ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

środa, 30 listopada 2011

BYŁO ICH DWÓCH...

...ale w każdym z nich - ta sama krew,
dlatego jeden przyświecał mi cel...   >>>

poniedziałek, 28 listopada 2011

SIŁA SUGESTII...

(3 LATA TEMU)

Myślę, że jest OK.
Czuję, że mam nad wszystkim kontrolę.
A to już dużo, bo ja bardzo nie lubię,
jak mi się ludzie sprzeciwiają... ;)
Zazwyczaj nie mam z tym problemu,
robią to, czego od nich oczekuję. :)
Siła sugestii też robi swoje... ;)
Z jednym wyjątkiem... Niestety.
To, że jest tak inteligentny,
tylko wszystko utrudnia,
bo rzeczywiście często ma rację,
w wielu sprawach, ale ja mam prawo
do swej drogi... Bo ja nie ustąpię.
Jestem od lat zdeterminowana
na bycie sobą...
A teraz... Odkąd mam Piotra,
jestem silna bardziej niż byłam.
Jestem kimś innym, niż byłam...
Uwolniłam przyczajonego tygrysa,
wyzwoliłam ukrytego w sobie smoka...
To właśnie Piotr dodał mu skrzydeł,
które on zawsze tylko podcinał...
Teraz jestem silna. Walczę.
A Piotr jest dla mnie spokojem.
Ale jest też kimś, kto wywraca ten spokój...
hmm, ...do góry nogami... ;)

Wzięłam kurs na wolność.
Może uda mi się ją osiągnąć.
To już nie jest kategoria moich...
pobożnych (he he :) życzeń.
To już jest cel, jakiś plan.
Chcę to utrzymać. Muszę wytrzymać.
Ale w głębi serca brak mi cierpliwości,
bo już bym chciała być wolna.
Oczywiście będziemy z Piotrem
na siebie czekać. W pewnym sensie
jest to postanowione... :)
On jest dobrem i ciepłem
i bezpieczeństwem, on jest akceptacją.
To dlatego podeszłam tak blisko,
mimo że to był uczeń, jeszcze w szkole...
Mój mąż nie jest potworem,
ale wiele razy dałabym wszystko,
żeby nie zobaczyć go więcej.
Wiele razy myślałam,
jak by to było miło gdyby... umarł.
Ale nie miałam jak tego wszystkiego zrobić,
żeby się go pozbyć. Tym bardziej,
że moja mama jest dla mnie
często prawie tak samo obca,
choć ona oczywiście mnie kocha,
ale wcale nie zna i nie rozumie...
Byłam wyobcowana. Jestem.
Ale muszę być silna, niepoddawalna. I jestem.
Muszę być dzielna dla siebie i moich dzieci;
wygrać rzeczywistość dla nich...
Muszę walczyć. Zbierać dowody...

Ostatnio byłam u naszej pani doktor,
żeby podpisała mi zaświadczenie,
że tylko ja chodziłam z dziećmi do niej.
Sama prawda... Nikt nie zaprzeczy. :)
Później w Sądzie tylko dodam, że ojciec
w ogóle nie interesował się ich zdrowiem...
Kornelia z mamą na pewno to potwierdzą.
Genialnie proste... :)

Byłam też w podstawówce skserować strony z dziennika... :)
Te, na których poświadcza się obecność na wywiadówkach.
Oczywiście są tam moje podpisy, a nie jego... :)
Czasami byliśmy na zebraniu razem, no ale po co
mielibyśmy się podpisywać oboje... ;)
Ale kto to wie i pamięta...? :)
Liczą się dowody, no nie...? ;)
Te zaś mówią, że ojciec wcale nie był
zainteresowany edukcją swoich dzieci... :)
A teraz, ode mnie nie dowie się już niczego,
ani planu lekcji Janka mu nie pokażę.
Wprawdzie niedawno był w szkole
i nawet wpisał się w rubryczkę...,
ale i na to znalazłam sposób. :)
Wystarczy sugestia, że był w szkole
tylko dlatego, bo miał w tym dniu
umówione spotkanie z kuratorem. :)
Tak więc, w świetle moich dowodów,
w kontaktach ze szkołą i lekarzem
byłam zdana tylko na siebie,
bo nigdy go to nie obchodziło... :)

