ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

sobota, 31 grudnia 2011

CZAS MROKU...














Czas ma barwę szarą
i postać ptaka
o przejrzystym ciele:
jedno muśnięcie skrzydeł
i zaczyna się zmierzch...
W mroku wszystkie myśli
są wyraziste, szybkie
i nadciągają nie wiadomo skąd,
przecież nie z głowy,
skoro ta sama głowa w dzień
ledwo wiąże myśl z myślą
w jako taką zależność,
w porządek, który pozwala
wykonywać proste ruchy:
zmywanie, pranie, gotowanie,
te wszystkie rzeczy
przylegające do rzeczywistości
jak mokra koszula do pleców.

(Andrzej Stasiuk, Opowieści galicyjskie)

...czyli w spirali
gorącego cienia...   >>>

piątek, 30 grudnia 2011

DUŻE KROKI...

(3 LATA TEMU)

Przyjechała do mnie Magda, a na Sylwestra
zapowiedział się również wuj artysta z ciocią.
W sumie dobrze, bo będzie mi o wiele łatwiej
zatrzymać dzieci przy sobie, a tatuś..., cóż,
na weekend nigdzie ich nie zabierze... ;)

Pora też taka, że skłania do wspomnień i refleksji...
No, więc muszę przyznać, że ostatnio dużo się działo. :)
Do tego stopnia, że wcześniej nie opowiedziałam,
na bieżąco, o dwóch moich znaczących krokach... :)
Pierwszy, to moja kolejna wizyta u dzielnicowego.
To było jeszcze w październiku, tego samego dnia,
kiedy mama złożyła swoje zawiadomienie do Prokuratury,
zaraz po pierwszej interwencji Policji u nas w domu... ;)
Będąc tam mogłam dzielnicowemu powiedzieć,
że po wczorajszej... awanturze, zakończonej
wezwaniem funkcjonariuszy, chcę złożyć
wniosek o ściganie mojego męża... :)
W zeznaniach starałam się jednak skupić
nie tyle na wspomnianej awanturze,
co przede wszystkim na tym, co działo się u nas
przez te wszystkie lata. A działo się wiele... ;)
Drugi natomiast krok, to przesłuchanie w Prokuraturze,
już w grudniu, dziesięć dni po moich zeznaniach
w Komendzie Powiatowej Policji... Oj, tak... ;)
Dostałam wezwanie, więc nie była to moja inicjatywa,
ale myślę, że wykazałam się nią w trakcie spotkania... ;)
Chociaż wydawało mi się, że jestem dobrze przygotowana
i mam już spore doświadczenie w tych sprawach,
to muszę przyznać, że w trakcie spędzonych tam
ponad dwóch godzin, zdążyłam kilka razy
zmieszać się i poważnie zestresować...
Wszystko dlatego, że pani prokurator
czasem zaskakiwała mnie jakimś pytaniem,
na które musiałam szybko odpowiedzieć.
Tak więc, nieopatrznie wspomniałam,
iż niekiedy zdarzało się, że na niego krzyknęłam,
a parę razy nawet mu przywaliłam w twarz, w nogę
- jak mnie wkurzył, rzecz jasna... ;)
Nieciekawie było także wtedy, kiedy pytała
o szczegóły, gdy napomknęłam jej,
że mąż usiłował zgwałcić mnie w noc
poprzedzającą moją ucieczkę do mamy.
Było to trudne i trochę krępujące...
Ale jakoś poradziłam sobie i do protokołu
złożyłam dwa ustne wnioski o ściganie go
za dwa przestępstwa z oskarżenia prywatnego
- kierowanie wobec mnie gróźb karalnych
oraz usiłowanie gwałtu na mojej osobie.
Przecież, kiedy tak opowiadałam o tej jego
przemocy i terrorze oraz moim strachu,
to pani prokurator sama pytała mnie,
czy wobec tego chcę złożyć takie wnioski.
A skoro tak, to dlaczego miałabym tego nie zrobić,
w końcu od przybytku głowa nie boli, prawda...? ;)
Tak więc, można powiedzieć, że Nowy Rok
nadchodzi... dużymi krokami... ;)

czwartek, 29 grudnia 2011

MÓJ DOM...

(3 LATA TEMU)

Dziś miał małżeńskie mediacje. Pojechał. :)
A ja zadzwoniłam sobie wcześniej do RODK
i powiedziałam, że mediacje ograniczam
jedynie do ustalenia kontaktów z dziećmi...
Oczywiście zaznaczając, aby mu przekazano,
że ostatecznie zdeklaruję się w tej kwestii
...telefonicznie w najbliższych dniach. :)
Mieli mu powiedzieć, iż tak oświadczyłam
na spotkaniu mediacyjnym, które...
odbyło się godzinę przed jego. ;)
W ten oto prosty sposób, nie muszę się
tam niepotrzebnie fatygować, żadnych
wiążących obietnic nie składam,
a on i tak się w tym nie zorientuje...
No, bo jak...? ;) Sprytne prawda? :)
Od razu widać, że ciocia Krysia
chce mi pomóc, no i... ma możliwości... ;)
Myślę, że dzisiejsze spotkanie zupełnie
go nie usatysfakcjonowało, ponieważ
wieczorem przysłał mi SMS-a:

SABINKO, WYCHODZI NA TO,
ZE O MILOSCI POTRAFILAS TYLKO PISAC,
A NIE WCIELAC JA W ZYCIE.
TO JESZCZE JEDNA TWOJA BAJKA...?

