całą
korespondencją.... Tak, tak... ;) Otóż doszłyśmy do wniosku,
że na dłuższą metę nie damy rady wypierać się istnienia
tych maili i tego, że zostały przesłane..., stąd pomysł,
aby wyprzeć się tylko... ich autorstwa. Sprytne, prawda..? ;) Zwłaszcza, że można dopiąć do tego całą wcześniejszą...
historyjkę o tym, że bez zgody tego świra nie mogłam sama
wysyłać żadnych maili i kolejną..., że... z tego też powodu
pisałam do niej... listy odręczne... ;)  Łapiecie już...? ;)
Muszę przyznać, że Magda spisała się dziś na medal. ;)
Przygotowała mi świetny grunt pod moje... dowody

i własne zeznania. A to już całkiem niedługo...
Od mojego adwokata także oczekiwałam wsparcia,
ponieważ na dzisiejszej rozprawie miał złożyć komplet
moich... nowych, twardych  dowodów, które tworzyłam:
opowiadania i rękopisy - wspominałam o nich niedawno... ;)
Niestety, z jakichś nieznanych mi powodów, sędzia teraz
nie chciał ich przyjąć, twierdząc iż będzie na to później czas...
A ja się tak spieszyłam..., żeby zdążyć z nimi na rozprawę...
A może to i lepiej? Można będzie wszystko przemyśleć...
Jeszcze raz... Czy ja wiem..? Pieprzyć to...! I tak jest OK! :)
Tym bardziej, że przydzielili nam... znajomego sędziego. ;)
Nie mówiłam bowiem, że obecnie sprawę prowadzi sędzia
- i tu wybaczcie, że wtrącę (ale nie mogę się powstrzymać),
o uroczym starosłowiańskim imieniu, w dodatku w jego

zdecydowanie rzadszej formie ;) - który już raz wydał wyrok
skazujący... naszego oszołoma... na karę grzywny. ;)
Był to pierwszy wyrok w sprawie nękania nas SMS-ami,
ale nie taki zwykły, tylko taki... nakazowy, bez rozprawy,
od którego ten świr złożył sprzeciw a później był proces...
Gwoli ścisłości dodam tylko, iż tak się właśnie cudnie składa,
że jest on zarazem mężem sędzi, która również... wydała

wyrok... na naszego oszołoma - wyrok eksmisyjny... ;)
I tu na usta cisną mi się słowa jednej, swego czasu

bardzo popularnej piosenki, którą możnaby ślicznie...
sparafrazować: wszyscy sędziowie... to jedna rodzina...,
starszy czy...  młodszy, chłopak czy... dziewczyna...
;)
Chyba mam dziś dobry humor... ;) Aż dziwne, che che... ;)
Gdyby ktoś, podobnie jak ja, chciał wprowadzić się....
w dobry nastrój, to gorąco polecam, w ramach lektury...,
protokół z dzisiejszej rozprawy sądowej... ;) Che che...
Porządna dawka... dobrego humoru. ;)

Naprawdę... warto..!   >>>

wtorek, 28 maja 2013

GŁOWĄ W ŚCIANĘ...

(3 LATA TEMU)

Dziś będzie krótko, bo jestem wściekła...,
a jednocześnie muszę się... wygadać... ;)
Bo ten wredny świr był znów w przedszkolu
i... uprowadził, porwał mi Lenkę... do Brzeska...
To znaczy, mała jest już w domu i grzecznie śpi...,
ale i tak było to wszystko bardzo... nieprzyjemne,
albo... niefajne, jak powiedziałaby moja siostra...
Po prostu około piętnastej miałam telefon z przedszkola...
Domyśliłam się, co się święci, więc... na wszelki wypadek...
nie odbierałam, bo i tak miałam za chwilę tam pójść...
Telefon sprawił jednak, że popędziłam tam od razu...

