ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

niedziela, 31 marca 2013

QUINTA ESSENTIA...














Ten , który zbiera ludzi...
i budzi...   <1>>>

...czyli rezurekcja
poprzez nowe imię...   <2>>>

sobota, 30 marca 2013

W OCZEKIWANIU NA...












Przebudzenie

Boże
w Człowieku zrodzony
co każesz nam iść
śladem Twego żywota


gdybyś tak Ty
choć raz poszedł
za ułomnym przykładem
ludzkiego wcielenia


i lodu serca
przepojonego martwotą
żarem żywej miłości
byś nie złamał


próżną wiarą
wyglądalibyśmy
kiełkującej nadzieją
wiosny


(Wielka Sobota, 2013)

czwartek, 28 marca 2013

DWIE DZIEWCZYNKI...











(3 LATA TEMU)

Nie chwal dnia przed... zachodem... - powiadają.
I chociaż raczej nie powinno mnie to dotyczyć,
bo jednak zdecydowanie wolę... noc - zwłaszcza
od pewnego czasu - to niestety, chyba i w moim
przypadku się to sprawdziło... Cholera... jasna!
Dopiero co wspomniałam o... udanej rozprawie,
a tu taka... niespodzianka, której przecież...
mogłam się była spodziewać... Cóż, nie tylko ja...
Moja adwokat dała mi cynk, że ten oszołom,
najwyraźniej zaraz po rozprawie rozwodowej

złożył w biurze podawczym Sądu Okręgowego
wniosek o przesłuchanie kolejnych świadków...
Łatwo się domyślić, że chodzi o mojego Piotra,
jego brata i ich matkę... Żeby go... szlag..!
Co za łajza, co za szelma, jak on tak mógł..?
Nie dość, że mi moje plany psuje, to jeszcze
biednego Piotra po jakichś sądach chce ciągać...
Teraz szybko musimy z Magdą popracować nad Piotrem,
żeby nie było dodatkowych, niepotrzebnych komplikacji...
Już ja mu pokażę! Jeszcze mnie... popamięta!
Nie Piotr - to oczywiste ;) - ale ten oszołom...
Jeśli myśli, że pozwolę mu jeszcze spotykać się
z dziećmi, nawet rzadko, to się zwyczajnie... myli. ;)
Poczyniłam także pewne... starania, aby w końcu
pozbyć cię tego oszołoma z dawnego mieszkania.
Wyrok eksmisyjny wprawdzie jest, a on już tam
nie mieszka odkąd zrobiliśmy mu... remoncik,
ale jest tam jeszcze pełno różnych gratów...
Problem w tym, że jeśli sam się nie wyniesie
(tak do reszty), to będzie trzeba załatwiać
wszystko przez komornika, a wtenczas moja mama
będzie musiała temu świrowi zorganizować jakieś
lokum zastępcze - takie są podobno przepisy,
które określają zarazem... jakie ono powinno być...
Okazuje się też, że aby wszcząć procedurę eksmisyjną
u komornika musimy najpierw, tzn. moja mama,
jako właściciel domu, musi wezwać go pisemnie

do... dobrowolnego, che che..., spełnienia jej... życzeń,
czyli wyprowadzenia się, opróżnienia mieszkania
i wymeldowania się z dotychczasowego miejsca... ;)
Dopiero wtedy komornik może zacząć działać...
Dlatego też postanowiłam pomóc... mojej mamusi
i sobie, i... jemu w...realizacji powyższych oczekiwań. ;)
Napisałam więc odpowiednie pismo, dałam je tylko
do podpisania mojej mamie, a następnie będąc
przedwczoraj na poczcie w Brzesku, bo przecież
święta niedługo i trzeba do rodziny jakieś kartki
powysyłać - wysłałam i jemu (do pracy) mój liścik. :)
Życzenia tam zawarte, chociaż nie wielkanocne,
to z pewnością były... hmm, wielkie, a liścik,
jako jedyny został nadany za potwierdzeniem... ;)
Nie sądzę, aby ten świr dostosował się do tych życzeń,
ale... wymóg formalny zostanie spełniony... :) O tak!
Ciekawe czy odbierze przesyłkę od mojej... mamusi. ;)


A skoro mowa o kartkach świątecznych i... listach,
to wypada mi w tym miejscu wspomnieć jeszcze
o pewnej... pocztowej ciekawostce... Che che... ;)
Sprawiliśmy sobie, bodajże na początku marca,
piękną, dużą, błyszczącą - nową skrzynkę na listy...
Cóż w tym takiego ciekawego? - zapyta ktoś... :)
Skrzynka... jak skrzynka. Pewnie i tak... ;) Racja!
Ale u nas na bramce wiszą teraz... dwie. :) Che che...
Tomek montując tę nową, starą przesunął obok
i przykleił na niej karteczkę z dużym wydrukowanym
napisem "SŁAWOMIRA", aby listonosz miał rozeznanie,
która skrzynka jest czyja, gdy nagle zobaczy dwie... :)



A dziś - Niedziela Palmowa. Spędziłam ją nietypowo:
razem z moją mamą i moimi dziećmi byliśmy w Sączu;
z dala od tego natrętnego świra, który zapewne usiłowałby

zabrać dzieciaki do Lipnicy na pokaz tych wielkich palm.
Tak więc rzeczywiście cały dzień miałam... święty spokój,
dopiero wieczorem przysłał mi tego durnego SMS-a:


NIGDY NIE BYLAS I NIE BEDZIESZ SOBA. TAK SAMO, JAK NIGDY
NIE DOWIESZ SIE, CO TO JEST PRAWDZIWA MILOSC. NIE JESTES
DO TEGO ZDOLNA. TO ZASLUGA TWOJEJ MAMY. OBECNIE NIEWIELE SIE
OD NIEJ ROZNISZ, KRZYWDZAC SWOIM EGOIZMEM NASZE DZIECI.
JESTES TYLKO PRZESTRASZONYM DZIECKIEM, KTORE MA W SOBIE
DWIE DZIEWCZYNKI - DOBRA I ZLA.

ABY ISTNIEC KRADNIESZ TOZSAMOSCI.
KTO TERAZ ZAMIESZKAL W TOBIE, ALBO W KIM TY?
NA JEDNO WYCHODZI, PRAWDA? CZYZBY UDALO CI SIE WRESZCIE
ZINTEGROWAC Z MAMUSIA? PAMIETASZ POROWNANIE Z JEMIOLA?
BYLO BARDZO TRAFNE. W TWOIM PRZYPADKU ODDAJE ISTOTE RZECZY
I WIELE WYJASNIA W NASZM MALZENSTWIE...

niedziela, 24 marca 2013

UDANA POLEWKA...