Będąc w święta u Szymona,
pouskarżaliśmy się mojemu bratu,
jaką to mamy gehennę z tym świrem
- nie dość, że zamęcza nas, to jeszcze
musimy go utrzymywać, bo za nic nie płaci.
Ani za wodę, ani za prąd. No, taki jest paskudny... ;)
Szymon bardzo przejął się naszymi opowieściami,
bo wczoraj wysłał do niego parę SMS-ów,
w których wyłuszczył mu, co o tym wszystkim myśli,
wywołując w ten sposób krótką wymianę zdań:

SZYMON:
 Skoro nie można się ciebie pozbyć gamoniu
 to może oddasz mojej mamie za prąd i wode którą zuzywasz?
 Czy to też ci sie należy? Moja mama nie dość
 ze Nie może sie czuć dobrze w domy który zbudowała
 to jeszcze musi płacić za twoje życie. Trochę honoru.
 Przestań wykorzytywac sytuację. A jeśli nie rozumiesz smsa
 to przyjadę o osobiście z tobą na ten temat porozmawiam.

ODPOWIEDŹ:
 ZAPRASZAM.
 A TAK NA MARGINESIE - PROSZE CIE,
 NIE ZABIERAJ GLOSU W SPRAWACH,
 O KTORYCH NIE MASZ POJECIA...

RIPOSTA SZYMONA:
 Mój dom to moja sprawa.
 Zbuduj sobiej lub  kup za to swoja pensyjke swój
 to zobaczysz jakie to uczucie mieć coś własnego.
 A po wszystkim obiecuje ze sie spotkamy
 i pogadamy jak faceci. To masz jak w banku.

Widać, że po świętach uczucia Szymona
do jego szwagra uległy szybkiej zmianie... ;)
Okazało się bowiem, że zaledwie dzień przed Wigilią,
zdobył się na bardziej pojednawczy SMS-owy gest:

Swieta to czas wybaczania.
I ja ci wybaczam cały ten syf.
Mama jest chora z nerwów.
Jedynym powodem jej stanu jesteś ty.
Na co ty jeszcze liczysz.
Ze po tym wszystkim wszystko wróci do normy?
Zacznij nowy rok nowym życiem. Z dala od mojej mamy
bo jeśli coś złego sie wydarzy będziesz to miał
na swoim sumieniu. Po prostu wyprowadz sie
i zacznij wszystko od nowa.
Jak każdy by to juz dawno zrobił
gdyby nie był tak opętany złością
i nienawiścią jak ty.

W odpowiedzi ten oszołom wspomniał mu,
że zamierza walczyć o swoją rodzinę,
czym wyraźnie sprowokował Szymona,
który w swej synowsko-braterskiej miłości,
bierze sobie głęboko do serca
wszystko co mu opowiadamy... ;)
To zaś, jest najprawdziwszą prawdą,
w którą wszyscy bardzo mocno wierzymy. :)
Bo przecież, jedynym powodem tego,
że dotąd się jeszcze nie wyprowadził,
jest tylko jego egoizm - wygoda oraz chęć...
dręczenia nas i... przywłaszczenia domu.
To właśnie dlatego, gdy czasem głośniej
słucha muzyki, puszcza taką piosenkę,
w której facet śpiewa refren: "Mój dom..."
Stąd i odpowiedź brata nie mogła być inna:

Doskonale. Walcz. Z dała od nas.
Nie masz pzyjaciol kolegów nikogo.
Nie masz gdzie sie podziać i sakzujesz
moja mamę na terror twojej osoby.
Walcz. Kto ci broni.
Po prostu wynies sie  z mojego domu.
Mówisz to mój dom. To nawet ja.
Syn i spadkobierca po twoim kumplu kajtku
nie mam smialosci tak powiedzieć.
Wynies sie w końcu. Weź sobie okna i junkers.
Kupię sabinie nowy. Tylko wynies sie w końcu
z domu i oczu mojej mamy.
A jak już to zrobisz to smaialo.
Walcz tak jak potrafisz.
Krzycz, wal do okien i drzwi.
Walcz ale z dala od nas
Po prostu przyznaj sie do tego
ze nie masz gdzie iść.
Każdy z odrobiną rozsądku i honoru
dawno by to zrobił. No chyba ze dzwonił
twoj kumpel kajtek z nieba i sobie pogadaliscie.
Walcz ale po swojemu a nie jak dotychczas
na plecach mojej mamy.