A propos kuratora środowiskowego...
Nie wspomniałam, że wtedy, kiedy były
pierwsze przesłuchania na Policji,
zawitała u nas w domu pani Cecylia...
Podjęłam ją razem z moją mamą i dziećmi,
a jemu z racji, że był wtenczas w pracy,
zostawiłyśmy w pokoju kartkę,
że ma się stawić na wywiad w Sądzie.
Ostatnio, kiedy byłam w Tarnowie,
zajrzałam przy okazji do akt.
Okazało się, że wpłynęła już jej opinia.
Niestety, mimo moich i mamy starań,
nie jestem z niej zadowolona,
dlatego wysłałam do Sądu pismo,
w którym wskazuję twierdzenia,
które mi się nie podobają...   >>>

Dołączyłam też moje nowe dowody
i zawnioskowałam kolejnych świadków.
Panią pedagog ze szkoły Janka,
do której po moich sugestiach,
syn w końcu udał się na spotkanie... ;)
I moją zaprzyjaźnioną wicedyrektor,
aby m.in. przyznała, że w naszej szkole
kontakty z uczniami przez internet
są zwyczajowo przyjęte i wchodzą
w zakres obowiązków zawodowych... :)
Na potwierdzenie tego załączyłam
jeszcze dwie gazetki szkolne... :)
Co prawda, akurat te egzemplarze
z poprzednich lat i sam je kiedyś
dla mnie złożył, bo szczerze mówiąc,
mało mnie to wtedy interesowało,
ale nie szkodzi, kto o tym wie... ;)

Dzisiaj, jak zwykle zresztą,
dostałam kolejnego, natrętnego SMS-a:

OPAMIETAJ SIE, BO PRZEGRAMY OBOJE.
NASZE MALZENSTWO, NASZA RODZINE,
NASZE SZCZESCIE I MILOSC.
CO SIE Z TOBA STALO?
KIM TY TERAZ JESTES?

Najwyraźniej niczego nie rozumie.
Nic do niego nie dociera.
W jakim on świecie żyje...?
Szkoda gadać.

niedziela, 27 listopada 2011

SZKOŁA ASERTYWNOŚCI...

(3 LATA TEMU)

Nikt, jak jeden ...mąż, nie chce z nim gadać. ;)
Nawet Janek zaczyna robić w tym postępy... :)
Jest coraz bardziej zdecydowany, śmiały
i pewny siebie... :) Ma to chyba po mnie! :)
Poza tym, pracujemy nad nim ciągle... :)
Mamy przecież przygotowanie pedagogiczne... ;)
A to zobowiązuje, aby go dobrze wychować...
Janek musi wiedzieć, że ma do tego prawo
i zawsze może ojcu powiedzieć: NIE!
A zwłaszcza, że nie chce się z nim widzieć...  ;)
Bo wiadomo..., mało czasu...
i są ważniejsze zajęcia, niż przebywanie z tatą...
Wytłumaczenie zawsze się znajdzie. :)
Ma u nas szkołę asertywności i szybkiego dojrzewania... :)
Niedawno na przykład studiowaliśmy z nim prawa dziecka...
To mądry chłopak, więc łapie w mig..., czego oczekuję... ;)
Trudniej jest z Lenką, bo jest jeszcze mała,
ale myślę, że damy radę. :)
Ostatnio, kiedy ojciec stojąc w progu, prosił Janka,
aby ten przyszedł do niego, to powiedział mu bezpardonowo,
ale oczywiście kulturalnie i ze stoickim spokojem
- żeby, po prostu ...zamknął drzwi. :)
Zwykle mówi tak do niego Tomek,
któremu powierzyłyśmy odpowiedzialną funkcję
majordomusa i klucznika w jednym... ;)
Albowiem, kiedy zdarza się, że dzieci idą do niego
- drzwi dzielące mieszkania otwieramy na rozcież.
Zaś gdy wracają - zaraz za nimi zamykamy na klucz.
Wprawdzie nie przekracza progu, ale niech wie,
że nie jest u siebie i nikt nie ma ochoty,
ani go oglądać, ani słuchać... :)
Tak więc, Tomuś jest teraz w swoim żywiole,
bo i on ukontentowany i ... moja mama. ;)
Niestety, mimo tych szeroko zakrojonych działań,
nadal nie udało mi się go wystarczająco zniechęcić,
ponieważ ciągle dostaję jakieś SMS-y.
Na przykład dziś wieczorem:

DOBRANOC KOCHANIE.
UCALUJ DZIECIACZKI. TESKNIE ZA WAMI.

