ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

POZYTYWNIE ZALICZONY...

(3 LATA TEMU)

Wczoraj mieliśmy drugą, a zarazem ostatnią
rozprawę sądową w sprawie o nękanie nas
przez tego oszołoma jego żałosnymi SMS-ami.
I muszę tu od razu, bez zbędnej zwłoki pochwalić się,
iż zakończyła się ona naszym pełnym sukcesem,
bo zapadł już wyrok, oczywiście skazujący... ;)   >>>
Z tego powodu nie posiadałam się ze szczęścia
i zaraz po wyjściu z sali rozpraw sama wysłałam
parę SMS-ów, aby podzielić się tą
nadspodziewanie radosną wiadomością.
Na korytarzu towarzyszył mi jak zawsze,
mój szwagier Tom, który od jakiegoś czasu
stał się moim osobistym bodyguardem... ;)
Bardzo sumiennie i z pełnym poświęceniem
zasłania mnie swoim, hmm..., tyłkiem,
tak aby na korytarzu sądowym oskarżony
nie widział mnie i nie przyglądał się mi...
Podobno zdarza mi się rozkojarzać,
a wtedy robię dziwne miny, grymasy jakieś...
Nie wiem, ale na wszelki wypadek nie zaszkodzi,
zwłaszcza że oficjalnie bardzo się go boję... ;)

Czekając na rozprawę miałam też niezły ubaw.
Otóż razem z nami oczekiwał na nią także policjant,
który występował w charakterze oskarżyciela publicznego,
podobnie jak prokurator w sprawie o przestępstwo znęcania,
z tą tylko różnicą, iż tu chodziło tylko o wykroczenie.
Ale do czego zmierzam - rozbawił mnie widok tego
funkcjonariusza, który siedział grzecznie na jednej
z ławeczek i intensywnie, z wypiekami na twarzy,
studiował pokaźne tomisko - Kodeks karny i wykroczeń. ;)
Doprawdy, było wyraźnie widać, iż był bardzo przejęty,
co najmniej jak student przed ciężkim egzaminem... ;)
No i muszę przyznać, że jak dla mnie, to go zdał,
bo później, już na sali, z miną prymusa optował
za ukaraniem naszego świra, uznając wedle świeżo
zdobytej wiedzy i ku naszej uciesze, iż takie
zachowanie można z całkowitą pewnością uznać
za wykroczenie spełniające znamiona nękania. :)
Poza tym nic ciekawego się tam już nie działo,
- mowa oskarżonego i krótkie oczekiwanie
na końcowy werdykt oraz jego ogłoszenie.
Wygląda więc na to, że jeden egzamin
mamy już pozytywnie zaliczony... ;)

Zdecydowanie więcej wrażeń
było kilka dni temu na rozprawie
odnośnie znęcania, wszak to wtedy
razem z Magdą brylowałyśmy na sali.
No i muszę tu nieskromnie przyznać,
że pewnie nikt nas już... nie pobije...
Chodzi o objętość i szczegółowość zeznań... ;)
Poza całą tą moją małżeńską gehenną i terrorem
- strasznymi awanturami o błahe sprawy,
położyłyśmy szczególny nacisk na jego
chorobliwą zazdrość i ciągłe podejrzenia
o zdrady; prawie z każdym i na każdym kroku
oraz wynikającą z tego kontrolą... ;)   >>>
Wychodzi więc na to, że choć biedak w istocie
nie wiedział o tym - miał za żonę kobietę-wampa... ;)

środa, 25 kwietnia 2012

HISTORIA MA...

















Ona i ja

w niepokoju
własnego bycia
i niebycia
pewnego razu
Dil* wyszła
z ukrycia

ni to martwa
ni to żywa
na pograniczu
światów
zapragnęła być
szczęśliwa

stepowego wilka
posłuchała wycia
na mrocznym
bezdrożu
sensu szuka
życia

stać się sobą
jej marzeniem
pustkę serca
wypełnić
imienia zaklętym
znaczeniem

acz Banshee**
przeznaczeniem
śpiewa płaczem
włosy czesząc
srebrnym milczenia
grzebieniem



  * irl. kochająca, kochana
** irl. kobieta z sidhe

(sidhe - irl. kurhan, kopiec ziemny,
     w mitologii irl. kraina zaświatów)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

PRAWDY ABSOLUTNE...