Niestety, mimo włożonego wysiłku i pośpiechu - fiasko...
Po Lence... i po tym oszołomie nie było już... ani śladu...
Z trudem powstrzymywałam... furię i bałam się, że z tej...
całej wściekłości... i rozpaczy w końcu coś tam rozwalę...
Ponoć waliłam głową prosto we framugę przedszkolnych drzwi
(nie powiem ile razy..., bo tego zwyczajnie... nie wiem),
ku przerażeniu i coraz większej konsternacji pani Asi...,
która próbowała usprawiedliwić się, że przecież dzwoniła...
To zaś usiłowała mnie pocieszyć i uspokoić, tłumacząc,
że Lenka nie bała się i zgodziła się pojechać z tatą,
i że napewno jeszcze dzisiaj... cała do mnie wróci...
Czy to przez jej starania, czy jakoś samo... z siebie,
ale niedługo mi trochę przeszło, ale tylko trochę...
Nie wiem, jakim cudem udało się mu skłonić Lenkę do tego,
aby znów z nim gdzieś pojechała, zwłaszcza że mówiłam jej,
po ostatnim takim... numerze, że bardzo tego nie lubię
oraz nie życzę sobie... takiego czegoś... już nigdy więcej...
Wydawało mi się, że... zrozumiała, bo przecież, tak jak
i jej brat Janek - jest to bardzo... pojętne i mądre dziecko...,
więc doskonale wie... co jest... dla mnie dobre..., a co nie... ;)
Może dlatego, kiedy wróciła, była trochę... przestraszona... ;)
Zresztą i tak dałam jej odczuć, że bardzo źle zrobiła...
Przypuszczam, że teraz ten numer... już nie przejdzie... ;)
I tym... optymistycznym akcentem dzisiaj zakończę...
choć już na samą tę myśl, zrobiło mi się znacznie lepiej... ;)

poniedziałek, 27 maja 2013

NIE ROZUMIEM...

(3 LATA TEMU)

Byłam wczoraj na tych cholernych badaniach w Tarnowie.
I muszę przyznać, że kosztowało mnie to sporo nerwów,
zwłaszcza że ten oszołom był tam gdzieś za ścianą...
Wprawdzie nie musiałam go oglądać, ale i tak sama...

świadomość, że on tam gdzieś... blisko jest, była...
wystarczająco stresująca, by czuć się... nieswojo...
Pani psycholog, zanim poszła znów do tego świra,

zamieniła ze mną parę zdań i dała mi na początek
jakieś głupie testy do rozwiązywania, których i tak
nie skończyłam, bo było tego... po prostu za dużo...
Jeden z nich, jakiś tam kwestionariusz osobowości,
sam miał kilkaset pytań..., inne mniej, ale i tak...
wszystkiego razem było generalnie... w cholerę... ;)
Tak więc rozwiązywałam te testy dla... normalnych inaczej,
a za jakiś czas poproszono mnie do pokoju, gdzie wcześniej
siedzieli dłuższą chwilę z tym oszołomem, który właśnie
przeszedł do jeszcze innego pomieszczenia na testy...
Mimo moich obaw, rozmowa z psychiatrą, który okazał się...
całkiem sympatycznym dziadkiem, przebiegła dosyć sprawnie,
gdyż poświęcił mi prawie..., a może aż... dziesięć minut. ;)
Gdyby nie to, że czułam się trochę jak obserwowane zwierzątko,
to powiedziałabym, że była to całkiem miła... pogawędka... ;)
Rozmowa z panią psycholog była nieco dłuższa już i przez to też
bardziej dla mnie stresująca, zwłaszcza gdy zadawała mi pytania,
których jakoś... nie rozumiałam; zresztą biegła sama nie rozumiała,
mojej odmowy wypełnienia Kwestionariusza Oceny Stanu
Małżeństwa, chociaż tłumaczyłam jej, że to nie ma żadnego sensu,
ponieważ moje małżeństwo nie istnieje od września 2008,
więc bezcelowym jest ocenianie czegoś, czego...
w rzeczywistości... nie ma...; przecież to takie proste...,

jak można tego... nie rozumieć, naprawdę... nie wiem...
Tak więc chwilami... nie rozumiałyśmy się... co wprowadzało
do naszej rozmowy pewne napięcie, żeby nie powiedzieć...,
że momentami to czułam się porządnie poirytowana... ;)
Tym bardziej, że miałam jej... tak wiele do powiedzenia,
a ona miała czelność przerywać mi moją... ekspresję,
zadając pytania, których często... nie rozumiałam...