(3 LATA TEMU)

No więc... ;) Wczoraj wreszcie odbyła się,
po długiej przerwie, kolejna rozprawa rozwodowa.
Tak... kolejna, ale i też... pierwsza... Tak... :)
Pierwsza, na której nie stawiłam się osobiście... ;)
Na szczęście nie miałam takiego obowiązku,
a poza tym,  przecież mam panią adwokat,
która formalnie reprezentuje mnie przed Sądem.
I tak - nie będąc - jestem... na rozprawie... :)
Doszłam więc..., doszłyśmy, do wniosku, że korzystniej
dla mnie będzie, jeśli faktycznie mnie... nie będzie... :)
Na rozprawie - ma się rozumieć..., che che... ;)
Nie jestem jeszcze gotowa, żeby się z tym wszystkim zmierzyć
i jakoś wyplątać z tych cholernych maili, które ten oszołom
ostatnio wniósł do akt postępowania rozwodowego...
Wprawdzie mam już pomysł... ;) Powiem więcej...
- zaczynam go już... wcielać w życie..., realizować! ;)
Ale potrzebuję na to więcej czasu... :) Zdecydowanie więcej... ;)

Ale o tym może innym razem... ;)

W każym razie liczę na to, że będzie skuteczny... ;)
Powinien być..., bo z tego co dotąd widzę, to głupota
oraz brak podstawowych kompetencji wśród osób zatrudnionych,
hmm... służących w tzw. Wymiarze Sprawiedliwości, tak cudownie
miesza się z ich... udawaniem, że niekiedy naprawdę trudno
jest dojść, gdzie... kończy się jedno, a... zaczyna drugie. ;)
Szczęśliwym... trafem to wszystko składa się na moją korzyść... ;)
Gdyby nie to, to myślę, że i mnie samą - i to chyba już dawno!
- doprowadziliby do niekontrolowanej furii, albo by mnie przy tym
wszystkim, zwyczajnie... szlag trafił... ;) Tak myślę... :)
Ale z uwagi na powyższe okoliczności, nie powinnam narzekać... ;)
A świadczy o tym choćby przebieg wczorajszej... udanej rozprawy,
której to właśnie chciałam poświęcić dziś parę słów... :)

Zacznę od tego, że już na wstępie moja pełnomocnik ośwadczyła,
że osobiście ustosunkuję się do treści pism pozwanego... ;)
Nie muszę chyba dodawać, że przede wszystkim chodziło tu
o te ostatnio złożone, a zwłaszcza jego... załączniki...
To było dobre posunięcie, bo przecież na rozprawę zostały
wezwane panie biegłe z RODK, które musiały być nieco...
zakłopotane treścią tychże dowodów, wskazujących,
że tę całą, wcześniej sporządzoną... opinię,
to mogą ją sobie... wsadzić..., gdzieś tam... ;)
Bo przecież tu taką śliczną... laurkę mi wystawiły
(w tym miejscu należy się głęboki ukłon cioci Krysi),
a tutaj... takie rzeczy... kto by pomyślał... ;)
Nie tylko że się puściłam, ale jeszcze zrobiłam to
z własnym nieletnim uczniem, a na dodatek z premedytacją
prawdziwego psychopaty zaczęłam... rozwalać rodzinę...
Mało tego... jasno wynika też, że mam nie po kolei... w głowie.
Cóż może i tak, wcale się nie obrażę..., w końcu nigdy nie
twierdziłam, że jestem... normalna, wręcz przeciwnie..! ;)
Ale co ja sobie myślę (o sobie) i robię to jest jedno...,
a opinia sądowa to drugie - zupełnie... inna sprawa...
Przecież nie można o takich rzeczach głośno mówić..!
A nawet... wstyd - tak jak to było w tej... piosence,
co to mi ją Piotr przysłał w czerwcu 2008... Tak właśnie!
Gdyby nie ten oszołom i nie te cholerne kompromitujące maile,
to pewnie nikt by się o tym nigdy nie dowiedział...,
albo jeśli nawet, to bez takich... szczegółów... ;)
Od początku miał tylko te swoje... niewiarygodne domysły,
później jeszcze różne poszlaki... ;) Ale dowody..? ;)
Nawet gdyby udało mu się z tym bilingiem..., to co z tego..? ;
Tyle tylko, że często do Piotra dzwoniłam, a w zasadzie
to raczej SMS-owałam... ;) I co z tego..? Nie można..? ;)
W końcu..., przecież byłam jego... nauczycielką... ;)
Z drugiej strony... podobno każdy głupi by się zorientował,
a każdy prawnik (sędzia czy adwokat) mający do czynienia
ze sprawami rozwodowymi doskonale to wie i zna z własnego
zawodowego doświadczenia, że każda powódka (mająca dzieci),
która zachowuje się w ten sposób (zasłaniając się przy tym
rzekomą, nieewidentną przemocą) - zwyczajnie ma kogoś...,
że tak powiem... na boku, albo po prostu jest... stuknięta. :)
Innego scenariusza, podobno, w... rzeczywistości nie ma... ;)
No chyba, że i jedno... i drugie... Razem... ;) No właśnie... ;)
Czyli jednak istnieje... trzecia możliwość..., che che... ;)
Muszę przyznać, że zanim ten świr ostatnio wniósł te moje,
skasowane (do cholery!) maile do Piotra i Magdy,
to i sędzia prowadząca sprawę rozwodową miała nosa...
Jeszcze w zeszłym roku zauważyłam, że z jakichś wyjątkowych...
tajemniczych powodów zaznaczyła sobie w aktach jedną stronę...
Mianowicie... stronę z wydrukiem mojej rozmowy z mężem
(za pomocą komunikatora internetowego) z 21 sierpnia 2008,
czyli z pierwszego dnia po przyjeździe z naszych wakacji...
A dokładnie - tę stronę, na której wyznaję mężowi moje plany
co do wyjazdu do kina w Bochni, a on się ze mną droczy
i złoźliwi mi z tego powodu..., ja zaś zaprzeczam temu,
abym miała zamiar spotkać się tam... z Piotrem. ;)
(Później przyznałam się mu, że Piotr jednak tam był... ;)
Ale z pewnością biedak nie był wówczas świadom, jak bardzo
jest przenikliwy... i jak bardzo... mnie przejrzał... :)
Myślę, że za bardzo mi ufał, bo pewnie mnie... kochał. ;),
Też mi się trafił... ;) A może, mimo wszystko, taki pomysł
wydał mu się zbyt niedorzeczny, by traktować go całkiem serio...
Kto go tam wie..., jak było naprawdę..? W każdym razie...,
niedawno (z maili) dowiedział się jak blisko był prawdy... ;)
I jak kluczowe znaczenie miała w tym wszystkim moja wyprawa...
z mamusią ;) do kina - nomen omen - "Regis" na film mojego brata
pod tytułem - nomen omen - "Jak żyć?" Nie do wiary, prawda? :)
Są rzeczy na ziemi i w niebie, o których się nawet
filozofom nie śniło. - Shakespeare... ;)   >>>
I jak tu nie wierzyć... w magię? ;) Ale do rzeczy..! ;)
W końcu miało być o wczorajszej... udanej rozprawie... ;)
A w szczególności o uroczym... przedstawieniu w wydaniu
zawodowych... psychologów - biegłych z tarnowskiego RODK. :)