(3 LATA TEMU)

Przez ostatnie dni ciągle biegałam,
jak nie do jednego to do drugiego Sądu.
Najpierw byłam dołożyć do akt parę jego SMS-ów,
bo - jak wiadomo - od przybytku głowa nie boli. ;)
Później znów - udałam się wraz z mamą,
Kornelią i Tomkiem na rozprawę rozwodową.
No i dzisiaj - zeznania w sprawie o znęcanie.
Doprawdy, niezły maraton... :)

Obie rozprawy były dosyć podobne,
bo i zestaw uczestników z grubsza ten sam.
Z tą różnicą, że dziś musiałam zeznawać...
Chociaż w Sądzie Okręgowym moi świadkowie,
ale nie tylko moi, byli dużo bardziej wygadani,
to dziś wspólnie z Magdą udało nam się to nadrobić. :)
Po tym wszystkim przyznaję, że może i dobrze,
że wypadło to tak, jak wypadło - jedno po drugim.
Krótszy stres, a i pamięć świeższa... ;)

Mimo paru drobnych potknięć moich świadków,
myślę, że spisali się dosyć dobrze i dostosowali
do moich i Magdy bardzo pomocnych instrukcji... ;)
Bowiem tym razem, mamusia i siostra nie zapomniały
o tym, że byłoby wspaniale, gdyby okazało się,
że jednak coś widziały, a nie tylko słyszały... ;)
Nie musi to być koniecznie coś wielkiego
- wystarczą jakieś... szarpania, potrząsania, itp. ;)
No i oczywiście ładnie, zgodnie powtarzały,
- jak należy - że od dawna było źle...,
a wyjazd na wakacje był moją ostatnią próbą
ratowania naszego małżeństwa... :)
Mniejsza już o to, że kiedy pozwany zadał
pytanie mojej mamie: Dlaczego tak uważa?
Odpowiedziała: Gdyż powódka miała...
nieszczęśliwą minę, jak wyjeżdżała... :)
Zważywszy, że miałam przez trzy tygodnie
nie widywać się z Piotrem, to może
i coś w tym jest, kto wie..? ;)

Jak już jesteśmy przy Piotrze... :)
Uczuliłam moich świadków, jak ważne jest,
aby wsparli mnie w tej właśnie kwestii...,
zwłaszcza w sprawie rozwodowej... ;)
W końcu... plotka - rzecz niebezpieczna... ;)
Tak więc moja mamusia i siostra grzecznie,
zgodnie i konsekwentnie, a chyba nawet
z pewnym przekonaniem... ;) oświadczyły
- tak jak wszystkich informowałam
- że absolutnie nie jest prawdą,
abym emocjonalnie zaangażowała się
w jakąś znajomość ze swoim uczniem;
bo tylko pisałam z nim emaile... ;)
Ale wynikało to z tego, że prowadziłam
gazetkę szkolną i ten uczeń mi w tym pomagał...
I na te właśnie tematy pisaliśmy emaile... ;)
To, że na cmentarzu lub w pobliżu biblioteki,
czy też w innym miejscu doświadczałam z Piotrem
absolutu - bo taka jest prawda - to inna rzecz,
nawet jeśli nas tam ktoś widział... i pół wsi
od dłuższego już czasu o tym ciągle gada...
Myślę, że obie wolą w to nie wierzyć... ;)
A zwłaszcza mama nie powinna mieć z tym
kłopotu, bo zawsze wierzyła tylko i wyłącznie
w to, co chciała i nic, żadna siła nie była ją
w stanie przekonać, że jest inaczej,
nawet gdyby widziała na własne oczy... ;)
To tak, jak dawno temu, che che... z podpalaniem
przez Szymona papierosów - jeszcze w liceum:
- Ty Szymon nie palisz, prawda? Nie palisz.
- Mamuś, oczywiście, że nie... (z fajką w ręce) :)
No tak, cała moja mama... Ale teraz - dobrze... :)
A zatem siostra i mama bezbłędnie powtarzały
za mną, że do naszego domu przychodziło
wielu uczniów i Piotr był tylko jednym z nich;
bywał u mnie, bo... chciał oddać mi
książki z historii... ;) Che che... :)
I tej wersji będziemy się trzymać! :)
Doprawdy, pojętne uczennice... :)
Zapamiętały i powiedziały większość z tego,
co im opowiadałam i chciałam, aby powiedziały.

