ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

środa, 31 października 2012

SAMHAIN...














Nie ma dnia
nie ma nocy
by dusza moja
nie krążyła
ponad zamkniętą
bramą Sidh.
Gdy umrę
otworzą.


Dla żywych
na zawsze
zamknięte
Tír na nÓg.


Tak i dla zmarłych
aż do zachodu słońca.


Dziś Samhain,
drzwi otworzą się
dla was,
którzy stoicie
na progu...


(SJK, 2001)

>>>

sobota, 27 października 2012

SERDECZNY PREZENT...














(3 LATA TEMU)

Dziś moje święto, którego nie obchodzę,
bo jak już kiedyś wspominałam
- nie lubię swojego imienia...,
Nie będę także ukrywać, że dzisiaj

chodzę... okropnie podminowana.
Aż się cała trzęsę ze złości...
Wszystko przez tę przesyłkę pocztową
od tego... cholernego oszołoma...
Tego... w życiu bym się nie spodziewała.
Totalny szok. Wyobraźcie sobie, że otwieram
białą, bąbelkową kopertę..., a w niej co?
Nieduża książeczka - formatu A6, w czarnej,
miękkiej i przyjemnej w dotyku oprawie...
z dziwnie znajomym rysunkiem...
dziurawego i pokieraszowanego serca...
Pod nim jeszcze bardziej znany mi tytuł:
GrafoMania, a niżej... moje imię
i podwójne nazwisko...
Ścięło mnie z nóg...
Otwieram, a tam wszystkie moje wiersze...
(No może nie do końca wszystkie, bo brakowało tych,
z ostatniego czasu, m.in. dwóch napisanych dla Piotra,
które z końcem lipca ubiegłego roku wysłałam mu
e-mailem - natychmiast skasowanym - tuż przed moim
rodzinnym wakacyjnym wyjazdem nad morze.)
A więc otwieram, a tam na 80 stronach 68 moich wierszy,
w tym podzbiór 17 dedykowanych moim dzieciom,
choć przede wszystkim Jankowi...   >>>


Jak on mógł... wydać moje wiersze?!
W pierwszym momencie myślałam, że mnie szlag trafi...
Przecież to jest łamanie moich praw autorskich,
bezprawne posługiwanie się moją prywatną własnością,
ale przede wszystkim dalsze... kontrolowanie mnie
i... znęcanie się psychiczne, gdyż jestem pewna,
że ten świr był świadom, iż poprzez te działania
sprawi mi... dotkliwą przykrość. O nie...

Nie puszczę mu tego płazem...
Wykorzystam to... w Sądzie. Koniecznie.


Gdy tylko trochę ochłonęłam - nie znaczy to,
że się całkiem uspokoiłam... ;) - tuż przed godz. 16
zadzwoniłam do drukarni, w której ten oszołom pracuje
i... na dzień dobry wygarnęłam jego szefowej:
Czy ona wie co jej pracownik wyprawia w jej firmie..?
Co to ma być..? Co to ma znaczyć..? Jak tak można?
Ta sprawa skończy się w Sądzie. To jest moja własność...
A gdzie moje prawa autorskie?.., itp., itd.
Chyba nie bardzo wiedziała o co mi chodzi,
ale i tak po tym telefonie wyraźnie mi ulżyło... ;)
 


Prawdę mówiąc, gdyby nie to, że go... nienawidzę,
to sama książeczka... pewnie podobałaby mi się... ;)
W sumie pokaźny tomik, a nie jakiś tam zeszycik... :)

Jak by nie było, marzyłam o czymś takim... :) Taaak...
Okładka w mojej ulubionej, czarno-czerwonej kolorystyce.
Miła w dotyku - z gatunku tych książek, które z Magdą
nazywamy "książki typu dotknij mnie"... ;)
Przy tym niezwykle leciutka. To chyba kwestia papieru
- niby zwyczajny, ale jakiś taki inny... nie męczy wzroku.

To pewnie sprawa koloru... Nie jest zwyczajnie biały.
Powiedziałabym, że coś między szarym a ecru... ;)
Trochę przypomina kieszonkowe słowniki z Oksfordu

lub wydawnictwa Penguin Books... :)
Kojarzy mi się również ze starymi, pożółkłymi kartkami

zeszytowymi - moimi ulubionymi - na których to najbardziej
uwielbiam pisać..., no może z wyjątkiem komputera... ;)
Na stronach tytułowej i rozdziałowej znajdują się dwa
wczesnodziecięce rysunki Janka - serce i buzia... :)
To samo serce znajduje się także z przodu okładki...
Pomyśleć tylko, że narysował je, kiedy miał... 2 lata. :)

Natomiast z tyłu okładki jest... spirala. Lubię spirale.
Dla mnie są one wizualizacją chaosu i tego,

co ma się w głowie. Chociaż dla mnie spirala
jest symbolem bardzo wielowątkowym...
Oznacza ona czas i to rozumiany w dwie strony:
jako upływający zataczając kręgi, i jako czas po którym
można niejako wrócić do początku, mam tu na myśli
nie tylko archeologię ale przede wszystkim zrozumienie,
co jest ważne. Tak więc zależy, z której strony je rysuję,
mogą one mnie naprowadzić na coś innego.
Fakt, że im bardziej są wizualizacją chaosu we mnie,
tym bardziej uspokaja mnie ich widok...
Nie mówcie tego znajomym psychologom... ;)
Pewnie by wymyślili jakieś mądre teorie. ;)
A tymczasem pewnie jest tak, że im więcej jest to
wizualizacja tego chaosu, ktory mam w sobie,
tym lepiej się czuję w ich towarzystwie...
w swojskim towarzystwie :)