No ale, oczywiście starałam się być... grzeczna i kulturalna. :)
I tak, mimo wszystko, udało mi się jej sporo powtórzyć z tego,
co wcześniej mówiłam na rozprawach i pisałam w pismach,
a więc o tej całej przemocy fizycznej i psychicznej, itd.
Powiedziałam jej wyraźnie, że czekam na ROZWÓD, bo moim
największym błędem było wyjście za mąż za tego oszołoma,
którego bardzo się boję, bo jest... nieprzewidywalny...
Stąd też przyznałam się jej, iż bardzo niepokoi mnie
obecność tego świra... w drugim pokoju i jednocześnie
poprosiłam ją aby... nie udostępniała mu moich danych...
Tym bardziej, że jak wychodziłam, to ten oszołom jeszcze,
gdzieś tam był i mozolił się nad tymi durnymi testami... ;)
Zwierzyłam się, że dawniej bałam się mówić o moich problemach,
ale teraz zrobiłabym wszystko by... zapomnieć o moim małżeństwie.
Myślę, że niekiedy zaskakiwałam ją swoimi stwierdzeniami,
bo słuchała mnie jakby z pewnym... zdziwieniem i niedowierzaniem,
ale i tak było to lepsze od tego, kiedy mi... przerywała... ;)
Bardzo bowiem nie lubię, gdy ktoś mi przerywa, kiedy mówię. ;)
Tak więc, teraz mam bardziej... mieszane niż... uczucia,
ale i tak cieszę się, że mam to już z grubsza... z głowy... ;)
Następna wizyta u pani Grażyny dopiero pod koniec czerwca.

Mam się u niej stawić z dziećmi i skończyć te całe testy,
zwłaszcza ten długaśny, jakiś MMPI-2 czy jakoś tak...
Ale napewno nie Oceny Stanu Małżeństwa..., che che... ;)
Bo jak stanowczo i dobitnie powiedziałam pani psycholog

- moje małżeństwo... nie istnieje. NIE IST-NIE-JE..!
Jeśli będzie trzeba, powtórzę jej to jeszcze z dziesięć razy,
to może w końcu, za którymś razem, zrozumie... jak jest... ;)

sobota, 25 maja 2013

COGNOMEN SEPARATIO...

(3 LATA TEMU)

