ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

poniedziałek, 30 stycznia 2012

JEGO SPRAWA...

(3 LATA TEMU)

Wczoraj mieliśmy drugą z kolei rozprawę rozwodową.
Z zawiadomienia, a w zasadzie z wezwania, wynikało,
że mamy być przesłuchiwani w charakterze świadków.
Przygotowałam się więc solidnie wraz z moją adwokat,
ale jak się okazało - na niewiele mi się to zdało,
bo w zasadzie żadnego przepytywania nie było,
a wszystko odbyło się w ekspresowym tempie.
Sąd w ogóle nie miał zamiaru odbierać zeznań,
tylko ograniczył się do rozpatrzenia grudniowego
wniosku tego oszołoma, o uregulowanie kontaktów
z dziećmi na czas postępowania rozwodowego.
Na szczęście tę kwestię uzgodniłam już wcześniej,
z panią mecenas, która przedstawiła moje warunki... :)
Oczywiście, zanim to nastąpiło Sąd poinformował
nadgorliwego tatuśka, że o żadnej naprzemiennej
opiece nie może być mowy, nawet jeśli dzieci
i tak przebywałyby pod jednym dachem... ;)
Po tym, hmm... ciosie wymiaru sprawiedliwości ;)
przyszła kolej na naszą propozycję:
poniedziałek i środa w godzinach od 16 do 18
i co drugi weekend - w sobotę od 11 do 13...
Che, che, che... Musiało zaboleć... :)
Myślę, że nie spodziewał się, aż takiej hojności...,
bo stwierdził przed Sądem, iż nie chodziło mu
o tego rodzaju dyżury, jak po rozwodzie... :)
Powiedział, że zależało mu na częstszym kontakcie
z dziećmi i w zdecydowanie bardziej swobodnej formie. :)
No i wtedy wyjechał z inną propozycją, iż jeśli obiecam,
że nie będę stawiała mu przeszkód w widzeniach się
z dziećmi, to on gotów jest, dla ich dobra, wycofać wniosek,
aby mogły przychodzić do niego, kiedy zechcą, a nie tylko
w takich sztywnych terminach, niezależnie od ich nastroju... :)
Cóż miałam zrobić w tych okolicznościach...? ;)
Oczywiście powiedziałam, że nie będę robiła trudności... :)
Skoro jest taki naiwny i mi wierzy na słowo, to już trudno... ;)
Chyba naprawdę coś tam jeszcze do mnie czuje i mi ufa... :)
Trudno, to już jego sprawa..., a może strata... ;)
A jak będzie, to się z pewnością jeszcze okaże. :)
Niestety, ten pełen triumfu humor, popsuł mi
jego kolejny wniosek, a w zasadzie sterta papierów,
które przedłożył na rozprawie, jako swoje dowody.
Normalnie załamka, bo poznałam, że to pewnie,
coś w rodzaju tego, co ostatnio oglądałam na Policji.
To sprawa cywilna, więc dostałam jeden komplet
tego wszystkiego dla siebie; no i nie myliłam się...
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... :)
Przez niego, mam już przynajmniej dostęp do maili,
które dawniej wysłałam do Magdy i Piotra... ;)
Teraz muszę je tylko dokładnie przeczytać,
zanim napiszę do Sądu te wszystkie... protesty. :)
Ale i tak mnie to cholernie stresuje i wkurza... ;)
>>>

Przedwczoraj, też było wesoło, bo Kornelia,
Tomek i mama byli w Komendzie Policji
złożyć swoje zawiadomienia i zeznania
o nękaniu przez tego świra SMS-ami.
Każde z osobna opowiadało o mojej
wstrząsającej krzywdzie i naszej wspólnej
gehennie z jego powodu oraz o tym,
jak nas wszystkich terroryzuje
i zastrasza każdego dnia... ;)
Dzwoni, wysyła SMS-y, puka a nawet wali
w drzwi lub okna, chce się widzieć z dziećmi,
puszcza głośno muzykę, po prostu koszmar... :)
Tego się po prostu nie da opowiedzieć,
to trzeba przeżyć, żeby zrozumieć... ;)
A jakby tego wszystkiego było za mało,
napisał coś do mojego nieżyjącego ojca.
Niepoczytalny, wariat i tyle...! ;)
Mama zeznała, że czuła się bardzo zraniona
tymi paroma SMS-ami, które kiedyś dostała
od swego zięcia, bo nawiązywały do bliskich
jej osób i w ogóle..., zaś siostrze i szwagrowi
nie udała się ich pierwsza rocznica ślubu,
po otrzymaniu wiadomości z życzeniami...
Wszyscy też dali odpowiedni wyraz temu,
jak bardzo się zlękli, gdy kiedyś, w nocy,
bo po godzinie 22, odebrali od niego SMS-a
z zapytaniem o zaginioną fakturę...
A już najbardziej przestraszyła się Kornelia,
kiedy po jakimś czasie dowiedziała się,
że Buka, to taka mroczna i groźna...
postać z bajki o Muminkach ... ;)
Bo przecież wyraźnie zapytał, czy to aby nie
Buka zjadła fakturę, skoro nikt jej nie zabrał
a jednocześnie nigdzie jej nie ma...