Otóż, już na wstępie skutecznie udaremniono...,
jakże szalone w rzeczy samej, starania pozwanego o to,
aby zawnioskowane przez niego panie... ekspertki
odpowiadały przed Sądem w pojedynkę... ;)
Co za niedorzeczny w ogóle pomysł..., prawda? ;)
Skoro opinię przygotowywały łączną, czyli wspólnie,
więc samo przez się rozumie, że także zeznawać
powinny razem, a nie każda z osobna... Proste..! :)
Nie dość, że ich odpowiedzi mogłyby się okazać
niespójne, a może i wykluczające się, to jeszcze...
ewidentna strata czasu... Po co to komu i na co..? ;)
A zatem odpowiadały wspólnie... chociaż "wspólnie"
to chyba za dużo powiedziane, bo podobno...
produkowała się jedynie pani Anitka - dyrektorka ;)
Zaś pani Bernadka, dziewczę niewiele starsze ode mnie,
tylko przysłuchiwała się i ślicznie przytakiwała główką...
Z jednym małym wyjątkiem, ale o tym za chwilę... ;)
A zatem biegła dyrektor z prawdziwym wdziękiem
- pewnie wyuczonym przez lata praktyki - znakomicie
przed Sądem lała wodę - bo to rzeczywiście jest sztuka...
mówić dużo o niczym, rzucać hasła bez pokrycia,
które nierzadko zupełnie rozmijają się z faktami...
Ale cóż... Autorytet... to autorytet... Che che... ;)
I Sąd nie podskoczy, bo najpierw sam musiałby wiedzieć
o czym ona gada, tym bardziej gdy rzuci, niczym confetti,
jakimś terminem typu: testy behawioralne czy projekcyjne,
których to pojęć biegła sama pewnie do końca nie rozumie... ;)
Aha, mam tu na uwadze i myśli - sędziego zawodowego
(przyjmijmy, że wykształconego), bo kwestię aktywności
i poziomu tzw. ławników -
powszechnie określanych
"wazonami" (co samo... w sobie i w ogóle, uroczo brzmi -
zwłaszcza kiedy... che che, nie są napełnione wodą,
aczkolwiek osobiście jestem zdania, że słowo "taborety"
ma tutaj, nie tyle lepszy, donioślejszy, co bardziej

adekwatny... wydźwięk) - idąc zatem ich śladem i tonacją
ich "martwej natury",  wolałabym... wyżej wspomnianą
kwestię zwyczajnie... przemilczeć. ;) Woda w usta..? :)
Ale wracając do biegłej i jej zeznań - musicie mi dziś
wybaczyć ten wyjątkowo dygresyjny styl - oświadczyła
przed Sądem, że w całości podtrzymuje wcześniejszą opinię.
Wiadomo przecież, że tak jak i Sąd - choćby skały s.... ;)
- pracuje rzetelnie, uczciwie i jest nieomylna..., normalka. :)
A wszystkie badania i analizy, rzecz jasna...przeprowadziły

starannie i wzorcowo. Cóż..., jak Pan Bóg przykazał... ;)
I tak podobno sobie właśnie, całkiem swobodnie... lała
i lała, i lała... ku uciesze Sądu. :) I mojej adwokat też... :)
Z tego wszystkiego ponoć z naciskiem stwierdziła,

iż w ich opinii wcale nie zostało użyte słowo "przemoc",
co mnie akurat dziwi, bo przecież... ten świr właśnie o to

ma sprawę karną, a poza tym wystarczy spojrzeć na...
moją laurkę... Jak nie ma słowa "przemoc", kiedy wyraźnie
widzę, że ono tam jest... Wprawdzie ten oszołom
od jakiegoś czasu posądza mnie o schizofrenię,
ale nie wydaje mi się, abym w tym konkretnie
przypadku miała... omamy wzrokowe...   >>>

A propos schizofrenii..., skoro już o niej wspomniałam,
to nasza pani biegła stwierdziła, że pozwany, co prawda
w sposób wręcz akademicki omawia ją w swoich pismach,
jednakże, niestety(?), wychodzą z ich treści... aż dwie...
wzajemnie sprzeczne osobowości... Czyż nie o to właśnie chodzi..?
Przepraszam, nie jestem psychologiem - nie komentuję... ;)
Ale w podobny sposób zapędziła się w kozi róg, w związku
ze wspomnianą już przemocą, a Sąd jej w tym niechcący
pomógł; bo zapytał: skoro nie przemoc pozwanego, to skąd
u powódki bierze się ten manifestowany wszem i wobec... lęk?
Tak więc, jak mogła - tak kombinowała - ostatecznie
stwierdzając, iż nie jest... psychiatrą. ;) Cóż, między nami
mówiąc, to taki z niej psycholog, jak i ten... psychiatra,
albo
, jak z mojej cioci Krysi... pedagog, albo jeszcze inaczej,
jak ze mnie nauczycielka..., albo jak ze mnie... kobieta. ;)
Ale dajmy jej już spokój..., przecież to z korzyścią dla mnie,
czegóż chcieć więcej w tej... skomplikowanej sytuacji...  ;)
Przecież wcale nie chodziło mi o to, aby mnie... przejrzała,
tylko o to aby... napisała... ładną opinię, czyli taką,
jaką bym sama sobie (w tych okolicznościach) wystawiła... ;)
No może z wyjątkiem tego, że osobiście, bardziej
dowaliłabym pozwanemu, żeby popamiętał raz na zawsze... :)