Jutro te całe... badania w Tarnowie...
Nie wiem czemu, ale trochę mnie to stresuje.
Postanowiłam poprawić sobie nieco humor
i byłam dziś w... Urzędzie Stanu Cywinego...
złożyć wniosek o... zmianę mojego nazwiska. ;)
Mam już dość tego czekania... na rozwód...
Brakuje mi cierpliwości, a tak bardzo...
nie chcę być już... jego żoną i mieć z nim
cokolwiek... wspólnego; no bo dzieci...,
jak wiadomo są... przecież moje... ;)
Zostało więc tylko... to... cholerne nazwisko...
Co prawda mam podwójne, bo wychodząc
za niego zostawiłam sobie też rodowe...,
ale i tak od jakiegoś już czasu zaczęło
mi to (coraz bardziej) przeszkadzać...
Podobnie, jak paliła mnie na palcu...
obrączka ślubna, dlatego na przełomie
sierpnia i września 2008 po raz pierwszy
ją zdjęłam - i jak się okazało - ostatni,
bo tak... na dobre już... zostało... ;)
No bo, cóż z tego, że formalnie mam podwójne,
skoro i tak wszyscy wołają na mnie po mężu...
Czy to w szkole, czy gdziekolwiek indziej...
Oczywiście poza domem, bo moja mamusia...
z pewnością nigdy nie była (a nawet wiem,
że tak było) z tego faktu, jakoś szczególnie
zadowolona, gdyż zawsze uważała..., twierdziła,
że mam... takie piękne... własne nazwisko... ;)
Mówiłam jej wtedy, że przecież (w przeciwieństwie
do cioci Krysi, która również nosi podwójne)
sama zmieniła nazwisko po własnym mężu... ;)
Tak..., ta nasza rodzinna... konsekwencja. ;)
Cóż, muszę przyznać szczerze, że osobiście do tego
wszystkich przyzwyczaiłam, aby zwracali się do mnie
tylko tym drugim nazwiskiem, ponieważ swego czasu
nawet bardzo je polubiłam i sama dosyć często
przedstawiałam się w ten właśnie sposób... ;)
Bo i krócej, wygodniej i łatwiejsze dla kogoś
do zapamiętania niż oba, a nie wypadało mi
posługiwać się tylko pierwszym - rodowym... ;)
A już zwłaszcza kiedy miałam własne dzieci. ;)
Ale, jak wspomniałam, coraz bardziej zaczęło mi
to przeszkadzać, ponieważ od prawie dwóch lat...
nie czuję się... jego żoną, więc... wiadomo... ;)
Podpowiedziano mi, że mogę wrócić... do poprzedniego
(zanim zostanie orzeczony rozwód) drogą administracyjną.
Wystarczy, że złożę stosowny wniosek we właściwym urzędzie
i jakoś tam uzasadnię swoją decyzję zmiany nazwiska... ;)
Chociaż nosiłam się z tym zamiarem przynajmniej od pół roku,
to narazie zmieniłam tylko mój oficjalny adres email... ;)
Wreszcie zdobyłam się na ten krok i udałam się z takim
właśnie... ślicznym wnioskiem... do wspomnianego Urzędu... ;)
Rzecz jasna, uzasadniłam go... jak należy..., che che... ;)
To znaczy napisałam, że jestem... w trakcie rozwodu...,
a od swojego męża doznałam... wielu przykrości, łącznie...
z przemocą fizyczną, dlatego nie chcę... nosić jego nazwiska. ;)
Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na decyzję,
bo co do tego, że będzie... pozytywna, nie mam wątpliwości...
Przecież to tylko taka... zwykła formalność... Dla nich... ;)
Bo dla mnie to... coś więcej... Niby tylko taka kreseczka...,
ale mnie z nim... łączy... A ja tego bardzo nie chcę...
Bez niej poczuję się... zdecydowanie lepiej... ;) O tak!
Chociaż i tak przez wszystkie lata, jej obecność pozwalała

mi mieć go blisko, ale...  i (na wszelki wypadek) - daleko. ;)
Bo jak powszechnie wiadomo, taka kreseczka zarówno
łączy, jak i... dzieli... Niemniej jednak... i tak... wiąże... ;)
A ja już dłużej tego... nie chcę... Wiem, powtarzam się. ;)
Dlatego muszę coś z tym wreszcie zrobić... I robię... ;)
Moje dzieci niestety nie mają tego... komfortu... ;)
Tak więc, to jeszcze może nie rozwód, ale i tak,
bez... jego nazwiska i bez tej... małej kreseczki,
która mnie z nim... łączy, będę bardziej... wolna...
Może i... drobiazg, ale jak... cieszy... ;) Che che... :)
Myślę, że jak odpowiednio... popracuję nad... moimi dziećmi,
to i one kiedyś... dojrzeją do tego i kiedy już będą mogli,
zmienią sobie dotychczasowe nazwisko po ojcu na... moje. ;)
W końcu nazwisko to przecież też... imię... Prawda..? ;)
A czym jest dla mnie imię, to już chyba dobrze wiecie...

czwartek, 23 maja 2013

PO WODZIE...

