ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

wtorek, 30 kwietnia 2013

RUCH POZORU...

(3 LATA TEMU)

Namieszałam ostatnio w tym przedszkolu... ;)
No i teraz chcąc nie chcąc... musiałam pójść
na małe ustępstwo wobec tego oszołoma...
Ale może lepiej opowiem po kolei... :)
Tak, jak się spodziewałam - pojawił się
w przedszkolu i... zdziwił się... :)
Dziś przyjechał, kiedy akurat dzieciaki
były z panią Halinką i panią Asią
w przedszkolnym ogródku i bawiły się.
Kiedy tylko przeszedł przez bramkę
pani Halinka podobno poprosiła go,
czy mógłby przyjeżdżać do Lenki popołudniami,
kiedy dzieci są już odbierane do domów... ;)
Ponieważ... miały tutaj taką nieprzyjemną
sytuację, że przyszłam informując, iż Lenka
podobno... skarżyła się mamusi, że ojciec
odciąga ją od zabawy, i z tego powodu
interweniowałam też u dyrekcji... ;)
Nieco wryty zaczął zaprzeczać temu,
aby coś takiego miało miejsce i żeby
córka mogła się w ten sposób skarżyć...
Wtedy, pani Asia ponoć potwierdziła,
że naopowiadałam sporo nieprawdziwych
rzeczy pani dyrektor z których później
była zmuszona tłumaczyć się, co nie jest
rzeczą prostą, jeśli nie ma świadków... ;)
Wtedy oznajmił, iż bynajmniej nie zamierza
przysparzać im problemów i kłopotu,
dlatego też uda się zaraz z wizytą
do dyrekcji przedszkola i wyjaśni sprawę...
Zanim jednak odjechał... zapytał,
czy skoro już tu jest, to może zamienić
parę słów z Lenką, która już wcześniej
zauważyła go i od jakiegoś czasu,
cierpliwie wyczekiwała pod drzewkiem,
nie wiedząc... czy może podejść... ;)
Zanim skonsternowane panie zdążyły
zająć w tej kwestii zgodne stanowisko,
podobno niespodziewanie kiwnął do córki,
która przybiegła do niego, a gdy ten przykucnął
radośnie objęła go za szyję i przytuliła się.
Nie chcąc stawiać obu opiekunek w niezręcznej
sytuacji, zapytał szybko Lenkę, czy chciałaby,
aby przyjechał po nią popołudniem i zabrał
rowerem na jakąś małą wycieczkę... A niech go..!
Kiedy ochoczo potwierdziła, powiedział jej,
aby zatem przekazała to wszystko mamie...
Po czym pojechał do dyrektorki, z którą
przeprowadził długą i... rzeczową rozmowę.
Niestety, kiedy przyszłam po małą czułam się,
jak pod obstrzałem - z jednej strony Lenki,
która bardzo była entuzjastycznie nastawiona
na dzisiejsze spotkanie z... tatusiem,
z drugiej zaś pań z przedszkola, wszak
twierdziłam, iż nie czynię żadnych trudności
jeśli idzie o kontakty córki z ojcem... ;)
Dlatego też, choć nie bez oporów, zgodziłam się.
I tak miałam w tym czasie jechać z Jankiem
na lekcję gry na gitarze, więc co za różnica...
Gorzej było z moją mamusią, która była bardzo
zniesmaczona takim obrotem sprawy, zwłaszcza
że to ona (pod moją nieobecność) miała wydać
Lenkę temu podstępnemu oszołomowi...
Więc kiedy się pojawił na podwórku i wjechał
rowerem za połowę domu... oznajmiła mu, że ma
nie wjeżdżać pod jej okna, tylko czekać... tam,
Tam, jak... pies przed bramą..., che che...
Po czym, wraz ze swoim kochanym zięciuniem Tomem,
który właśnie błogo uwalił się w starym leżaczku,
usiłowała zrobić sobie rozrywkę z faktu, iż...
chwilę zajęło mu wyregulowanie pasków w kasku
ochronnym, który dotąd używany był przez Janka.
Najwidoczniej czynność ta wydała jej się zdecydowanie
zbyt długotrwała, a być może... całkiem zbyteczna. ;)
W każdym razie..., w końcu... pojechał... ;)
Z tego, co Lenka opowiadała, zabrał ją do Brzeska,
co ją początkowo zaniepokoiło, z uwagi na to,
iż obawiała się ewentualnego spotkania ze mną... ;)
Na szczęście obyło się bez takich atrakcji
i pozostały tylko... lody, karuzele, huśtawki, itd.
Przywiózł ją o... przyzwoitej porze, ale i tak
myślę, że najwyższy czas skończyć z takimi rozrywkmi... ;)
Z tym, że będę musiała to zrobić troszkę delikatniej...,
bo jak się ostatnio okazało..., co nagle, to po... ;)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

KTO Z KIM PRZYSTAJE...

(3 LATA TEMU)

Bardzo owocny ten ostatni tydzień kwietnia... ;)
Każdy dzień przynosi tyle zdarzeń i... emocji... :)
Zresztą nie tylko ja przejawiam... wzmożoną aktywność,
by wspomnieć moje działania dywersyjne w przedszkolu... ;)
ale również moja... kochana mamusia czyni obecnie starania,
aby mi ulżyć w tej wiekiej katordze i cierpieniu z oszołomem.
Nie wspominając o tym, że sama ma go... serdecznie dość... ;)
Właśnie załatwia u komornika, aby wreszcie go eksmitować...
Niestety, pojawił się mały... problem, bo wnosząc o eksmisję
musiała wskazać jakiś lokal tymczasowy, do którego miałby
zostać... zgodnie z literą prawa ;) ...wyprowadzony. ;)
Co prawda, w wyroku eksmisyjnym Sąd uznał, że socjalka
mu się nie należy, no bo przecież... nie jest chory,
ani taki znów stary i pracuje, a więc i... zarabia...,
ale... tzw. lokal tymczasowy to już niestety... tak...
Należy mu się jak... psu buda ;), gdyż formalnie nie ma
eksmisji na tzw. bruk... A szkoda..., byłoby prościej. ;)
Na szczęście z pomocą znów przyszła... ciocia Krysia. :)
Rzecz w tym, iż pomyśleliśmy sobie, aby go wyprowadzić,
po prostu do... schroniska młodzieżowego na "Zielonce". ;)
Przecież Kornelia proponowała mu to już na drugi dzień,
po tym jak uciekłam od tego świra do swojej mamusi...
Tak więc pomysł od dawna był, chodziło tylko o realizację. ;)
No i tutaj właśnie było pole... do popisu dla cioci Krysi... ;)
Dlaczego? ;) Cóż, nie jest tajemnicą, że w tym samym budynku
co wspomniane schronisko, znajduje się również... poradnia,
w której dyrektoruje ciocia Krysia, a kierowniczka schroniska
to wszak... może nie przyjaciółka, ale znajoma... Starczy..! ;)
Tym oto sposobem, nie było większym problemem zarezerwować
mu miejsce w jednym z pokoi... trzyosobowych, przynajmniej
będzie miał towarzystwo i nie będzie już samotny, che che... ;)
Ciocia Krysia zaś, postara się jakoś znieść jego sąsiedztwo... ;)
Ktoś bardziej zorientowany w przepisach powie: Przecież tak się
nie da, bo nie można nikogo eksmitować do schroniska..! Żadnego!
Może i tak... ;) Ale nie będziemy się tym martwić, skoro komornik
nie protestowała... W końcu nie takie robi się... przekręty
w tym kraju..., a ona... zwyczajnie - tak jak i niejeden...
biegły sądowy ;) - chce tylko szybko i łatwo zarobić...
Wystarczy jeszcze przychylności sędziów, a można w ten sposób
całkiem nieźle... doić państwową... i nie tylko państwową kasę
za czystą (choć nie wiem czy w tym przypadku to dobre słowo,
ale nich tam... ;) ...za najczyściuteńszą... fikcję... ;)
Prawie jak J. K. Rowling za swojego Harrego Pottera, z tą różnicą,
że ona to robi całkiem..., całkiem prywatnie i oficjalnie... :)
A tu? Takie prawdziwe, zinstytucjonowane... perpetum mobile
podłączone do... złotej krowy dojnej... - Skarbu Państwa.
I żadnej odpowiedzialności... - to się nazywa praca..! :)
Dlatego też, bez zbędnych przeszkód komornik postanowił
wszcząć procedurę eksmisyjną, więc i mamusia zadowolona. :)


