ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

środa, 28 marca 2012

DOBRE POCZĄTKI...

(3 LATA TEMU)

Wczoraj odbyła się pierwsza rozprawa
w sprawie jego znęcania się nad nami... ;)
Zgodnie z prawem powinnam była zostać
przesłuchana jako pierwsza, to znaczy
zaraz po wyjaśnieniach oskarżonego,
o których nie warto nawet wspominać,
bo powtarza i pisze ciągle to samo... ;)
Stało się jednak inaczej... ;)
Sąd odebrał zeznania tylko
od mojej mamy i siostry,
bo od nich sobie zaczął,
a dla mnie... brakło już czasu. :)
Może to i dobrze, będę mogła
ustawić się jakoś do tego
co już powiedziały... ;)
Wprawdzie przerabiałyśmy to
już wielokrotnie, ale zeznawanie
przed Sądem to trochę, co innego
niż na Policji i w Prokuraturze...
Przede wszystkim mówi się
w obecności tego oszołoma... ;)
Poza tym ma on prawo zadawać pytania,
co z pewnością nie jest sytuacją
komfortową, bo nigdy nie wiadomo
z czym wyjedzie, czym zaskoczy... :)
A tu trzeba szybko znaleźć odpowiedź,
co nie jest rzeczą prostą...,
za to okropnie stresującą... ;)
Myślę, że mama z Kornelią poradziły sobie
wczoraj całkiem nieźle i choć powiedziały
mniej niż podczas poprzednich przesłuchań,
to wiem, że naprawdę chciały mi pomóc. :)
To dlatego twierdziły, że na własne oczy
widziały, jak nas szarpał itd.,
nie wspominając o tym co słyszały...
Co prawda, na Policji zasadniczo mówiły,
że wiedzą o tym wszystkim ode mnie,
ale to są tylko takie... szczegóły
kto je tam zauważy... ;)
Przecież wszystko o czym wspomniały,
to takie życiowe, a do tego przyznały,
iż nie każde jego zachowanie
znają z autopsji..., a to znaczy,
że nie oczerniają go na siłę...
Tym samym zeznania stają się
...wyważone, a one same ...wiarygodne. ;)
Chociaż najlepiej mówić bardzo wiele,
nie wspominając skąd się o tym wie... ;)
Taka wiedza, hmm, pozaźródłowa...
Prowadzący rozprawę, podobno często
nie wnika w takie detale, to zaś daje
później Sądowi możliwość elastycznej
i ...swobodnej interpretacji. :)
Prawda, że bardzo proste? :)
Wychodzi na to, że wystarczy wymijająco
lub nie na temat odpowiadać na pytania
- zwłaszcza oskarżonego, co nie zawsze
jest łatwe, a wymiar sprawiedliwości
kupi każdą naszą bajeczkę... ;)
Tym bardziej, że nie praktykuje się
protokołowania każdego pytania z urzędu,
więc kto później będzie wiedział,
że odpowiedź ma się często nijak do niego. :)
To zaś, daje dalsze możliwości... ;)
Ale dość o tym, jak ktoś ciekaw
może sobie poczytać... :)   >>>

Kolejna rozprawa za niespełna miesiąc.
Ale w międzyczasie czekają nas
jeszcze inne atrakcje...
Okazało się, że ten świr odwołał się
od wyroku nakazowego za SMS-y,
gdyż złożył od niego sprzeciw.   >>>
To oznacza, że sprawa będzie rozpatrywana normalnie,
czyli wizyty w Sądzie, przesłuchania świadków itp.
Mam nadzieję, że będzie dobrze, tylko jak on ma
czelność zastraszać nas w ten sposób?

piątek, 23 marca 2012

NA PIŚMIE...