Albowiem wszyscy tutaj, a zwłaszcza moja mama,
która jest wyjątkowo na tym punkcie przeczulona,
oraz mój wierny braciszek, są bardzo zaniepokojeni
o własność domu, szczególnie odkąd powiedziałam im
- jeszcze w październiku, dzień przed Wszystkimi Świętymi
- co ten świr napisał w swojej odpowiedzi na mój pozew.
Wyraźnie wspomina tam o jakiejś przestrzeni życiowej...,
a to, że nie chce się wyprowadzić jest dowodem,
że tylko czyha na ten majątek..., tak myślimy.
Tak, że już wtedy mój brat, z którym, zdaje się,
zaczęłam rozumieć się, jak nigdy dotąd,
dosyć jasno pokazał mu, gdzie jest... ;)
Bowiem, poza SMS-em, o którym poprzednio
już wspomniałam, Szymon po otrzymanej
na niego odpowiedzi, wysłał kolejnego:

Jesteś u mnie.
Nie ucznie kultury damski bokserze.
Mam dla ciebie rozwiazanie frajerze.
Pobij sabinejeszcze raz może w końcu zrozumie
jaki błąd robi chcąc rozwodu. i dla jasności.
Jak ktoś mieszka u kogoś nie znaczy że jest właścicielem.
To tylko kwestia czasu i wszyscy odpoczniemy od twojej obsesji.
Na szczęście jest prawo na takich jak ty.

Janek, po którymś ze spotkań z ojcem,
powiedział mi, że bardzo rozbawił tatę,
gdy wspomniał, że babcia strasznie złości się,
denerwuje i martwi, kiedy słyszy zza drzwi
słowa piosenki "Mój dom..." zespołu Feel,
którą to niedawno przyniósł tacie w MP3...
Ojciec miał mu powiedzieć wtedy, że babcia
chyba całkiem nie wie o czym jest ta piosenka,
i nie słyszy innych słów, skoro ją to drażni
i obawia się, że chce jej coś zabrać.
Nas to zupełnie nie przekonuje i nie ufamy mu,
ponieważ jeszcze we wrześniu wspomniał,
że wyprowadzi się, a nie zrobił tego.
Nie było go tylko kilka dni, po czym
wrócił i nadal tam przebywa tłumacząc,
że zrobił to tylko dla uspokojenia atmosfery...
Lecz szybko zorientował się, iż to na nic,
bo podjęliśmy nieuczciwe kroki i mamy,
zamiast otwartości na dialog - złe zamiary...
No, ale to jest tylko jego punkt widzenia... ;)
Oszukał nas i tyle. Mieszka tam,
chociaż sobie tego nie życzymy
i mamy go dosyć. Podły jest i tyle...

środa, 28 grudnia 2011

PO ŚWIĘTACH...

(3 LATA TEMU)

Święta, święta i po świętach.
A jednak pojechał do swoich krewnych.
Z uwagi na następujący po nich weekend
został tam trochę dłużej; szkoda, że nie na zawsze... ;)
A że niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy,
to dzisiaj już wrócił, chcąc się widzieć z dziećmi.
Mimo niechęci, pozwoliłam im pójść do niego,
tym bardziej, że skusił je prezentami.
Co prawda, tuż przed świętami zabrałam
z naszego dotychczasowego mieszkania
choinkę i wszelkie ozdoby świąteczne,
ale na niewiele mi się to zdało...
Pod jego nieobecność zauważyłam,
że i tak skombinował sobie nową,
a i całe mieszkanie świątecznie ustroił.
Trudno, mam tylko nadzieję, że przynajmniej
uda mi się skutecznie przekonać dzieciaki,
by w przyszły weekend zostały w domu.
Nie chcę, żeby gdziekolwiek z nim jechały.

wtorek, 27 grudnia 2011

KAŻDE SŁOWO...

...jest przerażające, czyli...
głodnych kawałków ciąg dalszy... >>>

niedziela, 25 grudnia 2011

LUX VERA...














J1, 1-5, 9-10
1Kor 13, 1-2
----------------

Ty jesteś moim słońcem.
Dzięki Tobie rozkwitłam,
czuję się szczęśliwa,
wiem, że być może jestem
bardziej wartościową osobą.
Głębiej myślę.
Ale Ty ciągle ogrzewasz mnie
jak Słoneczko i ciągle
jeszcze bardziej rozkwitam.

(...)

Nie wiem, co się ze mną dzieje.
Nigdy wcześniej tego nie czułam.
Chyba to jest tak, że im bardziej Cię kocham,
im bardziej czuję to, co Ty mi dajesz
- prawdziwą i dojrzałą miłość i ciepło
i bezpieczeństwo - tym bardziej rozkwitam.

(fragm. z rękopisu Sabiny J. do męża)


... - imię miłości, czyli owoc
zaprzepaszczonej dojrzałości...   >>>

sobota, 24 grudnia 2011

POBOŻNE ŻYCZENIA...