Po prostu, te kręgi mocy są takie przekonujące... :)
Może dlatego, zwłaszcza w liceum, zdarzało mi się
mieć okładki szkolnych zeszytów i książek szczelnie
pokryte spiralami, istne..., che, che..., horror vacui... :)
Dobrze, że miałam wtedy zwyczaj obkładania wszystkiego
kartkami czasopism - zwłaszcza rosyjskich, chyba "Kartinek"
czy coś podobnego - dzięki temu mogłam je bez problemu

często zmieniać i rysować po nich na nowo... :)
Z tego powodu najdłużej przetrwały na okładzinie brulionu,
w którym pisałam moją opowieść..., moją bajkę... :)
Każdą wolną przestrzeń wypełniłam tam śliczną spiralą,
dzięki czemu powstał prawdziwy majstersztyk... ;)
Swoją drogą...,  Magda też lubi rysować...

i patrzeć na... spirale. :) Ale nie wiem czy aż tak... ;)

Wiem, rozgadałam się. Mam z tym często problem,
ale to mnie zawsze uspokaja, a tego mi teraz trzeba. ;)
Dlatego, mimo wszystko, będę kontynuować,
najwyżej nie doczytacie, mówi się trudno... ;)
 
Może jesteście ciekawi, jak to naprawdę było
z tą moją "tfurczością", tą moją grafomanią...
Otóż, odkąd tylko poznałam literki zawsze lubiłam,
wręcz uwielbiałam czytać i książki to był mój świat...
Zawsze dużo czytałam. W tym sporo rzeczy poważnych.
Zwłaszcza dawniej, nie dla mnie wtedy, na pewno...

Na przykład taki Gombrowicz, czy Mrożek...
Mój chrzestny, brat mamy, który jest reżyserem teatralnym,
zarzucał mnie we wczesnej młodości różnymi dziełami...
Więc kiedy byłam mniej więcej w wieku... mojego Piotra, ;)
a nawet wcześniej, to czytałam rzeczy... poważne.
A teraz... mam odwrotne potrzeby... ;)
Demencja starcza czy prawo równowagi ? ;)
W każdym razie książki, a może szerzej: słowo pisane
- to było dla mnie zawsze coś bardzo ważnego.
Dlatego oprócz tego, że dużo czytałam,
to czasem sama również coś pisałam... :)
Tak do szuflady. ;) Różne opowiadania, z których część
dawno już spaliłam, bo wydały mi się beznadziejne. :)
Czasami układałam także różne rymowanki, choć głównie
były to okazjonalne twory - na jakieś akademie szkolne, itp.

Z poważniejszych rzeczy to wymieniłabym tzw. Bajkę,
którą zaczęłam pisać - nie pamiętam już kiedy -
chyba będąc jeszcze nastolatką, w liceum... :)
Później, już na studiach, chwilami kontynuowałam
to moje... dzieło, podobnie jak i po ich ukończeniu.
W tym czasie usiłowałam przepisać tę część

mojej "tfurczości" z grubego zeszytu do komputera,
co okazało się dosyć trudnym zadaniem.
Przepisując bowiem, dokonywałam różnych poprawek,
stylistycznych i innych, które niekiedy przybierały formę

większych przeróbek... Dlatego było to przepisywanie...
"tfurcze"... ;) Stąd szło dosyć wolno... i nie dobrnąwszy
nawet do połowy, z braku czasu przerwałam to
kilka lat temu. W międzyczasie, kiedy byłam na tzw. fali,
spisywałam na luźnych zeszytowych kartkach ciąg dalszy
tej historii i rozwijałam jej różne wątki... :)   >>>


Drugą z większych rzeczy, które piszę, to tzw. Wieko.
Wspominałam już o nim, chyba nie raz... ;)
Są to krótkie opowiadania w duchu mojego...
specyficznego poczucia humoru... ;)
Z założenia ma to być tryptyk, ale póki co,
jestem jeszcze w części pierwszej przy...
pięćdziesiątym którymś opowiadaniu.
Ale, że tak powiem, sprawa jest rozwojowa... ;)
Na szczęście zaczęłam to pisać już na studiach,
od razu na komputerze, a więc na czysto... ;)   >>>


No i wreszcie trzecia, ostatnia część mojej,
powiedzmy... poważnej "tfurczości" pisarskiej
to moje wiersze, czyli tzw. grafomania właściwa... ;)
Moja przygoda z nią zaczęła się gdzieś 9-8 lat temu,
kiedy nie pracowałam jeszcze w szkole, tylko jako,
współredaktor... che, che..., poczytnego miesięcznika
regionalnego i miałam nieco więcej wolnego czasu... :)
Tak, to było gdzieś wtedy, chociaż sama już nie wiem... ;)
Po prostu... pewnego wieczora stałam się poetką... ;)
Wstąpiło we mnie nowe pragnienie, aby się zawrzeć
w kilku słowach... i od razu zaczęły wychodzić ze mnie
najważniejsze sprawy. Coś się wtedy ze mną stało,
bo słowa same zaczęły cisnąć się do palców,
nieomalże z pominięciem głowy... ;)
Przychodziły nagle... i musiałam je chwytać
zanim odpłyną, bojąc się, że w przeciwnym razie
zemszczą się, czyniąc... chaos na dnie duszy...
Tysiące wspomnień podchodziło mi do gardła,
a każde wołało... o wiersz. Doprawdy nie wiedziałam...