Teraz z innej... beczki. ;) Tak, z beczki, nie... ze szkatuły... ;)
Dzisiaj znów był u nas... Mam na myśli oszołoma, rzecz jasna... ;)
I to dwa razy... Bezskutecznie usiłował porozmawiać z dziećmi. :)
Przyjechał, pewnie prosto po pracy, i nas zupełnie zaskoczył,

kiedy familijnie wygrzewaliśmy się w popołudniowym słoneczku...
Ale i tak byliśmy szybcy i tylko słownie zdążył przywitać się

z dziećmi, które skonsternowane ledwie co mu odpowiedziały
i posłusznie, wyćwiczonym już odruchem zmierzały ku
naszemu ulubionemu okienku, które zastępuje nam drzwi... ;)
A że nie robiły tego z dostatecznym przekonaniem i zwinnością,
to wraz z mamusią pomogłyśmy im w tej ewakuacji, szybko
i zdecydowanie wciągając oboje za ręce do mieszkania... ;)
Niestety, ten oszołom wykazał się nie mniejszym refleksem,
bo kiedy domykałam okienko, zdążył je przyblokować

stopą, tak że nie byłam w stanie całkiem go zamknąć...
Zdenerwowany z lekka tą sytuacją, żądał z nimi widzenia

i pytał dlaczego Janek... nie odbiera telefonu, che che... ;)
Moja mamę to wyraźnie podkręciło, bo aż oczekiwala,

że wybije szybę i będzie mogła zadzwonić na Policję,
ale to ja błyskawicznie przejęłam kontrolę nad sytuacją,

informując go, że jak natychmiast nie zabierze tej nogi,
to zaraz wzywam Policję, bo to już jest... włamanie... ;)
Wprawdzie zakwestionował w tym momencie moją

znajomość prawa, jednak wkrótce odpuścił, chociaż
wyraźnie niepocieszony... i myśleliśmy, że dał sobie
na dziś całkiem spokój, bo przecież to nie weekend ;)
Ale nie... Nie minęła godzina, kiedy znów pojawił się natręt.
Całe szczęście, były u nas moje kuzynki (córki cioci Krysi ;)
z mężami, a dzieci przebywały nie na podwórku lecz w domu.
To znaczy Lenka była w domu, a Janek w mig się tam znalazł. ;)
Przypuszczam, że nie usatysfakcjonowały go takie okoliczności,
bo tylko wygarnął mi przy wszystkich, że robię z niego przestępcę,
a ciekawe czy opowiedziałam innym o... przygodach z Piotrusiem.
W przeciwieństwie do mojej mamusi, która tym razem

wyzwała go od... palantów, nie dałam się sprowokować
i najzwyczajniej w świecie traktowałam go jak... powietrze. ;)
Tak że zdążył jeszcze powiedzieć, iż nie mam odrobiny sumienia
i sobie poszedł... do dawnego mieszkania. Zagląda tam czasem...
W międzyczasie namówiłyśmy mężów kuzynek, aby pogonili drania,
bo przecież sami widzą, że ten potwór żyć nam nie daje...,
a nawet dzieci przed nim uciekają, bo się go boją... ;)
Jako te biedne, kobiece ofiary, oczekujące...męskiej pomocy
i ochrony przed przemocą tego świra, skutecznie połechtałyśmy
ego tych zakompleksionych panów, którzy właśnie mieli szansę
na swoje..., niepowtarzalne, własne pięć minut..., che che... :)
Więc kiedy ten oszołom wyszedł z mieszkania i wsiadł do auta,
z napiętą postawą, hardymi minami (których z pewnością
nie powstydziliby się... pracownicy Biura Ochrony Rządu... ;)
przystąpili do niego i niemalże... otoczyli samochód... ;)

Zachowaniem i słownymi groźbami usiłowali go nastraszyć,
ale nie wiem czy im się to udało, sądzę że raczej nie...,
bo najpierw uchylił szybę i popatrzył na nich z politowaniem,
a gdy jeden z naszych... frajerów zaczął stukać w karoserię,
po prostu otworzył drzwi i wyszedł z samochodu, pytając ich
czy mają jakiś problem i czy może im w czymś pomóc... ;)
W odpowiedzi na ten niespodziewany przejaw altruizmu,

panowie powoli zaczęli wycofywać się na podwórko.
Na odchodne, mąż młodszej kuzynki - ten cokumpluje się
z moim szwagrem Tomem, a który wykazał się już pomocą
w słynnych... remontach naszego dawnego mieszkania

- powiedział oszołomowi enigmatycznie, a jednocześnie
z nieskrywanym zadowoleniem, że wkrótce się przekona...
Przypuszczam, że chodziło mu o eksmisję, albowiem jest to
bardzo aktualny temat w naszych... domach - mojej mamy
i... u cioci Krysi, gdzie mieszka z moją kuzynką... ;)


Przy tej okazji nasuwa mi się pewna refleksja dotycząca...
ludzkiej natury, a wynikająca z wielu... obserwacji... ;)

Wiąże się ona z siłą mojego..., naszego... przekonywania,
która jest tak skuteczna, że czasmi wręcz... przerażająca. ;)
Dajmy na to... ci dwaj... panowie, którzy tak ochoczo dzisiaj
wystartowali do naszego oszołoma, a z którym kiedyś mieli,
całkiem dobre relacje i żadnych powodów do... niechęci...
Z tym starszym, mimo że odludek i mruk - jak mówiła

moja mama, która go dawniej nie trawiła i niejednokrotnie
obrabiała mu tyłek, co momentami aż budziło w nas niesmak
(no ale przecież tylko krowa nie zmienia poglądów, prawda?)
- nie raz dyskutowali..., najczęściej na tematy komputerowe.
Osobiście nie mogłabym go nie lubić, choćby z uwagi na...
jego prywatną kolekcję komiksów, zwłaszcza Thorgala... ;)
Ten drugi zaś - w przeciwieństwie do pierwszego imigranta
- rodowity brzeszczanin, który zna trochę ludzi w mieście
(m.in. w... Sądzie ;), z natury nieco bardziej towarzyski,
niejeden raz wpadając z wizytą wraz z moją kuzynką

prowadził z nim ożywione dysputy, np. motoryzacyjne. :)
Tak..., tak było... Ale to już są bardzo stare dzieje... ;)
A zatem..., chyba rzeczywiście jest dokładnie tak,

jak w tym znanym porzekadle, że kto z kim przystaje...
takim się... staje... ;) U nas się bardzo sprawdza...
Stuprocentowo.... Naprawdę! Nie klamię, che che...
Wiem coś o tym i z... własnego doświadczenia... :)

niedziela, 28 kwietnia 2013

DEZINFORMACYJNA WPADKA...