Tak więc pani biegła Anita swoimi płytkimi wnioskami,
ślizgała się po jakże pięknie przez siebie wylewanej
na sali sądowej wodzie, a gdy się jej nieco uzbierało,
wtedy przyszła kolej na pytania od pozwanego...
Ale tutaj podobno bardzo sprawnie przyszła z pomocą
pani sędzia prowadząca rozprawę, która na różne sposoby
starała się powstrzymać, wręcz... poskromić zbytnią
ciekawość i dociekliwość tego oszołoma, bo chciał,
aby pani... psycholog konkretnie uzasadniała
swoje wcześniejsze twierdzenia i wnioski... :)
Ale przecież tak się... nie da. ;) Z różnych powodów. :)
Tak samo, trudno ponoć było biegłej przypomnieć sobie,
czy powódka była w trakcie badań obserwowana podczas
(standardowego!) przebywania z dziećmi w pokoju zabaw. :)
Akurat tutaj się jej nie dziwię, bo przecież tylko
z ojcem tam byli, kiedy ja w tym czasie... miło sobie,
właśnie z nią..., plotkowałam na korytarzu, che che... ;)
Podobno trochę ją też wryło, kiedy ten oszołom zapytał
o test projekcyjny..., taki test w postaci rysunku rodziny.
Zaskoczyło ją to, że ten świr wiedział (a przecież nie widział),
że Janek narysował rodzinę, jako rodzinę jakichś... smoków. :)
Z wrażenia... nie bardzo wiedziała jak z tego wybrnąć,
więc starą metodą... zaczęła... lać wodę... I co z tego,
że nie do końca sprawnie, przecież Sąd i tak nie ma pojęcia
o czym ona mówi, a pozwany - niech wie... I co z tego..? ;)
I co z tego..., że dziecko poszczególnym członkom rodziny
przypisało w teście cechy... smoków. To przecież... che che...
To przecież nic... nadzwyczajnego. ;) To tylko... smoki... ;)
Ten głupek nawet wniósł jakiś rysunek Janka sprzed kilku lat,
gdzie jest cała rodzinka, w komplecie, nawet Lenka (w brzuchu),
myśląc że mu to coś pomoże, che che... Co też on jeszcze wymyśli?
W każdym razie podobno większość pytań Sąd mu uchylał,
bo za dużo chciał wiedzieć, a przecież wiadomo czas... nagli.
Więc biegła z pomocą sędzi, szybko też hmm... zamknęły kwestię
mojej..., che che, rzekomej korespondencji do Piotra i Magdy.
I chwała im za to... Bo ten świr wyraźnie chciał drążyć temat.
A tak... - pani Anitka już wcześniej stwierdziła, że bardzo wysoka
i przewlekła frustracja potrzeb psychicznych powódki mogła
spowodować... che che, otwarcie się powódki na... inne
możliwości zaspokojenia potrzeb wynikających z małżeństwa. ;)
Trudno doszukać się w tym sensu, ale za to fajnie brzmi... :)
Zwłaszcza podobają mi się te... inne możliwości... ;)
Rozumiem też... potrzeby. Ale... wynikające... z małżeństwa?
Muszę to przemyśleć, podobnie jak i to, co powiedziała
na ten temat pani Bernadka, która właśnie w tej kwestii
po raz pierwszy i... ostatni... otworzyła usteczka i zabrała głos :)
Miała podobno stwierdzić, że takie rzeczy (chodzi o mój
związek z Piotrem) po prostu... się zdarzają... :) I... tyle! :)
Che che..., trudno się nie zgodzić z tą błyskotliwą refleksją
i jakże... dogłębną analizą psychologiczną pani... biegłej. :)
Podpisuję się pod nią rękami i nogami, i co tam jeszcze mam.
Coś, co się zdarza nie może dziwić i jest po prostu... normalne.
Nawiasem mówiąc - właśnie podobnie myślałam pisząc

do Magdy po moim spotkaniu z Piotrem w kinie - że ja i on
(oboje to czujemy), że to jest taki... naturalny stan,
że być może ludziom też udziela się taki odbiór...
I co, nie mówiłam..? Nie miałam racji..? I proszę...
Nawet pani psycholog się udzieliło, skoro tak uważa,
dlatego myślę, że teraz już mogę spać spokojnie... :)
Ale z tego stwierdzenia biegłej płynie kolejny wniosek
- nienormalne jest tylko to, co w rzeczywistości się... nie zdarza. ;)
I właśnie to, jak już wspomniałam, muszę sobie przemyśleć. :)
Wspaniała dawka metafizyki..., coś w sam raz dla mnie... :)
Ale wracając na ziemię, znaczy się na rozprawę...,
to nie podoba mi się jedna rzecz, że przeszedł wniosek
tego oszołoma o kolejne badania psychologiczne...
Pocieszam się tym, że nie będzie tak, jak chciał ten oszołom,
czyli głównie moje badania psychiatryczne, ale jakaś kombinacja
badań rodzinnych, tj. psychologiczno-psychiatrycznych...


Na zakończenie rozprawy Sąd podobno zapytał pozwanego,
czy nie ma zarzutów do kompetencji nowych biegłych...
Nie wiem czy tu komuś... palma odbija, czy jaja sobie robi
- w końcu święta wielkanocne tuż tuż... ;) - w każdym razie
niezły... polew, no bo jak można mieć jakieś zastrzeżenia
do kompetencji biegłych, których się nie zna i to jeszcze
przed wydaniem jakiejkolwiek opinii..? A priori..? Che che ;)
Ale to nie moje zmartwienie..., nie mój problem... ;)
Ważne, że rozprawa udana... i wszystko się... udało.   >>>

czwartek, 21 marca 2013

MYSTERIUM VERBI...









H A S H I R
Magnum Prophetae
nonum nomen
quod in illud tempus
etiam mei factum est
quia multi sumus...


Jedno... z wielu...
By wszystkimi rządzić...
By wszystkie odnaleźć...
By wszystkie zgromadzić

i w ciemności związać...
By ze snu śmierci się zbudzić...





Mam magiczne podejście do spraw imion.

Tylko w moim świecie imię człowieka
jest kwintesencją tego człowieka...


Dla większości imię to tylko dźwięk
- a dla mnie raczej... zaklęcie.

<1>>>                                 <<<2>

niedziela, 17 marca 2013

RAJ UTRACONY...












Dzień św. Patryka to święto Irlandii. :) Tak...
Nie ma chyba drugiego takiego miejsca, które by tak
kumulowało różne... moje treści... Naprawdę..! :)
Kiedyś, kiedyś...  dawno temu... była... Jamna.
Ale już nie jest, bo w pewnym momencie...
przestała... być sobą i przestała mi... wystarczać. :)
W świadomości i rzeczywistości mitycznej jest więc...
Irlandia, taka, jakiej nigdy prawdopodobnie... nie było,
jak mi kiedyś mówił... mój mąż; a ja i chcę i... nie chcę
tam jechać, bo jej tam nie znajdę...; ponieważ, jak kiedyś
napisałam w wierszu - nie wystarczy mi kufel piwa w pubie
i jeden rzut oka na zielone wzgórza i święte kamienie
dzielony z przygodnymi towarzyszami podróży...
Ale w związku z Irlandią mam przeczucie jakiejś...
przestrzeni, wolności, choć niekoniecznie spokoju... ;)
A może każdy ma poczucie nieskończoności w miejscu,
gdzie... schodzi się morze i góry..? :) Tak więc...
Śni mi się ona po nocach, ale umiem trzymać to w ryzach.
Chyba... Tak mi się przynajmniej wydaje... ;) Raczej... :)
Myślę też, że jest to... najpiękniejsze miejsce na ziemi.
Ale na razie to tylko przeczucie... ;) Tak właśnie... :)