(3 LATA TEMU)

Wigilia. Rankiem, tuż przed naszym wyjazdem,
pozwoliłam dzieciom na małą chwilkę pójść
do niego - pożegnać się, aby przypadkiem
nie robił mi jakichś problemów, no i...
żeby do głowy mu nie przyszło
wydzwaniać później do nas...
Na szczęście, obyło się bez ceregieli
i wszystko poszło dosyć sprawnie.
Pojechaliśmy do Szymona.

Pod wieczór, zaszczycił mnie swoim,
znów na poły elfickim, SMS-em:

Abys odnalazla w sobie Milosc malzenska,
ktora gdzies zatracilas.

Elen sila lumenn' omentielvo...

[Gwiazda przyświeca godzinie naszego spotkania.]


Cóż, może tym razem nie są to biblijne,
ale z pewnością pobożne życzenia... ;)

piątek, 23 grudnia 2011

GŁODNE KAWAŁKI...

(3 LATA TEMU)

Święta tuż tuż. Jutro Wigilia, na którą
wybieramy się do mojego brata, do Krakowa.
Przynajmniej odpoczniemy od tego oszołoma
za ścianą, bo nie wiem jakie ma plany na święta.
Dzięki tej przedświątecznej krzątaninie,
uspokoiłam się nieco, bo po wczorajszej
wizycie u proboszcza, to mnie cholera brała...
Ale już jest lepiej. Wysłałam w końcu kartki
z życzeniami; wiem późno, ale jakoś mi zeszło.
Jedną posłałam też do mojej teściowej... ;)
Nie chciałabym z nią tracić kontaktu,
bo to wyjątkowo dobry i spokojny człowiek.
Zawsze okazywała mi tyle serca i wyrozumiałości...
Choćby tylko dla mojego wegetarianizmu... ;)
Aż mi głupio było czasem, że przyjeżdżam tam,
a ona obsługuje mnie, jak jakąś królową. :)
Zwłaszcza, gdy robiła dodatkowe dania,
jarskie - specjalnie tylko dla mnie... :)
Bardzo starała się, żebym nie była u niej głodna. :)
Tak dobrze, to nawet u własnej mamy nie miałam... ;)
Dlatego zawsze będę uważać, że jest
najlepszą teściową, jaką mogłabym mieć...
i trochę szkoda mi tej znajomości.
Tak więc, wysłałam do niej kartkę
ze świątecznymi życzeniami, a do koperty,
zamiast opłatka, włożyłam jeszcze mój list.
Napisałam w nim całą prawdę o jej podłym synu,
tak od serca, szczerze, żeby wiedziała jak jest
i dlaczego nie mogę już z nim dłużej wytrzymać,
dlaczego się rozwodzę i nie mogę już z nim być!
Kiedyś napisałam podobne maile do jego sióstr,
ale do niej... jakoś nie mialam wcześniej odwagi.
Poza tym, wkurzył mnie przez tego księdza,
a jeśli jednak pojedzie tam na święta,
to będzie miał niespodziankę, no nie? ;)

Dziś po południu znów przysłał mi SMS-a:

Rz 12, 21

Tym razem nic z tego nie zrozumiałam
i nawet zapytałam go o to wieczorem,
choć on twierdził, że to ja coś pokręciłam.
Nie wiem, w każdym razie przemogłam się
i rozmawiałam z nim dziś chwilę w progu.
Jak dla mnie zdecydowanie za długą... ;)
Ale chciałam się dowiedzieć, co zamierza
i skłonić go do wyjazdu na święta do rodziny.
W sumie niewiele się dowiedziałam,
ale przynajmniej oznajmiłam mu,
że zabieramy się z dziećmi na Wigilię
do Szymona i nic tu po nim... :)
Wbrew moim obawom, jakoś to przełknął,
chociaż pod warunkiem, że później on
wyjedzie z nimi do swoich krewnych.
Nie podoba mi się ten pomysł,
ale zobaczymy jak będzie... ;)
W pewnym momencie próbował
skierować rozmowę na temat,
jak dla mnie, szczególnie... drażliwy,
ale na szczęście Kornelia z Tomkiem
w porę przyszli mi z odsieczą. ;)
No i wtedy, dopiero zrobiło się wesoło... ;)
Z parokrotnym nawrotem akcji...
- w sumie chyba ze dwie godziny. :)   >>>

czwartek, 22 grudnia 2011

MÓJ ŚWIAT...




(3 LATA TEMU)

Dzisiaj w południe znów dostałam od niego SMS-a.
Tym razem przemówił do mnie, nie jak dotąd
- językiem Biblii, a... starodawną mową elfów:

Przez ciemnosc dochodzi sie czasem do swiatla...
Anar kaluva tielyanna!

[Niech słońce świeci nad twoją drogą!]