Nic z tego nie rozumiem...
On jest chyba jakiś ...nienormalny.
Każdy na jego miejscu już dawno by się wyniósł...

sobota, 26 listopada 2011

PRÓŻNE NADZIEJE...

(3 LATA TEMU)

Myślałam, że po wczorajszej wizycie w Sądzie
i moim pisemku, które tam dostał - przeszło mu... ;)
Ale, skąd... Dalej nie daje mi spokoju, codziennie SMS:
Przedwczoraj:

I Kor. 13, 13

czyli:

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość
- te trzy: z nich zaś największa jest miłość.

Nawet sprawdzać nie musiałam,
bo list do Koryntian znam doskonale... :)
Wczoraj w Sądzie, tuż przed rozprawą, następny:

NIE ZAPOMINAJ, ZE WCIAZ CIE KOCHAM!

A dziś rano:

SABINKO, KOCHANIE MOJE!
NIE WALCZMY ZE SOBA.
TO WYNISZCZY WSZYSTKICH.
ODPUSC. TO CO TERAZ ROBISZ
NIE JEST DOBRE. POGODZMY SIE.
PROSZE. KOCHAM CIE.

Jakby mu tego było mało, zaczął dziś wieczorem
nękać też moją mamę, do której w niecałe
pół godziny wysłał aż dwa SMS-y:

MOZEMY POROZMAWIAC? PROSZE.

MYSLISZ, ZE WSZYSTKO WIESZ O SABINIE.
NIC BARDZIEJ BLEDNEGO.
NIE CHCECIE DIALOGU. SZKODA.
NIE CHCE JEJ ZASZKODZIC...

Liczy na to, że ktoś tu zechce z nim gadać... ;)
Żałosne... Daremny trud, próżne nadzieje...

piątek, 25 listopada 2011

PO PIERWSZEJ ROZPRAWIE...

(3 LATA TEMU)

Niepotrzebnie stresowałam się.
Nie było wcale tak źle, jak myślałam.
Gdyby ten cholerny "obrońca rodziny"
nie wyjechał ze swoim wnioskiem o mediacje,
to nawet nie musiałabym się wcale odzywać,
bo pani adwokat robiła to za mnie...
Jednak, kiedy stanowczo wzbraniałam się
przed udziałem w jakichkolwiek mediacjach,
niestety sędzia zbeształa mnie trochę
i zaczęła wypytywać dlaczego nie chcę.
Zdenerwowałam się i ledwie wydukałam,
że mąż się nade mną od wielu lat znęca
i dlatego nie widzę już żadnych szans
na uratowanie naszego małżeństwa...
Niestety to nie pomogło i sędzia zdecydowała,
że mamy mediować, czy mi się to podoba czy nie,
z uwagi na zbyt krótki okres rozkładu pożycia...
Ja i tak wiem, że to nic nie da.
Jestem nastawiona na wolność...!
I tak już musi być! :)

Na rozprawie dostał kopię mojego pisma,
zredagowanego i wniesionego przez panią adwokat.
Myślę, że dokopałam mu w nim i zmiotłam ten jego
sielankowy obrazek kochającej się rodziny... ;)
Nie podoba mi się tylko to, że moja pełnomocnik
dokonała w nim skrótów i niechlujnych poprawek.
Mogła się nieco bardziej postarać,
w końcu za coś jej płacę...
Miała rzucić na to swoim fachowym okiem,
a tu taki efekt..., chociaż na ten ostatni...
może jeszcze zaczekajmy... ;)   >>>

Pozwany też wniósł pismo procesowe,
którego kopię otrzymałam na rozprawie.
Można powiedzieć, że wymieniliśmy się
jak dyplomaci teczkami na jakimś szczycie... ;)
Ponieważ nie mam zamiaru z nim więcej rozmawiać,
jest to jedyna możliwość wymiany zdań między nami.
Jak czegoś chce - niech pisze do Sądu... ;)
Chociaż z drugiej strony, wcale nie mam ochoty
otrzymywać od niego już niczego...,
żadnych SMS-ów i żadnych pism, tym bardziej,
że wypisuje w nich same głupoty...   >>>

No to jesteśmy po pierwszej rozprawie... :)

czwartek, 24 listopada 2011

BOŻY GNIEW...