Irlandia jest czymś, co kocham - tak trochę platonicznie,
bo przecież nigdy tam nie byłam, i trochę beznadziejnie,
bo wiem, że nawet gdybym tam była, to może to... nie być to.
Swego czasu Irlandia po prostu śniła mi się po nocach
(tym dziwniejsze, że przecież... nigdy tam nie byłam. ;)
Dosłownie nurzałam się w baśniach, języku, imionach,
tradycjach celtyckich, a zwłaszcza irlandzkich
i ta fascynacja może się tylko równać z... Tolkienem. :)
To jedna z tych obsesji, które są wczepione w duszę... ;)
Dlatego też język irlandzki sprawia, że aż... boli mnie
coś w środku z... tęsknoty. Wiem, że to zabrzmi głupio,
ale mam wrażenie, jakbym go... znała, tylko zapomniała.
Dla mnie jego brzemienie to najpiękniejsza mowa świata.
Jak słyszę jakąś piosenkę po irlandzku, to nie mogę się
długo uspokoić, żeby nie myśleć o... Irlandii... :)
W filmie "Władca Pierścieni", część pierwsza, jest taka scena,
jak Aragorn całuje Arwenę na moście w Rivendell,
do tej sceny Enya śpiewa po irlandzku, piękna aranżacja,
ale ktokolwiek by śpiewał, nawet jakiś stary dziad przy piwie,
to dla mnie brzmi przejmująco (inni sławni wykonanwcy
w tym języku to zespół Clannad na przykład).
Z polskich zespołów, które śpiewają w tym pięknym języku
to Carrantouhill i Open Folk, na których koncerty chodziłam
- chyba na wszystkie jakie były w Krakowie -  wraz z mężem,
dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze na studiach. :)
Dla mnie język irlandzki w wielu sprawach przypominał
język elficki (a może odwrotnie ;) i nawet próbowałam
się go nauczyć, ale samemu to jest niewykonalne,
np. gramatyka jest szalenie trudna...
Później "zamknęłam Irlandię w sercu", bo to jest
ten rodzaj obsesji, że... wypuszczona na wolność...
przybiera... gigantyczne rozmiary, ale ona tam jest... ;)
Były jednak takie lata, gdy Irlandia po prostu prześladowała
mnie... we śnie i na jawie, tylko że..., tak jak wspomniałam,
nawet wyprawa tam niekoniecznie... by mi coś dała, bo to by

musiała być jeszcze wyprawa... w czasie i przestrzeni... :)
Nawet nie wiecie, jak dużo kosztuje, by ta moja obsesja...
siedziała cicho we mnie... w środku... Nawet nie wiecie... ;)


Dało mi to wszystko do myślenia. I to bardzo.
W tym sensie, że choć programowo nie wierzę...
w reinkarnację w sensie przyszłego życia, to jednak wierzę...
w przeszłe istnienie... Wiem, odrobina niekonsekwencji... ;)
Ostatecznie nie wszystko można w życiu wyjaśnić na drodze
racjonalnej, nawet jak się jest raczej sceptykiem
i raczej realistą, jak ja (ale tylko raczej:)
Wiele razy zastanawiałam się też, czy pewne upodobania,
albo słabości, do określonych rzeczy lub osób, biorą się
właśnie z jakichś wspomnień typu "przeszłe życie"
czy raczej z jakieś zbiorowej pamięci w stylu "archetypy".
Te rzeczy do mnie przemawiają... I to jak... ;)
Być może nosimy w sobie jakieś okruchy czegoś innego,
skąd by inaczej czasem wziąć odpowiedź na różne pytania
(dlaczego ludzie tak różnią się w sensie...
świadomości istnienia ? dlaczego geny i wychowanie to...
jeszcze nie wszystko ? dlaczego mamy słabość do...
określonych rzeczy ? dlaczego można czasem znaleźć...
"bratnią duszę" już po... spojrzeniu ?)
To są oczywiście pytania czysto teoretyczne. Wręcz retoryczne.
Więc może... zostawmy je w spokoju... :)  I dlatego...
już kończę, zanim dojdziecie do wniosku, że macie

tego dość (tak, wiem, to wszystko wydaje się być dosyć...
egzaltowane, na co dzień może nie sprawiam takiego wrażenia. ;)
Dawniej rozmawiałam o wielu z tych spraw,
tylko z...
moimi przyjaciółmi, chyba wyłącznie... z mężem i Magdą,
do której później o tym wszystkim pisałam w mailach... ;)
Zresztą do Mrocznych Braci - Wojtka i... Piotra też... :)
Zwłaszcza do nich - przyznać muszę - bardzo obficie... ;)
Chyba już starczy na dziś tych... głębokich zwierzeń. :)   >>>

piątek, 15 marca 2013

METAFIZYCZNY PASOŻYT...



Gdyby dał mi pan tę moc!
Moc widzenia, odczuwania i życie wieczne!

                                                                                  (A. Rice, Wywiad z wampirem)

Żyje nie mając pełnej świadomości swego jestestwa.
Wypija cudze dusze, by podtrzymać swe kalekie istnienie.
Wypija dusze, by stać się kimś innym, by stać się w ogóle kimś,
by zaistnieć, bo sama jest jedynie wielką pustką...


1>>>     2>>>     3>>>     4>>>     5>>>

wtorek, 12 marca 2013

ZNACHORKA JEMIOŁA...














 ...czyli fenomen
w hermeneutycznym kole...   >>>

poniedziałek, 11 marca 2013

STARYM SPOSOBEM...

(3 LATA TEMU)

Wtedy, kiedy to wszystko się zaczęło, tzn. jesienią 2008,
przekonałam się, że najlepszą obroną jest... atak. ;)
Stara jak świat i bardzo skuteczna metoda... ;) O tak..! ;)
Dlatego znów postanowiłam tę taktykę
wcielić w życie.;)
Zrobię tak, jak... Ged w "Czarnoksiężniku z Archipelagu"
- zamiast być ściganą, sama zacznę... ścigać. ;)
Byłam zatem na Policji, by zgłosić, że nie mogę dostać się

na konto poczty elektronicznej (mąż założył je dla mnie
wiele lat temu, ale po mojej ucieczce zmieniłam do niego
hasło dostępowe), więc to pewnie sprawka oszołoma... :)
Wprawdzie zgłaszałam to już policjantom, przedwczoraj,

kiedy byli u nas w domu na... interwencji, ale powiedzieli mi,
że w takiej sprawie to muszę złożyć formalne zawiadomienie
o popełnieniu przestępstwa, co - nie powiem - trochę
podniosło mi ciśnienie (cholerna biurokracja), ale jak
powiedzieli - tak i zrobiłam. Nie dlatego, żeby mi miało,
jakoś szczególnie zależeć na tym koncie - przecież i tak
korzystam już z innego, ale dla... ogólnie pojętych...
hmm... powiedzmy - korzyści procesowych... ;)
Pewnie jesteście ciekawi dlaczego była u nas Policja...
To proste, ponieważ razem z mamą ją wezwałyśmy... ;)
Ale to nieco dłuższa historia..., więc może po kolei...