A że gadatliwość i... fantazję mamy wszystkie,
to i nasze zeznania znacznie obszerniejsze,
niż takich - dajmy na to - sąsiadeczek... ;)
Stąd, nawet jak moi świadkowie coś pokręcą
albo niezbyt mądrze uzasadnią, to przecież
w potoku słów nikt tego nie zauważy. :)
Za każdym razem idzie nam coraz lepiej... :)
Przekonałam się, że można mówić, co się chce. ;)
Mniej komfortowo bywa, gdy trzeba odpowiedzieć
na pytanie Sądu, a już zwłaszcza tego świra.
Wtedy stres daje się trochę we znaki, no i...
wychodzi... jak wychodzi, czyli różnie... ;)
A więc czasem zupełnie bez... sensu i nie tak,
jak bym sobie tego życzyła i tego oczekiwała.
Na przykład stwierdzenie mamy, że pobraliśmy się
bardziej z kalkulacji niż z uczucia, bo słyszała,
że była mowa o tym, że jak się pobierzemy,
to będziemy taniej mieszkać w jednym pokoju.
Albo, że trudno jej powiedzieć, czy pozwany
nadużywał alkoholu, ale jak segregowała odpadki,
to widziała butelki, a jak byliśmy na weselu Kornelii,
to pozwany jako ostatni wyszedł z wesela..., itp. ;)
Kornelia miejscami miała podobnie powalające teksty,
a czasem to myliło się jej, co i od kogo usłyszała.
Nie wspominając o zeznaniach Tomka, które najbardziej
kłóciły się z naszymi - widać, że chłop jest ogłupiały
i sam niewiele z tego wszystkiego już rozumie...
Ale mimo to starał się pomóc. Jestem tego pewna.
Bo nawet stanowczo i z przekonaniem powiedział,
że nie jest prawdą, abym nawiązała znajomość
emocjonalną z Piotrem; tylko co on może wiedzieć
poza moim scenariuszem... czy opowiastkami mamusi
i Kornelii, którym bardzo chce się przypodobać... ;)
Tak więc, mimo różnych niedociągnięć
jestem jednak dobrej myśli, bo przecież
mogło być gorzej, znacznie gorzej...

wtorek, 17 kwietnia 2012

TRUDNO BYŁO...














Twoje imię jest dziś
niczym pusta księga,
niczym niespełniona obietnica.
Na krótko byłaś światłem
i moją drogą na świat.
Powoli umierasz we mnie.
Trudno było Cię zabić.

Trudno było Cię zabić...

>>>

niedziela, 15 kwietnia 2012

W PIGUŁCE...









(3 LATA TEMU)