Muszę przyzać, iż robi się coraz ciekawiej... ;)
Tak, Tolkien jest mistrzem słowa...
i to on stworzył ten język - quenejski,
który podobno gramatycznie opiera się
na łacinie i języku fińskim.
Wymyślił też inne, ale żadnego nie znam,
więc tłumaczenia musiałam poszukać... ;)
Ale książki Tolkiena uwielbiam,
a zwłaszcza Władcę Pierścieni... :)
Bo dla mnie to jest nie tylko książka...
To cały świat - piękny i ...jedyny prawdziwy.
Odkąd tam weszłam kilkanaście lat temu,
już nigdy nie miałam zamiaru go opuścić... :)

Niestety, dzisiejsza miła chwila wkrótce prysła...,
kiedy byłam na plebanii, u naszego proboszcza.
Chciałam dostać od niego jeden papierek...
Taki, co to jest potrzebny do okazania,
żeby móc zostać matką chrzestną.
A on mi po prostu odmówił... Nie dał!
Okazało się, że do jego uszu doszło,
co nieco już, o moim rozwodzie... itd.
No i wkurzyłam się strasznie, bo tego,
to naprawdę się nie spodziewałam...
W końcu znał mnie trochę prywatnie
i zawsze dobrze się dogadywaliśmy...
Próbowałam mu tłumaczyć, co i jak,
ale niestety, wszystko na próżno...
Nie udało mi się go przekonać...
I co ja teraz z tym zrobię...?
Cholerny... świat...!

środa, 21 grudnia 2011

NOWO ODKRYTE...

Samo słowo odkrycie nie jest najwłaściwsze,
ponieważ oznacza ono uświadomienie sobie czegoś,
co od dawna istnieje...
                                                                                 (Albert Einstein)
...czyli zapomniany list
i nowe znaczenie starych słów   >>>

wtorek, 20 grudnia 2011

FIDES SINE CULPA...

(3 LATA TEMU)

Idą święta, więc mam cichą nadzieję,
że wyjedzie do swoich krewnych
i będziemy mieli święty spokój. :)
Oczywiście sam, bo dzieci mu nie dam... ;)
Byłam ostatnio wraz z Jankiem u spowiedzi...
Rzadko, bo rzadko, ale czasem chodzę,
bo to ma pewien etnograficzny urok... ;)
Jest pewną konsekwencją przyjętej drogi, no nie ważne...
W każdym razie, jego ojciec dowiedział się o tym,
bo synek po wczorajszej wizycie u niego pytał mnie,
czy aby na pewno mogę przystąpić do komunii. :)
Zapewniłam więc Janka, że naturalnie - mogę,
bo byłam u spowiedzi i powiedziałam księdzu,
że się rozwodzę, a on to zrozumiał
i bez problemu dał mi rozgrzeszenie... :)
No, bo jak inaczej...?
Przecież to... nie moja wina, tylko jego,
że nie będziemy już rodziną...
A tak w ogóle, to w najbliższych dniach
wybieram się do proboszcza po zaświadczenie,
bo mam być matką chrzestną mojego bratanka... ;)
Cieszę się, ponieważ bardzo lubię chrzty. :)
Pewnie dlatego, że wtedy nadaje się dziecku imię...,
a imiona - jak powszechnie wiadomo - to moja obsesja. :)
Jest w nich bowiem coś... magicznego. :)
Może kiedyś o tym więcej opowiem... ;)
No, a matka chrzestna - to taka... dobra wróżka,
która dziecku dobrze życzy..., czyż nie...? :)
Dlatego zawsze lubiłam te klimaty
i mam do tych tematów pewną słabość. :)

A wracając jeszcze do spowiedzi,
to przypomniałam sobie pewną, zabawną historię,
z tegorocznych, marcowych rekolekcji parafialnych,
kiedy byłam tam razem z moimi gimnazjalistami. ;)
Przyprawiłam wówczas księdza spowiednika o szok,
kiedy mi próbował powiedzieć, że przede wszystkim
jestem nie nauczycielką, a kobietą i matką.
A ja mu powiedziałam, nie, proszę księdza, przede
wszystkim jestem człowiekiem. I to nim wstrząsnęło.
Zaczął mówić do mnie w zupełnie inny sposób
i traktować, powiedziałabym, z szacunkiem.
Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak właśnie było. :)

No a teraz, to mam rekolekcjonistę za ścianą... ;)
I sama już nie wiem, który z nich gorszy... ;)
Czy ten z wiosennych rekolekcji w kościele,
który usiłował wciskać moim uczniom takie bzdury,
jak na przykład to, że pogoń za marzeniami jest złem,
czy ten nasz domowy, zza ściany, a może drzwi,
który próbuje nas nawrócić SMS-ami... :)
Wczoraj najwyraźniej urządził nauki mojej mamie,
bo "słowo boże" skierował do niej aż trzema SMS-ami:

W obliczu powaznego kryzysu malzenstwa
mozemy szukac rozwiazan latwych
albo madrych i uczciwych.

Kosciol katolicki w zadnej sytuacji
nie proponuje rozwodu,
gdyz nie wolno komukolwiek proponowac
lamania przysiegi zlozonej
wobec Boga i czlowieka.