kim jestem... I tak mi już chyba zostało... ;)
To co wiedziałam, to to, że dobra jest ta grafomania
choć to tylko jeden z moich światów... ;)
Dlatego też suszyłam wtedy głowę mojemu mężowi,
czy dałoby się jakoś w całości wydać te moje wiersze. :)
Z tej racji, początkiem 2002 roku przygotował mi wstępny
skład komputerowy - w sumie 29 wierszy na 32 stronach,
plus okładka (inna niż ta obecna), a wszystko to

przyozdobione licznymi... rysunkami naszego
malutkiego jeszcze wówczas Janka. :)
Podobało mi się, ale sprawa nieco przycichła,
bo mój mąż namówił mnie, abym jeszcze zaczekała
i... napisała parę wierszy, aby przybyło stron
i dało się z nich zrobić, porządnie oprawiony tomik,
zamiast nieatrakcyjnego, zszywanego drutem zeszyciku... :)
Zgodziłam się, choć nie wiedziałam, jak długo to potrwa... ;)
To znaczy, czy nadal wiersze będą przychodziły

do mojej głowy. :) Ale na szczęście przychodziły... ;)
Mimo, że w międzyczasie zdążyłam zamienć pracę
w redakcji na nauczycielski fach w gimnazjum.
Niemniej jednak, podobnie jak i wcześniej,

nikomu nie przyznawałam się do tego, że coś piszę.
To chyba dlatego, że uważałam to za coś bardzo,
ale to bardzo osobistego i nawet mój mąż nie wiedział,
kiedy i jak powstawały moje utwory literackie... ;)
Czasem tylko pokazałam mu jakiś pojedynczy wiersz,
ale rzadko, zwłaszcza wtedy, kiedy decydowałam się
wykorzystać go w jakiejś akademii lub umieścić
w "Gimzecie" - naszej szkolnej gazetce... ;)
Zdarzało się też, że wysyłałam coś do Magdy...
Ale to głównie w ostatnim półroczu przed moją ucieczką

od męża, kiedy okruchy mojej "tfurczości" wysyłałam
równolegle do mojego ucznia i... przyjaciela Piotra... :)  >>>

Jak widać, jestem straszną gadułą... ;)
Dodam jeszcze tylko to, że oprócz wspomnianej
wcześniej książeczki, dostałam od tego oszołoma
także imieninowego e-maila:

Życzę Ci miłości,
bo... zimno,
gdy jej nie ma.


z załączoną kartką elektroniczną:   >>>

A także..., by go jasna cholera wzięła..., SMS-a:

"...jezeli kochasz
 czas zawsze odnajdziesz
 ...na rozeznanie,
 ze dobrzy sa mniej dobrzy,
 a zli troche lepsi,
 bo w zyciu
 jest tylko moral niemoralny..."


Zdecydowanie nie lubię być... solenizantką,
a po tym wszystkim - mam już... serdecznie dość...

piątek, 26 października 2012

PO SPIRALI...













 (3 LATA TEMU)

Nie wiem jak to się dzieje, że mam tyle siły...
Bo niby jesień, a dla mnie jakby nastała wiosna... ;)
Z tego wszystkiego wzięłam się nawet za mój,
od jakiegoś już czasu "zakurzony" doktorat.
Ostatnio intensywnie pracuję, aby wreszcie
zamknąć przynajmniej ten cholerny aneks
w postaci swego rodzaju indeksu imion... :)
Co prawda staram się łączyć przyjemne... ;)
z pożytecznym, ale tego aneksu mam już
naprawdę serdecznie dość i chciałabym mieć
tę część mojej pracy doktorskiej za sobą.
Dobrze, że ten oszołom, kiedy jeszcze
z nim mieszkałam stworzył mi bazę danych
i różne frymuśne kwerendy do niej... :)
Teraz nie wyobrażam sobie przetwarzania
tak sporego zbioru danych bez komputera
i tego wszystkiego co dla mnie zrobił... ;)
Dzięki temu sprawa jest dosyć prosta,
przynajmniej z tym aneksem, choć żmudna. :)
Ale staram się być dzielna i walczę z tym. ;)

A tak z zupełnie innej beczki...
Właśnie przyszła przesyłka z tarnowskiego RODK
z wyznaczonym na 4 listopada terminem badań.
To dobrze, bo nie mogę się już doczekać chwili,
kiedy będę wreszcie wolna... :) Niby już jestem... ;)
Ale chcę to mieć... na papierku... ;)
Mamy tam stawić się wraz z moimi dziećmi,
które oczywiście jadą ze mną... :) Nie inaczej!
Dobrze, że ten świr nie nocuje już w starym mieszkaniu.
Może dzięki temu obejdzie się bez jakichś komplikacji
przy wyjeździe na te całe... che che...,  badania rodzinne. ;)
Liczę też na porządne wsparcie: psychiczne, moralne
i... intelektualne, bo jest szansa, że moja przyjaciółka
Magda wkrótce do mnie przyjedzie. :)
Wprawdzie jest też ciocia Krysia, ale jak to mówią...,
che che..., dobrego nigdy za wiele..., prawda? ;)
Nie podoba mi się tylko to, że będę musiała tam
oglądać tatusia moich dzieci, ale może jakoś to przeżyję. ;)

Poza tym, nie mam już zdrowia do tych jego SMS-ów,
które może nie często, ponieważ tylko od czasu do czasu,
niemniej jednak wciąż otrzymuję, chociaż sobie ich
zupełnie nie życzę. Czy on tego nie rozumie?
Dziś późnym wieczorem przysłał mi coś takiego:

GONISZ ZA SZCZESCIEM I MILOSCIA, ALE NA PROZNO.
NIGDY NIE BEDZIESZ SZCZESLIWA, BO NIE POTRAFISZ KOCHAC.
PRAWDZIWIE KOCHAC - ZNACZY UMIEC PRZYJMOWAC, JAK I DAWAC MILOSC.
W TYM TKWI TWOJ PROBLEM, KTOREGO NIE DOSTRZEGASZ I NIE ROZUMIESZ.
MILOSC TO NIE TYLKO SILA I SPOKOJ, POCZUCIE BEZPIECZENSTWA,
CZY SZACUNEK. TO COS ZNACZNIE WIECEJ...
WBREW TEMU, CO USILUJESZ UDOWODNIC SOBIE SAMEJ

I WSZYSTKIM WOKOL, JESTES SLABIUTKIM I ZAGUBIONYM CZLOWIECZKIEM,
KTORY NIE ZAUWAZYL, ZE IDAC PO SPIRALI, ZNALAZL SIE
W BLEDNYM KOLE CHAOSU I SPRZECZNOSCI.
MOGLBYM CI POMOC, ALE WIEM TEZ,
ZE TWOJA DUMA CI NA TO NIGDY NIE POZWOLI...