Pomimo moich pewnych obaw,
święta jak i urodziny Janka
minęły dosyć... bezboleśnie,
zwłaszcza, że wypadły razem,
można powiedzieć - w pigułce... :)
Mam nadzieję, że dla tego oszołoma
zza ściany - gorzkiej, i że nie osłodził
mu jej nawet kawałek urodzinowego torta,
którego Janek mu niestety zaniósł...
Niestety, bo wcale mi się to nie podobało.
Ale co miałam zrobić, kiedy dzieląc ciasto
dla przybyłych gości syn mnie o to prosił...?
Jakoś nie potrafiłam dziecku odmówić,
i nie chciałam mu też przysparzać
dodatkowej goryczy, zwłaszcza że jego ojciec
nie był ujęty w gronie osób zaproszonych... ;)
Więc może to i dobrze, czasem trzeba
pokazać ludzką twarz, i mieć taki...
dzień dobroci dla zwierząt. ;)
Zwłaszcza przy gościach... :)
A tych trochę się uzbierało, bo poza
domownikami, był Szymon z rodziną,
ciocia Danusia oraz ciocia Krysia
z mężem, córkami i zięciami. :)
Tak więc impreza... całkiem pokaźna,
chociaż skład dosyć tradycyjny. ;)
Ostatni raz tak bawiliśmy w zeszłym roku
na I Komunii Janka, zaś w podobnym co teraz
gronie, to raczej na zorganizowanej przez nas
tydzień po niej, tzw. imprezie poprawinowej... ;)
Zapamiętałam ją dobrze, bo w przeciwieństwie
do wcześniejszej uroczystości komunijnej,
ta była dosyć obficie zakrapiana...
i to bynajmniej nie zwykłą wodą,
bo i nie był to... Dyngus, jak teraz. ;)
A że ciocia Krysia nie należy do osób,
które lubią wylewać za kołnierz...,
to pod koniec dała werbalny popis,
czym mojego wujka, a jej męża,
tak zdenerwowała, że ku zaskoczeniu
wszystkich obecnych, natychmiast
zabrał się sam do domu... :)
Wprawdzie mój mąż wybiegł za nim,
próbując bezskutecznie ratować tę,
nieco niezręczną sytuację,
zwłaszcza, iż darzył go sympatią
i z tego co zauważyłam, to chyba
zawsze dobrze się dogadywali. :)
A ciocia, cóż..., została, bez blamażu,
jeszcze jakiś czas, dobrze bawiąc się,
głównie w towarzystwie mojej mamy.
Najwyraźniej ciocia Krysia przedobrzyła
i ukazała wtedy swoją prawdziwą twarz,
którą tylko moja mama czasami dostrzegała.
Szczególnie wtedy, kiedy składała jej
niezapowiedziane wizyty domowe, ta zaś
totalnie ją olewała i to mój wujek,
a nie jej siostra, okazywał jej
odrobinę zainteresowania i serca...
Pewnie w takich momentach ciocia jest
naprawdę sobą..., kto wie...?
Ale i tak myślę, że obie są siebie warte. ;)
W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni... ;)
I tu od razu rodzi się w mojej głowie refleksja
i przekonanie, że mimo wszystko warto być
całkowitym abstynentem... :)
Uważam, że alkohol niszczy ludzi,
w sensie fizycznym, psychicznym,
intelektualnym, moralnym
i każdym w ogóle. Całościowo.
Mnie osobiście najbardziej przeraża właśnie
możliwość utraty kontroli nad sobą i sytuacją,
w której się znajduję, i że tę kontrolę
szybko mogliby przejąć inni ludzie.
Dlatego starannie omijam wszelkie używki,
bo dobrze jest jednak nie tracić kontroli
nad sobą i swoim światem, a szczególnie
- nie dawać innym przejąć tej kontroli.
Jedynym moim nałogiem jest... czytanie książek. :)
Dużo czytam i bardzo to lubię, różne rzeczy...,
chociaż przede wszystkim fantasy... :)
Zwłaszcza wtedy, kiedy potrzebuję czegoś...
normalnego, :) trochę fikcji. Innego świata.
Myślę, że to zupełnie nieszkodliwy nałóg. ;)
Chociaż niektórzy mówią, że to się wiele
od narkotyków nie różni... nie wiem.
Znam tylko książki; i dobrze.
Cieszę się, że mój Piotr też jest
- tak jak ja :) - zupełnym abstynentem
- i myśli dokładnie to samo...
Rozmawiałam z nim o tym i pisałam,
i do Wojtka - w zeszłym roku, a dawno,
dawno temu przerabiałam ten temat
z moim mężem, a zwłaszcza z Magdą
- też abstynentką - nie jeden raz... :)