piątek, 27 stycznia 2012

NOWA SZKOŁA...

(3 LATA TEMU)

Byłam dziś przesłuchiwana na Policji.
Myślę, że składanie zeznań idzie mi
z każdym razem coraz lepiej... ;)
Mniej stresu, a więcej doświadczenia. :)
I chociaż to, co mi dzisiaj tam okazano,
przyprawiło mnie niemal o furię,
to raczej zachowałam zimną krew.
Wydaje mi się, że wykazałam także
wystarczającą przytomność umysłu,
by zręcznie wybrnąć z opresji
w postaci tych jego wyjaśnień
i załączonych do nich dowodów.
Przede wszystkim okazałam oburzenie,
że mój paskudny mąż bez mojej wiedzy
i wbrew mojej woli wykorzystuje
moje wiersze i prywatną korespondencję
do moich przyjaciół - Magdy i Piotra.
Powiedziałam, że pisałam też z Wojtkiem,
o czym ten jegomość w ogóle nie wspomniał.
Oznajmiłam, że on wiedział o tych listach,
bo mnie kontrolował i ingerował w ich treść,
kasując fragmenty, które mu się nie podobały.
Stąd nie mogłam źle wypowiadać się o nim,
bo i tak wszystko by wykasował, dlatego wolałam
utrzymywać pozory normalności w naszym małżeństwie,
aby, rzecz jasna, nie narazić się na jego gniew... :)
Wyjaśniłam również, że korespondencję z uczniami
prowadziłam w ramach obowiązków zawodowych
oraz za zgodą i wiedzą ich matki, która nie widziała
w niej niczego złego, no bo niby, jak...? ;)
Podkreśliłam, że mam bardzo dobry kontakt
z wieloma uczniami, a Piotr odwiedzał mnie
w domu, w związku z wymianą książek... :)
Stwierdziłam stanowczo, iż moje kontakty
z Piotrem w żaden sposób nie wpłynęły
na pogorszenie się moich uczuć do męża,
gdyż potrafię oddzielać sprawy zawodowe
od życia osobistego; gdyby ktoś wątpił... ;)
Przyznałam, że wprawdzie zaprzyjaźniłam się
z uczniem, ale cały czas miałam świadomość tego,
że jest uczniem i jestem za niego odpowiedzialna.
Dlatego, poza okazaną temu chłopcu przyjaźnią
i zrozumieniem, nie łączyły nas bliższe kontakty. :)
Ten ciekawy wątek moich zeznań zamknęłam
powołaniem się... na teorie w pedagogice,
a konkretnie - na "Nową Szkołę" Freineta... :)
A co, niech się nasi stróże prawa, w ramach
pełnionych obowiązków, też czegoś nauczą...! ;)
Wskazałam, że załączenie przez mojego męża
mojej prywatnej korespondencji i wierszy,
jest w istocie tylko dowodem na to, że tak,
jak przez całe małżeńskie życie mnie
kontrolował, tak próbuje robić to nadal... ;)
Z kolei zapis naszych rozmów przy pomocy
komunikatora internetowego, świadczy jedynie
o mojej... dobrej woli utrzymania normalności
w naszym małżeństwie, które coraz bardziej
psuło się, stąd zmuszałam się do uprzejmości... :)
On zaś, potrafił być miły jedynie przez internet
i telefon, bo gdy wracał do domu, to oczywiście
już od progu zaczynały się awantury o drobiazgi,
agresja, przemoc i język pełen wulgaryzmów... ;)
A tak w ogóle, to do tych internetowych rozmów,
mąż zmusił mnie po wielu nieprzyjemnych awanturach,
gdyż będąc w pracy chciał kontrolować na bieżąco,
czym się zajmuję w domu na jego komputerze.
Ponadto, powtórzyłam także to, co mówiłam
już podczas wcześniejszych przesłuchań,
czyli o jego awanturach, agresji, przemocy,
braku wsparcia w niemal każdej sprawie... ;)
I o tym, że gdyby nie moja mamusia, rodzeństwo
i szwagier, którzy mimo agresji i prowokacji
tego tyrana - bo przecież ciągle ich obrażał
i wyzywał - starali się okazać mu pomoc
i zrozumienie, to bez nich byłabym
zdana wraz z dziecmi tylko na siebie.
Na szczęście krewni bez wahania przygarnęli mnie,
a odkąd mogłam zacząć wreszcie szczerze z nimi
rozmawiać o całej tej mojej małżeńskiej gehennie,
którą to prawdę przez całe lata przed nimi ukrywałam
- chociaż wiele widzieli i słyszeli - mój kontakt z nimi
automatycznie stał się bliski i bardzo dobry.
Tak więc, te i wiele innych jeszcze kitów
wcisnęłam do protokołu, który z czasem
może kiedyś przedstawię, jako piękny
przykład oratorstwa procesowego... ;)
Teraz jestem już raczej spokojna
i myślę, że wszystko to kupią...
Magda ze swojego doświadczenia zna
i wie, iż wielu prokuratorów, sędziów,
a nawet biegłych, swoją błyskotliwością
i intelektem, mało odbiega od... policjantów.
I to tych znanych z... popularnych kawałów. ;)
To zaś, daje mi poczucie bezpieczeństwa... :)
Same zaś rozprawy sądowe i wyrokowanie,
podobno swą powagą i logiką wywodu,
nierzadko przypominają sceny wyrwane,
hmm, z... Monty Python'a... ;)
Dlatego myślę, że na nic mu się zdadzą
te wszystkie jego dowody i wyjaśnienia,
ale gdyby ktoś był ciekaw, i miał na tyle
samozaparcia, by czytać te głupoty,
to proszę bardzo... ;)   >>>
Wychodzi więc na to, że pierwszy raz w życiu
brak u kogoś odpowiednich kompetencji może
wywołać u mnie zamiast irytacji - radość...?! ;)