Nie istnieja lepsze sposoby
przezwyciezenia trudnosci zyciowych,
niz te, ktore sa zgodne z Ewangelia.

Tak więc, chociaż strasznie nas to wkurza i irytuje,
to tym razem nieźle się uśmialiśmy... :)

niedziela, 18 grudnia 2011

NIE PAMIĘTA...

(3 LATA TEMU)

Przez ostatnie dni wciąż przysyłał mi SMS-y.
To był istny deszcz słów, niechcianych,
bo wcześniej, to było gradobicie. ;)
Wczoraj przestało padać i myślałam,
że już mu przeszło i będę miała wreszcie spokój.
Ale nie, bo dziś znów zaczęło coś kapać...
Już mnie to nawet nie śmieszy, bo ciągle to samo
- chce rozmawiać, albo prawi mi morały, np.:

ROZMOWA SABINKO.
TYLKO SZCZERA ROZMOWA JEST WLASCIWA DROGA.
KIEDY TO ZROZUMIESZ? WSZYSTKO INNE TO PORAZKA.

ZAGUBILAS SABINKO TO, CO W ZYCIU NAJWAZNIEJSZE.
Z TAKA LATWOSCIA ZDRADZASZ NASZA MILOSC,
PRZYJAZN, MALZENSTWO, RODZINE. DLACZEGO?
NIE MA TO USPRAWIEDLIWIENIA.

Jeszcze nie wiem co, ale będę musiała coś z tym zrobić...
Bo wkurza mnie to, iż nie dociera do niego prosty fakt,

że to naprawdę koniec i nie mamy już o czym rozmawiać.
Ponieważ... rozmawialiśmy wcześniej, wiele razy...,
a on mówi ciągle to samo i to samo, i to samo... ;)
Cały wrzesień dyskutowaliśmy na temat rozwodu,
tylko on ma amnezję i niczego nie pamięta... ;)
bo niestety był wtenczas często... pijany. :)
Tak przynajmniej wszystkim mówię... :)
Jak widzę, Kornelia i Tomek szybko się uczą,
zresztą moja mama też, i sami już to powtarzają...
Podobnie jak i to, że nasz wakacyjny wyjazd był...

ostatnią próbą ratowania przeze mnie rodziny... ;)
Ale niestety, to nic nie pomogło, bo nawet tam
urządzał nieprzyjemne awantury o byle co... ;)
Wiem, perfidne..., no ale przecież muszę
znaleźć jakieś wytłumaczenie, na to,
że zdecydowaliśmy się tam pojechać...
Poza tym, sam mi to już wytknął w piśmie,
więc prędzej czy później, będę musiała
wytłumaczyć się z tych wakacji w Sądzie...
Ale to jeszcze potrwa i jestem pewna,
że do tego czasu z Magdą coś wymyślimy,
a moja rodzinka na pewno się dostosuje...

sobota, 17 grudnia 2011

czwartek, 15 grudnia 2011

NASZYM KOSZTEM...

(3 LATA TEMU)

Jestem bezbronną ofiarą...
Potrzebuję współczucia, pomocy i wsparcia.
To każdy musi wiedzieć, widzieć, słyszeć i czuć! :)
Nie tylko ja jestem przez niego pokrzywdzona,
ale również moje dzieci, moja mama i siostra,
które się stresują, co nie służy ich zdrowiu...
No i pewnie mój szwagier też, bo czuje to samo... ;)
Cała moja rodzina. Jednym słowem - wszyscy,
staliśmy się ofiarami jego przemocy fizycznej i psychicznej,
jego terroru, nieobliczlności i nieposkromionej agresji...
Musimy się teraz gnieść i znosić inne niedogodności,
tylko dlatego, że on nie ma zamiaru się wyprowadzić.
Jakby tego było mało, ponosimy dodatkowe koszty,
bo on nie reguluje rachunków...
Mieszka i za nic nie płaci! Tak właśnie!
Są to drobne kwoty, bo jest tam sam
i dotyczą jedynie płatności za wodę i prąd.
Ale nie to jest ważne w tych okolicznościach... ;)
Grunt, że nie płaci! Nawet gdyby chciał... :)
A to jest przecież najprawdziwsza prawda. :)
Faktury przychodzą na mamę, a ona nie ma
już zamiaru rozliczać się z nim, tak jak dotąd. :)
Nie powie mu więc kwoty,
nie przyjmie żadnych pieniędzy,
ani nie pokaże mu rachunku,
nawet gdyby znów się o to upominał... ;)
Bo ma się... wyprowadzić, a nie płacić!
Dzięki temu możemy rozpowiadać wokół,
że nie tylko nie chce się wyprowadzić,
ale żyje również naszym kosztem... :)
No więc prawda jest taka - mieszka i nie płaci.
A nie mówiłam...?

wtorek, 13 grudnia 2011

BEZ REZULTATU...