(3 LATA TEMU)

Jutro rozprawa. Trochę mnie to stresuje.
W domu już od jakiegoś czasu doradzali mi,
abym wzięła sobie adwokata, to sprawniej pójdzie.
Najlepiej z Tarnowa, z odpowiednimi kontaktami
w tamtejszym Sądzie. No więc mam taką jedną...
Zna kogo trzeba, bo zanim została "papugą"
sama podobno tam pracowała w administracji... ;)
Dałam jej pełnomocnictwo i moje pismo procesowe,
które miała przeredagować i jeszcze dziś zanieść do Sądu.
Więc będzie dodatkowe, fachowe wsparcie. To bardzo dużo.
Ciocia Krysia też mnie pocieszyła, że będzie dobrze.
Ostatnio często u nas bywa i żywo interesuje się wszystkim.
Poradziła mi, abym złożyła wniosek o badania w RODK
i dokooptowała ją do wcześniej zgłoszonych świadków.
Będzie mogła mi wtedy o wiele bardziej pomóc.
Więc zrobiłam tak, jak chciała. W końcu lepiej wie niż ja,
jak się takie sprawy załatwia... i kto co może... ;)

Sprawdziłam dziś w Biblii tego wczorajszego SMS-a.
Nawet specjalnie nie musiałam szukać
- prawie samo się w tym miejscu otworzyło...
No i znalazłam:

Teraz przychodzi kres na ciebie.
Wysyłam gniew mój przeciwko tobie,
aby cię osądzić według twoich dróg
i ciebie uczynić odpowiedzialną
za wszystkie twoje obrzydliwości.
Oko moje nie okaże litości dla ciebie
i nie pominę cię, ale ciebie uczynię
odpowiedzialną za twoje drogi,
a twoje obrzydliwości będą pośród ciebie
[ujawnione] i poznacie, że Ja jestem Pan".
Tak mówi Pan Bóg: "Oto nadchodzi jedno nieszczęście
za drugim. Koniec nadszedł, nadszedł koniec dla ciebie,
oto nadszedł. Nadszedł dla ciebie zgubny los, o ty,
mieszkańcu ziemi! Nadszedł czas,
bliski jest dzień utrapienia,
a nie radosnych pląsów na wzgórzach.
Teraz wyleję mój gniew na ciebie
i moją zapalczywość uśmierzę na tobie.
Będę cię sądził według twoich dróg,
obciążając cię wszystkimi twymi obrzydliwościami.
Oko moje nie okaże litości, nie będę oszczędzał,
ale według twojego postępowania otrzymasz odpłatę,
a twoje obrzydliwości będą pośród ciebie [ujawnione]
i poznacie, że Ja jestem Pan, który uderza.

Ciekawe, po co mi to przysłał...
Może myślał, że się przestraszę
przed jutrzejszym osądem... ;)
Albo uważa, że za to co robię,
powinnam smażyć się w piekle... ;)
Boży gniew, czy chce mi coś zrobić...?
Nie lubię takich niejasnych pogróżek...,
bo od dawna jestem przekonana,
że drzemie w nim potencjał... podłości.
Może on tylko tak gada, a może nie...
Kto go tam wie...? ;) Nie ufam mu...
Potrzeba mi dowodów, dlatego myślę,
że to jednak groźba... pozbawienia życia.
Mam to przecież na, a raczej w... piśmie. ;)
Od razu widać, że jest agresywny i nieobliczalny.
Po prostu... znęca się nade mną psychicznie...

środa, 23 listopada 2011

NIEZAPOWIEDZIANA WIZYTA...