Aha, byłabym zapomniała... ;)
Będąc już w Komendzie Policji,
postanowiłam w pełni wykorzystać
moją dzisiejszą wizytę w tej szacownej
instytucji i przy okazji złożyłam zawiadomienie,
że ten wariat bezustannie nęka nas SMS-ami.
Jutro dołączą do towarzystwa mama, Kornelia i Tomek. :)
Zrobiłam sobie na tę okazję parę kserówek z Biblii,
w tym ten jego szalenie piękny cytat z księgi Ezechiela... ;)
Tym razem posłużyłam się innym tłumaczeniem,
bo to, które mamy w domu, i z którego skorzystał,
wydaje mi się zbyt subtelne, a przecież, przywożąc
to na Policję, nie o to mi chodziło, no nie...? ;)
Do tego dorzuciłam jeszcze ksero napisu
ze znicza, który ten bezczelny typ umieścił
na grobie mojego wspaniałego ojca,
w Dniu Wszystkich Świętych.
Niech wie, że nie można bezkarnie
nas terroryzować i bezcześcić
pamięć naszych przodków...

środa, 25 stycznia 2012

GORĄCY SEZON...

(3 LATA TEMU)

Ostatnie dni, to naprawdę gorący sezon.
Od cioci wiem, że był już na badaniach. :)
Daleko nie miał, bo tylko parę kroków od Sądu,
a biegli właśnie pracują nad opinią... ;)
Podobno ten oszołom złożył do Prokuratury
jakieś wyjaśnienia na piśmie i załączył
swoje dowody..., wydruki jakieś, czy listy...
Nie wiem dokładnie, ale myślę, że wkrótce
się dowiem, co on znów wymyślił...,
bo dostałam wezwanie i mam się pojutrze stawić
na Policji, celem złożenia dodatkowych zeznań...
Podejrzewam, że to w związku z tym, co on wniósł.
Słyszałam też, że sąsiadki i inni jego świadkowie
także byli już przesłuchiwani przez Policję.
Doprawdy, niezłe przyśpieszenie... :)