Wracając zaś do prozy... życia... ;)
- Szymon był dziś w Sądzie na posiedzeniu
che che... pojednawczym. :)
Na tę okoliczność nawet sobie wydrukował SMS-a,
którego dostał ostatnio od swojego szwagra,
oszołoma, który w Wielki Piątek napisał mu
przecież, iż mu wybacza, no nie... ;)
A skoro tak..., to już... po sprawie. ;)
Jego rzecz, że taki naiwnie dobroduszny. ;)
Z takim dowodem..., hmm..., aktu łaski
ze strony swojego oskarżyciela, mój brat
czuł się dosyć pewnie, licząc na rychły finał
bo skoro mu już wybaczył, to nie ma sprawy,
i Szymon naprawdę nie miał nic przeciwko temu,
aby zakończyć to w ten właśnie sposób... :)
Tym bardziej, że nie uważał, aby zrobił coś
niewłaściwego za co musi choćby przeprosić,
nie wspominając o pojednawczym wyciągnięciu
do tego świra ręki, rozmowie, czy innym
przyjaznym geście. Skrucha? Jeszcze czego...?
Tym bardziej, że szybko okazało się, iż całe
to jego SMS-owe wybaczenie, to był tylko
zwykły blef, bo ten oszołom, mimo tego,
że - jak już wspomniałam - Szymon
wspaniałomyślnie godził się na takie
pojednawcze zakończenie ;) - podtrzymał oskarżenie...
No i koniec końców - braciszek będzie
jednak miał przez niego sprawę...
Skoro tak i taki z niego nicpoń, to mu dowalę...
Wybieram się jutro do Sądu Rejonowego złożyć
dodatkowe dowody - wydruki jego SMS-ów.
Tych, które przysłał mi w ostatnich tygodniach.
Niech sobie nie myśli, że będzie nas tu stresował
i terroryzował jakimiś dodatkowymi sprawami w Sądzie...
Starczy, że w przyszłym tygodniu mamy dwie rozprawy:
rozwodową w poniedziałek i o znęcanie w czwartek;
a w kolejnym jeszcze jedną - o nękanie SMS-ami.
I to chyba byłoby na tyle... ;)

Miało być wszystkiego po trochu - w pigułce... :)
Ale jak widać nie potrafię i kompletnie mi nie wyszło... ;)
To pewnie przez jeszcze jeden mój... nałóg - gadulstwo. ;)
Jeśli tak, to ma on w takim razie zupełnie inną postać
i jest zdecydowanie silniejszy ode mnie... ;)

środa, 11 kwietnia 2012

REKOLEKCJE...














(3 LATA TEMU)

Dopiero co wspominałam,
że szykuje się nam sądny miesiąc,
a tu Wielki Tydzień już prawie za nami.
Jutro Niedziela Wielkanocna...
Mieliśmy nadzieję, że nasz świr wyjedzie
na święta do swojej rodzinki i będziemy
mieli święty spokój, ale nie..., nie pojechał.
Pewnie na złość chce nam zrobić...,
albo tam też go już nie chcą..., che che... ;)
Jeśli myśli, że pozwolę mu przez ten świąteczny czas
widzieć się z dziećmi, to się naprawdę grubo myli... ;)
W każdym razie nie zamierzam się tym przejmować,
tym bardziej, że moja wierna przyjaciółka Magda
przyjechała już w piątek i ma zostać parę dni,
zwłaszcza że urodziny Janka tuż tuż.... :)
Tak więc, będzie pomoc i wsparcie...
A w tym się dużo mieści... ;)

Dziś w południe poszliśmy niczym tyralierą,
rodzinnie
- dzieci, ja, Magda, Kora i Tom
poświęcić tradycyjnie pokarmy w koszykach,
zaś wieczorem, ale już bez siostry i szwagra,
zabrać węgielki z ogniska przed kościołem
do słoiczka z wodą, która dzięki temu
staje się święcona... ;)
Nie żebym była aż tak pobożna,
aby dwa razy dziennie biegać do kościoła,
ale odkąd tylko pamiętam, miałam jakieś
ciągoty do takich magicznych,
na poły pogańskich praktyk... ;)
Te dzisiejsze mają nawet fajną nazwę,
też taką... pogańską - misterium ognia
i są po pierwszej wiosennej pełni księżyca. :)
To wszystko jest takie... inspirujące. ;)
Podobnie jak pieczenie... bab wielknocnych. :)
Czemu to się nazywa baba i piecze na Wielkanoc?
Kult płodności ? (żeby gruba była i puszysta...:) ?
Albo ofiary z ludzi (dobrze wypieczona...? ;)
Tak samo inspiruje mnie zawsze przygotowywanie
kutii na Wigilię Bożego Narodzenia... ;)