(3 LATA TEMU)

Złożyłam dziś pełnomocnictwo dla mojej
pani mecenas od sprawy rozwodowej.
Będzie mnie odtąd reprezentować
także w postępowaniu karnym. ;)
Pierwsza rozprawa już za parę dni,
więc postanowiłam przy okazji zobaczyć,
co tam ciekawego w aktach... ;)
Przejrzałam sobie jego odpowiedź
na akt oskarżenia, szkoda gadać...
Myśli, że ktoś będzie to czytał,
zwłaszcza, kiedy mam takie cudne
dowody w postaci sądowych opinii
psychologiczno-psychiatrycznych...
Wprawdzie biegli nie stwierdzili,
że jest świrem, ale z ich... ekspertyzy ;)
wynika, że ma... nieufne i podejrzliwe
nastawienie do swojej żony... :)
A nie mówiłam, że jest o mnie
chorobliwie zazdrosny...? ;)
I proszę, mam to już na piśmie. :)
Zresztą, nie to jedno ci wspaniali
specjaliści... wyjęli mi z ust... ;)
Myślę, że z takim... profesjonalnym
i..., hmm, obiektywnym dowodem
to mi już w Sądzie nie podskoczy... ;)
Co ważne - opinie są dwie
i ponoć, che che... niezależne,
szkoda tylko, że psychiatrzy
poza wizualną redakcją tekstu,
nie popracowali nieco bardziej
nad zmianą składni i stylistyki...
pierwowzoru pani psycholog... ;)
No cóż, zawsze można powiedzieć,
że to taki kanon lub ...zwyczajna
zbieżność niezależnych wniosków...
i po prostu tak już musi być... :)
Wiem, czepiam się..., a przecież
powinnam być bardzo wdzięczna...
No i jestem... i to bardzo!
Zwłaszcza cioci Krysi... :)
W końcu tyle dla mnie robi. ;)

Dzisiaj też przyszło z Sądu
zawiadomienie dla Szymona.
Już drugie w ostatnich dniach,
bo właśnie zmienili termin...
posiedzenia pojednawczego. ;)
Chodzi o tę oborę w jego pracy,
którą mu Szymon zrobił w listopadzie.
Okazało się bowiem, że ten oszołom
wprawdzie odpuścił mojemu bratu groźby
i nie złożył zażalenia na postanowienie
prokuratorskie, ale podtrzymał
prywatne oskarżenie o publiczne
pomówienie i znieważenie go.
No i jak tu być dobrym i takiemu zaufać,
kiedy wszystkich terroryzuje Sądem...?

środa, 21 marca 2012

WIOSENNE SŁOWO...

(3 LATA TEMU)

No i mamy już wiosnę. :)
A to znaczy, że właśnie stuknęło
pół roku jak od niego uciekłam. ;)
Znając go, dobrze wiedziałam,
że nie będzie łatwo, ale jakoś
podświadomie wierzyłam,
że przy tak dużym wsparciu
mojej rodziny, a zwłaszcza,
hmm, fachowej pomocy ;) mojej
najlepszej przyjaciółki Magdy
oraz cioci Krysi, pójdzie to
wszystko o wiele szybciej,
jakoś sprawniej...
Jednocześnie mam świadomość,
że bez tej pomocy nie miałabym
szans zrobić cokolwiek,
aby zrealizować moje marzenia...
No bo jak? Sama...?
Dlatego choć często brakuje mi
cierpliwości, wiem że muszę czekać.
Może już niedługo... Mam nadzieję.
Atmosfera staje się bowiem... gęsta.
Jeszcze w tym miesiącu pierwsza rozprawa
w związku z jego znęcaniem się nad nami... ;)
Myślę, że chyba wezmę sobie adwokata.
Poza tym, niedawno dostał z Sądu
wyrok nakazowy i ma zapłacić grzywnę.
To w sprawie tych jego SMS-ów... ;)
Mimo to, dalej mi je wysyła...
Może nie tak często, jak wcześniej,
ale jednak..., a to mnie wkurza!
Wypisuje mi jakieś głupoty o miłości,
próbuje mnie, che che,
nawracać na dobrą drogę... ;)
A dziś to mi nawet wiersz przysłał,
takie wiosenne słowo: ;)

Odeszlas
bez slowa
Jak mgla
w pierwszy
jesieni
poranek

Na prozno
Cie szukam
choc jestes
tak blisko
W sercu
inny gosci

Pozostaly
wspomnienia
Dobre i zle
Marzenia
niespelnione
i...