Przez zawiadomienie tego świra, to które nam tak
podniosło ciśnienie, Szymon też ostatnio zeznawał...
Na szczęście przesłuchiwała go ta sama policjantka,
co wcześniej jego i nas, w sprawie o znęcanie,
zatem znała już braciszka i... okoliczności,
więc było spoko i jesteśmy dobrej myśli... ;)
Szymon postanowił też... rozprawić się z proboszczem... ;)
Interweniował u niego odnośnie zaświadczenia dla mnie.
Chodzi o ten papierek, który jest mi potrzebny,
bym mogła zostać matką chrzestną jego syna. :)
No, więc Szymon był u niego, ale nic nie wskórał,
co doprowadziło go niemal do furii, a przy okazji nas.
Odgroził się, że będzie interweniował w... Kurii. :)
Ma zamiar napisać tam stosowne pismo i pokazać,
jak to w Parafii odmawia się jego ukochanej siostrze,
bogu ducha winnej ofierze przemocy domowej,
wydania zwykłego zaświadczenia, i to w tak
szczytnym przecież celu, tylko dlatego,
że uciekła z dziećmi do swojej matki i nie chce
już dłużej żyć z mężem, którego się boi... ;)
Zarzuty są, wkrótce będzie oskarżony i skazany,
więc i dowód się znajdzie, że brat mówi prawdę... :)
A na dokładkę, zawsze może wspomnieć o swoim... filmie. ;)
Pokaże w ten sposób, że nie jest byle kim..., tylko reżyserem,
który przecież tak ciepło porusza ...temat swojej rodziny
w autobiograficznym, jakby nie było, obrazie. :)
Grunt to zrobić dobre i właściwe wrażenie, prawda? ;)

Myślę, że właśnie takie udało nam się również
wywrzeć na pani Kurator, która nas odwiedziła
w ostatnim czasie w domu, w związku z tym jego
wnioskiem o uregulowanie kontaktów z dziećmi.
Nie znam się na tym, ale Sąd tak widocznie nakazał.
Odbyliśmy z panią środowiskową całkiem miłą pogawędkę.
Sami, bo on był w pracy, gdzie później miała do niego zawitać. :)
No, ale co chciałam wspomnieć..., wizyta ta była nawet
całkiem fajną niespodzianką..., ponieważ pani Kurator
okazała się dla mnie osobą już znaną... ze szkoły,
bo ma córeczkę w tej samej klasie co Janek... :)
Tak więc, było zdecydowanie lepiej niż poprzednio,
no i mam nadzieję, że nie napisze tam takich głupot,
jak jej koleżanka po ostatnim wywiadzie... ;)

Zbliża się termin drugiej rozprawy rozwodowej,
może dlatego parę dni temu przysłał mi SMS-a:

JEDNA MILOSC. JEDNO ZYCIE.
KOCHAM CIE MIMO TYCH
WSZYSTKICH OKROPNOSCI,
KTORE CZYNISZ.
NIKT TEGO NIE ROZUMIE,
BO NIKT CIE TAK NIE KOCHA...
WROC DO ZRODEL PROSZE

A myślałam, że dał sobie już spokój z tymi SMS-ami,
bo od początku roku, prawie przez trzy tygodnie,
nic mi nie przysyłał, tylko puszcza głośno muzykę,
kiedy wraca z pracy i coś tam sobie gotuje...
Denerwuje nas to, bo dźwięki te przypominają nam,
że on tam nadal jest, no i mimo naszych starań,
wtenczas muzyka kusi dzieci, aby do niego pójść.
Musimy w końcu, coś z tym zrobić...

piątek, 20 stycznia 2012

WOLNOĆ TOMKU...

...w swoim domku
bać się... przez duże "B"...,
czyli następna odsłona
głodnych kawałków...   >>>

czwartek, 19 stycznia 2012

SYMPATYCZNE PISMO...

...czyli to, które...
 zniknęło z akt sprawy...
 >>>

wtorek, 17 stycznia 2012

MOC SMS-ów...

...czyli kolejne głodne kawałki... >>>

poniedziałek, 16 stycznia 2012

WYSOKIE CIŚNIENIE...

(3 LATA TEMU)