Ale dość, teraz mamy inne święta - Wielkanoc,
a Wielki Tydzień najwidoczniej nie służył
naszemu oszołomowi zza ściany,
bo każdego dnia przysyłał mi
swoje żenujące SMS-y.
Wczoraj wieczorem zaś, napisał nie tylko
do mnie, ale i do innych domowników,
nawet do Szymona i do Magdy,
że im, hmm..., wybacza, che che... :)
Dobre, chyba mu całkiem odwaliło,
albo sobie jakieś jaja robi, nie wiem... ;)
Bo przecież nie myśli, że ktoś tutaj
oczekuje jakiegoś pojednania... ;)
W każdym razie jedno jest pewne,
że Wielki Post, a zwłaszcza Wielki Tydzień,
znów obudziły u naszego współlokatora
duszę kaznodziei, a może... rekolekcjonisty,
bo najwyraźniej... rekolekcje mi urządził. ;)
Oto garstka z tego co mi ostatnio przysłał:


BYLA W TOBIE MILOSC, PRAWDA I ZASADY.
ZAMIENILAS JE NA KLAMSTWO, ZDRADE I INTRYGE.
TO CO ROBISZ JEST SZALONE.
ZEJDZ Z TEJ DROGI,
BO NIE WIDZISZ CO JEST U KRESU.

PRZESTAC KOCHAC MEZA,
NIE ZNACZY ZE TRZEBA ROBIC
Z NIEGO PRZESTEPCE, ROZBIJAC RODZINE.
U CIEBIE CEL USWIECA SRODKI.
OPAMIETAJ SIE, BO KIEDYS
TO DO CIEBIE WROCI

SKAD W TOBIE TAKA OBOJETNOSC,
A ZARAZEM TYLE NIENAWISCI I AROGANCJI?
NIE TRAKTUJE SIE TAK CZLOWIEKA,
KTOREGO PODOBNO KIEDYS KOCHALAS...
KIM TY SIE STALAS?

ZASTANOW SIE NAD SWOIM ZYCIEM
I NAD SWOIM POSTEPOWANIEM.
JAK MOZESZ BYC TAK ZASLEPIONA
I PRZEKONANA O SLUSZNOSCI,
KIEDY TYLE ZLA WYRZADZASZ.
PRZEJRZYJ!

WYPIERASZ SIE WSZYSTKIEGO CO BYLO DOBRE,
ZASTEPUJAC TO KLAMSTWEM.
WYPIERASZ SIE SAMEJ SIEBIE.
CHYBA NIGDY TEGO NIE ZROZUMIEM.
JAK MOZNA TAK POSTEPOWAC W ZYCIU?

W MILOSIERDZIU CHRYSTUSA UKRZYZOWANEGO
WYBACZAM CI I PROSZE O WYBACZENIE.
NIGDY NIE CHCIALEM CIE SKRZYWDZIC.
BARDZO CIE KOCHAM I TESKNIE
ZEBY ZNOW BYC Z TOBA.

NIECHAJ SWIATLOSC WIELKIEJ NOCY
ROZPROSZY MROK TWOJEGO SERCA
A WIARA W POJEDNANIE I DOTRZYMANIE PRZYSIEGI
POZWOLA CI ISC PRZEZ ZYCIE Z GODNOSCIA.


Wprawdzie to tylko wybór, ale za to jaki... :)
Na każdy dzień Wielkiego Tygodnia... ;)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

PEŁNY UŻYTEK...