Wiara
Nadzieja
i Milosc
w pierwszy
dzien
wiosny.

Poeta się nagle znalazł...,
che che... ;)

Moja mama też poddenerwowana.
Czeka na własną rozprawę...
Chodzi o eksmisję z mieszkania.
Niedawno przysłali jej z Sądu
odpowiedź tego świra na pozew.
Z pewnością nie poprawił jej humoru
głupotami, które tam powypisywał...   >>>

Tak więc, robi się nerwowo...,
a dzieciom chyba też się to udziela.
Zrobiły się jakieś niespokojne...
Zwłaszcza Janek świruje...
Szczególnie przy grach komputerowych,
które mu Szymon i Tomek podsuwają,
żeby go czymś skutecznie zająć.
Denerwuje się, płacze, histeryzuje...
Krzyczy, że go nie kochamy...
Chyba również ma jakiś kryzys...
i to spowodowany rozłąką z ojcem.
Lenka czasem też marudna
i wspomina wtedy o tacie...
Pewnie za ostra jestem...,
no ale jak mam inaczej
wybić im ojca z głowy...
Zwłaszcza szybko.
Sama już nie wiem...
Może powinnam popuścić nieco
i pozwolić im czasem zobaczyć się
z tym cholernym oszołomem...
Tak, tylko że tak bardzo
jest mi to nie na rękę... ;)
No i przez to, wszystko
będzie trwało jeszcze dłużej...
A przecież, nie o to mi chodzi...

piątek, 16 marca 2012

MARZEŃ ROCZNICA...

Jutro dzień św. Patryka,
patrona krainy moich marzeń - Irlandii.
Powinnam chyba uczcić go tradycyjnym
"zielonym", ale pewnie, jak co roku,
poprzestanę tylko na stosownej garderobie.
Wszak jestem zdeklarowaną abstynentką... ;)
Mam nadzieję, że pobłogosławi moją nową drogę... :)
Wprawdzie nadzieja jest matką głupich i to wyrodną,
no ale zawsze to matka, jaka by nie była... ;)

Tak naprawdę, to ja już dzisiaj świętuję... :)
Okazja bowiem jest nie byle jaka. :)
To pierwsza rocznica mojej wolności. ;)
Dokładnie rok temu Sąd oddalił apelację,
którą ten oszołom złożył od wyroku rozwodowego.
Tym samym orzeczenie stało się prawomocne. :)
Wówczas, kiedy dostałam kopię jego pisma,
nie byłam pewna, jak to się wszystko
jeszcze potoczy, no bo i argumentów
do uchylenia mu nie brakowało...
Przecież wyrok był..., jaki był... ;)
Na szczęście, nie byłam jedyną osobą,
której zależało, aby zamknąć tę sprawę... ;)
Za bardzo zaczął węszyć i robiło się
naprawdę nieciekawie, że wspomnę
tylko o opiniach biegłych...

Sprawę zdecydowanie ułatwił mi fakt,
że od paru lat nie obowiązuje już kasacja
od wyroków rozwodowych... ;)
A co to znaczy...?
Ni mniej, ni więcej, tylko tyle,
że sędziów rozpatrujących taką apelację
nikt już... nie kontroluje...
Pełna dowolność... ;)
Przepraszam..., hmm, miało być
pełna... swoboda... ;)
Dlatego nie musieli nawet specjalnie udawać,
że ustosunkowują się - zgodnie z prawem
- do postawionych w apelacji zarzutów... ;)
Na nic mu się więc zdała ta cała
jego śliczna argumentacja... :)

Prawdę mówiąc, to uprawomocnienie rozwodu
miało dla mnie znaczenie jedynie symboliczne,
ponieważ wolna to ja już czułam się wtedy,
kiedy od niego uciekłam, a zwłaszcza odkąd mu
"pomogliśmy" wyprowadzić się z mieszkania... ;)
Nawet powrót do dawnego nazwiska załatwiłam sobie
dużo wcześniej, drogą administracyjną, powołując się
na jego naganny stosunek do mojej osoby i rodziny... ;)
Od jakiegoś zaś czasu intensywnie pracuję nad dziećmi,
przede wszystkim nad synem, bo to już duży chłopak,
aby zmienili sobie nazwisko na moje... ;)
Janek zeznając ostatnio przeciwko ojcu, wspomniał
w Sądzie, że właśnie nosi się z takim zamiarem... ;)
Myślę więc, że powolutku uda mi się dzieci,
nie tylko zniechęcic do ojca, ale może nawet
na zawsze wymazać jego osobę z ich pamięci... ;)
Na razie dobrze mi idzie. Niech ma za swoje...!