Dzisiaj, to nam podniósł ciśnienie...
Oczywiście mam na myśli tego świra
- naszego współlokatora zza ściany.
Otóż, przed południem była listonoszka
z przesyłką poleconą dla... Szymona.
Nie byłoby w tym może nic dziwnego,
bo mój brat chociaż od wielu lat już tutaj
nie mieszka, to nadal jest zameldowany
i zdarzało się czasem, że przychodził
na nasz adres jakiś jego mandat,
czy inne wezwanie do zapłaty,
np. zaległego rachunku telefonicznego...
Kiedyś pojawił się nawet komornik,
który chciał mojej mamie zabrać video,
kiedy powiedziała mu, że nie ma
przy sobie żądanej przez niego kwoty
na pokrycie długów mojego brata... ;)
A zatem, można by powiedzieć,
że byliśmy już trochę przyzwyczajeni,
zwłaszcza moja mama, do tego rodzaju
niespodzianek dla, a może od, Szymona... :)
Ale do czego zmierzam..., nie byłoby w tym
nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tym razem
nadawcą listu była... Komenda Policji.
No więc, w pierwszym odruchu
przestraszyliśmy się i nie bardzo
wiedzieliśmy, co w tej sytuacji robić.
Ale zaraz też uspokoiliśmy się nieco,
bo pomyśleliśmy, że to może w związku
z naszymi wcześniejszymi przesłuchaniami
w sprawie tego tyrana i despoty... ;)
Ale na wszelki wypadek zadzwoniliśmy
do Szymona z pytaniem, czy wie o co chodzi,
no i czy mamy to odebrać za niego.
Brat był trochę zaskoczony przesyłką,
ale powiedział, żebyśmy ją odebrali
i poinformowali go, co w niej jest.
Kiedy otworzyliśmy kopertę, okazało się,
że to wezwanie na przesłuchanie
w związku z podejrzeniem popełnienia
przez Szymona przestępstwa z art. 190 kk,
czyli... gróźb karalnych, na szkodę
jego ukochanego szwagra, tego oszołoma...
Szymon, co prawda, udawał twardziela,
że go to nie rusza, a nawet bawi,
ale myślę, że w gruncie rzeczy,
wcale nie było mu do śmiechu...
Więc sami rozumiecie, że to coś,
nas wszystkich aż zagotowało...
Nie dość, że parę dni temu ten wniosek...
o uregulowanie kontaktów z dziećmi...,
to teraz, na dokładkę, jeszcze to...
Moja mama, aż trzęsie się z nerwów...
On chyba chce nas zamęczyć
i wykończyć psychicznie...
tymi swoimi pomysłami...
Nieźle sobie pogrywa...
i może jeszcze ktoś powie,
że to nie jest znęcanie się.., co?
>>>

sobota, 14 stycznia 2012

MOJA METODA...

(3 LATA TEMU)

