ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

poniedziałek, 30 stycznia 2012

JEGO SPRAWA...

(3 LATA TEMU)

Wczoraj mieliśmy drugą z kolei rozprawę rozwodową.
Z zawiadomienia, a w zasadzie z wezwania, wynikało,
że mamy być przesłuchiwani w charakterze świadków.
Przygotowałam się więc solidnie wraz z moją adwokat,
ale jak się okazało - na niewiele mi się to zdało,
bo w zasadzie żadnego przepytywania nie było,
a wszystko odbyło się w ekspresowym tempie.
Sąd w ogóle nie miał zamiaru odbierać zeznań,
tylko ograniczył się do rozpatrzenia grudniowego
wniosku tego oszołoma, o uregulowanie kontaktów
z dziećmi na czas postępowania rozwodowego.
Na szczęście tę kwestię uzgodniłam już wcześniej,
z panią mecenas, która przedstawiła moje warunki... :)
Oczywiście, zanim to nastąpiło Sąd poinformował
nadgorliwego tatuśka, że o żadnej naprzemiennej
opiece nie może być mowy, nawet jeśli dzieci
i tak przebywałyby pod jednym dachem... ;)
Po tym, hmm... ciosie wymiaru sprawiedliwości ;)
przyszła kolej na naszą propozycję:
poniedziałek i środa w godzinach od 16 do 18
i co drugi weekend - w sobotę od 11 do 13...
Che, che, che... Musiało zaboleć... :)
Myślę, że nie spodziewał się, aż takiej hojności...,
bo stwierdził przed Sądem, iż nie chodziło mu
o tego rodzaju dyżury, jak po rozwodzie... :)
Powiedział, że zależało mu na częstszym kontakcie
z dziećmi i w zdecydowanie bardziej swobodnej formie. :)
No i wtedy wyjechał z inną propozycją, iż jeśli obiecam,
że nie będę stawiała mu przeszkód w widzeniach się
z dziećmi, to on gotów jest, dla ich dobra, wycofać wniosek,
aby mogły przychodzić do niego, kiedy zechcą, a nie tylko
w takich sztywnych terminach, niezależnie od ich nastroju... :)
Cóż miałam zrobić w tych okolicznościach...? ;)
Oczywiście powiedziałam, że nie będę robiła trudności... :)
Skoro jest taki naiwny i mi wierzy na słowo, to już trudno... ;)
Chyba naprawdę coś tam jeszcze do mnie czuje i mi ufa... :)
Trudno, to już jego sprawa..., a może strata... ;)
A jak będzie, to się z pewnością jeszcze okaże. :)
Niestety, ten pełen triumfu humor, popsuł mi
jego kolejny wniosek, a w zasadzie sterta papierów,
które przedłożył na rozprawie, jako swoje dowody.
Normalnie załamka, bo poznałam, że to pewnie,
coś w rodzaju tego, co ostatnio oglądałam na Policji.
To sprawa cywilna, więc dostałam jeden komplet
tego wszystkiego dla siebie; no i nie myliłam się...
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... :)
Przez niego, mam już przynajmniej dostęp do maili,
które dawniej wysłałam do Magdy i Piotra... ;)
Teraz muszę je tylko dokładnie przeczytać,
zanim napiszę do Sądu te wszystkie... protesty. :)
Ale i tak mnie to cholernie stresuje i wkurza... ;)
>>>

Przedwczoraj, też było wesoło, bo Kornelia,
Tomek i mama byli w Komendzie Policji
złożyć swoje zawiadomienia i zeznania
o nękaniu przez tego świra SMS-ami.
Każde z osobna opowiadało o mojej
wstrząsającej krzywdzie i naszej wspólnej
gehennie z jego powodu oraz o tym,
jak nas wszystkich terroryzuje
i zastrasza każdego dnia... ;)
Dzwoni, wysyła SMS-y, puka a nawet wali
w drzwi lub okna, chce się widzieć z dziećmi,
puszcza głośno muzykę, po prostu koszmar... :)
Tego się po prostu nie da opowiedzieć,
to trzeba przeżyć, żeby zrozumieć... ;)
A jakby tego wszystkiego było za mało,
napisał coś do mojego nieżyjącego ojca.
Niepoczytalny, wariat i tyle...! ;)
Mama zeznała, że czuła się bardzo zraniona
tymi paroma SMS-ami, które kiedyś dostała
od swego zięcia, bo nawiązywały do bliskich
jej osób i w ogóle..., zaś siostrze i szwagrowi
nie udała się ich pierwsza rocznica ślubu,
po otrzymaniu wiadomości z życzeniami...
Wszyscy też dali odpowiedni wyraz temu,
jak bardzo się zlękli, gdy kiedyś, w nocy,
bo po godzinie 22, odebrali od niego SMS-a
z zapytaniem o zaginioną fakturę...
A już najbardziej przestraszyła się Kornelia,
kiedy po jakimś czasie dowiedziała się,
że Buka, to taka mroczna i groźna...
postać z bajki o Muminkach ... ;)
Bo przecież wyraźnie zapytał, czy to aby nie
Buka zjadła fakturę, skoro nikt jej nie zabrał
a jednocześnie nigdzie jej nie ma...