(3 LATA TEMU)

Doszły mnie ostatnio słuchy,
że po wsi coraz głośniej gadają,
że puściłam się z uczniem.
Wkurza mnie to i stresuje!
Dobrze, że wcześniej zareagowałam
i poskarżyłam się na jego chorobliwą zazdrość,
bo teraz, oj niełatwo by było, niełatwo...
Ale wciąż wracam przy rodzinie do tej kwestii,
opowiadając, że tylko zaprzyjaźniłam się
z uczniem, z którym wymieniłam czasem maila
i porozmawiałam niekiedy w szkole na przerwach...
To tak, na wszelki wypadek, żeby nie mieli wątpliwości,
kiedy już dotrą do nich te cholerne, wsiowe ploty...
Powtarzałam im, że temu despocie i zazdrośnikowi
to nie podobały się nawet te zupełnie niewinne kontakty
i ciągle zarzucał mi, że go zdradzam..., od dawna...
A teraz, kiedy ujawniłam jego przemoc, wobec mnie i dzieci,
opowiada ludziom takie herezje, żeby uniknąć
odpowiedzialności za to, co przez te wszystkie lata robił.
Aby utwierdzić ich w przekonaniu, że nie zmyślam,
tylko mówię szczerą prawdę - pokazałam im jego SMS-y... ;)
Oczywiście nie wszystkie, tylko te, w których mi grozi
i wspomina o zdradzie... Dziś to pobił już rekord
- wysłał ich chyba z dziesięć, prawiąc mi morały
i wylewając swoje żale. Żałosne...
Jednego przysłał nawet mojej mamie:

KIEDYS ZAMYKALAS ROMKA, TERAZ MNIE.
Z KAZDEGO CHCESZ WARIATA UCZYNIC?
MOZE NAJWYZSZY CZAS SPOJRZEC NA SIEBIE?

To pewnie pokłosie wczorajszego, kiedy przy dzieciach
zatrzasnęła przed nim drzwi i zamknęła na klucz... :)
No, to dolał tym SMS-em oliwy do ognia. Dobrze. ;)

Ale i bez tego mama podminowana jest ostatnio...
Po tym, jak przyszła do mnie kopia jego wniosku
o przesłuchanie świadków w sprawie rozwodowej,
wśród których znalazły się nasze najbliższe sąsiadki,
pofatygowała się do nich i próbowała je przekabacić...
Niestety, bezskutecznie i dlatego jest wściekła.
Próbowała powoływać się na wieloletnią znajomość,
dotychczasowe, niemalże rodzinne, relacje, itp.
Ale nie pomogło, bo jej mówiły, że przecież nie będą
niczego zmyślać, ani kłamać, tylko powiedzą co wiedzą.
A z tego, co przez te wszystkie lata widziały, to nasze
małżeństwo było w porządku, a nawet wzorcowe.
Dlatego nie powinna się niepokoić, bo ani na mnie
nic złego nie powiedzą, ani na niego...
No, ale mamie to nie wystarczyło i poczuła się
bardzo urażona, że nie chcą trzymać jej strony.
W sumie to nikt się u nas w domu nie spodziewał,
że któryś z sąsiadów może poświadczyć za niego...
Ale cóż, jak się okazało, na to nie mamy już wpływu...
Podobnie jak i na fakt, że od października parkuje
na podwórku sąsiadów, po tym jak mama zakazała
wjeżdżać mu na nasze. Tutaj także kiedyś próbowała
interweniować u sąsiada, ale podobnie - bez rezultatu...
Mogę sobie tylko wyobrazić, jaki to cios dla niej.
Przecież to on jest tutaj obcy, a ją znają od lat...
A tu taki afront... Tym bardziej, że mama zawsze
zwracała uwagę na to, co ludzie powiedzą...
Ja się nimi, aż  tak nie przejmuję i mam to gdzieś... ;)
Póki co, mamie udało się częściowo nastawić tych,
co nas mniej znają i mieszkają trochę dalej... ;)
Kornelia też pracuje nad "opinią publiczną" ;)
i swoim znajomym oraz krewnym Tomka opowiada,
jaki to mam wielki kłopot ze swoim wrednym mężem.
Wspólnymi zaś siłami, informujemy całą naszą rodzinę.
Dobrze, bo samej było by mi trudno temu podołać... ;)
W sumie to nie robię tajemnicy z mojego rozwodu,
ale też nie trąbię o tym wokół; czasem wspomnę
mimochodem na lekcji lub jakiejś koleżance w pracy,
zwłaszcza w sytuacji, kiedy Kornelia przygotuje grunt. :)
Ostatnio staram się również odnowić znajomość
z jedną, z moich licealnych przyjaciółek.
Niedawno urodziła dziecko, więc będzie pierwszy,
wspólny i dogodny temat do rozmów. :)
Miałam jakiś czas temu wybrać się do niej,
ale teraz wolę zaprosić ją do siebie.
Niech zobaczy, gdzie znalazłam schronienie. :)
Poza tym, jej mama pochodzi z mojej wsi i pracuje
w... Sądzie Rejonowym i to w Wydziale Rodzinnym... ;)
Nie, żebym była taka wyrachowana, ale nigdy nie wiadomo,
jakie kontakty i do czego mogą się w życiu przydać... :)
Działania te, niestety, kosztują mnie sporo zdrowia i nerwów.
Chciałabym mieć to wszystko już za sobą i spokój,
ale to nie takie proste, jak się może komuś wydawać,
a przynajmniej nie z nim, bo jest wyjątkowo podły.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

MONOLOG KAZNODZIEI...