Nie podoba się mi ten jego wniosek
o uregulowanie kontaktów z dziećmi.
To jego rycie pod moją rodziną
i narzucanie mi jego woli...
Zdecydowanie mi się to nie podoba!
Tym bardziej, gdy widzę, że dzieci
do niego jeszcze coś czują in plus...
Przecież nie tak ma być...!
Skoro nie chciał się podporządkować,
nie robić mi kłopotów przy rozwodzie
i grzecznie się wyprowadzić,
to wszystko co do niego czują
musi być in minus... i już!
W końcu to był jego wybór...
Tak założyłam sobie już we wrześniu,
zresztą nie tylko to, i nawet skutecznie
i zupełnie bezboleśnie udało mi się
ten piękny zamysł zaszczepić
w wielu innych głowach...
Z samymi dziećmi jest o tyle trudniej,
że w przeciwieństwie np. do mojej mamusi,
one go jednak kochają i nie da się tak szybko...
Trudno, muszę się uzbroić w cierpliwość
i czynić swą powinność, a na efekty poczekać.
Po tym, jak parę dni temu dzieci zasiedziały się
u niego, postanowiłam znów intensywniej
popracować nad ich asertywnością.
Zwłaszcza u Janka, przecież jakby nie było,
jego tatuś jest już oficjalnie podejrzanym
o wieloletnie znęcanie się nad nim... ;)
Cała sztuka polega na tym, aby dziecko
- choć zauważyłam, że odnosi się to również
do wielu dorosłych... ;) - miało poczucie
wolnego wyboru, samodzielnie podjętej decyzji;
jednym słowem - pełnej dobrowolności... :)
Dlatego, zwykle pytam dzieci, na przykład:
czy chcą iść do ojca, jechać z nim gdzieś,
czy chcą mu coś dać, pokazać czy powiedzieć...
Daję im wybór, a one przecież i tak doskonale
wiedzą i podskórnie czują, co wybrać, a czego nie... :)
Nie tylko dlatego, że byłabym na nich wtedy zła,
bo czasem i tak bywa, ale przede wszystkim,
aby nie zrobić mi przykrości, nie zasmucić...
A jak jeszcze niekiedy wspomnę, że ich tatuś
chce mi jakoś tam zaszkodzić, to już w ogóle... :)
No, bo sami powiedzcie, które dziecko
chciałoby świadomie zranić swoją matkę...? ;)
Z własnego doświadczenia wiem, że to działa. :)
W końcu moja mama zawsze nas w ten sposób
wychowywała, zwłaszcza mnie, bo Szymon
nigdy się tym tak nie przejmował i sam wszystko
wymuszał krzykiem, a Kornelia, cóż...
Kornelia zawsze była jej... najukochańszą córeczką.
Tak więc, mimo że często bardzo cierpiałam
z tego powodu, sama zauważyłam, iż najłatwiej
i zwykle najpewniej, było mi osiągnąć cel,
pożądane nastawienie i zachowanie innych osób,
kiedy przeistaczałam się w kogoś, kto jest
bezbronny, osamotniony, zlękniony i bezradny.
W ten sposób niemal zawsze udawało mi się
w drugich wzbudzić współczucie, a nawet litość
i uzyskać od nich, tak bardzo mi potrzebne,
zrozumienie, pomoc, opiekę i wsparcie... :)
Choć muszę przyznać, że wcale nie lubię siebie za to
i wolę, aby inni widzieli mnie, jako silną i twardą... :)
Czasem nawet sama w to wierzę, że taka właśnie jestem... ;)
Nic jednak nie poradzę na to, że najkorzystniej dla mnie
jest być właśnie taką jemiołą, albo jeszcze lepiej
- zwłaszcza od jakiegoś czasu - wampirzycą... ;)
Wczepić się w duszę drugiego człowieka i ssać...
do woli, w mroku i ciszy, wysysać bezwstydnie
i z rozkoszą to, co ma najlepszego, dopóki tam
coś jeszcze ma. No chyba, że nie da, to wtedy
robię się bardzo zła, ale zwykle nie mam
z tym problemu; w końcu to taki ludzki odruch
zaopiekować się... małą dziewczynką. ;)
Bywa też i tak, że pojawia się, nawet gdy tego
nie chcę i wcale nie myślę o tym, kolejny atrakcyjny
dla mnie, nowy rezerwuar energii i mocy, wówczas
chętnie do niego przywieram... na jakis czas. :)
No, ale dość tych wstrząsająco pięknych marzeń!
Wracając zatem do głównego wątku i moich dzieci,
widzę że metoda ta jest bardzo... skuteczna. :)
Stąd też Janek i Lenka, zazwyczaj robią dokładnie to,
czego od nich oczekuję i bardzo lubię sytuacje,
kiedy inni widzą, jak dzieci ojcu czegoś odmawiają. :)
Tak więc udzielam mojemu synowi - Lenka robi
świetne postępy na przykładzie brata ;)
- systematycznych lekcji asertywności, a zwłaszcza tego,
jak ma się zachowywać w stosunku do swojego ojca,
któremu nie musi się w niczym podporządkowywać.
Tłumaczę Jankowi, że jest wolnym człowiekiem,
ma prawa dziecka, a tata nie może go do niczego
zmuszać i zawsze może mu odmówić, we wszystkim. :)
A jak ojciec będzie nalegał, naciskał na niego,
to może zadzwonić na Policję i poskarżyć się,
że tata zmusza go do czegoś, czego on nie chce
i znęca się nad nim... ;) Proste, a jakie praktyczne! :)
Byłabym nieskromna, gdybym nie wspomniała,
że zarówno moja mamusia, jak i siostrzyczka,
także nie marnują swojego talentu pedagogicznego
w tym względzie, za co jestem im niezmiernie wdzięczna. :)
Dzisiaj Janek miał przy mnie i Kornelii mały sprawdzian
z udzielanych mu ostatnio szybkich kursów asertywności.
Nie tylko powiedział ojcu, że do niego nie przyjdzie,
ale dzielnie walczył i odmawiał pożyczenia gitary,
którą ten osobiście kupił mu na ostatnie urodziny.
Chociaż obie musiałyśmy jeszcze wspierać Janka
w tym nieprzejadnanym stanowisku, ale i tak wyraźnie
było widać, że jego tatuś był... nieco zszokowany. ;)
Wprawdzie tym razem udało mu się, bo Janek w końcu,
na chwilę przyniósł gitarę temu uparciuchowi,
to myślę, że taki stan nie potrwa wiecznie... :)

piątek, 13 stycznia 2012

PEŁNĄ PARĄ...