>>>

wtorek, 13 marca 2012

MOJE PYTANIE...

Kim byłam...?
Kim jestem...?
Przedwiośnia
odwieczne pytanie...

Wiśni
białym kwiatem...?
Co przychodzi
z tchnieniem
wiosny...

Czy też...

Macierzanki
ciepłym zapachem...?
Co przenika
zmysły
latem...

A może...

Brzozy
pożółkłym liściem...?
Co upada
w deszcz
jesieni...

Czy raczej...

Serca
bezbarwnym lodem...?
Co zabija
kryształem
zimy...

Nie wiem...

Łza
niewypłakana
podpowiada mi
skrycie...

Było rokiem
w istocie
lecz jest zimą
me życie...

(2012)

czwartek, 8 marca 2012

ŚWIĄTECZNIE...














(3 LATA TEMU)

Dzisiaj jest święto wszystkich dziewczynek,
...co roku śpiewają dzieci w przedszkolu... ;)
Osobiście raczej nie lubię Dnia Kobiet.
Dla mnie to taki sam dzień, jak każdy inny,
tylko kwiatków jakby w domu więcej... :)
Przy czym połowa to córki :) i sądzę,
że te proporcje będą się zmieniać na jej korzyść. :)

Z tej okazji nasz lokator przysłał mi rano SMS-a:

Milosc to wybor drogi milosci
i wiernosc wyborowi.

Dołączył do niego zdjęcie kwiatka... :)
To pewnie dlatego, bo doskonale wiedział,
że naturalnego od niego nie przyjmę. ;)
W sumie, to nie jestem wielbicielką kwiatów
w wazonach, nie mam też ręki do tych doniczkowych.
Ale kocham te kwitnące na drzewach owocowych,
najbardziej to chyba pachną takie dzikie wiśnie,
na przykład naprzeciw naszej szkoły. :)
Mogłabym tak stać w tym drzewie i wąchać
w nieskończoność, mogłabym tam zamieszkać,
ten zapach kojarzy mi się irracjonalnie
z różnymi miłymi rzeczami... ;)
Może dlatego zamiast tradycyjnego tulipana,
przysłał mi gałązkę takiej wiśni, jak  lubię... ;)
Ładna, szkoda tylko, że to od niego... ;)
Niestety na wiosnę trzeba jeszcze zaczekać.
To chyba moja ulubiona pora roku.
Zieleń jest wtedy taka świeża, drzewa takie delikatne,
a najbardziej cudowny jest właśnie ten zapach
kwitnących owocowych, białych drzew...
Lubię też zapach ziemi wiosną, wieczorem.
Wszystko to razem robi wrażenie... :)
A propos drzew, to ostatnio Tomek wyciął moją,
a w zasadzie naszą brzózkę, której było mi tak żal,
po powrocie zeszłego roku znad morza.
Wtedy to okazało się, że szwagier z moją mamą
tak mi ją paskudnie okaleczyli, wykastrowali...,
że ledwo powstrzymywałam wściekłość.
W końcu to ja z Jankiem i jego ojcem
posadziliśmy tę brzózkę z maleńkiej
samosiejki przyniesionej z lasu,
podczas któregoś spaceru sprzed lat...
Pięknie nam wyrosła... :)
Ale teraz przyszedł na nią już kres
- pora kończyć te sentymenty... ;)

Niestety, on chyba nie ma takiego zamiaru,
bo wieczorem znów przysłał mi kilka SMS-ów:

Sabinko, pozwol mi znow uwierzyc w Ciebie.
Niczego tak nie pragne, jak znow Ci zaufac...