(3 LATA TEMU)

Lało, lało... i nalało...
Znów powódź jak przed laty...
Na szczęście tym razem skończyło się
tylko na strachu i w przeciwieństwie...
do poprzedniego razu - nam niczego nie zalało.
Ale przygotowani byliśmy..., cóż..., na najgorsze...
Dlatego powynosiliśmy część rzeczy z domowej
piwnicy-garażu, jak też z mieszkania na parterze,
na wyższe kondygnacje, w tym również do naszego
byłego lokum, skąd ten świr jeszcze się nie wyniósł.
Na tę okoliczność, nasz poczciwy Tom nawet zablokował
zamek w drzwiach, aby ten oszołom, który tam czasem
zagląda, nie wszedł i przypadkiem... czegoś nie wyniósł,
albo... nie zniszczył nam... A bo to wiadomo, czego po takim...
można się spodziewać..? Przezorny zawsze ubezpieczony... ;)
Teraz może sobie kluczem w zamku kręcić do woli...


Był tu raz, tak trochę... nietypowo, ponieważ był rano.
Akurat tego dnia razem z Kornelią byłyśmy z dziećmi w domu.
Tylko moja mama wybrała się do pracy, dokąd właśnie
podwoził ją Tom, gdy wtem, nie będąc nawet w połowie drogi,
zauważyli, że ten świr drepcze w kierunku naszego domu...
Reakcja była natychmiastowa - mama wysiadła, decydując się
iść dalej pieszo, a jej obecnie ukochany zięć prędko zawrócił...
Za niedługo rzeczywiście pojawił się nasz natrętny oszołom
i dobijał się do domu, chcąc koniecznie zobaczyć dzieci.
Dla świętego spokoju, wyjątkowo wystawiłam Janka i Lenkę
na kilka sekund za szybkę, aby się przekonał, że są cali,
zdrowi i żyją, i aby... wyniósł się czem prędzej... ;)
O dziwo, przeszło to nawet dosyć... bezboleśnie. ;)
Ale za pół minuty znów się zjawił, tym razem marudząc coś,
o zablokowanych drzwiach do mieszkania, ale obie z siostrą
spławiłyśmy go stwierdzeniem, że przecież jest... powódź... ;)
Przypuszczam, że spieszył się, bo... zmył się zaraz... ;)
 


Woda wprawdzie już powoli opada, ale emocje jeszcze nie... ;)
Wręcz przeciwnie - dostałam wezwanie z tarnowskiej okręgówki,
do stawienia się  w... Dzień Mamy ;) w Tarnowie na badania
psychologiczno-psychiatryczne w sprawie rozwodowej...
Ale na razie jadę tam sama - bez dzieci... Na razie...
Tak więc, atmosfera robi się coraz bardziej gęsta...,
a terminy... gonią... Jak nie rozprawa to badania...
Mama z kolei dowiedziała się, że z eksmisją raczej będzie...
poźlizg, bo ten świr znów coś wymyślił i pani komornik
musi przekazać - chcąc nie chcąc - akta sprawy do Sądu...
Jak widać..., różnie się... powodzi, ale generalnie...
to problemów nikomu nie brakuje...

niedziela, 19 maja 2013

DESZCZOWE NIEPOKOJE...

(3 LATA TEMU)