(3 LATA TEMU)

Dzisiaj dostałam pocztą przesyłki polecone.
Jedną z Prokuratury, a drugą z tarnowskiego Sądu.
Chyba zaczął się jakiś wysyp, bo kilka dni temu
przyszło do mnie pismo z RODK - kopia protokołu
z przeprowadzonych tam mediacji... ;)
Na papierku, zaopatrzonym w sugestywne logo
w formie serca, zawierającego sylwetkę...
przepołowionego dziecka i pary jego rodziców,
pani mediator informowała o odbytych spotkaniach. ;)
Napisała także, iż z powodu braku obustronnej
woli do podjęcia mediacji w kwestii pojednania
- odstąpiono od procedury mediacyjnej... :)   >>>
Czyli krótko, zwięźle i anonimowo. Lepiej nie trzeba! ;)
Z kolei z Sądu przyszło wezwanie na rozprawę 29.
i odpis wniosku o uregulowanie kontaktów z dziećmi
na czas postępowania rozwodowego,
który ten oszołom złożył, rzucając tam
jakieś kalumnie na mnie i na moją rodzinę.   >>>
Znalazł się nagle tatuś kochany..., do cholery!
No nic, pewnie coś wymyślimy z moją panią adwokat,
bo do rozprawy zostało jeszcze trochę czasu. :)
Z Prokuratury także sporo ciekawych wieści.
Postawiono mu już zarzuty dokonania przestępstwa
znęcania się i był tam ostatnio przesłuchiwany
przez panią prokurator, tę samą co ja... :)
Dostałam kopię uzasadnienia tego postanowienia.
Wynika z niego, że zrobiłam na niej dobre wrażenie,
bowiem w przedstawionych mu zarzutach znalazło się
niemal wszystko, co wokół rozpowiadałam. :)
Czyli dokładnie to, co chciałam i jak chciałam... :)
Samo podsumowanie uzasadnienia było także...
wyborne, ponieważ pani prokurator stwierdziła,
iż przedstawione zarzuty znalazły oparcie
w zgromadzonych w toku postępowania dowodach,
a w szczególności w... zeznaniach świadków. ;)   >>>
Jej zdaniem, dowody te w dostatecznym stopniu
potwierdziły wszystkie opisane w zarzucie okoliczności... :)
Dostałam także odpis kolejnego postanowienia
pani prokurator; tym razem o powołanie biegłych
- psychologa i psychiatrów, celem wypowiedzenia się
przez nich, co do poczytalności tego świra,
gdyż z materiałów postępowania wynika...,
że nadmiernie mnie kontroluje i bezpodstawnie
posądza o... zdrady małżeńskie. ;)   >>>
Jak widać, sprawy idą w dobrym kierunku
i z błogosławieństwem cioci Krysi... ;)
Zdaje się, że ruszają już pełną parą...

poniedziałek, 9 stycznia 2012

DZIECI SŁOWO...

...czyli Mama mówi... >>>

niedziela, 8 stycznia 2012

NIEZŁA HECA...

(3 LATA TEMU)

Sezon świąteczny za nami.
Magda została do końca wolnego,
czym skutecznie udało mi się
odciągnąć od niego dzieci. ;)
Tym sposobem pierwszy kontakt,
miał z nimi dopiero w poniedziałek,
kiedy wrócił wieczorem z pracy. :)
Okazało się, że kupił synowi nową
zimową kurtkę, czapkę i rękawiczki.
Powiedział, że nie mógł dłużej patrzeć,
jak Janek do szkoły i w święta chodził
w tej samej - starej i zniszczonej,
którą nawet nie wie po kim nosi.
Co mu się w niej nie podoba?
To co, że moja mama wygrzebała ją
z jakiegoś wora ze starymi ciuchami?
Może i widać, że ma ze 20 lat
i nie jest szczególnie piękna,
gdyż nie można jej doprać,
ale podarta nie jest, a Janek
...nawet się w niej mieści.
Więc, nie rozumiem...
Pedant pieprzony i tyle!

Cóż, odpłaciliśmy mu w pięknym stylu. ;)
Nie wiem czyj to był w końcu pomysł,
chyba mojej mamy i szwagra Tomka... :)
Przedwczoraj, kiedy był jeszcze w pracy,
wnieśliśmy mu do pokoju starą wersalkę.
Tę samą, którą dzień przed rozpoczęciem
roku szkolnego, osobiście z nim wynosiłam
do garażu, bo 1 września miało na jej miejscu
stać już nowe biurko dla Janka i amerykanka.
Wybraliśmy je wspólnie z końcem wakacji,
po powrocie z wyjazdu nad morze.
Wersalkę zostawiliśmy wtedy w garażu,
bo nadawała się jeszcze do użytku,
w związku z czym Tom chciał ją zabrać,
gdzieś do swojej babci w Gosprzydowej...
No, ale nie zawiózł jej i postanowiliśmy trochę
umilić egzystencję naszego współlokatora... ;)
Nie muszę chyba wspominać, że w mieszkaniu
nie było już na nią za bardzo miejsca... ;)
Tak więc, miał niespodziankę, kiedy wrócił. :)
Powygrażał się, że jak jej nie zabierzemy,
to gdzieś tam zgłosi sprawę, no i w sumie,
po namyśle dziś wynieśliśmy ją stamtąd.
Ale i tak, niezła heca była, no nie? ;)