Po prostu, mam tego dość!
Nie mam już do tego wszystkiego siły...
Pocieszam się myślą, że może w tym roku
ten oszołom jednak wyjedzie do swoich
na Wszystkich Świętych...

środa, 24 października 2012

CISZA I...














Milczenie

Istnieją zjawy - takie bezcielesne sprawy,
co w istocie jednej, żywot podwójny mają.
Bliźniacza całość - skały i cienia przejawy
co materii i światła odbiciem się stają.
Dwoiste to Milczenie - morze i wybrzeże.
Ciało i dusza. Jednako tu na pustkowiach
trawą świeżo porosłych; uroczystych wdziękach.
Jakieś ludzkie wspomnienia i łzawe wierzenia.
Nazywam to bez strachu imieniem: "Nigdy więcej".
Ot, jeno Cisza wcielona, więc się jej nie lękaj!
Żadnej bowiem mocy złego w sobie nie posiada.
Ale jeśli jakimś nagłym życia przeznaczeniem
oto spotkać ci się kiedyś przyjdzie z onej cieniem
- elfem bezimiennym, co to bezdroża nawiedza,
gdzie człowiek nie stąpa - wtenczas Bogu się powierzaj!


(Edgar Allan Poe, Silence; w przekładzie własnym - 2012)

czwartek, 18 października 2012

BANKOWE PORACHUNKI...

(3 LATA TEMU)

Trzy dni temu, niemal w rocznicę
wniesienia przeze mnie do Prokuratury
zawiadomienia o znęcaniu się nad nami,
odbyła się przed tarnowskim Sądem Okręgowym
druga już rozprawa apelacyjna w tej sprawie.
I wyobraźcie sobie, że nie dość, iż zmienił się
skład orzekających sędziów, to znów rozprawę odroczono.
Tym razem na czas nieokreślony, bo Sąd postanowił
wznowić postępowanie i poczekać na wyniki badań w RODK,
których termin pewnie niedługo już zostanie wyznaczony.
W praktyce, sądy odwoławcze wznawiają postępowanie

tylko w wyjątkowych sytuacjach. No ale sędziowie
na rozprawie stwierdzili, że nasza sprawa jest zupełnie nietypowa na tle dotąd rozpatrywanych (w tutejszym sądzie)
spraw o takim charakterze. Stąd pewnie taka decyzja.
Ale to nic, nie przejmuję się. No, może trochę. ;)
Wprawdzie się to wszystko nieco odwlecze,
ale z drugiej strony może to i dobrze...
Przecież te badania w RODK nie mogą mi zaszkodzić. ;)
Wręcz przeciwnie, bardzo liczę w tym względzie
na operatywność mojej cioci Krysi... ;)
W końcu niejedno już zrobiła w tej i nie tylko
tej sprawie dla swojej biednej siostrzenicy... :)

Chociaż czy ja wiem, czy takiej znów biednej... ;)
Jak by nie było, zrobiłam ostatnio skok na bank. :)
Otóż tego samego dnia, po rozprawie, udałam się
do banku, w którym mieliśmy wspólne konto z mężem.
To znaczy on był właścicielem, a ja współwłaścicielem.
Jak od niego uciekłam to następnego dnia, co prawda,
założyłam sobie osobne konto w innym banku,
ale ze starego nie zrezygnowałam i korzystałam
jeszcze jakiś czas, dopóki ten oszołom powiedział mi,
w październiku zeszłego roku, żebym tego nie robiła,
bo on "zamraża" zawartość konta i będzie korzystał
tylko z aktualnych, bieżących dochodów.
Po czym zauważyłam na ostatnim wydruku z bankomatu,
że prawie cała forsa zniknęła, ale nie wypłacałam już
i w sumie mnie to nie interesowało, bo powiedziałam mu,
już wcześniej, we wrześniu, że może sobie ją zabrać,
byle tylko czym prędzej wyniósł się z mieszkania... :)
Ale nie dawało mi spokoju, co on z nią zrobił,
a mama namawiała mnie, abym się tym zainteresowała.
A że, ostatnio energia mnie roznosi, to postanowiłam
wreszcie sprawdzić, co tak naprawdę się z nią stało.
Dlatego udałam się do banku i poprosiłam o wyciąg

sprzed roku, za który oczywiście zapłaciłam... z konta. :)
Okazało się, że ten świr rzeczywiście z początkiem października
ubiegłego roku przeniósł wszystko na lokaty pozostawiając
na bieżącym rachunku tylko swoją ostatnią pensję,
bo moja już poszła na nowe konto... :)
Ucieszyłam się i niewiele się zastanawiając,
zerwałam dwie lokaty (w sumie nieco ponad połowę całej
zawartości konta) i wypłaciłam kilka ładnych kawałków. :)
Trochę naszych oszczędności, trochę dzieci...
Stwierdziłam, że skoro jest taki głupi i naiwny,
że nie wypłacił tego gdzieś w cholerę, to muszę korzystać,
bo druga taka okazja może mi się nie nadarzyć... :)
Wydatków mi nie brakuje... a zanosi się na jeszcze większe