Wspominałam już kiedyś, że Janek uczęszcza na treningi
judo, na które zwykle zawozi go moja mama, niekiedy sama,
innym razem zabieram się z nimi, najczęściej tak właśnie...
Niestety, czasami pojawia się tam również ten oszołom,
który tak, jak i inni rodzice, przygląda się jak ćwiczą...
Oprócz tego, przed i po treningu usiłuje chwilę porozmawiać
z synem w szatni, co już zupełnie nam się nie podoba...
Z tego względu... pilnie pracujemy nad asertywnością

Janka, zwłaszcza od czasu ostatniej rozprawy sądowej,
bo wiadomo... i np. tłumaczymy, że nam się śpieszy... ;)
Oczywiście nasze starania nie zawsze przynoszą rezultaty

takie, jakich z pewnością oczekiwalibyśmy, chociaż w sumie,
narzekać też chyba nie możemy... ;) Nie jest z tym źle... ;)
W każdym razie, ostatnio ten świr ubzdurał sobie, że to on

przyjedzie po Janka na trening i go później odwiezie...
Kiedy więc w zeszły wtorek zaczął wydzwaniać do syna,
za którymś tam razem pozwoliłyśmy mu odebrać, a wtedy
ten oszołom wyjechał dziecku, z taką właśnie propozycją.
Rzecz jasna, nie była ona dla nas do przyjęcia - bo jak ;)

- więc i Janek z naszą pomocą próbował jakoś spławić ojca,
mówiąc mu, że pojedzie z babcią, że już się z nią umówił...,
że che che... woli jechać z babcią i takie tam... ble ble... ;)
A że ojciec nie dawał za wygraną, to Janek... wkurzył się,
bo też jest... cholerykiem, tak jak ja... i dał to mu odczuć. :)
W odpowiedzi ten świr powiedział, że mu się nie podoba

sposób, w jaki on odnosi się do taty, i że w takim razie
i tak przyjedzie na trening, aby z nim o tym porozmawiać.
W tych okolicznościach wspólnie stwierdziliśmy, że nie

możemy biednego dziecka zostawić na... pastwę ojca.
Wszak nie można tak dziecka straszyć i mu... grozić. ;)
Dlatego Janka i babcię... na trening zawiózł Tomek. ;)

On zawsze ochoczo angażuje się we wszelkie nasze...
przedsięwzięcia - od samego początku - wobec tego świra. :)
Tak więc, zanim ten oszołom pojawił się w brzeskiej

podstawówce, moja mama poprosiła trenera judo,
aby Janek mógł wyjątkowo przebrać się zamiast w szatni,
w kantorku gdzie trzymają materace i inny sprzęt,
ponieważ boi się o bezpieczeństwo swojego wnuka... ;)
Ten oszołom, który faktycznie wkrótce tam się pojawił,
był chyba bardzo zdziwiony całą sytuacją, bo po krótkich
próbach rozmowy z Jankiem, nie omieszkał powiedzieć
mojej mamie co o tym wszystkim myśli... że robi jakiś cyrk. :)

Dodał jeszcze - co ją wyjątkowo ubodło - że to jego dziecko,
a ona niech się lepiej zajmie wychowaniem swojej córki...
Nie muszę chyba dodawać, że to mnie miał na myśli... ;)
Po czym, nie czekając na koniec treningu, przyjechał
i wydzwaniał mi do drzwi - chciał się wdzieć z Lenką... ;)

Nie ukrywam, że ostatnio jakoś... wyjątkowo nie mam
ochoty wypuszczać dzieci na jakiekolwiek z nim spotkania.
Więc kiedy mu tak nie otwierałam, coś tam zaczął marudzić,
że źle wychowujemy dziecko, a może dzieci... i takie tam... ;)
W międzyczasie cała trójka wróciła z treningu, oczywiście,
nie dając temu świrowi zamienić ani słowa z synem... ;)
Zaraz też podjęłyśmy z mamą szybką i cichą decyzję,
że dzwonimy po Policję, zgłaszając że ten oszołom,
i... o mało co... przestępca... strasznie się awanturuje... ;)
Przybyli za niedługo, ale nasz awanturnik zdążył

do tego czasu gdzieś się już ulotnić, więc nawet z nim
nie gadali i całą... interwencję zakończyli na pogawędce
z nami; mogliśmy się powyżalać... i nawet namówiłyśmy
Janka aby osobiście poskarżył się policjantom, jakiego
to ma niedobrego ojca, który straszy go i mu... grozi... ;)
No i wtedy właśnie, niejako przy okazji wspomniałam o...
koncie e-mail, na które nie mogłam się ostatnio dostać. :)
Tak oto, wygląda nasza obecna sytuacja na... froncie... ;)
Dodam jeszcze tylko, że ostatecznie zdecydowałam się
na tego adwokata z Krakowa do sprawy karnej o znęcanie...
Już najwyższy czas zrobić z tym świrem... porządek. ;)

niedziela, 10 marca 2013

ŚWIĘTA BABOCHŁOPA...














Przedwczoraj był Dzień Kobiet,
a dziś podobno faceci mają swoje święto.
I tak się właśnie zastanawiam, che che...,
które z nich bardziej do mnie pasuje... ;)
Myślę, że jeśli już, to wolałabym to dzisiejsze ,
ale niestety w Dzień Kobiet... dostaję kwiaty. ;)
Rok temu, a w zasadzie to... dwa lata temu,
kiedy pracowałam jeszcze w gimnazjum,
dostawałam te chwasty w szkole, ale i tak
nie zmieniało to faktu całkowitej destrukacji psychicznej,

jaką odczuwałam tam... każdego dnia... ;) Naprawdę.
Raczej nie lubię tego święta i nie lubię w ogóle
słowa kobieta w odniesieniu do siebie, dziwne.
Matka tak, gdyby mi ktoś kazał określić się jednym słowem,
to wybrałabym "człowiek" albo "matka", na pewno nie "kobieta".
Dlatego o ile rzeczywiście istnieje reinkarnacja (oby nie),
to przypuszczam, że częściej jednak byłam facetem.
Odkąd pamiętam, zwłaszcza kiedy przestałam być
małą dziewczynką, krępowała mnie moja fizyczność,
co można było prześledzić na podstawie
choćby preferowanych przeze mnie ubrań. ;)
W czasach licealnych, najbardziej lubiłam chodzić
w koszulach po tacie, długich rozciągniętych swetrach,
kurtce po wujku oraz w moich ukochanych dżinsach
- podobnie jak plecak - wielokrotnie łatanych... ;)
Cóż, z pewnością łat było w nich najwięcej... ;)
W ogóle byłam wtedy nieznośnym dziewuszyskiem
- anarchistką, słuchającą metalu i punka "babcurą",
bo tak właśnie (z przyzwoleniem) na mnie wołali. ;)
Być może, gdyby nie moja późniejsza ucieczka od mamy
na studia do Krakowa, to zgodnie z jej oczekiwaniami,
stałabym się "babochłopem" - jak sama o sobie mówiła,
stawiając jednocześnie za wzór do naśladowania. :)
Może dlatego nigdy nie przyszło jej do głowy,
że jej dorastająca córka może czasem potrzebować
parę groszy na własne wydatki, np. na... podpaski. ;)
Jednocześnie bardzo pilnowała mnie, abym... che che,
abym nie zadawała się... z jakimiś chłopakami... :)

chociaż zdecydowanie wolałam ich towarzystwo,
niż dziewcząt, z małymi może wyjątkami... :)
Mama pod tym względem była nie do wytrzymania... ;)
W każdym razie, dopiero kiedy poznałam mojego męża,
zaczęłam bardziej ubierać się "jak kobieta". ;)
Ale tylko czasami, bo czułam się wtedy... sztucznie. ;)
I sama nie wiem, czy bardziej robiłam to dla siebie,
czy też bardziej dla niego. Pewnie jedno i drugie. ;)
Cóż, nic na to nie poradzę, że nie jestem... kobietą.
Ale przynajmniej moja córka jest małą damą i prawdziwą,
stuprocentową kobietą - piękną i z charakterem... ;)
Do dziś pamiętam, jak kilka lat temu tłumaczyła mi,
że wszystkie kobiety mają być pomalowane i wyszykowane. ;)
W ogóle do niej nie dotarło, że to nie jest obowiązkowe.
Udało mi się tylko zakodować u niej, że jak kobieta
jest troszkę pomalowana, to jest ładna, a jak jest
bardzo pomalowana, to jest brzydka... ;)
Nie wiem, kto jej naopowiadał tych prawd o kobietach,
ale już wtedy miałam pewne podejrzenia...,
choć tym razem nie chodziło tu o jej ojca. ;)