Niestety, dzisiaj znów dzieci były u niego.
Nie podoba mi się to. Wykorzystał moment,
kiedy Janek odbierał te niby alimenty...
Powiedziałam mu bowiem, że ja od niego
niczego nie chcę, a jak chce coś dać dzieciom,
to niech da, ale nie będzie mi tego sam wręczał.
Dlatego wszystko odbyło się przez Janka,
a Lenka pojawiła się, gdy tylko usłyszała głosy.
Miało być tylko na chwilkę, która przeciągnęła się
na prawie dwie godziny... I jak tu być dobrym...?

piątek, 6 stycznia 2012

REGIS NOMEN...








27 listopada 2007, 00:55:03
Też lubię bardzo Regisa.
Wampir na odwyku i cudowna konkluzja
tuż przed śmiercią, że czasem są chwile,
kiedy po prostu nie można się
nie napić (krwi)...
Czy jego imię ma jakiś związek
z Twoim adresem emailowym ?
Ten adres jest bardzo tajemniczy,
a ja mam obsesję na punkcie imion, jak wiesz.

29 listopada 2007, 01:02:32
Kochana Madziu.
Ty nie czytałaś Sapkowskiego, prawda ?
W tomie "Chrzest ognia"
jest postać sympatycznego,
niesamowitego wampira na odwyku.
Wyobraź sobie, że jeden z mrocznych braci
identyfikuje się z nim na tyle,
że sobie w adresie emailowym nawiązał
do imienia wampira.
To nie są normalne dzieci.

14 grudnia 2007, 00:59:45
Piotr jest samotnikiem (wampirem:),
jest mniejszy niż jego brat,
jest mroczniejszy,
nie zadaje się z nikim,
przerwy spędza w samotności,
przypuszczam, że świat traktuje
z większym dystansem,
potrafi zaskoczyć śmiałymi poglądami
(a raczej sposobem ich wypowiadania).
Jest dla mnie uprzedzająco grzeczny,
ale nie wiem, czy jest gentlemanem
tak w ogóle. Pewnie tak.
W mroczny sposób.

17 grudnia 2007, 13:32:46
Nie wiedziałam, że nie lubisz światła.
Naprawdę z Ciebie wampir ?

25 lutego 2008, 01:25:12
A propos imienia do bierzmowania
wybacz, że ośmielam się z tego żartować,
ale może spróbuj wymyślić coś
naprawdę oryginalnego,
przy czym schowa się
najbardziej oryginalne imię
ze staroświeckich żywotów świętych ?
Na przykład Regis :)
Powiedz księdzu cokolwiek,
że był to może rzymski żołnierz,
który przeszedł na chrześcijaństwo,
ze starego żołnierskiego rodu,
dodać należy:)

21 sierpnia 2008, 12:27:13
Temat: P.S.
Po pierwsze, zanim zapomnę:
czy wiesz, że w Bochni jest kino,
które nazywa się Regis ?
I właśnie w tym kinie będą w weekend
i w przyszłym tygodniu grać "Jak żyć ?".
I co więcej, podobno z gimnazjum
organizują wyjazd dla pracowników szkoły
w przyszłą środę wieczorem. Na ten film.
To taka informacja, może Twoja mama
będzie zainteresowana, może... ?
Ja być może się wybiorę.
Wszystko jest kwestię tego,
czy mój mąż zgodzi się zostać z dziećmi
i czy mnie puści z mamusią do kina :)

27 sierpnia 2008, 14:45:31
Temat: ten mail nie istnieje
Jadę dziś wieczór do kina
do Bochni na "Jak żyć ?".
Bardzo mało osób z gimnazjum się
na to zdecydowało, ale jadę
- bo chcę obejrzeć jeszcze raz
ten film w kinie,
bo chcę chwilę odsapnąć,
bo chcę pobyć sama (! :)
no i chcę zobaczyć kino,
które się tak ładnie nazywa (Regis).
Twoja mama powiedziała, że ma inne plany.
Może to prawda, a może szeroko zakrojony
program ochrony Ciebie przede mną.
Sławek będzie z dziećmi w domu.

...czyli mroczne opowieści
o wampirach, cmentarzu, miłości
i nie tylko...   >>>