(3 LATA TEMU)

Czuję, że wraz z wiosną wstąpiła we mnie... nowa energia. ;)
Mimo... przeciwności losu, postanowiłam nie poddawać się,
być silna i dzielna, bo przecież muszę walczyć, by wygrać...
przyszłość dla siebie, a przede wszystkim dla... moich dzieci.
Dlatego nie tylko tworzę... dowody, ale staram się uchronić
moje pociechy przed zgubnym wpływem tego oszołoma. ;)
Na razie mi się to udaje, chociaż - tak jak przypuszczałam
- wcale nie ułatwia mi sprawy... Co to, to nie... Napewno!
Po ostatnich weekendowych (na szczęście nieudanych) próbach
widzenia się z dziećmi, wycwanił się skurczybyk i podobno
specjalnie przyjechał do przedszkola, by zobaczyć się z Lenką...
Wiem, bo córka sama mi się pochwaliła, że był u niej... tatuś.
Wracali właśnie z przedobiadowego spaceru, kiedy ten świr się
tam pojawił, tak że chwilę szli razem, później czekając,
aż wszystkie dzieci się umyją, rozmawiali sobie w szatni,
a następnie odprowadził ją na stołówkę, gdzie z wrażenia
zjadła całą zupę pomidorową, przy której zwykle grymasiła...
Cholera by go wzięła..! Jak on tak mógł... i miał czelność...
bruździć w moich... wielkich planach na przyszłość...
Jeszcze teraz jak wspominam o tym, to mną telepie...
Co on sobie wyobraża..? Myśli, że może sobie tak...
pogrywać ze mną..? Jak zero kontaktów, to... zero!
A nie takie... rycie pode mną i... moją rodziną...
Zareagowałam natychmiastowo, aby mu na przyszłość...
wybić z głowy takie... bezczelne i podstępne pomysły...
Przyprowadzając więc Lenkę do przedszkola...,
wypożyczyłam sobie wychowawczynię... na rozmowę. ;)
Uświadomiłam jej z całą stanowczością, iż nie życzę sobie,
aby ten oszołom przychodził do przedszkola i odrywał...
moje dziecko od zajęć, za które to... ja płacę..., itd.
Poza tym, Lenka boi się ojca (z którym się rozwodzę)
i wcale nie chce się z nim spotykać, bo to jest bardzo
niebezpieczny i nieobliczalny typ..., który dostał wyrok
za znęcanie się nad nami, więc... wszystko może zrobić.
Ponadto boję się, że może wykorzystać sytuację i...
uprowadzić moją córkę i wyjechać gdzieś... w cholerę...
Myślę, że moja gwałtowna interwencja poskutkowała,
ale aby nadać moim... życzeniom odpowiednią rangę,
udałam się również do pani dyrektor na... konsultacje. ;)
Wyłuszczyłam jej dosyć... treściwie o co mi chodzi...
oraz to, w jak trudnej sytuacji znajdujemy się z dziećmi,
z uwagi na... wieloletnie znęcanie się tego świra nad nami. ;)
Niestety, rozmowa z dyrektorką przedszkola okazała się...
trudniejsza niż sądziłam, bo to jest jednak... osoba,
która... twardo stąpa po ziemi i... ma dobrą pamięć,
więc byle kitu czy... chały łatwo nie przyjmie...
(Dobrze, że nie pracuje w... Sądzie lub dla Sądu... ;)
Stąd czułam się trochę... nieswojo i nie potrafiłam
mówić jej tego wszystkiego... prosto w oczy...
Swoją drogą, to miałam dużo więcej do... powiedzenia,
niż zdążyłam podczas tej niekrótkiej wizyty, dlatego też
zdecydowałam się dostarczyć jej nasz życiorys... na piśmie. ;)
W końcu tyle się już opisałam do różnych instytucji i osób,
że nie problem zrobić z tego kolejny... dobry użytek. ;)
Oczywiście, podczas tej... informacyjnej wizyty starałam się...
zaprezentować, nie tylko jako ofiara przemocy domowej,
ale również jako osoba bardzo tolerancyjna, ugodowa
i otwarta na współpracę, a zatem... kierująca się...
przede wszystkim... dobrem dzieci i w żaden sposób
nie utrudniająca im... kontaktu z ojcem..., che che... ;)
Zaznaczyłam, że nie ma potrzeby, aby ten świr widywał się
z córką w przedszkolu, bowiem może uczynić to po zajęciach,
pod warunkiem, że dziecko... zechce, gdyż póki co... Lenka
bardzo boi się ojca i nie chce się z nim spotykać. ;)
Pani dyrektor bardzo życzliwie przyjeła moje... uwagi,
chociaż, niestety, raczej nie dała wszystkiemu wiary.
Zaznaczyła też, iż nie ma prawa zabronić ojcu widzenia
z dzieckiem, oczywiście z poszanowaniem rozkładu zajęć.

Wszystko byłoby całkiem dobrze, gdyby nie mały... zgrzyt,
który miał miejsce już następnego dnia... Cholera..! ;)
Okazało się, iż w międzyczasie dyrektorka zdążyła
skonsultować się z obiema wychowawczyniami Lenki...,
no i... wyszło szydło z wora..., bo pani Asia zdementowała
wszystko to, co wcześniej nagadałam pani Halince...
To znaczy, chodzi o okoliczności ostatniej wizyty tego
oszołoma w przedszkolu i zachowania córki wobec niego.
No i z tego wszystkiego miałam dziś małą... konfrontację
ze wspomnianą panią Asią, która była bardzo zaskoczona,
a może nawet zbulwersowana tym, co naopowiadałam
pani Halince, a następnie powtórzyłam pani dyrektor...
Trochę głupio mi było, że mnie tak... przyskrzyniły,
więc próbowałam jakoś ratować się, zwalając wszystko
na... Lenkę, że to ona widocznie źle mi to przedstawiła... ;)
Niezwłocznie zadzwoniłam z przeprosinami do dyrektorki,
podając to samo usprawiedliwienie na... swoją obronę. :)
Chociaż nie było łatwo..., to i tak jestem zadowolona...
I mam nadzieję, że moja kampania... informacyjna
odniesie spodziewany i upragniony skutek..., che che... ;)
Pewnie się zdziwi oszołom jeden, kiedy znów zajrzy
do przedszkola, a tu nie będzie... tak jak dawniej... ;)
No, ale nie ma co zapeszać... Zobaczymy jak będzie... ;)

piątek, 26 kwietnia 2013

SIŁA EMPATII...

(3 LATA TEMU)

Miniony weekend dostarczył nam sporo wrażeń... ;)
Zwłaszcza sobota, bo wczoraj, tj. w niedzielę,
było raczej spokojnie, poza tym, że ten oszołom,
gdzieś w okolicy południa przyjechał domagając się
widzenia z dziećmi... Oczywiście bezskutecznie... ;)
Ale sobota... Oj, działo się, działo się trochę... ;)
Zaczęło się od przedpołudniowej wizyty tego świra...
Przyjechał właśnie wtedy, kiedy siedzieliśmy sobie
familijnie na tyłach domu - ja i moje dzieci,
moja siostra ze swoim Tytuskiem, nasza mama
oraz ciocia Danusia, którą w weekendy przywozimy,
albowiem jest osobą samotną i schorowaną...
Zjawił się znienacka..., a po jego "dzień dobry"
nastąpiła konsternacja, gdyż nie bardzo wiedzieliśmy,
jak powinniśmy się zachować, zwłaszcza w obecności
cioci, która tylko do pewnego stopnia jest wtajemniczona
w te wszystkie nasze aktualne sprawy, więc wiadomo...
Pierwsza zareagowała Lenka, która przystępując
do mnie zaczęła półszeptem informować mnie,
że oto "ojciec się pojawił...", che che... ;)
Kiedy powtórzyła to ze dwa, może trzy razy,
ten oszołom najwyraźniej to usłyszał,
bo przez chwilę aż zaniemówił z wrażenia... ;)
Widocznie za bardzo przywykł do tego,
że córeczka dotąd mówiła o nim i zwracała się
do niego "tatuś", ewentualnie "tato"...
Hmm, powinien wiedzieć, że nic nie trwa wiecznie... ;)
Zdecydowanie wolę tę formę (jeśli w ogóle dzieci mają
o nim wspominać czy mówić), niż jakieś tam... "tatuś".
Sama zresztą (często w ich obecności) wyrażam się o nim
wyłącznie po nazwisku, a tylko niekiedy "ojciec"...
Mimo to próbował, oszołom jeden, zagadać do dzieci...
Ale Janek też nie był skory do kontaktów z ojcem
i tylko półgębkiem odpowiedział na jego cześć. ;)
Tak więc, błyskawicznie i niemal odruchowo zaczęliśmy
ewakuować się do domu przez drzwi okienne, do czego
równie szybko moja mama usiłowała skłonić ciocię... ;)
Wtedy ten skończony świr wyjechał nam z pytaniem,
dlaczego chowamy przed nim dzieci i zarzucił nam,
że trzymamy je jak w więzieniu, bo już nie wiemy,
jak się na nim odegrać; zapytał też moją mamę,
która właśnie ewakuowała ciocię ;) - czy powiedziała
jej skąd się wzięły te wszystkie nasze problemy...
Wobec takiej jawnej prowokacji moja mamusia nie mogła
pozostać obojętną i z sobie tylko właściwą... kulturą,
a zarazem niekwestionowaną... empatią, che che...,
powiedziała mu to... co akurat miała do powiedzenia...
Zresztą nie pierwszy to (i... nie ostatni ;) raz,
nie szczędziła mu swoich, jakże słodkich słów...   >>>