Od kilku dni mamy spokój... od tego oszołoma...
Nawet w weekend go nie było; co za ulga... ;)
Chociaż podejrzewam, że to wyłącznie sprawka pogody,
która nas ostatnio... nie rozpieszcza. ;) Leje jak cholera...
I to prawie bez przerwy, któryś już dzień z rzędu.
Uszwica wysoka... Grodna też... Słowem - nieciekawie...
Przypomina mi to trochę rok 1997, bo i moja mama
zaniepokojona... biega co chwilkę na nasz brzeg...
Na szczęście teraz ma przy sobie ulubionego... zięcia,
który z pewnością użyczy jej swojej..., ostatniej w domu...
sprawnej latarki, aby biegając co kilka lub kilkanaście
minut na wspomniany brzeg Grodnej, mogła owe
cenne (bo ostatnie)..., che che..., światełko nadziei ...
szybko... posiać gdzieś... ;) Podobnie, jak kiedyś,
uczyniła to w roztrzepaniu... ze wszystkimi poprzednimi... ;)
Tak..., moja mamusia to akurat potrafi... I to jak!
Mało kto... dorówna jej w tej... sztuce gubienia... ;)
W każdym razie, na nic się wówczas (1997) zdały,
delikatne propozycje mojego męża, że... ostatnią latarkę
wolałby jednak mieć przy sobie, ale zawsze może...,
che che..., przyświecić jej, jeśli tylko czegoś potrzebuje.
Moja mamusia, oczywiście z dumą nie przyjęła takiej...
propozycji, podobnie jak i tej, że mogą wspólnie poszukać,
którejś z właśnie przez nią zgubionych latarek, a jedynie...
tę straszną zniewagę głęboko zamknęła w swym...,
jakże... szalenie wrażliwym serduszku, aby móc...
przez kolejne lata opowiadać innym, jakiego nieużytego
ma zięcia, a jemu samemu wypominać przy byle okazji,
jak bardzo wtedy ją..., och..! - skrzywdził i zranił... ;)
Ale dość o tym, teraz też leje i plusem tego jest fakt,
że ten oszołom nie przyjeżdża... Cóż..., rowerek
czy spacerek mu odpada..., a i dzieci na podwórku
widocznie się nie spodziewa, więc... jest dobrze. :)
Boskim zrządzeniem losu nie musimy go oglądać,
sami natomiast pilnujemy, aby go nie słyszeć...,
chociaż wydzwania, nawet częściej niż zwykle... ;)
A to na stacjonarny..., a to na mój numer...
To zaś na komórkę Janka... Ale nic z tego... ;)
Janek dobrze wie, że telefonu od... ojca ma...
po prostu... nie odbierać i już... Zwyczajnie. ;)
Wczoraj wieczorem był wyraźnie już zdeterminowany,
bo przysłał synowi MMS'a ze zdjęciem (na którym
Janek siedzi z przytuloną do niego Lenką)
i dołączonym do niego krótkim tekstem:

BARDZO CIE KOCHAM JANKU, TESKNIE ZA WAMI I MARTWIE SIE O WAS.

Nie muszę chyba dodawać, że Janek nie odważył się
odpowiedzieć ojcu na te tkliwe przekazy telefoniczne... ;)

Zmieniając temat - wkrótce rusza ponowny proces
w sprawie znęcania się tego oszołoma nad nami.
Przyszło właśnie postanowienie z brzeskiego sądu,
że przy moim ponownym przesłuchaniu ma być
obecna biegła psycholog z Instytutu Ekspertyz
Sądowych w Krakowie... Niby po co..? Ciekawe...
Nie podoba mi się to, nawet bardzo nie podoba...
Są już też wezwania na dwie kolejne rozprawy
- na pierwszej z nich (31 maja) ma zeznawać
moja przyjaciółka Magda, natomiast na drugiej
(21 czerwca) mają mnie przesłuchiwać...
Trochę mnie to... stresuje i niepokoi... Ehhh...
Muszę się dobrze przygotować, zresztą Magda też... ;)
No i muszę zdążyć z tymi... dowodami... Cholera..!

środa, 15 maja 2013

SKÓRA KANGURA...

