Wciaz szukam w Tobie tej cudownej istoty,
ktora tak bardzo pokochalem.
Pozwol mi Ja odnalezc.

Sabinko, zrobie co zechcesz.
Tylko porozmawiaj ze mna szczerze
w cztery oczy. Prosze.

Najwyraźniej zapomniał, że dzisiaj nie jest
jego święto, aby spełniać mu życzenia... ;)
Chce rozmawiać? Dobrze, porozmawiamy... :)
Już niedługo..., tyle, że w Sądzie... ;)
Wkrótce przecież rozprawa, a ja kilka dni temu
złożyłam wniosek o przyznanie mi statusu
oskarżyciela posiłkowego... :)

środa, 7 marca 2012

ŁECHCĄCY WIECZÓR...

Tak, to miał być wieczór przyjemnie łechcący
niemierzalną próżność i dumę mojej mamusi... ;)
Wiem, bo dobrze ją znam, a od jakiegoś czasu
często czuję dokładnie to co ona i tak jak ona...
Sama niekiedy się temu dziwię. Naprawdę. :)
No i prawie się jej udało. Właśnie - prawie...
Gdyby nie popsuł jej wrażeń, hmm... były zięć...
Niedawno wróciła poirytowana z tego powodu
i wszystko nam opowiedziała...
Ale może po kolei... ;)

Dzisiaj wieczorem w stolicy powiatu i gminy
była promocja książki rodzimych dziennikarzy
o znanych osobach wywodzących się z naszej
małej ojczyzny, którzy w większości wyszli w świat,
gdzie zrobili mniejszą lub większą karierę lub w jakiś
inny sposób zasłużyli się dla lokalnej społeczności.
Szczerze mówiąc, moja mamusia miałaby to gdzieś,
gdyby nie jeden niezmiernie istotny i ważny dla niej fakt... ;)
Otóż we wspomnianej książce znajduje się krótki wywiad
z jej wspaniałym, utalentowanym synem - reżyserem...
Więc sami rozumiecie, jaki to miód na pustą duszę... :)
Dlatego też, spragniona kadzidła i mirry, udała się tam
razem ze swoją siostrą, a moją ciocią Krysią, dla której
każda okazja, aby pokazać się w tzw. towarzystwie,
jest na wagę złota, którego blask przecież wzbogaca... ;)
No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt,
że na sali, parę rzędów wyżej siedział ten szczur,
ten gnój, śmieć, etc. - jak o swoim dawnym zięciu,
od pewnego już czasu, nawet przy jego dzieciach,
wyrażać się raczy moja kulturalna mamusia...
Jakby było tego mało, że w ogóle miał czelność
przebywać w tak doborowym towarzystwie,
to jeszcze siedział sobie w najlepsze wśród
miejscowych vipów - posła, starosty, itd.
Dla mojej mamy, to było już zdecydowanie za dużo,
jak na jeden wieczór, który miał być przyjemny...
Jako, iż nie chcę jej jeszcze bardziej dobijać,
nie powiem jej, że Szymon znalazł się
w promowanej dziś książce nie tyle dzięki,
jakimś szczególnie wysokim osiągnięciom,
co przede wszystkim niegdysiejszemu
wstawiennictwu jej umiłowanego zięcia... ;)
Parę lat temu, kiedy autorzy książki prowadzili
lokalny miesięcznik informacyjno-kulturalny
przez dłuższy czas blisko z nimi współpracował.
Kiedy Iwona była redaktorem pisma to on
podsunął jej pomysł wywiadu z Szymonem
i skontaktował ich ze sobą, a obecna książka
to w istocie tylko zebrany cykl wcześniej
publikowanych tam wywiadów... :)
Chyba nie musiał ją wtedy długo namawiać,
bo bywając u niego w pracy zauważyłam,
że ona go bardzo lubi i nawet myślałam,
że coś z tego będzie, ale on jak na złość
się później zdystansował, ona zmieniła pracę,
a moje sugestie żeby ją do nas zaprosić na kawę... ;)
- jeszcze w maju 2008 - niestety spełzły na niczym.
Pisałam o tym Magdzie, na początku września 2008,
kiedy rozważałam różne możliwości tego,
jak mogłabym się go bezboleśnie pozbyć,
aby ułożyć sobie życie z Piotrem...