Co ciekawe, potrafi to robić nie tylko w obecności
Janka i Lenki, czy nawet starszej od siebie cioci,
ale nawet trzymając jednocześnie wnuczę za rękę
- na przemian to słodząc oszołomowi, to zaś dziecku
świergocząc jakieś swoje... tutu ruttu i fiu-bździu... ;)
Wspaniała... podzielność uwagi. Babcia doskonała! :)
Cóż, wszystkim rozpowiadamy, że to właśnie on - świr,
awanturuje się i zachowuje w taki oto naganny sposób
w obecności małych dzieci, zaś one się go boją... ;)
W każdym razie ewakuowaliśmy się do mieszkania,
ale ten oszołom wcale nie poszedł sobie, tylko zaczął
coś kombinować przy rowerze Janka, który to rower kupił
mu w prezencie, jeszcze po Pierwszej Komunii Św.
Przyuważył go, bo stał nieopodal, i nie wiem czemu,
ale zaczął go myć, sprawdzać coś, dokręcać, naoliwiać...
Cały czas przyglądałyśmy się mu zza firan i bardzo...
się nam (tzn. mnie, mojej mamie i siostrze) nie podobało
że cos tam grzebał i kombinował przy tym rowerze...
Dlatego też nie zastanawiając się wiele, zadzwoniłyśmy
na Policję, a konkretnie ja zadzwoniłam do dzielnicowego.
Mam do niego bezpośredni numer na wypadek sytuacji...
nadzwyczajnych i ochrony przed przemocą - to w ramach
tej całej... pożytecznej Niebieskiej karty... Che che... ;)
Niestety, nie udało się mi dzielnicowego przekonać,
że wszyscy czujemy się bardzo... zagrożeni...
Ale kiedy ten świr na chwilę odszedł od roweru Janka
(okazało się, że zaczął tak samo majstrować coś
przy swoim), korzystając z nadarzającej się okazji,
pospiesznie wnieśliśmy go do domu, bo kto wie...,
co ten oszołom mógłby jeszcze z nim wykombinować...
Za jakiś czas wyniósł się wreszcie, ale tylko po to,
aby za kilka godzin znów pojawić się... na rowerze...
Moja mamusia po raz kolejny powiedziała mu kilka słów...,
takich od serca... ;), więc wreszcie pojechał sobie...   >>>

Ale jak się okazało, po godzinie... ponownie
zajechał rowerem na podwórko, kiedy akurat...
przekopywałam mamie ogródek. Lubię kopać w ziemi..! ;)
Na szczęście nie podszedł do mnie bliżej niż na 10 m,
a jedynie z tej odległości coś tam do mnie gadał,
że dzieci nie są moją własnością, przedmiotami,
że źle postępuję i krzywdzę je w ten sposób, itd.
Prawdę mówiąc, zbytnio nie słuchałam tych jego kazań,
ale po chwili znudziło mnie to i sięgnęłam do kieszeni
po moja komórkę, udając, że dzwonię na Policję...
Nie dzwoniłam na serio, bo od jakiegoś czasu,
po tych wszystkich naszych telefonach, zaczęłam
odnosić wrażenie, że nie traktują mnie już poważnie...
Całe szczęście poskutkowało, bo ten natrętny oszołom
coś tam jeszcze powiedział na odchodne i w końcu
zabrał się stąd już na dobre, tak że do wieczora
mieliśmy już święty i błogi spokój... ;)
Następnego dnia, nauczeni sobotnim doświadczeniem
staraliśmy się być nieco bardziej czujni i ostrożni
i nie wychodziliśmy za wiele na zewnątrz...
Przecież po takim świrze, to chyba wszystkiego
można się spodziewać i nigdy nie wiadomo...
co on tam takiego właśnie kombinuje...

czwartek, 25 kwietnia 2013

PRZEDSZKOLNE PRZEPYCHANKI...

(3 LATA TEMU)

Wiosna już w pełni. Lubię ten czas. :)
Wszystko jest teraz takie... intensywne...
I tyle wrażeń przeróżnych. ;) Oj tak... ;)
Ostatnio na przykład miałyśmy (ja z mamusią)
bliskie, lecz niespodziewane spotkanie... ;)
Nie wspomniałam o tym, bo sami widzicie,
że życie dostarcza tyle... tematów,
iż nie sposób o wszystkim na raz... ;)
Poza tym, czasami mam taki mętlik w głowie,
że muszę to sobie wpierw jakoś poukładać... ;)
No, ale wracając do rzeczywistości...
Pewnie się domyślacie, a może nie..., chodzi o...
spotkanie z tym, którego staramy się unikać. :)
Pewnego popołudnia, zachodząc do przedszkola,
aby odebrać Lenkę, z wielkim zasokczeniem
przyłapałyśmy go w tamtejszej szatni,
jak właśnie... pomagał ubrać się córce...

Strasznie nas to wkurzyło i wszczęłyśmy raban,
że pewnie. chce uprowadzić moje dziecko...

Przypomnę, że od jakiegoś czasu staram się
nie dopuszczać tego oszołoma do dzieci... :)
Co prawda, niecały kwadrans wcześniej dzwonił
do mnie, ale zwyczajowo - nie odebrałam... :)
Bo i po co..? Przecież wie, że ma... nie dzwonić!
Cóż... ;) Szybko i stanowczo przywołałyśmy Lenkę
do siebie, mimo jego rozpaczliwych protestów... ;)
Z tego wszystkiego córka... rozpłakała się.
To także starałyśmy się wykorzystać, zwłaszcza,
że mimowolnym i nieco skrępowanym świadkiem
całej tej sytuacji była wychowawczyni Halinka.
Razem z moją mamą głośno wołałyśmy by...
trzymał się z dala od wystraszonego dziecka,
które - co przecież widać ;) - bardzo się go boi.
Tak więc, pewne swego i panowania nad sytuacją,
wprost zapytałyśmy Lenkę z kim chce iść...
No i tu..., ku całkowitemu zaskoczeniu...
moim i mojej mamusi, dziecko odpowiedziało,
że chce iść z... tatusiem... Cholera jasna..!
Za mało jednak pracuję nad małą! - pomyślałam...
Nie spodziewałyśmy się tego... Zupełnie!
Że w ogóle Lenka odważy się na coś podobnego...
Taka mała, a już ma charakter! ;) Po mnie..? ;)
Nie zmienia to jednak faktu, że muszę ją trochę...,
utemperować, bo wyraźnie mi w ten sposób szkodzi...
Bardzo nie lubię, kiedy ludzie mi się sprzeciwiają.
Dotyczy to wszystkich, bez wyjątku, dzieci też... ;)
Prawdę mówiąc, to gdyby nie pani Halinka, to...
myślę, że szybko wyperswadowałybyśmy córce,
iż zupełnie nie ma potrzeby i nie warto iść z ojcem... ;)
Niestety, w tych okolicznościach, ku naszemu
wielkiemu niepocieszeniu i rozczarowaniu...,
musiałyśmy odpuścić i odejść z kwitkiem...
Z duszą... na ramieniu, puściłyśmy ją więc
z tym draniem, przykazując ostentacyjnie,
że może ją zabrać, ale na niezbyt długo...
Na jego szczęście dostosował się grzecznie
do moich... matczynych życzeń, może poza tym,
że przywiózł ją jakieś pół godziny później...
Kiedy pojechał porozmawiałam sobie z córką...
No i wczoraj były... pierwsze efekty. ;)
Ale o tym następnym razem...