(3 LATA TEMU)

Dowiedziałam się, że był dziś w domu Piotra.
Po mszy zaczepił Wojtka i razem tam poszli.
Na szczęście rozmawiał tylko z ich matką... ;)
Pytał, czy wiadomo jej coś o moich kontaktach
z jej synami, zwłaszcza z Piotrem. :)
A w szczególności, czy ma świadomość tego,
jak często pisujemy ze sobą i o czym... ;)
Podobno powiedziała mu, że wie o mailach,
bo sama ją o tym informowałam ubiegłego roku,
i przypuszcza, że piszemy o książkach
i sprawach szkolnych... ;)
W końcu pracujemy w tej samej szkole i kiedyś
robiłyśmy wspólnie z chłopakami gazetkę... :)
Ale szczegółów nie zna, bo przecież
nie sprawdza kiedy i co piszemy... :)
On zaś na to, że tych maili jest sporo,
bo były wysyłane niemal każdego dnia,
a na dodatek są bardzo obszerne.
No i nie dotyczą wyłącznie szkoły... :)
Powiedział jej, że po tym jak go opuściłam
i wniosłam pozew, zainteresował się
tą korespondencją i szybko przekonał się,
że nasze listy, a zwłaszcza moje,
stawały się coraz bardziej osobiste,
jak to określił - pełne młodzieńczych zwierzeń
i opisów codziennego życia rodzinnego.
Mówił, że jest tym faktem bardzo zaniepokojony,
albowiem m.in. zauważył, że pisałam do Piotra
te same treści, które opowiadałam też jemu,
kiedy byliśmy jeszcze na studiach
i zaczęliśmy się bliżej poznawać...
Przyszedł do niej, bo nie wydaje mu się
aby ta relacja była normalna i może powinna,
jako matka, bliżej się temu przyjrzeć...
Obawia się bowiem, że jego aktualna sytuacja
małżeńska ma z tym bezpośredni związek... ;)
Dostał więc od Danki obietnicę, że wraz mężem
przeprowadzą z Piotrem rozmowę na ten temat...

No proszę, a nie mówiłam, że mnie inwigiluje?
Nie podoba mi się to jego węszenie... Bardzo.
Ta kontrola oraz całkowity brak szacunku
i zaufania do mnie... Ale nie będę się tym przejmować.
Myślę, że mimo wszystko mogę spać spokojnie.
Piotr nie wyda mnie, bo jest... dżentelmenem
i nie ma zwyczaju zwierzać się ze spraw osobistych.
Nikomu. Poza mną... ;)  No i... czuje to samo co ja...
Nie pozwoli mnie skrzywdzić... Ani siebie...
Ufam mu bardziej niż sobie samej... On jest moją siłą...
Poza tym jest trochę skonfliktowany z rodzicami.
To mi daje poczucie bezpieczeństwa... :)
Tak więc, na nic to paskudne szpiegowanie mnie,
jak i ta cała niezapowiedziana wizyta w ich domu... ;)

Dziś wieczorem znów przysłał mi SMS-a.
Tym razem dość enigmatycznego:

Ez. 7, 3-9

To z Biblii, z Księgi Ezechiela.
Ciekawa jestem, co ten oszołom znów wymyślił... ;)
Na razie nie mam jak tego sprawdzić,
bo Pismo Święte zostało u niego w pokoju.
Muszę zaczekac do jutra.
Pojedzie do pracy to sobie sprawdzę... :)

poniedziałek, 21 listopada 2011

TAK, JAK MÓWIŁAM...

(3 LATA TEMU)

Mija właśnie drugi miesiąc, jak uciekłam do mamy.
Za kilka dni pierwsza rozprawa rozwodowa,
a on wciąż zajmuje nasze mieszkanie
i chyba nie zamierza prędko się stąd wynieść.
Jakby tego było mało, ciągle przysyła mi SMS-y.
Prawie codziennie..., a ostatnio to już lawina.
Na przykład wczoraj było ich aż siedem.
Nie licząc tego ostatniego, tuż po północy:

Czasem jak zabieram sie za maila,
to mysle, ze wystarczyloby tylko
pomilczec przez chwile razem.
TERAZ JUZ WSZYSTKO ROZUMIEM...

A więc zaczął przeglądać maile...
Moje i od Piotra. I stąd te SMS-y...
A już się bałam, że coś innego znalazł,
albo ktoś mu coś powiedział...
Ale i tak bardzo mi się to nie podoba.
Mogłam się była tego spodziewać,
że prędzej czy później to zrobi.
Daje w ten sposób tylko dowód,
że mnie kompletnie nie szanuje,
kontroluje i inwigiluje...
Już ja mu za to odpłacę...
I za te cholerne SMS-y też!
On jest całkiem niezrównoważony...!
Raz zarzuca mi jakieś zdrady,
to znów pisze, że mi wybacza
i nadal mnie kocha...
Na przykład dzisiaj:

WYBACZAM CI TWOJA ZDRADE DUCHOWA. NIE GRZESZ WIECEJ.
CHCE POJEDNANIA, BO BARDZO KOCHAM CIEBIE I NASZE DZIECI.
DOBRANOC.