(3 LATA TEMU)

Po wczorajszej awanturze przysłał mi w nocy SMS-a:

Przyp. 14, 1

[Niewiasta mądra dom własny buduje,
głupia burzy go własnymi rękoma.]


Chyba nie mógł spać, bo rano dostałam kolejnego... ;)

MOWISZ: "NIE UFAM CI! "
PRZEWROTNIE BRZMIA TE SLOWA
Z UST OSOBY, KTORA DOPUSCILA SIE ZDRADY...
Jer 31, 3b

[Ukochałem cię odwieczną miłością,
dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość.]


Widać, że despota i posądza mnie o zdrady... ;)

A za godzinę przysłał mi następnego:

A TO DLA TWOJEGO NOWEGO PRZYJACIELA:
Przyp. 2, 16-19

[Aby cię ustrzec przed cudzą żoną,
przed obcą, co mowę ma gładką,
co przyjaciela młodości rzuciła,
Bożego przymierza niepomna.
Już dom jej ku śmierci się chyli,
ku cieniom [Szeolu] jej droga:
każdy, kto idzie do niej, nie wraca,
nie odnajdzie ścieżek życia.]


Z ciekawości sprawdziłam sobie te biblijne odnośniki
[są w nawiasach], co dostarczyło mi sporo dobrej rozrywki... :)
Nawet nie przypuszczałam, że z niego taki kaznodzieja... ;)

Okazało się jednak, że to dopiero
początek jego SMS-owego monologu,
bo później przez cały dzień mnie nękał
swoimi żenującymi tekstami:

KAZDY POPELNIA BLEDY.
WAZNE BY UMIEC ZAWROCIC ZE ZLEJ DROGI
POKI NIE JEST ZA POZNO.
CHCE CI POMOC SABINKO,
BO CIE KOCHAM. ZAUFAJ MI. PROSZE.

KOCHANIE. UWIERZ, ZE DROGA
KTORA WYBRALAS NIE MA SENSU,
NIE MA PRZYSZLOSCI. PRZEJRZYJ WRESZCIE.
NIE POTEPIAM CIE. CHCE CI POMOC SABINKO.

NIE SZUKAJ POMOCY U OSOB,
KTORE CIEBIE NIGDY NIE ROZUMIAŁY
I KTORYCH TY NIGDY NIE ROZUMIALAS,
BO TO DOPROWADZI CIE DO ZGUBY...
 
TO JA ZAWSZE BYLEM TWOIM PRZYJACIELEM,
TYLKO PRZESTALAS ZE MNA ROZMAWIAC.
JUZ WCZESNIEJ. TERAZ ZWLASZCZA.
DLATEGO PISZE TE SMSY.
ZBLADZILAS. WROC. KOCHAM CIE.
 

Najwyraźniej brakuje mu rozmowy... ;)  Che, che...

Tak więc, z tego wszystkiego, nie wiedziałam już,
czy mam się wkurzać, śmiać, czy płakać.
To ostatnie, również ze śmiechu, rzecz jasna... ;)
Bo, jak można nie wyć, dostając coś takiego...

Wieczorem pozwoliłam dzieciom pójść do niego.
W końcu jutro sobota, więc nie mogłam powiedzieć,
że Janek musi odrabiać lekcje, zaś Lenka
- wcześnie wstać do przedszkola... ;)
A chwilowo nie przychodziło mi nic innego,
mądrego do głowy; ale czy z głupawki,
czy dla świętego spokoju, w każdym razie
- puściłam ich tam na chwilę.

Drzwi dzielące oba mieszkania były oczywiście otwarte,
bo chciałam mieć pewność, że nie gada dzieciom głupot.
Niestety Janek i Lenka znów zapomnieli, że u ojca
mają być tylko chwilkę i zaraz wracać...
W efekcie byłam zmuszona kilka razy ich wołać,
aby wreszcie przyszli, a tego zdecydowanie nie lubię.
Mojej mamie też się to bardzo nie podoba...,
dlatego ledwie dzieci przekroczyły nasz próg,
natychmiast zatrzasnęła mu drzwi przed nosem
i zamknęła je ostentacyjnie na klucz... :)
Niech sobie tam siedzi i nie myśli, że jest u siebie.
Co prawda na pierwszej rozprawie rozwodowej
Sąd oddalił mój wniosek o jego eksmisję,
ale i tak go wykurzymy...!