ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

poniedziałek, 31 grudnia 2012

IN STATU NASCENDI...



















 
Złożyłem w Panu całą nadzieję;
On schylił się nade mną
i wysłuchał mego wołania.
Wydobył mnie z dołu zagłady
i z kałuży błota,
a stopy moje postawił na skale
i umocnił moje kroki.
I włożył w moje usta śpiew nowy.
Wielu zobaczy i przejmie ich trwoga...


                                                                                                            (Ps 40, 2-4)

piątek, 28 grudnia 2012

SERCE I ROZUM...

(3 LATA TEMU) 

Wygląda na to, że kolejne święta...,
hmm..., kolejne święta... bez niego
mam..., a w zasadzie mamy już... za sobą. ;)
Spędziliśmy je w... rodzinnej atmosferze. :)
Oprócz Magdy pojawili się także nasi artyści... ;)
Mam tu na myśli nie tylko mojego brata Szymona
z żoną, ale również wuja Józefa (z ciocią Anią),
znanego w szerokim świecie jako... Zbyszek. ;)
Czyli dwóch reżyserów pod jednym dachem... :)
Jak zwykł mawiać ten drugi w takich sytuacjach
- co za szczęście, że piorun tutaj nie trafił,
bo jakaż byłaby to strata dla... świata kultury. ;)
Ze świąteczną wizytą wpadła też moja kuzynka
z mężem, ta co mieszka z... ciocią Krysią. :)
Tym sposobem zrobiło się iście... rodowo. ;)
Momentami tłoczno, ale dosyć spokojnie,
zwłaszcza, że ten oszołom wyjechał na święta
do swoich krewnych, a to kawałek stąd... :)
W sumie to dosyć ważne, ponieważ w tym roku
nie mogliśmy się nigdzie ewakuować,
gdyż zwyczajnie byliśmy... uziemieni... ;)
To przez moją siostrę Kornelię, której czas już... bliski.
Spodziewa się swego... Cypiska, tudzież... Tytuska
już w przyszłym miesiącu, więc wiadomo... jak jest... :)
Ale nie będę już zanudzać; wspomnę jeszcze tylko,
że w Wigilię ten świr znów przysłał mi SMS-a,
którym najwyraźniej chciał zburzyć mi
doprawdy rodzinną i... magiczną atmosferę:
 
ZYCZE CI, ABY TWE SERCE ODNALAZLO ROZUM, A ROZUM - SERCE.
NIECH BOZA SWIATLOSC WSKAZE CI DROGE,
NA KTOREJ ODNAJDZIESZ SAMA SIEBIE.

środa, 26 grudnia 2012

EXPRESSIS VERBIS...









Ty bowiem jesteś dla mnie skałą i twierdzą;
przez wzgląd na imię Twoje kieruj mną i prowadź mnie!

                                                                                                                      (Ps 31, 4)

wtorek, 25 grudnia 2012

LOGOS...
















Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało. W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła...
Była Światłość prawdziwa,
która oświeca każdego człowieka,
gdy na świat przychodzi.
Na świecie było /Słowo/,
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak,
którzy Je przyjęli, dało moc,
aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego...


                                           (J1, 1-5, 9-12)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

MAGNA MATER...















...blasku światła wiecznego
i słońce sprawiedliwości,
przyjdź i oświeć siedzących
w ciemnościach i mroku śmierci...

niedziela, 23 grudnia 2012

ŚWIĄTECZNE PREZENTACJE...

(3 LATA TEMU)

U nas nastała już prawdziwie... świąteczna atmosfera. :)
Co prawda, Wigilia dopiero jutro, ale i powodów do celebry
nam nie brakuje już teraz, bo i sporo się ostatnio działo... ;)
Ale może po trochu i po kolei, żeby nie pomieszać... ;)


Zacznę może od tego, że parę dni temu pozwoliłam
temu oszołomowi spotkać się z dziećmi,
oczywiście poza domem... :)
Cóż, w imię... tzw. świętego spokoju itd.; czynię czasem
takie wyjątki i zwykle zabiera je wtedy na basen,
albo do siebie..., tj. do swojej firmy... ;)
Niekiedy zaś, skutecznie mu to udaremniam,
aby nie przyzwyczajał się zbytnio do takich luksusów. :)
Ale tym razem nie czyniłam przeszkód. :)
Zwłaszcza, że w święta ich nie zobaczy,
a zdążył już coś wspomnieć o jakimś prezencie,
który chciał im pokazać i takie tam... ;)
Jak się później okazało, kupił im miniwieżę hifi,
którą tam zademonstrował, a Janka przeszkolił
w obsłudze, aby wiedział co i jak ma włączać.
Potem razem ponownie zapakowali ją w pudło,
które przywiózł odwożąc Janka i Lenkę do mnie.
Cóż, chociaż nie podoba mi się ten pomysł