środa, 24 kwietnia 2013

EPISTOLARNA SZTUCZKA...

(3 LATA TEMU)

Obiecałam ostatnio, że kolejnym razem wyjawię...
drugą połowę mojego... nikczemnego planu. ;)
A zatem, czyniąc zadość obietnicy, poświęcę
teraz parę słów tej... właśnie kwestii... ;)
Zanim jednak przejdę do sedna sprawy...,
koniecznym będzie - tytułem wprowadzenia
- stwierdzenie, jak bardzo niewygodna dla moich
poczynań, celów i zamierzeń okazała się,
w dosyć nieoczekiwany dla mnie sposób,
moja własna korespondencja elektroniczna.
Przede wszystkim do mojej przyjaciółki Magdy,
gdyż poza nią, to w zasadzie rzadko pisywałam
prywatnie do innych osób, no może z wyjątkiem
Mrocznych Braci - tj. Piotra i Wojtka.
I wcale nie chodzi o te kasowane listy,
które ten oszołom niedawno jakoś odkrył,
ale o te wcześniejsze... zwyczajne, które od lat
wpadały beztrosko do folderu "wysłane"
w programie pocztowym zainstalowanym
w naszym domowym komputerze... :)
Dawniej, zanim miałyśmy w domu internet,
korespondowałyśmy z Magdą pocztą tradycyjną,
ale idąc z duchem... czasu i nowoczesności,
szybko zmieniłyśmy tę formę na elektroniczną. :)
Oczywiście zdarzało się nam od czasu do czasu
wymienić papierowe listy (prędzej pocztówki),
zwykle przy okazji jakichś wycieczek, świąt
lub na przykład przy wysyłce potrzebnych kser...
Niemniej jednak - było to stosunkowo rzadko.
Tak więc od wielu lat, z różną częstotliwością,
pisywałyśmy do siebie e-maile, które pozwalały nam
utrzymywać ze sobą w miarę stały kontakt... :)
Z tej racji uzbierało się całkiem spore archiwum,
które wówczas niosło z sobą to dobrodziejstwo,
że w każdej chwili, nie włączając internetu,
bez problemu mogłam sprawdzić co pisałam. ;)
A pisałam o wszystkim - różne moje przemyślenia,
ale i też zwyczajnie, o tym, co życie niosło... :)
Niestety, całe to dobrodziejstwo zwróciło się...
przeciwko mnie w momencie, kiedy ten oszołom,
już po mojej sławetnej ucieczce do mamusi... ;)
z sobie tylko wiadomych powodów (domyślam się ;)
zaczął przeglądać owe archiwum, a następnie wnosić
wydruki wybranych e-maili do Prokuratury i Sądu.
Nie muszę chyba tłumaczyć, że treść tych listów
stała w ostrej sprzeczności z naszymi zawiadomieniami,
oskarżeniami, zeznaniami i rozgłaszanymi wieściami... ;)
Pospiesznie więc zaczęłam burzyć ten nieco sielankowy
obraz naszego pożycia małżeńskiego i rodzinnego,
wyłaniający się z wnoszonych przez tego świra maili,
stwierdzając, iż to co tam pisałam, to nie jest prawda.
Alarmowałam, że musiałam tak pisać, bo nie mogłam inaczej,
bo cały czas byłam zmuszona udawać, bo on mi tak kazał,
bo on to wszystko czytał i mnie kontrolował, itp. ;)
Trochę bałam się wtedy, czy ktoś mi uwierzy w te głupoty,
ale - całe szczęście - moja interwencja poskutkowała... ;)
Przede wszystkim, tę moją śliczną śpiewkę kupił...
pewien łysogłowy wielbiciel... filmu "Pulp Fiction"
z brzeskiego sądu, który skazując naszego oszołoma
za znęcanie się... wziął ją za... dobrą monetę... ;)
Mało tego, fakt iż ten świr wnosił owe listy do akt
uznał jako najlepszy dowód... jego inwigilacji mnie... ;)
Oj tak, taka współpraca z wymiarem... sprawiedliwości
bardzo mi odpowiada i liczę na jej kontynuację... ;)


Zważywszy jednak, że ostatnimi czasy sytuacja się
nieco... skomplikowała, nie mogę spocząć na laurach... ;)
W tych okolicznościach czuję, iż powinnam organom
stojącym na straży prawa... che che..., podrzucić
parę kamieni do tego... grząskiego gruntu... ;)
Stąd też mój chytry plan i jego... druga część. :)

Chodzi o to..., jak by tu jeszcze..., w dodatkowy sposób
podważyć i zdyskredytować wspomnianą, niewygodną treść
wnoszonych przez tego świra moich licznych e-maili... :)
A jednocześnie jak tu wzmocnić naszą... wiarygodność. ;)
Wiele razy zastanawiałyśmy się nad tym z Magdą... :)
Doszłyśmy wspólnie do wniosku, że najlepszym kontrdowodem
będzie nasza... hmm..., alternatywna korespondencja... ;)
Taka tradycyjna, pisana odręcznie i przede wszystkim...
prawdziwa w przeciwieństwie do tej... internetowej. ;)
Już w zeszłym roku z wolna wdrażałyśmy ten pomysł,
a Magda zeznając w sprawie rozwodowej napomknęła coś
o naszych zwykłch listach, poza korespondencją mailową.
Teraz postanowiłam pójść dalej i przedłożyć do akt...
taką właśnie... prawdziwą korespondencję z Magdą... ;)
Ale nie byle jaką..., tylko taką z kwietnia, maja oraz
przełomu czerwca i lipca 2008, która by ukazała...
właściwy... che che..., obraz rzeczy w tamtym czasie. ;)
Taka... materialna, dowodowa przeciwwaga dla moich e-maili,
zarówno tych kasowanych przeze mnie, jak i nie kasowanych,
a także moich rozmów z tym oszołomem przez komunikator... ;)
Mało tego, dzięki temu będę mogła również... odpowiednio
naświetlić moje relacje z... moimi ulubionymi uczniami,
a przede wszystkim z moim Piotrem, a jednocześnie...
ukazać nieszczęsną dolę... biednej ofiary, która nie mogła
już dłużej znieść małżeńskiej udręki z tym okrutnym oszołomem
- czyli dodatkowa okazja, aby mu porządnie... dokopać. ;)
Stanęło więc przede mną kolejne wyzwanie... literackie... :)
W paru listach muszę zebrać wszelkie istotne kwestie,
ale w taki sposób, aby to robiło wrażenie... czegoś..
naturalnego i całkowicie... autentycznego... ;)
Myślę, że dam radę. ;) Przecież to taka sama....
powieść w odcinkach, jak każda inna..., che che... ;)
Owszem, mogę ją czasem delikatnie okrasić szczyptą
prawdziwych, aczkolwiek zupełnie nieistotnych,
albo odpowiednio... zmodyfikowanych faktów... ;)
Wszak powszechnie wiadomo, że najdoskonalsze kłamstwa
to te, które zawierają w sobie odrobinę prawdy... ;)
Grunt to... siła przekonywania i odpowiednie... tło. ;)
Z drugiej strony boję się, że czasami sama już...
w tym wszystkim trochę się gubię i nie zawsze wiem,
gdzie leży... prawda... Cóż..., czasami tak bywa...