Nic już z tego nie rozumiem
i nienawidzę tych jego SMS-ów,
i tej jego namolności...
A zresztą, mam to gdzieś...
Niech sobie pisze,
przynajmniej będę miała dowód na to,
że mnie kontroluje i posądza o zdrady... ;)
Czyli jest tak, jak mówiłam... :)

sobota, 19 listopada 2011

PIĘKNE SŁOWA...

(3 LATA TEMU)

Dzisiaj znów przysłał mi SMS-y.
Jeden rano, drugi wieczorem:

CO JEST WARTE TEGO, ZE NISZCZYSZ NASZA MILOSC I RODZINE,
ZE KLAMLIWIE MIESZASZ NASZE ZYCIE Z BLOTEM? PRZYJACIEL?

"Zachowujesz sie, jakbys nigdy nie kochala
I chcesz, abym poszedl bez Ciebie..."
Nic dodac, nic ujac. Wiesz z czego to?


Nie zamierzam mu odpisywać. Już nigdy!
Nie nabierze mnie na żadne sentymenty...
Ten cytat, to oczywiście z mojej, a może z naszej,
ulubionej piosenki U2 - "One".
Pamiętam, jak mocno wtuleni, tańczyliśmy przy niej
na mojej imprezie instytutowej w listopadzie 1993...
Naprawdę czułam wtedy, że stanowimy... JEDNO.
Mimo, że upatrzyłam go sobie, jako starszego kolegę,
już w sierpniu na praktyce studenckiej w Kryspinowie
a później od pierwszego dnia, gdy tylko pojawił się
w akademiku w Krakowie polowałam na niego,
to tak naprawdę, chyba właśnie wtedy,
wszystko zaczęło się na dobre między nami...
Później, ilekroć słyszeliśmy tą "naszą" piosenkę
- wracały wspomnienia tamtej chwili... ONE
I szczególnie piękne słowa refrenu:
One love, One life...
Wówczas miały dla mnie bardzo duże znaczenie,
a teraz... już nie... Chyba. Bo, zmieniłam się...
Słucham innych piosenek, tych co Piotr mi przysłał...
Ale po tym SMS-ie odbieram inaczej ten utwór,
docierają do mnie zupełnie inne jego słowa...
Odnoszę wtedy nieprzyjemne wrażenie,
że to nie Bono śpiewa, a on mówi do mnie:


Polepsza się?
Czy czujesz się tak samo?
Czy to sprawi, że będzie Ci łatwiej?
Teraz masz kogo winić

Mówisz
Jedna miłość
Jedno życie
Kiedy potrzeba jest jednego
W nocy
Jest jedna miłość
Musimy ją dzielić
Ona Cię zostawia, kochanie
Jeśli się o nią nie troszczysz

Czy Cię rozczarowałem?
Lub zostawiłem niemiły posmak
w Twoich ustach?
Zachowujesz się, jakbyś nigdy nie kochała
I chcesz, abym poszedł bez Ciebie

Już jest za późno
Tej nocy
By wywlec przeszłość
Do światła
Jesteśmy jednym
Ale nie jesteśmy tacy sami
Musimy troszczyć się o siebie
Troszczyć się o siebie

Czy przyszłaś tu po przebaczenie?
Czy przyszłaś, by wzniecić śmierć?
Czy przyszłaś tu, by grać Jezusa
trędowatym w Twojej głowie?
Czy prosiłem o zbyt wiele?
Więcej niż dużo?
Nic mi nie dałaś!
Teraz to wszystko, co mam

Mówisz
Miłość to świątynia
Miłość to wyższe prawo
Miłość to świątynia
Miłość to wyższe prawo
Prosisz mnie, bym wszedł do środka
Ale wtenczas sprawiasz, że się czołgam
Nie mogę zaczekać
Na to co masz
Kiedy wszystko co masz
to zadawanie ran

Jedna miłość
Jedna krew
Jedno życie
Rób to, co powinnaś
Jedno życie
Ale nie jesteśmy tacy sami
Musimy troszczyć się o siebie
Troszczyć się o siebie...