Tak sobie nieraz myślałam - o czym mówiłam, a nawet pisałam
paru osobom - że urodziłam się za późno. O kilkaset lat.
Przypuszczam, że mogłabym być wcale dobrą starą wiedźmą
(już teraz się tak czuję w środku). Mieszkałabym sobie
w lesie, w kurnej chacie, albo w kupie liści (jak Ple-Ple),
zbierałabym ziółka, gotowałabym w kociołku
i chodziłabym... odbierać porody. Tak.
Do tych tematów mam słabość, niestety, tylko
zaklęć jakoś w pamięci brak... :)
Obok imion i chrztów, porody to moja obsesja... ;)
Zresztą to się wszystko ze sobą jakoś tam łączy... :)
Bardzo fascynuje mnie praca akuszerki - jej obecność,
jej udział przy narodzinach... nowego Człowieka... :)
I ten kontakt z... krwią. ;) I to jaką... - łożyskową,
która tak pięknie wygładza dłonie i... wydłuża życie... :)
Chyba mam to po przodkach, bo moja prababka była jedną
z najbardziej znanych i cenionych akuszerek we wsi...
Podobnie, jak później przez całe lata (już jako położna)
teściowa mojej cioci Krysi, o której swego czasu pisałam
do lokalnego miesięcznika; o szkole rodzenia zresztą też... ;)
Sama zaś, będąc najstarszą w rodzinie... matką z mojego

pokolenia, mogłam także (i nadal mogę) służyć radą
oraz doświadczeniem mojej bratowej, moim koleżankom,
kuzynce, siostrze... i komu tam jeszcze, jeśli zechce... :)
Szkoda tylko, że nie znam zaklęć ani odwracania uroków.
Czasem bardzo żałuję, bo czuję się w środku starą wiedźmą,
która nie ma tej wiedzy, jaką powinna mieć stara wiedźma...
Z tego też powodu i z racji pewnych... okoliczności,
niedawno postanowiłam zrobić coś w tym kierunku...
Otóż znalazłam pomysł..., znalazłam dla siebie... niszę.
Okazuje się, że w naszym współczesnym świecie jest miejsce
dla (mówiąc językiem przeszłości) babki, mamki, itp.
Dla osoby, która jak... kobieta kobiecie... usłuży ciężarnej

oraz będzie jej wszelakim wsparciem przy porodzie
i w połogu... ;) Dla... nowoczesnej wiedźmy, czyli... douli. :)
Tak. Jestem nią od października zeszłego roku. ;)

Wielkie Serce, Nieprzebrana Dobroć, Skarbnica Wiedzy...
- tak ją czasem też nazywają; prawie jak... Magna Mater... ;)
Mam tylko nadzieję, że będzie wystarczająco dużo okaleczonych
przez los, niepełnych, niedorozwiniętych i nienormalnych
lub po prostu zwyczajnie... patologicznych rodzin,
w których spodziewająca się dziecka młoda matka
nie będzie miała wystarczającego (a najlepiej żadnego)
oparcia, zarówno wśród swoich krewnych czy w osobie męża,
jak i w naszej, jakże wspaniałej służbie zdrowia... ;)
Wtedy, najlepiej wtedy, będę mogła wkroczyć do akcji... ;)
Oczywiście nie zamierzam nikogo pouczać i krytykować,
ani też wchodzić w czyjekolwiek kompetencje, jakiekolwiek... ;)
Forsa, choć ważna, nie jest tu przecież najważniejsza... ;)
Chodzi raczej o... bliski kontakt z... macierzyństwem,
z porodem... i małymi... bardzo małymi dziećmi,
które są takie... całkiem niewinne, takie... nieświadome...
i takie... niesamowicie słodkie, że chciałoby się je... zjeść. ;)
Cóż, mam przebłyski świadomości, że już chyba...
nie będę miała więcej dzieci... No chyba że...
chyba, że przy okazji połączę pracę douli z rolą... gejszy
(choć tutaj... nieco inne słowo byłoby właściwsze... ;)
i... wykorzystam sytuację, że tak powiem... na maksa... ;)
Teoretycznie nie jest to wcale trudne, bo przecież taki...
ewentualny..., hmm..., młody wystraszony i nierzadko...
w tych okolicznościach... wyposzczony już ;) tatulek
mógłby się np. odstresować i przy okazji skorzystać
z jakiejś tam bonifikaty (z uwagi na pakiet usług... ;)
Takie... emocjonalne wsparcie... z korzyścią dla nas obojga! ;)
Mogłoby się nawet okazać, że i żona byłaby mi... wdzięczna. ;)
Problem jednak w tym..., że gdybym faktycznie chciała mieć
kolejne dziecko, to ten ktoś..., nieważne kto, to ten ktoś...
to musiałby być... mózg. :) A to nie jest już takie proste...
Poza tym, musiałabym się pośpieszyć, bo za te parę lat,
to ja...  już nie będę młodzież. Niestety... latka lecą. :)
Ale mając na uwadze prostą zasadę życiową Hagrida (i moją)
"Co ma być, to będzie, a jak będzie, to trzeba będzie się
z tym zmierzyć", nie będę narazie zawracać sobie tym głowy. :)
Może wystarczą mi... cudze dzieci, skoro w ostatnich latach
udawało mi się zadowolić potomstwem mojego rodzeństwa.
Zresztą nie tak dawno, bo w czasie kiedy stawałam się pierwszą...
certyfikowaną wiedźmą małopolskiej ziemi - pojawił się... omen!
Nie chcę być przesądna..., ale bratu urodziły się... bliźnięta. :)
A ja, zdaje się, że mam jakąś słabość do... bliźniaków... ;)
Przyznam też, że jeśli chodzi o dzieci, to zawsze czuję
takie wewnętrzne... rozdarcie: z jednej strony człowiek
jest ciekawy każdego następnego dnia, miesięcy i lat,
aby patrzeć, jak dziecko rośnie, rozwija się
i staje się świadome (do tej kwestii jeszcze wrócę),
powstaje Człowiek o ukształtowanej osobowości i marzeniach,
a z drugiej strony chciałoby się zatrzymać czas tu i teraz,
na zawsze - patrzeć, podziwiać i cieszyć się.
I tak oba naraz... ;) Dlatego każdy z moich...
dwóch egzemplarzy,  długo karmiłam własną piersią,
bo aż do trzeciego roku życia, i myślę, że takie...
przylgnięcie... było zawsze z korzyścią... dla nas obojga. ;)
A co do świadomości, o której wcześniej wspomniałam...,
to jest ona tym, co na ogół w życiu boli, tak myślę,
i dlatego wielu ludzi z niej, po prostu... rezygnuje.
W przypadku moich dzieci, ich świadomość była dla mnie
wyraźnie uchwytna w ich spojrzeniu, kiedy kończyli 3 lata.
Za każdym razem czułam wówczas, że oto coś bezpowrotnie
kończy się, a coś innego, nowego chyba się zaczyna...
Zawsze dawało mi to do myślenia, tak że kiedy mój syn
miał 3 lata to nawet poświęciłam mu pewien wiersz,
w którym wyznałam, że chociaż jest Ciałem z mego ciała,
to jednak duszę ma inną, dawno już... dojrzałą...
(dużo, dużo starszą, jak kiedyś powiedziałam jego ojcu)
I że tylko ja ciągle muszę uczyć się tych... granic,
które On już zna... Z moją córką było podobnie...
Znów taka... dojrzała świadomość... w spojrzeniu.
Pomyśleć tylko, że kończyła 3 lata dokładnie w momencie