W każdym razie tworzę... :) Piszę te odręczne listy,
w których tak... szczerze, aż do bólu zwierzam się Magdzie
z moich i nie tylko moich problemów... sercowych i innych.
Szukam porady... Bo co tu czynić, kiedy mąż niedobry...,
a Piotr wysyła do mnie takie fale..., że nie mogę się mylić...
A ja..., cóż ja na to..? Pokochałam jego... człowieczeństwo.
Po prostu tak, jak..., hmm... Thorgala z komiksów... ;)
Mniej więcej o to, w tym wszystkim chodzi... ;)
Tak więc myślę, że siła moich nowych... dowodów, czyli...
Listy che che... Heleny..., o których było ostatnio,
jak i moje rękopisy, o których dziś z kolei mowa
- będzie definitywnie miażdżąca...   >>>   >>>

wtorek, 23 kwietnia 2013

PROCESOWA SZTUKA...

(3 LATA TEMU)

Dzisiaj chciałam o czymś... artystycznym... ;)
Wspominałam kiedyś, że mam już pewien pomysł,
aby jakoś wybrnąć z opresji tych nieszczęsnych e-maili
do Piotra i Magdy, które kasowałam zaraz po wysłaniu,
a które, mimo to, ten oszołom jakimś... cudem odkrył.
Powiem więcej, to już nie jest tylko jakiś tam pomysł... ;)
To jest już... projekt, pewien... przewrotny i chytry plan,
który od niedawna sprytnie... wcielam w... życie... ;)
Chociaż, gdyby się nad tym głębiej zastanowić...,
to takie sformułowanie, choć jest tutaj odpowiednie,

to tylko... połowicznie, albowiem w pewnym sensie,
czynię coś odwrotnego, tzn. życie... odcieleśniam...
Ale może dość tej... metafizyki, a więcej konkretów. ;)


Otóż, wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł,
aby autorem tych cholernie niewygodnych listów
uczynić - ni mniej, ni więcej - tylko samego oszołoma. ;)
W jaki sposób? - ktoś zapyta... Ano w... bardzo prosty... :)
Przede wszystkim wzięłam sobie do serca argumentację
zamieszczoną w uzasadnieniu wyroku uchylającego
nieprawomocne orzeczenie w sprawie znęcania,
która to miała przemawiać za autentycznością
tych e-maili, a zwłaszcza stwierdzenie, że są one pisane
w moim, jakże... szalenie charakterystycznym stylu...
Stąd, należało znaleźć sposób, który pozwoliłby

temu świrowi pisać... w tym właśnie, moim stylu... ;)
Ba, nie tylko, że w moim stylu..., ale jeszcze
z całym bogactwem różnych szczegółów... :)
Wydawać by się mogło niewykonalne, prawda..? ;)
Ale nie dla mnie... ;) Wystarczyła tylko odrobina...
wyobraźni..., a przecież tego mi akurat nie brakuje... ;)
Skoro miał pisać listy (podszywając się pode mnie),
pełne różnych detali i w moim stylu, to proste,
że musiał się na czymś... wzorować, che che... ;)
Więc postanowiłam mu stworzyć... taki wzór w formie
cyklu opowiadań, w które ślicznie wkomponowałam
(czasami z konieczności zmodyfikowane) fragmenty
tychże... rzekomo odkrytych ;) moich listów... ;)

W ten oto sposób - ten zazdrosny i posądzający mnie
o zdrady świr... mógł już bez podnoszonych przeszkód

pisać (w moim imieniu) listy do mojego Piotra, dokonując
kompilacji z moich zupełnie niewinnych... opowiadań... ;)
A zatem, wytrwale teraz pracuję nad tym nowym cyklem,
pod tytułem... Na wieki. Listy Heleny nigdy nie wysłane.
Helena, to jedna z bohaterek moich wcześniejszych
opowiadań, tzw. Wieka (o którym już wspominałam),
które z rzadka pisywałam od czasu moich studiów...,
a aktualnie stanowiących pierwszy cykl, zatytułowany:
Na wieku. Zapiski wioskowego grabarza.
Wysłałam je Piotrowi do ocennego przeczytania
tuż przed moim ostatnim wakacyjnym wyjazdem
z mężem i dziećmi nad morze w sierpniu 2008.
Ten jedyny wówczas cykl liczył 50 opowiadań.
Obecnie nieco więcej już, bo ta historia wciąż,
że tak powiem, jest i... żyje, żyje we mnie... ;)
Jej głównym bohaterem jest grabarz Tadeusz,
zaś Helena to jedna z kobiet w jego życiu... ;)
Mam z nimi... silną więź, choć pewnie jest tam
i więcej postaci, z którymi się... utożsamiam. :)
Niedawno postanowiłam zakończyć ów cykl,
uśmiercając Tadeusza..., ale tak... nie do końca... ;)
Ponieważ..., tak naprawdę, to Tadeusz tylko...
zapadł... w śpiączkę i... nie może się obudzić...
Jednocześnie rozpoczęłam trzeci cykl o tytule:
Na wieku. Kronika towarzyska, chronologicznie
najmłodszy, którego akcja toczy się podczas
niezwykłego letargu ekscentrycznego Tadeusza. :)
Tym oto sposobem powstał swoisty tryptyk,
a Listy Heleny..., che che..., dzięki temu nie są...
zawieszone w próżni, lecz stanowią drugą,
środkową, integralną część większej całości... ;)

Dla podniesienia ich walorów... artystycznych
i w ogóle... wplotłam tam własne wiersze
- kilka starych, ale przede wszystkim nowe. :)
Parę z nich, w tym dwa nowe, rzeczywiście
wysłałam Piotrowi w tych skasowanych mailach... ;)

Sprytnie to wszystko... wymyśliłam, prawda? ;)
Jak było i jest naprawdę - wiem tylko ja i co najwyżej
Magda i mój Piotr, zaś inni - tylko tyle i tylko tak...
jak ja tego chcę, no może poza tym cholernym świrem,

ale on... i te jego... święte racje... - to co innego... ;)
Wie, to wie - trudno, stało się... I co z tego..? Che che... ;)
Łatwiej uwierzyć biednej ofierze, niż... prawie przestępcy. ;)
Dlatego ostatnio intensywnie pracuję... literacko...
i pewna jestem, że wszyscy kupią... moje dzieło... ;)
Rodzina i znajomi w zasadzie już połknęli ten haczyk... ;)
W końcu ma się ten wielki dar przekonywania..., che che

oraz tę... przewagę intelektualną nad nimi, no nie..? ;)
A ci wszyscy... prokuratorzy, sędziowie, biegli..?
Cóż, wbrew... oczekiwaniom niektórych... ;)
nie są to... jakieś nadzwyczajne mózgi... ;)
To jest eufemizm oczywiście, che che... ;)
Poza tym, nawet jeśli znalazłby się wśród nich,
ktoś nieco bardziej..., hmm, sprawny umysłowo,
to jeszcze musiało by mu się chcieć... zgłębiać
te zagmatwane szczegóły... ;) A komu się chce..? ;)
Nie wspomnę już o tym, że jegomoście nie są przywykli
przyznawać się do własnych, popełnionych błędów,
a co dopiero, kiedy z takich..., hmm..., czy innych...  ;)
względów głęboko w coś wdepnęli, nie do końca
pewnie wiedząc w co... Na wycofanie się już za późno. ;)


Wszyscy więc, znów zatańczą tak, jak ja... zagram. ;)
I to do..., a może raczej w... mojej procesowej sztuce...