- przecież adwokat kosztuje i takie sprawy sądowe też,
oficjalnie i... nieoficjalnie, wiadomo jak jest... ;)
Rzecz jasna, nic mu o tym nie powiedziałam..., che che... ;)
Dodatkowo dostałam od niego przekazem pocztowym
parę stówek tych jego dobrowolnych alimentów. :)
Dziwne, bo dotąd dawał mi gotówkę do ręki,
a w zasadzie to przez Janka, bo ja nie mam ochoty
na jakiekolwiek kontakty z nim i wcale nie chcę tej kasy.
Przynajmniej tak mu mówię, kiedy usiłuje mi ją dać. :)
Ale dziś mnie coś ruszyło i skonsultowałam to z rodziną
przy niedzielnym obiadku, że lepiej jednak będzie,

jak go, mimo wszystko, poinformuję, bo jeszcze
gotów mi z tego powodu wywinąć jakiś numer i co...
Przecież nie potrzeba mi dodatkowych atrakcji. :)
Dlatego wysłałam mu stosownego SMS-a:


Informuje,ze wyplacilam troche mniej niz polowe
z naszego bylego wspolnego konta, gdyz mam do tego prawo,
to pieniadze na ktore pracowalam i pieniadze dzieci,
ktore do nich naleza. Zatrzymaj reszte pieniedzy,
samochod, sprzet AGD i RTV oraz meble
(oprocz lozka pietrowego dzieci). Prosze nie odpisuj.


Ale odpisał:

NIE ZABRALAS MNIEJ NIZ POLOWE, TYLKO WIECEJ NIZ POLOWE.
NAUCZ SIE LICZYC. PO PROSTU PRZYWLASZCZYLAS SOBIE PIENIADZE DZIECI. ZACHOWUJESZ SIE JAK ZLODZIEJ...


Więc nie pozostałam mu dłużna:

Zabralam pieniadze dzieci dla dzieci.
Wez reszte pieniedzy i zaloz sobie nowe konto.


Ale ten oszołom znów napisał:

TO JA JESTEM WLASCICIELEM KONTA, NIE TY.
TY JESTES WSPOLWLASCICIELEM,

WIEC NIE MAM ZAMIARU GO ZMIENIAC.
ZACHOWALAS SIE JAK ZLODZIEJ I NIC TEGO NIE ZMIENIA.

A za jakiś czas kolejnego:

NIEZNAJOMOSC PRAWA NIE ZWALNIA Z ODPOWIEDZIALNOSCI.
GDYBYM CHCIAL POSTEPOWAC TAK, JAK TY, TO JUZ DAWNO...
JESTES CHORYM CZLOWIEKIEM I MASZ ROWNIEZ CHORYCH

I ZLYCH DORADCOW. MOZE KIEDYS PRZEJRZYSZ,
CHOC NIE WIEM CZY CHCIALABYS WIDZIEC SWOJE DZIELO.
ZOBACZYMY DOKAD ZAPROWADZI CIE TA NIESZCZESNA DROGA,
KTORA OBRALAS. ZAL MI CIE MIMO WSZYSTKO.

BARDZO SIE POGUBILAS... CZYNY MOWIA ZA SLOWA...

Nie podoba mi się ten jego mentorski ton,
jakieś groźby i porachunki. Ale po tym,
jak ostatnio zrobiłam skok na bank,
może mi... po prostu... skoczyć. ;)

środa, 17 października 2012

PACIERZA RYMEM...














Mądrość serca

w człowieczej słabości
modliłem się do Ciebie
o Duchu Wszechmądrości!
byś dał mi zrozumienie


błagałem Cię, prosiłem
o duszy mej wytchnienie
gdy serce wylewałem
w puste Jej milczenie


wiernością psa czekałem
na cudu wnet spełnienie
niedoli dni liczyłem
kolczaste to pacierze


pokorą wiary przyszło
nagłe Twe... olśnienie
Światło otworzyło...
letargu przebudzenie...


chwile ciemne odsłoniły
nagą prawdę i Jej winy
faktów różnych skojarzenie
dało fałszu obnażenie


dobrze znałeś me staranie
miłość moją i oddanie
bo Ty Jeden wiesz jak było
tego kłamstwo nie zabiło


choć kryształem łzy nie byłem
mądrość serca Twą zdobyłem
wierząc w Słowo Twoje Panie
miałem dobra rozeznanie


kiedy Imię Twe wzywałem
śmiechu złego się nie bałem
łotrów razy mniej bolały
w blasku Twojej wiecznej chwały


wrogi wiją się i prężą
równi jadowitym wężom
miej nade mną Swe czuwanie
Ty wiesz Jeden co się stanie


o mój Boże Sprawiedliwy!
będziesz dla nich litościwy?
dasz im złego odpuszczenie
czy też srogie potępienie?


widzisz grzechem ich skalanie
słodkie miny - lux przebranie
miarą cierpień niewzruszeni
Słowem Prawdy niezmienieni


serce moje - Twe władanie
teraz nasyć mnie, o Panie!..
miłosierdziem nieskończonym
czasem życia wyznaczonym...


(16 x 2012)

niedziela, 14 października 2012

VERBUM DOMINI...














Żywe bowiem jest słowo Boże,
skuteczne i ostrzejsze
niż wszelki miecz obosieczny,
przenikające aż do rozdzielenia
duszy i ducha, stawów i szpiku,
zdolne osądzić pragnienia
i myśli serca.
Nie ma stworzenia, które by było
przed Nim niewidzialne, przeciwnie,
wszystko odkryte i odsłonięte
jest przed oczami Tego,
któremu musimy zdać rachunek.


                                                  (Hbr 4, 12-13)

piątek, 12 października 2012

DEKONSPIRACYJNA WPADKA...