(3 LATA TEMU)

Zapowiada się nam sądny miesiąc... ;)
Wczoraj byliśmy przesłuchiwani w Sądzie
w sprawie jego nękania nas SMS-ami
- winowajca oraz ja, moja siostra i szwagier.
Następna rozprawa jeszcze w tym miesiącu,
a nieco wcześniej druga z kolei o znęcanie...
Ale to jeszcze nie koniec... wspaniałych atrakcji... ;)
Bo zanim to nastąpi, czeka nas - wreszcie... ;)
- pierwsza rozprawa rozwodowa ze świadkami.
Ma znów zeznawać moja mama, siostra i szwagier,
a do tego niestety nasze trzy sąsiadki, no i jeszcze
moja zaprzyjaźniona zwierzchnik - wicedyrektor... :)
Ale to dalej nie wszystko... ;), bo kilka dni wcześniej
Szymon ma termin posiedzenia pojednawczego
w związku z zawiadomieniem tego świra,
że mój brat publicznie go pomówił, znieważył
i poniżył...; wspominałam już o tym, dobre, nie...? ;)
Więc, jak sami możecie się przekonać
- tydzień bez Sądu - to tydzień stracony... ;)
Ale może to i dobrze, łatwiej będzie zeznawać,
że tak powiem - z jednego rozpędu... ;)
Wczoraj nawet nie było tak źle... :)   >>>
Powiedzmy, że dla mnie to taki mały trening
przed tą grubszą sprawą, a dla mamy, Kornelii
i Tomka przed rozprawą rozwodową... ;)

Będąc wczoraj w Sądzie postanowiłyśmy z mamą
- zgodnie zresztą z radą osób nieco bardziej
zorientowanych w praktyce sądowej... ;)
- zrobić już pełny użytek, zarówno z naszej wizyty
w tej szacownej instytucji, jak też otrzymanych
nie tak dawno - dowodów dużego kalibru... ;)
Mam tu na myśli, rzecz jasna, akt oskarżenia oraz obie
śliczne opinie sądowo-psychologiczno-psychiatryczne.
Ich kopie właśnie wniosłam jako konkretny... dowód
do sprawy o SMS-y, zaś moja mamusia oczywiście
do założonej temu świrowi sprawy o eksmisję... ;)   >>>
Myślę, że wkrótce znów mi się przydadzą,
gdyż zamierzam wykorzystać je również
w mojej najważniejszej sprawie - rozwodowej. :)
A co, w końcu o to chodziło i nie na darmo
było z tym trochę zachodu... ;)

czwartek, 5 kwietnia 2012

MOJE MARZENIE...















Najpiękniejsze marzenia
nie lubią słów...

Mam ich kilka,
ale nie o wszystkich
chcę teraz mówić...
O niektórych...,
zwłaszcza jednym,
już wspominałam... ;)
Dlatego będzie krótko. :)

Każde z nich pochodzi
z innej części duszy.
Walczą ze sobą...
Ciągle każą wybierać.
Kłębowisko huraganów... :)
Pewnie tak już musi być,
by nie zwariować... ;)

Pierwsze - własne dziecko.
Ogarnięta byłam bez reszty,
tym powracającym w każdym śnie,
niepowstrzymanym pragnieniem...
Byłam owładnięta obsesją
jak Yennefer... :)
I to dwukrotnie... ;)
No i spełniło się.
Mam dwa... egzemplarze. ;)

Inne wciąż każą mi czekać... ;)
Na przykład... taka Irlandia
- kraina moich snów...
Przychodzą, ale i tak odejdą...
Marzenia lubią... marzycieli,
ale to przecież realiści
najszybciej je spełniają.
Dlatego pozwalam im odejść,
by ciągle je w sobie budzić
na nowo, choć wiem,
że spłoszone gotowe są w końcu
odlecieć w przestworza,
uciec na zawsze...
Ale może to właśnie jest
początek wolności...? :)

No i to największe,
które prześladuje mnie,
odkąd czuję i myślę
jak istota mniej więcej...
świadoma - BYĆ SOBĄ.
Ona chce ode mnie
- abym stała się sobą.
BYCIE SOBĄ - to moje
najważniejsze marzenie...