Z pewnością głupi się w tym wszystkim nie wyzna,
a nieco bardziej rozgarniętemu, chce czy nie chce..., ;)
przyjdzie zwyczajnie... przymknąć oko... ;)

Byleby z korzyścią dla mnie, bo o to chodzi... :)
Ale to dopiero... połowa planu. A tak, właśnie tak..!
Jest bowiem jeszcze coś..., nie mniej... perfidnego. ;)
Doprawdy... nie poznaję już samej siebie... ;)

I to chyba coraz bardziej... Trochę to dziwne...
Ale nie szkodzi. Liczy się przecież cel i plan...
O tym jednak... kolejnym razem... :)   >>>

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

RATOWAĆ SYTUACJĘ..!

(3 LATA TEMU)

Tydzień już minął od tej... pamiętnej rozprawy,
o której najchętniej wolałabym... zapomnieć.
Niestety, w tej chwili nie mogę sobie na to pozwolić
i muszę zrobić... wszystko, aby ratować moją sytuację.
Tak więc, zaczęłam intensywnie pracować nad dziećmi... ;)
Najpierw nad Jankiem, a nad Lenką... przy okazji. ;)
Przede wszystkim postanowiłam, że odtąd
żadnych już kontaktów z tym oszołomem...
Koniec. Zbyt długo byłam łaskawa i dobra... ;)
I to był mój błąd... Odtąd już naprawdę koniec!
Nie wiem jak mi to wyjdzie w praktyce...,
bo pewnie ten świr nie da za wygraną,
ale póki co udaje mi się to w pełni...
Janek widział się z nim raz, tuż przed rozprawą.
Już wtedy nie miałam ochoty na to ich spotkanie,
ale tego dnia mój syn właśnie obchodził urodziny,
więc pomyślałam sobie: A niech tam! Ostatni raz... ;)
Spędzili ponad pół godziny w jego samochodzie
przed posesją, bo jak wiadomo - wjeżdżać na podwórko
mu nie wolno, a gdzieś jechać nie pozwoliłam im ... ;)
Mimo to Janek po rozmowie z ojcem wrócił zadowolony

i z jakimiś gadżetami komputerowymi w ramach prezentu...
A później jeszcze, wieczorem, dostał od tego świra SMS
(sorry..., przecież muszę mieć kontrolę nad sytuacją ;),
który utwierdził mnie w przekonaniu, że już czas
z tym wszystkim skończyć, póki jeszcze mogę..:


BARDZO SIE CIESZE JANKU,
ZE UDALO SIE NAM DZIS MILO POROZMAWIAC.
JESZCZE RAZ ZYCZE CI DUZO ZDROWIA
I WSZYSTKIEGO DOBREGO, ABYS STAWAL SIE
CORAZ LEPSZYM I MADRZEJSZYM CZLOWIEKIEM,
I BYS BYL W ZYCIU SZCZESLIWY.
PAMIETAJ, ZE JESTES DLA MNIE BARDZO WAZNY
I BARDZO CIE KOCHAM!


Tego właśnie zawsze się obawiam - każde ich spotkanie
do pewnego stopnia niweczy wszelkie moje dotychczasowe
starania i cały mój przyszły plan, stąd i moja niechęć
do tego rodzaju... spontanicznych kontaktów... ;)
Na szczęście, to ja mam dzieci każdego dnia... pod ręką,
a nie on, a przecież wiadomo - kropla drąży kamień... ;)
Ostatnio więc, jakoś zaraz po rozprawie, kiedy Janek...
nieopacznie odebrał telefon od ojca, to w mig pojął,
że źle zrobił i nieco wystraszony usiłował w miarę
szybko zakończyć tę... niefortunną konwersację,
zwłaszcza że ja, jak i moja mamusia bardzo
tego oczekiwaliśmy i byłyśmy w pobliżu... ;)
Teraz już będzie wiedział, że ma nie odbierać,
dopóki nie ma na to zgody; bez wyjątku...

Na razie działa... i tego będziemy się trzymać. ;)

wtorek, 16 kwietnia 2013

CUD NIEPAMIĘCI...

(3 LATA TEMU)

Cholera. Mam bardzo mieszane odczucia...
To w związku z wczorajszą rozprawą rozwodową,
na której zeznawał mój Piotr, jego brat oraz ich mama.
Oczywiście nie byłam tam, bo na szczęście... nie musiałam.
Moja pani adwokat była. Chyba musiałabym być głupia,
żeby pojawić się na takiej właśnie rozprawie... z nimi... ;)
Podobno niezbyt korzystnie to wszystko dla mnie wypadło...
Piotr niby trzymał się tego, co mu z Magdą radziłyśmy,
ale podejrzewam, że stres tu zrobił swoje i dlatego tak
trochę, bez sensu czasem wyszło... Tak myślę...
Ufam mu całkowicie i wiem, że celowo i świadomie
nie wkopałby mnie za nic w świecie, bo mnie... kocha. ;)
Dlatego przyznał, że otrzymywał... zaangażowane maile. ;)
Ale czy faktycznie ode mnie... to się jeszcze... okaże. ;)
Realizuję już pewien pomysł..., ale o tym innym razem. ;)
W każdym razie, zgodnie z naszymi... ustaleniami,
wszelkie jego i moje wzajemne kontakty - poza mailami ;)
- były oczywiście zupełnie, ale to zupełnie niewinne. :)
Niewinne i w większości... całkiem przypadkowe... ;)
Tego miał się zasadniczo trzymać, a jak bał się na jakiś
temat wypowiedzieć, to miał - tak dla bezpieczeństwa
- mówić w trybie... przypuszczającym, albo po prostu...,
że... ciężko powiedzieć, bo zwyczajnie... nie pamięta... ;)
No i całkiem dobrze mu to nawet szło, gdyby nie to,
że często chronologia zdarzeń mu się mieszała...
A zwłaszcza to, że momentami przesadził z tym...,
jakże wspaniałym i... dobroczynnym... cudem niepamięci...
Bowiem to, że nie pamiętał ;) czy w listach do niego pisałam,
że go kocham i czy na nie odpisywał - to jakoś tam ujdzie...
Ale żeby nie przypominał sobie, aby... hmm... całował się
ze mną... ;) Bez przesady... Wiem..., chciał dobrze... ;)
Ale chyba nie mówił... serio. ;) To by dopiero była heca... :)
Cóż, pozostaje mi tylko liczyć na... kompetencje Sądu
i biegłych lub ich życzliwy... brak spostrzegawczości... ;)
Jeśli idzie o matkę Piotra, to niestety... nie miałam wpływu.
Ta, choć... starsza od syna, prawie wszystko pamiętała. ;)
Ale na szczęście niewiele o mnie i o Piotrze - wiedziała. :)
Chyba tylko tyle, co i inni nauczyciele z mojej szkoły... ;)
Jeśli zaś idzie o Wojtka, to u niego także zdecydowanie
lepiej z pamięcią niż u Piotra... No może z kilkoma,
zbyt oczywistymi i nazbyt jednoznacznymi wyjątkami. ;)
Co... lub jak by nie było... Piotr to przecież jego brat... :)

W każdym razie..., choć nie jest źle, to mogło być lepiej.
Sędzia prowadząca, ale też i moja pełnomocnik, niezbyt są
ukontentowane po wczorajszych zeznaniach świadków...
Podobno już po zamknięciu rozprawy, czyli... poza
protokołem, że tak powiem... na wychodnym, ale za to
przez całe pięć minut, albo i dłużej, pani sędzia próbowała
wyperswadować pozwanemu, iż... dałby sobie już spokój
z tym całym... dochodzeniem do prawdy, bo to sprawa...
o rozwód, a nie o... jakąś tam zapłatę... No właśnie! ;)
I zrobiłby najlepiej, gdyby już... zgodzil się na rozwód. :)
I to bez... orzekania winy! Ponieważ dowody są... jakie są.
I nawet jeśli Sąd oddali powództwo,  to przecież powódka
i tak nie wróci do niego, więc po co to jeszcze przedłużać...
Oczywiście moja pani adwokat..., w sposób dyskretny
w tym wszystkim wtórowała sędzi, no bo... wiadomo... ;)
No, ale ten oszołom, jak to on, miał... swoje zdanie...