(3 LATA TEMU)

Masz ci los. To ja tu się tak staram,
żeby być dobra, chociaż wcale tego nie chcę,
a tu taka głupia wpadka, aż mnie cholera bierze.
Chodzi o to, że pozwoliłam dziś dzieciom,
aby pojechały wieczorem z ojcem na basen.
Pomyślałam, a niech tam, dawno go już nie widziały,
więc co mi szkodzi, niech jadą, skoro mają ochotę.
Niech mają coś z życia, niech korzystają... ;)
Zwłaszcza, że ja nie przepadam za takimi rozrywkami,
i jak już muszę się zamoczyć, to wolę tak do kostek.. :)
Ale to nad morzem... ;) Albo jak już więcej,
to tylko... w wannie. ;) Więc pozwoliłam im.
Niestety, gdy tylko wrócili, pożałowałam tego.
Okazało się bowiem, że w drodze na basen,
przejeżdżając obok brzeskiej podstawówki,
Lenka rozpoznając to miejsce, niechcący
wygadała się, że Janek tam na coś chodzi.
Oczywiście ten oszołom podchwycił temat
i zapytał o to wprost Janka, który zdębiał
i przestraszony zaczął zaprzeczać...

Bo faktycznie, zapisując go na treningi judo,
wyraźnie mu przykazałam, aby nic
nie wspominał ojcu, bo jeszcze mu zabroni... ;)
Nie wiem, czy by mu zabronił, bo przecież

nie rozmawiałam z nim na ten temat,
ale tak powiedziałam, a co... ;)
Przecież ja nie muszę się go o nic pytać,
a on nie musi wszystkiego wiedzieć... :)
Im mniej tym lepiej, prawda? ;)
Z tego wszystkiego, kiedy tylko wrócili,
Janek przestraszony, bo trochę bał się mi przyznać
do tej niefortunnej wpadki, a trochę wkurzony na siostrę,
że się tak wygadała, opowiedział mi o wszystkim.
Nie powiem, żebym była z tego zadowolona, ale cóż zrobić...
Sama się nawet nieco przestraszyłam, żeby ten świr
nie wykorzystał tego teraz gdzieś w Sądzie...
Bo w końcu, mimo wszystko, tak formalnie,
chyba powinien o takich sprawach wiedzieć...
Dlatego po natychmiastowej konsultacji
z moją mamą i siostrą, powiedziałam Jankowi,
aby zadzwonił do ojca i jednak przyznał się...
Ale, żeby mu powiedział, że jeszcze nie chodzi,
ale chciałby, i że sam miał mu o tym już dawno powiedzieć,
ale się po prostu bał... ;) Sama prawda przecież... :)
Niestety, po trzeciej nieudanej próbie dodzwonienia się
do ojca (nie wiem, dlaczego ten świr nie odbierał telefonu),
Janek był już tak roztrzęsiony całą tą sytuacją,
że przełamałam się i napisałam do niego aż dwa SMS-y,
w których wyłuszczyłam mu tę i parę innych kwestii.
Muszę w razie czego mieć dowód, że w sprawach dzieci
o wszystkim go informuję i nie utrudniam im kontaktów... ;)


Janek nie jest zapisany na judo, ale bardzo chce.
Na razie bral udzial w probnych treningach grupy zapisowej.
On strasznie sie boi ze mu zabronisz. Szkoda by bylo, bo dobrze

sobie radzi. Na razie to sa zwykle zajecia usprawniajace.
W tym roku nie bedzie bral udzialu w zadnych zawodach,
wiec spokojnie. Jesli chcesz, mozesz przyjsc na trening,
jutro 17-18.15 w SP2 Brzesko, boczne wejscie od str. N.
Janek juz dawno mial ci to powiedziec ale bal sie

i teraz tez sie boi.

Od tego tygodnia maja sie zaczac treningi 2 razy w tygodniu.
Gdybys podszedl do sprawy normalnie, moglbys przychodzic

po JANKA na trening we wtorki a ja w czw.
Ja nie chce cie widziec.
Pisze teraz tylko dlatego ze Janek jest przerazony.
Gdybys umial z nim rozmawiac, moglbys sie z nim spotykac
w kazdy poniedzialek, bo we wt i czw bedzie chodzil na judo,
w sr na pilke a w pt na gitare. Eleonora tez w pon.
Weekendy do uzgodnienia. Nie odpisuj, nie zycze sobie smsow.


Cóż, wcale mi się to nie podoba, ale co miałam zrobić,
musiałam się jakoś zabezpieczyć, zwłaszcza kiedy, cholera,
ten oszołom niestety już coś wie... Muszę uważać...
Napisać przecież wszystko mogę, a jak będzie - zobaczymy. ;)
Mimo, że mu wyraźnie napisałam, że ma mi nie odpisywać,
to widocznie nie byłby sobą, gdyby tego jednak nie zrobił.
Jakieś półtorej godziny później przysłał mi coś takiego:


PISZESZ TO WSZYSTKO TYLKO DLATEGO, BO SIE WYDALO, A WIESZ,
ZE TAK POSTEPOWAC NIE MOZESZ. GDYBY NIE TWOJA OBAWA,
ZE MOZE CI TO W TWOICH INTRYGACH ZASZKODZIC,
WCALE BYS SIE DO TEGO NIE PRZYZNALA, PODOBNIE JAK NIE RACZYSZ INFORMOWAC MNIE O CZYMKOLWIEK, A ZWLASZCZA O TYM CO DOTYCZY DZIECI
TO ZNOW TYLKO TWOJ EGOIZM I BRAK UCZCIWOSCI, A NIE TROSKA

O DZIECI. NAJPIERW SIE KONSULTUJE, A NIE DECYDUJE.
ALE DO TEGO POTRZEBA ROZMOWY, A TAKZE CHOCIAZ ODROBINE
DOJRZALOSCI I ODPOWIEDZIALNOSCI, KTORYCH TOBIE BRAKUJE.
KIEDYS UWAZALEM CIE ZA DOBRA MATKE.
TERAZ POKAZUJESZ COS SKRAJNIE INNEGO...