Czyżbyśmy mieli to wpisane w swój los...?
Już od samego początku...? Kto wie...?
Pomyśleć tylko, że Piotr miał wówczas...
zaledwie 1,5 roku. :)
Nie przejmuję się tym...
W końcu dziadek Walek
był jeszcze starszy od mojej babci...
Nie o 18, ale aż o 20 lat.
Najpierw trzymał ją do chrztu,
a później się z nią ożenił... :)
Widocznie taka tradycja u nas w rodzinie... ;)
Może dzięki temu mama mnie lepiej zrozumie,
kiedy jej to wytłumaczę w taki właśnie sposób...
Bo, cóż można poradzić na miłość...?
Zdarza się i już...! ;)
W końcu, serce nie sługa...
za swym głosem każe w ciemno iść...

piątek, 18 listopada 2011

WSPANIAŁY DOWÓD...

(3 LATA TEMU)

Chyba doszły do niego pogłoski o Nas,
znaczy się o mnie i o Piotrze... :)
Niby wiedział, że się przyjaźnimy
i pisujemy do siebie maile,
i że rozmawiamy czasem na przerwach.
Sama mu to mówiłam. Kiedyś. Jeszcze rok temu...
No ale to jest tylko część... prawdy o Nas... ;)
Albo coś podejrzewa i zaczął węszyć...
Nie wiem. Nie mam pewności.
W końcu kiedyś dokuczał mi żartując,
że chyba się zakochałam, bo prawie codziennie
wspominam o Piotrze i piszę do niego...
Kiedy pod koniec wakacji mama chciała się pochwalić
i zorganizowała wyjazd dla nauczycieli naszego gimnazjum
na film Szymona do kina w Bochni, i miałam nadzieję
spotkać się tam z Piotrem, też coś przeczuwał...
Nie wiem tylko, czy tak żartował wtedy,
czy mówił poważnie... Zresztą, to bez znaczenia.
W każdym razie przysłał mi dziś w nocy kilka SMS-ów,
które stały się powodem mojego niepokoju:

ZA BARDZO CI UFALEM I WYKORZYSTALAS TO.
DALEJ CIE ONIESMIELA TWOJ PRZYJACIEL?
A MOZE JESTES JUZ TAK SPOUFALONA, ZE NIE...?
SWIAT UJRZY PRAWDE W SWOIM CZASIE.

PRZEZ ROK UDAWALAS PRZED SOBA
I PRZEDE MNA SWOJA NIEWINNOSC...
ALE DLUZEJ SIE NIE DALO JUZ, PRAWDA?
GLUPI BYLEM...
ZA BARDZO CIE KOCHALEM...

JA GLUPI, SPRAGNIONY TWEGO CIEPLA I MILOSCI,
A TY W TYM CZASIE ODDAWALAS SIE KOMU INNEMU...
I TO NIE JEST ZDRADA? PRZYKRE...

Do tej pory nie pisał do mnie takich rzeczy.
Wprawdzie w ostatnim wspólnym tygodniu,
kiedy go wieczorami unikałam... ;)
wspomniał coś, że czuje się zdradzany duchowo...,
ale nie miał żadnych argumentów... ;)
Zarzucił mi jedynie, że od jakiegoś czasu
mało z nim rozmawiam i wolę wieczorami
pisać maile do Piotra, zamiast być z nim.
Przyznał się wówczas, że z tego powodu
zajrzał ostatnio do kilku moich listów.
Był zdziwiony i ponoć przykro mu było,
że do tak młodego, krótko znanego człowieka,
i to mojego ucznia, kieruję osobiste i rodzinne zwierzenia...
W sumie, to nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi...
Przecież Piotr, tak jak Magda, jest moim przyjacielem...
A do niej od lat piszę listy o wszystkim...
Dlatego powiedziałam mu, żeby się nie czepiał,
bo w tych listach nie ma nic niewłaściwego,
a ja nie robię niczego złego... ;)
Poza tym dałam mu odczuć, że bardzo mi się
nie podoba to, iż bez mojej wiedzy i zgody
przeczytał tych parę maili do Piotra.
Teraz pewnie do wszystkich zagląda...
Żałuję, że nie skasowałam ich z programu
pocztowego zanim poszłam do mamy.
Teraz już nie dam rady tego zrobić,
bo zmienił nasze hasło do komputera
i nie mogę go włączyć...
Ale może niepotrzebnie się martwię.
Przecież nie mam powodów do obaw...
W tych listach nie ma niczego niestosownego...
Dobrze, że te bardziej osobiste nie zostały w archiwum.
Kasowałam je zaraz po wysłaniu i nie ma tam po nich śladu. ;)
A on, mimo wszystko, bardzo mi ufa... i mam nadzieję,
że nie domyśli się niczego i nigdy się nie dowie o nich...
I o tym co w nich było... Chyba zabiłby mnie za to... :)
Pewnie jakiś dobry duch wtedy czuwał nade mną... :)
Tylko, że ja się zawsze boję, że one wrócą...
Wygląda na to, że w samą porę zaczęłam
rozpowiadać o jego chorobliwej zazdrości
i ciągłych posądzeniach o zdrady... ;)
W tej sytuacji, te jego SMS-y, to teraz dla mnie,
tylko jeszcze jeden wspaniały dowód na to,
który mogę każdemu pokazać... :)
Nie tylko rodzinie i znajomym, ale także
na Policji, w Prokuraturze i w Sądzie... ;)