Zdaje się, że wiele razy wspominałam,
że nie bardzo czuję się... kobietą,
prędzej facetem i wolę określenie...
Człowiek, albo jeśli już, to... Matka.
Tak..., zdecydowanie Matka... ;)
Wiecie także, jak bardzo nie lubię
rozstawać się z moimi dziećmi... ;)
Zawsze strasznie się bałam, kiedy mieli
gdzieś jechać, a sama też nie umiałam się
nigdzie bez nich ruszyć, bowiem najlepiej
czułam się (czuję? ;)... mając dzieci
przy sobie, po prostu w... kieszeni...,
jak to ja... mama-kangur... Tak właśnie... ;)
Dlatego kiedy mojej dzieci były małe...
tak bardzo lubiłam karmić je piersią
(oboje prawie do... 3 roku życia ;)
oraz nosić... przy piersi w nosidełku... ;)
Były wtedy tak bardzo... blisko mnie. :)
I było to bardzo wygodne, bo można było szybko
z dzieckiem (bez wózka) wszędzie oblecieć,
a na dodatek mieć dwie wolne ręce... ;)
Bardzo praktyczne rozwiązanie. Polecam!
A kiedyś to widziałam, jak jedna mama
miała dziecko nie w nowoczesnym nosidełku,
ale w pięknej dużej... i wygodnej chuście,
co naprawdę bardzo mi się spodobało,
ale jakoś nigdy nie zdecydowałam się
na tego typu... archaiczny wynalazek. ;)
Poprzestałam na samej chuście, a w zasadzie
na dwóch chustach - czerwonej wzorzastej
po mojej babci i szarobrązowej kraciastej
jeszcze w spadku po prababce - które czasami
zdarzało mi się nosić... Ale... bez dziecka. ;)
Tak, to są te tematy..., do których zawsze,
choć nie wiem czemu, miałam jakąś... słabość. ;)
Powiem szczerze, że odkąd moje dzieci podrosły,
brakuje mi takiego bliskiego kontaktu, tej... bliskości.
Bo to jest tak, że kiedy one były tak blisko mnie,
tak mocno przytulone, a może nawet... przyciśnięte,
że już prawie nie było wiadomo... kto jest kim,
to była ta... pełnia szczęścia - bezpieczeństwo
i spokój - taka... korzyść dla... nas obojga. ;)
Tak jak - pozwolicie, że wtrącę... - z moim mężem,
kiedyś tam... , zanim miałam dzieci (i nie chodzi
tutaj zaraz o sytuacje... tzw. intymne, chociaż
i wtedy najbardziej lubiłam... być tylko małą,
nieruchomo do niego przyklejoną dziewczynką),

no a... później były... moje dzieci, zaś gdy i to się,
w pewnym sensie, bezpowrotnie skończyło...,
z nieba spadł mi... Piotr... Ale to już wiecie... ;)
Przyznam, że czasem trochę zazdroszczę młodym
matkom, które mają ten etap dopiero przed sobą,
albo są... w trakcie, bo to są... w rzeczy samej...
transcendentalne... przeżycia, naprawdę... ;)
Ale tak sobie myślę, że może uda mi się jeszcze...
skorzystać w ten sposób, w końcu jestem tą...
doulą małopolską..., no nie..? Che che... ;)
Ostatnio próbuję nieco rozwinąć... skrzydła,
o ile kangur... może mieć... skrzydła...,
chociaż z chustą.... - czemu nie..., che che... ;)
Otóż nawiązałam kontakt z brzeskim oddziałem...
ogólnopolskiego Klubu Kangura, którego jednym
z głównych zadań jest promowanie... chustonoszenia.
Dzięki temu, nie tylko będę miała zapewniony...
kontakt ze świeżymi matkami i... ich dziećmi,
ale także rodzicami spodziewającymi się...
w niedługim czasie własnego potomstwa...
To zaś stwarza dużo, bardzo wiele możliwości...
Albowiem oprócz wspomnianych wyżej... korzyści
czysto... emocjonalnych ;) - jest to źródło...
potencjalnej klienteli dla... doświadczonej i...
dyplomowanej douli, którą wszak... jestem. :)
W celach promocji... świadczonych przeze mnie usług,
jestem nawet gotowa poprowadzić wśród klubowiczów
niejedną prelekcję... non-profit, że tak powiem... ;)
Jak na... prawdziwą... profesjonalistkę przystało... ;)
No i jeszce coś... To wszystko będzie się działo...
w bibliotecznej Komnacie Bajek... Fajna nazwa, nie..?
Myślę, że to miejsce jest wprost... stworzone dla mnie...
Dużo książek i... przytulanek. Po prostu... bajka. ;)


>>>

wtorek, 14 maja 2013

MISI SŁOWO...