"NIEZBYT DALEKO NAPRZOD UMIESZ SIEGAC WZROKIEM..."
ZAPOMNIALAS TEZ, ZE KLAMSTWO MA KROTKIE NOGI.
NIE DOSC, ZE SAMA KLAMIESZ I MANIPULUJESZ,
TO JESZCZE UCZYSZ TEGO DZIECI. KIM TY SIE STALAS?
SPOJRZ WRESZCIE NA SIEBIE I NA KRZYWDY, KTORE WYRZADZASZ!
ALE SPOJRZ OCZAMI, KTORE POKOCHALEM I KTORYM WIERZYLEM.


Wychodzi na to, że mnie przejrzał, ale mam to gdzieś... ;)
Póki co pocieszam się myślą, że ten oszołom się wyniósł.
Może nie na dobre jeszcze, bo czasem zagląda do mieszkania,
choć nie wiem po co, to jednak nie nocuje już tam... :)
Zresztą mój usłużny szwagier Tomek dba o to,
aby roznosił się tam zapach... remontu... ;)
Po prostu od czasu do czasu to maźnie, to chlapnie
farbą olejną (lakierem, jak by powiedziała moja mama)
kawałek futryny w naszym byłym mieszkaniu... i gotowe. :)

czwartek, 11 października 2012

SIGNUM TEMPORIS...











Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego,

co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni

i czas ich zbierania...
Zarówno sprawiedliwego
jak i bezbożnego
będzie sądził Bóg:
na każdą bowiem sprawę
i na każdy czyn
jest czas wyznaczony...


                                            (Koh 3)

środa, 10 października 2012

LEKTURA OBOWIĄZKOWA...

Trudności w odróżnieniu wewnętrznego od tego, co zewnętrzne powodują,
że doświadczane przez siebie emocje i motywacje w postaci:
wściekłości, nienawiści czy zazdrości, zawiści przypisują innym osobom.
Walczą zaciekle z tymi, których spostrzegają jako wrogów; mszczą
się na tych, których widzą jako winowajców; zazdroszczą tym,
którym przypisują nadzwyczajne możliwości i talenty; lękają się tych,
których uznali za prześladowców. Jeśli projektują swoje negatywne
stany wewnętrzne na małżonka, to dostrzegają w nim kata i ciemiężyciela,
a nie kogoś bliskiego i oddanego. Żadne próby wyjaśnienia
i udowodnienia „niewinności” nie pomagają,

bo uaktywnione stany wewnętrzne nie podlegają monitorowaniu
w zgodzie z zasadą rzeczywistości przez ego...
Opuszczając, jest przekonana, że została opuszczona;
będąc impulsywną i agresywną jest przekonana o niestałości
i agresji drugiej osoby; przymuszając i manipulując innymi
ma poczucie osaczenia.


(Lidia Cierpiałkowska
Zaburzenia z pogranicza nerwicy i psychozy

a zdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, 2011)

>>>

niedziela, 7 października 2012

KROK AD HOC...

(3 LATA TEMU)

Tak więc, byłam dziś w tarnowskim sądzie
i złożyłam moje śliczne pismo procesowe. :)
Przy okazji wstąpiłam do sekretariatów
i zajrzałam do akt spraw, by mieć pewność,
że ten oszołom znów czegoś nie wniósł... ;)
Ale nie. :) Na szczęście nic się nie zmieniło
od ostatniej rozprawy, a dziś miałam czas,
by przejrzeć to ostatnie jego pismo,
które złożył z początkiem września.
No i niestety, lektura ta wyraźnie podniosła mi
ciśnienie, ale też uświadomiła zarazem,
że w przywiezionym dzisiaj piśmie,
nie wspomniałam o paru rzeczach,
do których powinnam była się odnieść.
Zwłaszcza po tym co on napisał...   >>>
Dlatego na fali konstruktywizmu, ad hoc
napisałam odręcznie kolejne pismo,
w którym dałam wyraz temu,
co o tym wszystkim myślę,
a w szczególności to:

...uważam za niedopuszczalne, by człowiek
oskarżony o wieloletnie stosowanie przemocy psychicznej
wobec mnie, w tym kontrolowanie mnie i inwigilowanie
mojej korespondencji, w świetle prawa wnosił wykradzione mi
z mojego osobistego konta internetowego listy
jako dowód potwierdzający jego niewinność w tej sprawie.
Równocześnie chcę zaznaczyć, że pan K. nie jest upoważniony
i nie posiada kwalifikacji do oceny stanu mojego zdrowia,
w tym kondycji psychicznej.

Pisząc to, przynajmniej trochę się uspokoiłam
i myślę, że odwaliłam kawał dobrej roboty. :)
Nie będzie mi tu swymi wstrętnymi piśmidłami...,
oszołom jeden..., bruździł w moich planach... ;)

sobota, 6 października 2012

OFIAR ŻALE...

(3 LATA TEMU)

Wygląda na to, że naprawdę się wreszcie wyniósł,
a nasze działania okazały się bardzo skuteczne... ;)
Napawa mnie to optymizmem i dodaje sił,
chociaż nie mam co narzekać, bo ostatnio
raczej mi ich nie brakuje, a wręcz przeciwnie...
Czuję się świetnie i chcę to jakoś konstruktywnie
wykorzystać i reaktywować się do życia... :)
Z tego wszystkiego wczoraj nawet napisałam
pismo procesowe do sprawy karnej, bo niedługo
rozprawa apelacyjna, a nie podoba mi się to,
że ten świr został uniewinniony od zarzutu
nękania nas swoimi SMS-ami...
W końcu te SMS-y i ten nieprawomocny
wyrok były dla sędziego fundamentalnym
dowodem jego winy w sprawie znęcania się...
No, co? Przecież biedaczyna musiał coś napisać
w tym nieszczęsnym uzasadnieniu, skoro oskarżony
złożył wniosek i postanowił się odwoływać... ;)
Ale to nie jest jedyny powód, bo chodzi też o to,
że ten oszołom ma czelność dalej wysyłać
do mnie te cholerne SMS-y, a nawet do mojej
mamy, która dostała dwa - w dniu... urodzin i imienin.
W rocznicę złożenia pozwu rozwodowego przysłał mi
na przykład coś takiego:

Stawiajac mi rok temu ultimatum,
uczynilas zakladnikami nasze dzieci.
Caly rok sa Twoja karta przetargowa.
Zwaz, ze nie tylko mnie krzywdzisz...