środa, 16 listopada 2011

O TO CHODZI...

(3 LATA TEMU)

Szymon, po tym, jak zrobił mu przedwczoraj
oborę w firmie, zreflektował się nieco
i usiłował jakby po trosze wszystko odczynić... ;)
Otóż wysłał do niego kilka SMS-ów,
w których wypisywał różne... dyrdymały.
Że niby nie chciał tego, ale...
musiał z nim... porozmawiać. ;)
No bo wiadomo...
Jaki brat przejdzie obojętnie,
obok takiego traktowania swoich sióstr i mamy...?
Że przecież, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego... ;)
Nie ufa mu i nie wierzy, że jest taki święty.
Taki ciepły, kochający mąż i tata... :)
Zapewniał go, że był jedynym jego sprzymierzeńcem,
bo oferował mu pomoc... w wyprowadzce do Krakowa... :)
Ale teraz to już koniec znajomości, bo widzi,
że chodzi mu tylko o to, żeby postawić na swoim,
a nie o... dobro dzieci...
Wytknął mu też, że zbeszcześcił grób naszego ojca...
To ten znicz z inwokacją do... Kajtka, ktory zna prawdę...
Tak więc próbował mój brat zatrzeć ślady
swojej... elokwencji, pisząc mu to,
co chciał podobno powiedzieć... ;)
Przy tej okazji, po raz kolejny przekonałam się,
że bardzo uwierzył, we wszystko co opowiadałam... :)

A mój były też chyba jeszcze niczego nie podejrzewa,
nawet jeśli coś przeczuwa, bo wciąż wysyła mi SMS-y.
Zapewnia mnie w nich, że nadal mnie kocha
i nie rozumie dlaczego to wszystko robię.
Pisuje, że mi to wybacza i prosi abym wróciła,
i nie niszczyła życia sobie, dzieciom i jemu.
Błaga mnie o rozmowę, o wyjaśnienia... ;)
Nie lubię, jak jest taki namolny i robi z siebie ofiarę...
Niech sobie nie myśli, że mnie weźmie na litość. :)
Wystarczy, że wczoraj zlitowałam się
i pozwoliłam Jankowi jechać z nim do Brzeska...
Gdy wrócili, Lenka też chciała iść do taty.
Miało być na chwilę, więc odpuściłam.
No i miałam za swoje...
Bawili się w trójkę do późna,
a gdy Janek dorwał się do komputera,
to wcale nie kwapił się z wyjściem od niego.
Nie podoba mi się, to. I to bardzo.
Muszę zabrać z mieszkania kolejne zabawki.
Część już wyniosłam, na przykład klocki.
Widziałam, że lubią z ojcem budować różne rzeczy,
a ja nie mogę pozwolić sobie na to,
aby miały tam jakąkolwiek pokusę do zabawy.
Bawić, to się mają teraz u mnie, a nie u niego!
Ale widzę, że ciągle coś nowego znajdują.
Kiedy będzie w pracy, muszę dokładnie przepatrzyć,
co tam jeszcze zostało i co powinnam zabrać do mamy.
W końcu im mniej atrakcji będzie u niego,
tym chętniej będą chciały pozostać u mnie.
A o to chodzi, prawda...? ;)