Podobno oznajmił, że w bieżących okolicznościach...
prawdopodobnie nie będzie już podtrzymywał swojego
wniosku o oddalenie powództwa, a o orzeczenie rozwodu,
ale... jedynie z wyłącznej winy powódki, czyli mojej...,
gdyż nie znajduje własnej winy w rozpadzie małżeństwa.
I co tu takiemu oszołomowi zrobić..? W przeciwieństwie
do sędzi i pani adwokat nie jest mi z tego powodu lżej...
Ani trochę... Będę więc realizować mój chytry plan... ;)
No i muszę zatroszczyć się o dzieci, wszak odtąd nie mogą
już mieć z tym świrem kontaktu, bo jeszcze gotów mi je
zbałamucić, a przecież czekają nas wszystkich jeszcze
te całe badania psychologiczno-psychiatryczne...
Dlatego lepiej będzie, kiedy o nim... zapomną...
Wiem po sobie, że to całkiem możliwe. ;)
Ot, taki sobie... cud niepamięci...   >>>

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

sobota, 13 kwietnia 2013

piątek, 12 kwietnia 2013

Z PROŚBĄ (3) ...



...czyli psychodeliczny kogel-mogel
w czarno-białym negatywie...   >>>

czwartek, 11 kwietnia 2013

Z PROŚBĄ (2) ...



...czyli neurotyczne widzimisię
hipernarcystycznej ofiary...   >>>

środa, 10 kwietnia 2013

Z PROŚBĄ (1) ...



...czyli psychotyczna dziecinada
neurotycznej siostrzyczki...   >>>

wtorek, 9 kwietnia 2013

WIOSENNE LISTOWIE...

(3 LATA TEMU)

Telegraficznie donoszę tylko,
iż dziś upłynął, hmm..., termin.... ;)
Termin naszego, tzn. mojej mamusi ;)
ultimatum, które postawiłśmy temu świrowi
w liście..., tym co wysłałam mu jeszcze
przed świętami wielkanocnymi do pracy...
Tak, jak przypuszczałyśmy - wciąż nie zabrał
z dawnego mieszkania swoich gratów...
Zamiast tego, oszołom jeden, che che...,
przysłał mojej mamie list za potwierdzeniem.
Tak jak w zeszłym roku, tak i teraz, che che...,
znaczy się przedwczoraj... - nie przyjęła go. ;)
Jeszcze tego brakuje, żeby odbierała od niego
jakieś listy... Bo to wiadomo co tam jest..?
Lepiej być ostrożnym i niech sobie to weźmie...
Tak samo jak i te swoje rupiecie z mieszkania...
Zresztą..., teraz to już egzekucja go nie ominie... ;)
Już my się o to, z pomocą cioci Krysi, postaramy... :)

>>>

czwartek, 4 kwietnia 2013

WIELKI CZAS...

(3 LATA TEMU)

Dziś Wielkanoc...,
więc tylko parę aktualności. ;)
Wiem, dawno nie pisałam...
Jakoś nie mogłam się zebrać... w sobie.
I w ogóle..., ten czas taki... pomieszany.
To chyba przez te wszystkie sprawy...
Tak więc nasz nieobecny
lokator jednak odebrał
moje pisemko (a w zasadzie to mojej mamy),
w którym zapraszamy go do... wyniesienia się
wraz z gratami z naszego dawnego mieszkania... ;)
Przyszło potwierdzenie, a teraz zobaczymy...
co zrobi..., chociaż to bez większego znaczenia... :)
Wiadomo już też, na pewno, że mój Piotr,
jego brat i jego mama będę zeznawać...
Sąd wysłał do stron zawiadomienia,
a świadkom wezwania na... 15 kwietnia.
Cholernie szybko, a to wyjątkowo niedobrze,
bo mamy z Magdą niewiele czasu na...
przemyślenie wszytkiego, zwłaszcza,
że Piotr też musi się z tym... oswoić.
Nie chciałabym na niego zbytnio naciskać,
bo w sumie, to on jest przeze mnie wplątany
w te całe nie...przyjemności, a nie odwrotnie.
Więc trochę, że tak powiem, głupio mi z tego powodu,
ale wiem też, że mnie... na pewno zrozumie, bo mu
ufam, bardziej... niż sobie samej, a to już jest coś...
W każdym razie musimy się... przygotować. ;)
Na szczęście ten oszołom, zdaje się, że wyjechał
na święta do swoich krewnych, bo go nie widać...
A wcześniej koniecznie chciał się widzieć z dziećmi,
ale nie dałam mu takiej możliwości... Jeszcze czego..?
Po tym wszystkim, mam być jeszcze dobra dla niego?
Nie wspomniałam, że po tej niedawnej akcji mojej mamy
na treningu judo, więcej nie posyłamy już tam Janka... :)
Przyznam - było to trochę uciążliwe, takie jeżdzenie
dwa razy w tygodniu, bo albo trzeba się było prosić
mamę (albo szwagra) o podwiezienie, albo busem,
co było jeszcze gorsze, zwłaszcza kiedy śnieg...
Tak więc, przy okazji pretekst się znalazł i przynajmniej
można było dziecku wytłumaczyć, że to wszystko
wina jego ojca, bo to bardzo... nieobliczalny typ... ;)
Tak właśnie..., nieobliczalny... Nie wspomniałam bowiem
i o tym, że kiedyś tam... uciekałam przed nim z krzykiem...
To było jakoś niedługo po tej lutowej rozprawie apelacyjnej,
na której dowiedziałam się, że ten świr trafił na te moje
kasowane listy do Piotra i Magdy i wtedy co został uchylony
ten nieprawomocny wyrok o znęcanie się nad nami...
Otóż poszłam wieczorem na zakupy do Delikatesów Centrum,
a kiedy byłam już przed sklepem zauważyłam, że ten
oszołom też tam jest i właśnie wychodzi z samochodu.
Weszłam więc szybko do środka, ale z tego wszystkiego
zupełnie nie mogłam się skupić i nie kupiwszy niczego,
szybko wyszłam, a może nawet wybiegłam stamtąd...
Wtedy ten świr, który ciągle był przy samochodzie
zaczął coś do mnie mówić i powoli iść w moim kierunku,
a kiedy przyśpieszył kroku - puściłam się... galopem,
ile miałam sił w nogach i zaczęłam na cały głos krzyczeć...
I kiedy tak biegłam i krzyczałam... to on już chyba...
przestał mnie dalej gonić... To było przerażające!
Bo co, gdyby mnie tak dorwał..? Strach pomyśleć...
Ale dość o tym! Kończę, bo znów się rozgadałam... ;)
Dodam tylko, że ten oszołom nawet w Wielkanoc
nie da o sobie zapomnieć, bo już rano w SMS-ie
przysłał mi coś takiego, że... szkoda gadać:

NIECH ZMARTWYCHWSTALY CHRYSTUS
ZAMIESZKA W TOBIE I PRZEMIENI TWE SERCE,
ABYS ZDAZYLA ZAWROCIC Z DROGI GRZECHU I SMIERCI
NA DROGE ZYCIA W MILOSCI I PRAWDZIE.

Chyba w końcu zmienię numer...