(lato 2008), kiedy ja właśnie co wspięłam się i...
usiadłam na... łuku tęczy, półmetku mojego żywota... ;)
Tak się... to wszystko jakoś... dziwnie złożyło...
I jeszcze jedno... Zawsze bardzo fascynowało mnie to...,
że oni oboje (moje dzieci) od początku mieli jakąś taką

tajemniczą więź, której bym się nie spodziewała zważywszy
na różnicę wieku, płci itd. Chyba że to jakiś gen... z rodziny
ich ojca... ;) Bo zauważyłam, że tam... tak mają...
Nie wiem..., trudno mi to... zrozumieć...,

ale naprawdę im tego zazdroszczę... :)

Tak więc, jako... hmm... certyfikowanej... wiedźmie,
może uda mi się jakoś zaspokoić tę moją... dziwną,
ale chyba... niewinną... obsesję - jeden z moich światów... :)
Doula... to w końcu nie... lamia czy jakaś... femme fatale. ;)

Ani też zjadający czyjeś serce, bądź zamieszkujący w kimś...
dybuk, czy Lilith (trzymając się w tym przypadku tradycji
i folkloru żydowskiego, choć wolę ten irlandzki z tamtejszą... banshee), czy nawet nasza rodzima... mamuna, zmora,
nocnica ;) czy jakaś inna jeszcze strzyga lub... leśna baba ;)
szkodząca położnicom, która wysysa krew i podmienia im
niemowlęta..., che che... ;) Chociaż nie wykluczam,
że w przeszłym wcieleniu (oby nie!) pławiono mnie,
tak jak i inne czarownice z naszej królewskiej wioski,
w naszym Czorcieńcu - sadzawce za cmentarzem...
Bo skąd inaczej u mnie taka niechęć do wody..? ;)
Ale, żeby zaraz zmora..? Chociaż... mora..., mara... ;)
Przecież stawała się nią zła... kobieta, która dopuściła się
ciężkiego grzechu... np. złożenia fałszywego oskarżenia,

krzywoprzysięstwa... i innych jeszcze, hmm... zbrodni... :)
Cóż, pewne podobieństwo do wampira... wampirzycy jest. ;)
Zresztą, zwał jak zwał, te wszystkie upiory i demony,
to tak naprawdę jeden... czort; niewielka różnica...
To co je łączy, to dość powszechna wiara, że są to istoty,
które posiadają... dwa serca, tudzież dwie... dusze... ;)
Cholera..!  Może jednak bezpieczniej będzie,
jeśli
nie będę dalej już rozwijać tego tematu i po prostu...
przerwę ten bardzo ciekawy i... życiowy wątek... ;)

piątek, 8 marca 2013

SAMA SOBIE...

(3 LATA TEMU)

Dzisiaj - zamiast kwiatów ;)
- dostałam od tego oszołoma SMS-a:

ZA MILOSC I POSWIECENIE, ODPLACILAS MI ZDRADA WE WSZYSTKICH WYMIARACH, ZNIESLAWIENIEM I BANICJA. OD NAJWIEKSZEGO WROGA
NIE SPODZIEWALBYM SIE TYLE ZLA, ILE DOZNALEM OD CIEBIE
- OSOBY KTORA TAK BARDZO UKOCHALEM. MUSISZ JEDNAK WIEDZIEC,
ZE ZLO JAK BUMERANG, PREDZEJ CZY POZNIEJ, SAMO WRACA
DO SWEGO WLASCICIELA, NAJCZESCIEJ Z NAWIAZKA.
ZAL MI CIE, ZE TAKI LOS, SAMA SOBIE ZGOTOWALAS...

Nawet mnie to już nie rusza, bo przyzwyczaiłam się
do tych głupot, które od czasu do czasu mi przysyła.
A z tymi kwiatami..., to oczywiście był żart... ;)
Bo ja żadnych kwiatów, ani niczego innego
nie chcę już od niego... Może poza tym...,
aby dał mi wreszcie... święty spokój. ;)
Nie mam ochoty go oglądać, ani rozmawiać z nim,
a ten świr i tak czasami przyjeżdża wieczorami
i dobija się nam do drzwi..., tzn. dzwoni, puka, woła,
że niby... chce zobaczyć dzieci, porozmawiać z nimi...
Ale nic z tego... ;) Nie reagujemy, a jemu i tak...
po paru minutach takiego bezowocnego... ;)
dobijania się - przechodzi i odjeżdża... :)
Więc nie ma co się nim przejmować... :)
Wprawdzie niekiedy też telefonuje,
ale i na to mamy sposób... ;)

środa, 6 marca 2013

sobota, 2 marca 2013

BLIŹNIACZA PEŁNIA...














...A TRZECIA STRONA...   >>>

piątek, 1 marca 2013

PRAWDZIE W OCZY...

(3 LATA TEMU)

Tym razem będzie naprawdę krótko, bo późno już.
Chociaż jak dla mnie, to wcale jeszcze nie... ;)
Tak więc, w zasadzie to już północ, ale muszę coś...
powiedzieć, coś napisać, bo chcę się uspokoić...
Wszystko, jak zwykle, przez tego świra....
Właśnie przysłał mi SMS-a. Ale jakiego..?
Podobnie, jak niedawno, po angielsku i takiego...
dziwnego trochę; mam wrażenie, że to znów...
jakiś psychodeliczny rebus, albo... tani żart...

R*ed
E*vidence
G*oes
I*nto
S*unshine


Nie podoba mi się to wcale, bo nie wiem,
czego po tym oszołomie mogę się spodziewać.
Przekonałam się już o tym nie jeden raz...
Przedwczoraj także przysłał mi krótkiego SMS-a:

SPIEPRZYLAS SOBIE ZYCIE.
POTRAFISZ SPOJRZEC PRAWDZIE W OCZY...?

Nie powiem, żeby to było... grzeczne.
No...ale jaki...pan..., taki kram... ;)
I to chyba byłoby narazie tyle...,
bo już mi trochę lepiej... ;)