ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

sobota, 14 stycznia 2012

MOJA METODA...

(3 LATA TEMU)

Nie podoba się mi ten jego wniosek
o uregulowanie kontaktów z dziećmi.
To jego rycie pod moją rodziną
i narzucanie mi jego woli...
Zdecydowanie mi się to nie podoba!
Tym bardziej, gdy widzę, że dzieci
do niego jeszcze coś czują in plus...
Przecież nie tak ma być...!
Skoro nie chciał się podporządkować,
nie robić mi kłopotów przy rozwodzie
i grzecznie się wyprowadzić,
to wszystko co do niego czują
musi być in minus... i już!
W końcu to był jego wybór...
Tak założyłam sobie już we wrześniu,
zresztą nie tylko to, i nawet skutecznie
i zupełnie bezboleśnie udało mi się
ten piękny zamysł zaszczepić
w wielu innych głowach...
Z samymi dziećmi jest o tyle trudniej,
że w przeciwieństwie np. do mojej mamusi,
one go jednak kochają i nie da się tak szybko...
Trudno, muszę się uzbroić w cierpliwość
i czynić swą powinność, a na efekty poczekać.
Po tym, jak parę dni temu dzieci zasiedziały się
u niego, postanowiłam znów intensywniej
popracować nad ich asertywnością.
Zwłaszcza u Janka, przecież jakby nie było,
jego tatuś jest już oficjalnie podejrzanym
o wieloletnie znęcanie się nad nim... ;)
Cała sztuka polega na tym, aby dziecko
- choć zauważyłam, że odnosi się to również
do wielu dorosłych... ;) - miało poczucie
wolnego wyboru, samodzielnie podjętej decyzji;
jednym słowem - pełnej dobrowolności... :)
Dlatego, zwykle pytam dzieci, na przykład:
czy chcą iść do ojca, jechać z nim gdzieś,
czy chcą mu coś dać, pokazać czy powiedzieć...
Daję im wybór, a one przecież i tak doskonale
wiedzą i podskórnie czują, co wybrać, a czego nie... :)
Nie tylko dlatego, że byłabym na nich wtedy zła,
bo czasem i tak bywa, ale przede wszystkim,
aby nie zrobić mi przykrości, nie zasmucić...
A jak jeszcze niekiedy wspomnę, że ich tatuś
chce mi jakoś tam zaszkodzić, to już w ogóle... :)
No, bo sami powiedzcie, które dziecko
chciałoby świadomie zranić swoją matkę...? ;)
Z własnego doświadczenia wiem, że to działa. :)
W końcu moja mama zawsze nas w ten sposób
wychowywała, zwłaszcza mnie, bo Szymon
nigdy się tym tak nie przejmował i sam wszystko
wymuszał krzykiem, a Kornelia, cóż...
Kornelia zawsze była jej... najukochańszą córeczką.
Tak więc, mimo że często bardzo cierpiałam
z tego powodu, sama zauważyłam, iż najłatwiej
i zwykle najpewniej, było mi osiągnąć cel,
pożądane nastawienie i zachowanie innych osób,
kiedy przeistaczałam się w kogoś, kto jest
bezbronny, osamotniony, zlękniony i bezradny.
W ten sposób niemal zawsze udawało mi się
w drugich wzbudzić współczucie, a nawet litość
i uzyskać od nich, tak bardzo mi potrzebne,
zrozumienie, pomoc, opiekę i wsparcie... :)
Choć muszę przyznać, że wcale nie lubię siebie za to
i wolę, aby inni widzieli mnie, jako silną i twardą... :)
Czasem nawet sama w to wierzę, że taka właśnie jestem... ;)
Nic jednak nie poradzę na to, że najkorzystniej dla mnie
jest być właśnie taką jemiołą, albo jeszcze lepiej
- zwłaszcza od jakiegoś czasu - wampirzycą... ;)
Wczepić się w duszę drugiego człowieka i ssać...
do woli, w mroku i ciszy, wysysać bezwstydnie
i z rozkoszą to, co ma najlepszego, dopóki tam
coś jeszcze ma. No chyba, że nie da, to wtedy
robię się bardzo zła, ale zwykle nie mam
z tym problemu; w końcu to taki ludzki odruch
zaopiekować się... małą dziewczynką. ;)
Bywa też i tak, że pojawia się, nawet gdy tego
nie chcę i wcale nie myślę o tym, kolejny atrakcyjny
dla mnie, nowy rezerwuar energii i mocy, wówczas
chętnie do niego przywieram... na jakis czas. :)
No, ale dość tych wstrząsająco pięknych marzeń!
Wracając zatem do głównego wątku i moich dzieci,
widzę że metoda ta jest bardzo... skuteczna. :)
Stąd też Janek i Lenka, zazwyczaj robią dokładnie to,
czego od nich oczekuję i bardzo lubię sytuacje,
kiedy inni widzą, jak dzieci ojcu czegoś odmawiają. :)
Tak więc udzielam mojemu synowi - Lenka robi
świetne postępy na przykładzie brata ;)
- systematycznych lekcji asertywności, a zwłaszcza tego,
jak ma się zachowywać w stosunku do swojego ojca,
któremu nie musi się w niczym podporządkowywać.
Tłumaczę Jankowi, że jest wolnym człowiekiem,
ma prawa dziecka, a tata nie może go do niczego
zmuszać i zawsze może mu odmówić, we wszystkim. :)
A jak ojciec będzie nalegał, naciskał na niego,
to może zadzwonić na Policję i poskarżyć się,
że tata zmusza go do czegoś, czego on nie chce
i znęca się nad nim... ;) Proste, a jakie praktyczne! :)
Byłabym nieskromna, gdybym nie wspomniała,
że zarówno moja mamusia, jak i siostrzyczka,
także nie marnują swojego talentu pedagogicznego
w tym względzie, za co jestem im niezmiernie wdzięczna. :)
Dzisiaj Janek miał przy mnie i Kornelii mały sprawdzian
z udzielanych mu ostatnio szybkich kursów asertywności.
Nie tylko powiedział ojcu, że do niego nie przyjdzie,
ale dzielnie walczył i odmawiał pożyczenia gitary,
którą ten osobiście kupił mu na ostatnie urodziny.
Chociaż obie musiałyśmy jeszcze wspierać Janka
w tym nieprzejadnanym stanowisku, ale i tak wyraźnie
było widać, że jego tatuś był... nieco zszokowany. ;)
Wprawdzie tym razem udało mu się, bo Janek w końcu,
na chwilę przyniósł gitarę temu uparciuchowi,
to myślę, że taki stan nie potrwa wiecznie... :)