(3 LATA TEMU)

Dzisiaj ten oszołom znów był w przedszkolu...
Mimo, iż nie jeden już raz dałam Lence... odczuć,
jak bardzo... rani swoją mamusię, kiedy zadaje się...
z tym świrem, tj. swoim... tfu... ojcem..., to znowu
nie protestowała, kiedy przyjechał po nią...
Dzwonił do mnie przed piętnastą, ale oczywiście
nie odebrałam, gdyż nie mam takiej... potrzeby...,
ani najmniejszej ochoty go słyszeć, w ogóle... ;)
Wkrótce miałam kolejny telefon, tym razem
był to numer przedszkolny, więc... odebrałam.
Okazało się, że dzwoniła pani Asia, aby... zgodnie
z... moim życzeniem i umową... (cholera...!!!),
by mnie wcześniej informować - powiadomić,
iż dziś Lenkę odbierze... tatuś, który tam jest.
Czeka na córkę i kontakt ze mną, abym wiedziała...
Cóż miałam zrobić..? Chociaż bardzo mi się to
nie podobało, nie mialam dość śmiałości, by się
wycofać z danego kiedyś słowa, zwłaszcza, że było
to nie tak dawno, no i do tego jeszce ta cała... wpadka.
Poza tym byłam zupełnie zaskoczona, nie lubię tak...
Więc w sumie... zgodziłam się, przekazując pani...
aby powiedziała temu świrowi: byle nie za długo...
Postanowiłam sobie... że muszę o tym wszystkim
jeszcze raz... poważnie porozmawiać z małą... ;)
No i zabrał... moją córkę na kilka godzin - i z tego
co mi później mówiła, to byli m.in. na Bocheńcu
oraz tradycyjnie... w Brzesku, a następnie odstawił
ją do naszego domu na godzinę dziewiętnastą... ;)
W tym samym czasie nadjechała ciocia Krysia...,
z którą mieliśmy do omówienia... ważne sprawy
i bardzo rozbawiło ją, że ten świr właśnie fotografował
schody prowadzące do naszego byłego mieszkania...
Najwyraźniej nie dostrzegła ostatniego arcydzieła
mojej mamusi - jej... ulubione słowo w postaci
bardzo prostego i swoistego zarazem... graffiti...
Przypomina mi to starożytny zwyczaj umieszczania
przy wejściu do rzymskich domów napisu: Cave canem.
Zwłaszcza, że i tutaj ma związek z... psem... ;)

>>>

poniedziałek, 6 maja 2013

TYLKO TYLE...

(3 LATA TEMU)

Dzisiaj chciałam króciutko,  tylko... tyle,
że po ostatnim spotkaniu tego oszołoma
z Lenką, mieliśmy od niego święty spokój
przez cały długi weekend i dopiero dziś
popołudniem znów się u nas pojawił...
Na szczęście... byliśmy w domu...
i mógł sobie... dzwonić do drzwi,
a nawet pukać w okienko... do woli... ;)
Co prawda, Lenka nieopatrznie podeszła
do szybki obok drzwi, ale udało mi się ją
w miarę szybko i... bezboleśnie stamtąd
ewakuować - niestety czasem zapomina,
że nie lubię jak widuje się z ojcem...
Myślę jednak, że potrzeba tylko... czasu. ;)
Przynajmniej Janek jest w tym bardziej...
zdyscyplinowany i w zasadzie od swoich
urodzin nie zamienił z tym świrem więcej
słów, niż tylko ciche "cześć" i to wyłącznie wtedy,
kiedy nas zaskakiwał na naszym podwórku... ;)
Więc kiedy zabrałam dziś zza szybki Lenkę,
ten oszołom zaczął natrętnie upominać się
o Janka, ale wtedy do akcji wkroczył mój szwagier
Tom, który jest bardzo... przykładnym uczniem
mojej mamusi i w lot łapie jej... czułe słówka... ;)
Dlatego też, kiedy stęskniony tatuś, che che...,
robił małe stuku-puku w naszą szybkę...,
pojętny zięciuniu mojej mamusi... energicznie
otworzył drzwi i powiedział temu świrowi to...
co miał... do powiedzenia...   >>>
Tylko... tyle i aż... tyle... ;)