Albo kilka dni temu:

Wyparlas sie 15 lat swojego zycia.
Swoich uczuc, opinii, pogladow.
Rozbilas nasza rodzine, okaleczylas dzieci
i zniszczylas nasz dom, zasialas wokol nienawisc. Co bylo warte takiej potwornej ceny?
W chory sposob pojeta wolnosc,
marzenia, bycie soba?
Czy aby napewno wiesz,czego chcesz
i dokad zmierzasz? Spelniasz sie?
Jestes teraz szczesliwa?
Myslisz, ze po tym wszystkim
bedziesz szczesliwsza niz przedtem?
Niewiele gorszych rzeczy
mozna zrobic w zyciu...

Wkurza mnie to, ale mam zamiar to wykorzystać... ;)
Jeszcze małe poprawki i jutro zawiozę pismo do Sądu.
Mam nadzieję, że to co napisałam zrobi na sędziach
...wrażenie; niech widzą, jakie jesteśmy biedne... ;)
Podliczyłam wszystkie SMS-y od tego oszołoma
z ostatnich kilku miesięcy oraz wypunktowałam
najważniejsze kwestie. :) Oto, co ciekawsze kawałki:

Po zapadnięciu wyroku, pan K. nadal nie respektuje postanowienia
Sądu, który nakazał mu ustnie powstrzymanie się od pisania smsów
i mimo moich próśb, nadal nęka mnie smsami. (...) Wbrew opinii
Sądu, czuję się udręczona tymi smsami wysłanymi przez człowieka,
który przez wiele lat stosował w życiu rodzinnym terror i przemoc
fizycznaą i psychiczną wobec mojego syna i mnie, którego nadal
się boję i który przez ostatni rok wielokrotnie wykazał się
agresywną postawą wobec mnie i członków mojej rodziny.
Wbrew opinii Sądu, te smsy nie są żadną próbą zapobieżenia
rozpadowi małżeństwa, gdyż małżeństwo to już od roku nie istnieje,
a w sensie prawnym rozwód jest w toku (sprawa I C 803/08).
Wysyłając je, pan K. jedynie uporczywie mi dokucza,

agresywnie poucza, nie szanuje mnie jako człowieka,
moich decyzji i mojego prawa do spokoju, nie liczy się
z wielokrotnie wyrażoną prośbą o zaprzestanie pisania smsów.
Są one nachalnym wyrazem jego poczucia, że musi zawsze
przede wszystkim udowodnić, iż ma rację.
Wysyłane w dniach "znaczących", jak moje urodziny,
była rocznica ślubu, dzień w którym upłynął rok
od mojej ucieczki od męża, mają one na celu
przywołanie mnie do porządku, zastraszenie i przygnębienie.
Wplecione w nie wyrazy uczuć są jedynie pustą deklaracją,
gdyż w międzyczasie pan K. wielokrotnie
w bezpośrednim kontakcie zachowywał się agresywnie.
Oprócz tego pan K. dokuczał smsami mojej mamie Michalinie J.,
wysyłając jej również nachalne i agresywne pouczenia w dniu
jej urodzin i imienin.(...) Trzeba dodać, iż od roku sytuacja
rodzinna i lokalowa jest bardzo napięta, gdyż mimo wielokrotnie
wyrażonych próśb ze strony mojej mamy, jako właściciela domu
i posesji, pan K. nie chce się wyprowadzić, bardzo utrudnia
funkcjonowanie naszej rodziny, odbierając mi możliwość
normalnego zamieszkiwania z moimi dziećmi w dawnym mieszkaniu,
nie respektuje zaleceń Sądu Rejonowego w Brzesku w sprawie
o eksmisję (wyrok nieprawomocny w tej sprawie zapadł 25.08.2009.
- sprawa I C 17/09) i wielokrotnie wykazując zachowania agresywne
względem członków mojej rodziny. Moja mama jest skrajnie
wyczerpana tą sytuacją. Mimo nieprawomocnego wyroku o przemoc
fizyczną i psychiczną stosowaną wobec mnie i syna, pan K. nadal
nie zaprzestał zastraszania nas i kontrolowania,
poprzez śledzenie nas i nachodzenie w miejscach prywatnych
i publicznych, grożenie i wszczynanie awantur.
Bardzo się boję, że w przypadku przyjęcia apelacji w niniejszej
sprawie karnej, pan K. pozostanie całkowicie bezkarny
i będzie nadal stanowił zagrożenie dla mnie,
moich dzieci i całej mojej rodziny.

Mam nadzieję, że moja twórczość procesowa nie tylko
spodoba się, ale też odniesie właściwy skutek... :)
Nieźle mu dowaliłam, prawda... ;) Ma się te zdolności... ;)
A to wszystko jest sama prawda, taka najprawdziwsza,
za którą przecież odpowiada się przed Sądem... ;)

poniedziałek, 1 października 2012

STROF WSPOMNIENIE...














Róża wiatrów

byłeś mym wiatrem
zachodnim
dzieliłeś mój smutek
na pół


byłeś mym wiatrem
wschodnim
nieodgadnionym


byłeś mym wiatrem
północnym
strasznym w gniewie


i byłeś mym wiatrem
południowym
gorącym i słodkim
co przenikał mnie
jak tchnienie wiosny


byłeś...


słów tych usta kochane
- już nie wypowiedzą
k
łamstwem zawiązane
drugim - nie powierzą


oto teraz słowa same
innym rozpowiedzą
prawdy zapomniane
- niech wiedzą


niech wiedzą...