Ale wracając do Szymona, to mojej mamusi,
zresztą nie tylko jej, trudno byłoby - zwłaszcza teraz
- zaakceptować to, że "kariera" mojego braciszka,
być może, potoczyłaby się zupełnie inaczej,
gdyby znów nie ten oszołom... ;)
Mało kto w tej chwili pamięta, że brat po maturze
nie miał prawie żadnego pomysłu na studia.
Coś tam przybąkiwał o polonistyce, coś o historii...,
ale ukochany szwagier znając go, powiedział mu,
z czym się w zupełności zgodziłam, że dla mego brata
idealne byłoby filmoznawstwo, które on sam poznał
nieco "od kuchni", mieszkając swego czasu przez rok
z gościem, który to studiował... :)
No i jak mu poradził, tak też i Szymon zrobił.
Chociaż nie bez kłopotów..., ale strzał był w dziesiątkę. :)
Dopiero później zaczął swoją przygodę z reżyserią... ;)

Co zaś się tyczy samego wywiadu zamieszczonego
wcześniej w lokalnym miesięczniku, a teraz w książce,
to widać, że mój brat od lat prawie nic się nie zmienił... ;)
Jak był pozerem, tak pewnie jest i będzie... :)
Tu stawia się w roli doświadczonego socjologa i psychologa.
Czułego obserwatora, który ma coś do powiedzenia... ;)
Hmm, jakoś nie bardzo idzie mi to w parze chociażby
z jego blogiem, na którym głównie pisze, w co też
właśnie zagrał, co przeczytał, widział, wysłuchał...,
mało co... zajarał, wypił, zjadł, strawił, ...wydalił, itp., itd. ;)
Na dodatek swoją konsumpcję prezentuje posługując się,
cóż, dosyć "niewymagającym" słownictwem, gdzie mój
szczególnie ulubiony przymiotnik "zajebisty" bije wszelkie
statystyczne rekordy, co samo w sobie - nie przymierzając,
tylko cytując braciszka - "urywa jaja"... ;)
Podobnie zresztą, jak wpisy jego... alter ego ;)
na portalu społecznościowym, gdzie dzieli się
ze światem, spędzającymi mu sen z powiek,
głębokimi pytaniami egzystencjalnymi typu:
Po co w lodówce jest światło? Albo:
Dlaczego Ania ma kurtkę w kolorze gówna?
Bardzo twórcze i powalające..., prawda? ;)
No, ale ja się chyba nie znam, a to jest pewnie
tylko taki oryginalny artystyczny, trendy zgryw... :)
Świetna jest także kolekcja jego fotek
z planów filmowych, gdzie pozuje
przy scenach krwawych zbrodni...
Podobnie zresztą, jak jego komentarze,
do preferowanych gier - krwistych rąbanek,
że "nic tak nie poprawia humoru,
jak świeża krew na ubraniu..."
Cóż, doprawdy bardzo ciekawe,
zważywszy, że mój braciszek mdleje
na widok strzykawki, a kropla krwi,
przy niewielkim skaleczeniu,
przyprawia go niemal o histerię...
No chyba, że to ma być jakiś rodzaj
psychoterapii dla niego... ;)
Kto go tam wie...? ;)

W każdym razie Szymon zawsze był
nieznośnym braciszkiem i nigdy nie mieliśmy
dobrego kontaktu ze względu na różnice wszystkiego,
a już najbardziej podejścia do życia...
Na co dzień nie wychodził poza sprawdzony styl
strasznego zgrywu ze wszystkiego i w zasadzie
porozmawiać z nim poważnie nie dało się,
a niepoważnie też nie, bo mamy inne poczucie humoru.
Więc kiedy dał mi parę lat temu przeczytać scenariusz,
swojego pierwszego filmu pełnometrażowego "Jak żyć?"
to byłam w szoku, że napisał coś tak dobrego...
Oczywiście jego wcześniejsze filmy, takie etiudy studenckie,
były przeważnie naprawdę dobre. Widocznie robi to serio,
może jako reżyser jest sobą... :) Ten film "Jak żyć?" porusza
kwestie odpowiedzialności, tożsamości, podejmowania
nowych ról i wyzwań i pozostaniu wiernym sobie...
I ma pewne wątki autobiograficzne. :)

Co do wspomnianych etiud, to film "A ty?"
jest w istocie opisem jednego zdarzenia
- z trzech odmiennych perspektyw
- który sprowadza się do pytania:
Czy jesteśmy w stanie racjonalnie ocenić
otaczający nas świat?
Odpowiedź na nie zaś brzmi:
Obiektywny punkt widzenia nie istnieje. :)

Z kolei obraz "Skurcze" przedstawia pisarza,
który usiłuje skończyć opowiadanie utrzymane
w klimacie taniego horroru, któremu z czasem
postacie z fikcyjnego świata zaczynają
pojawiać się w świecie rzeczywistym...
Co ciekawe, scenariusz filmu powstał na podstawie
fragmentu "Człowieka bez właściwości" Roberta Musila. :)

Cóż, Szymon od dawna ma tego rodzaju ciągoty. :)
Jeszcze jako filmoznawca był wielbicielem kina
Takeshi Kitano, a jego zainteresowania skupiały się
wokół zagadnienia tożsamości w cyberpanku,
czyli robotów, które uzyskały świadomość
oraz granic między istotą żywą a martwą... ;)

Może będę niedyskretna, ale najnowszy
krótkometrażowy film Szymona - "Bracia",
który jest już prawie na ukończeniu,
również porusza tematykę tożsamości...
Główny bohater przeżywa poważną traumę
- traci tożsamość, a wszyscy wokół usiłują mu pomóc...

Muszę przyznać, że z całego wywiadu zamieszczonego
w książce, której poświęcony był dzisiejszy wieczór,
najbardziej podoba się mi końcowa wypowiedź brata, że:
"Giniesz, jeśli żyjesz tylko w jednej rzeczywistości.
Najważniejsze jest przeżycie. Kreowanie kolejnych światów
sprawia przyjemność. Zawsze musisz wiedzieć,
kim jesteś, wierzyć w to, co robisz..."
Patrząc na nią pod pewnym kątem, to choćbym nie chciała,
muszę całkowicie zgodzić się z moim braciszkiem... ;)

sobota, 3 marca 2012

JA, CZY NIE JA...?

(3 LATA TEMU)

Ostatnio dziwnie się czuję...
To chyba przez ten cały stres.
Chwilami odnoszę wrażenie,
że nie jestem sobą...
Wtedy myślę, że ja to nie ja,
tylko raczej... ona, to znaczy Dil.
A może właśnie wtedy jestem sobą...
Może, ale kto to wie, kto wie...? :)
Chyba jakaś deprecha mnie bierze.
A do tego jeszcze ten reumatyzm...
Tyle lat miałam już spokój,
a tu nagle znów się odezwał...
I to jak... Co prawda dawniej
zdarzało się, że cierpło mi biodro,
ale pobolało trochę  i przeszło.
A teraz... ból jest nie do wytrzymania.
Dobrze, że wzięłam zwolnienie.
Przyda mi się. Muszę odpocząć.
Mam dość szkoły i całej tej atmosfery.
We wsi ciągle gadają, że puściłam się
z uczniem i ludzie dziwnie mi się przyglądają...
W szkole też czepiają się, że na lekcjach
rozmawiam z uczniami o moim rozwodzie,
kontaktach damsko-męskich i seksie...
Niektórym nie podoba się i to,
że sympatyzuję z co bardziej...
mrocznymi i zbuntowanymi uczniami...
A co ja mogę na to poradzić,
że akurat do takich mam słabość... ;)
W końcu, co to kogo obchodzi,
z kim i o czym gadam... :)
Przecież to moja sprawa.
Niczego złego nie robię.
Jak zwykle zresztą... ;)

piątek, 2 marca 2012

AR DO BHREITHLÁ...














...czyli pojedynczo i w całości...
jedyny w swoim rodzaju...   >>>