(dzieciom bardzo, bo zaczęli od razu rozpakowywać,
a Janek nawet dzwonił do ojca, bo przestraszył się,
że niechcący urwał jakiś tam kabelek,
ale ten uspokoił go, że tak ma być i jest OK),
to sama wieża, nie powiem..., jak najbardziej - fajna,
bo cała czarna i hmm... firmowa - Sony. :)
Przypomniałam sobie, że kiedyś planował taki zakup
do pokoju dzieciaków, aby miały własny sprzęt.
W sumie przyda się..., tym bardziej, że swoją zabrał,
zresztą zgodnie z moim życzeniem... ;)
Poza tym, odkąd w październiku wypłaciłam
kasę z jego konta - nie płaci mi już tych swoich
dobrowolnych alimentów, więc... sami wiecie... ;)
Przy okazji - nie wspomniałam, że część wypłaconej
wtedy forsy przeznaczyłam na zakup laptopa...
Zanim udało mi się odzyskać tę forsę,
z którą nie wiedziałam co się stało,
namawiałam syna, aby przy różnych okazjach
podpytywał ojca o nią i... o to, kiedy mu kupi komputer. ;)
Niestety, nie udało mu się wyciągnąć żadnych informacji
na ten temat, poza tą, że pieniądze są bezpieczne.
Podobno mówił mu też, że gdyby nie ta cała sytuacja,
to prawdopodobnie dostałby od nas laptopa na te święta.
Muszę przyznać, że kiedyś faktycznie zastanawialiśmy się

i sama wtedy byłam za tym, aby nieco to odwlec,
póki Janek nie nabędzie trochę wprawy na starym kompie.
Poza tym mógł przecież, póki co, korzystać także
z tego komputera co i my, co też i robił... :)
Ale w bieżących okolicznościach... starałam się nie wracać
do dawnych, rodzinnych ustaleń, o których przecież nikt
poza nami nie wiedział, ani ich przypominać dziecku...
Przecież nie mogę przyznać rację temu oszołomowi... ;)
Dlatego też, wypłacając niedawno kasę z jego konta
i kupując laptopa, mogłam pokazać Jankowi (i nie tylko

jemu), jak spełniam jego marzenia, w przeciwieństwie
do ojca, który potrafi mu tylko obiecywać.. ;)
Dobrze, że nabyłam go już chwilę temu, zanim ten świr
wyskoczył z tym swoim świątecznym prezentem... ;)


Teraz z innej świątecznej... beczki... :)
Wczoraj byłam z mamą w Tarnowie na rozprawie

apelacyjnej dotyczącej nieprawomocnego wyroku
eksmisyjnego tego oszołoma. Zawiózł nas, jak zwykle
zresztą, mój usłużny szwagier Tomek. ;)
Sama rozprawa okazała się... szczęśliwa dla nas. :)
Po krótkim zreferowaniu sprawy przez Sąd i prezentacji...
stanowisk przez strony, kiedy to moja mamusia
miała kolejną okazję odegrać życiową rolę... ofiary
oraz po jeszcze krótszej naradzie tegoż męskiego
składu orzekającego, otrzymałyśmy... spodziewany prezent.
Mianowicie, Sąd oddalił apelację. Doprawdy nie wiem,

jak będzie wyglądało pisemne uzasadnienie wyroku
(o ile ten świr złoży stosowny wniosek - oby nie),
ale ustnie Sąd przedstawił z grubasza takie rozumowanie:
Mieszkanie jest własnością mojej mamy, ja od niego

uciekłam ze względu na wieloletnią przemoc
(nieprawomocny wyrok o znęcanie),
sprawa rozwodowa toczy się już od ponad roku
(a więc zdaniem sędziów lada moment zakończy się
rozwodem), a on i tak już tam przecież, che che...,
nie mieszka... Remoncik się przydał, che che... ;)
A zatem należało oddalić apelację jako... bezzasadną. ;)
Tym samym - mamy prawomocny wyrok eksmisyjny... :)


Dzisiaj natomiast, w brzeskim sądzie otrzymałyśmy
z mamusią kolejny prezent, który po prostu,

dopełnił już czarę naszego szczęścia. ;)
Otóż, zapadł wyrok w tej szczególnie nas bulwersującej

sprawie - tzn. o naruszenia posiadania, czyli...
naszego remonciku, krótko mówiąc... ;)
Rozprawa była krótka - w zasadzie tylko ogłoszenie wyroku.
Sąd po prostu... oddalił pozew tego oszołoma. :)
Nie ukrywam, iż spodziewaliśmy się takiego werdyktu,
zwłaszcza po wczorajszym oddaleniu apelacji... ;)
Zresztą sędzia wiedział o finale tamtej sprawy,
gdyż tuż przed rozprawą dzwonił do Tarnowa,
więc mama nawet nie musiała się na to powoływać.
Wczorajszy wyrok odwoławczy był w dzisiejszej sprawie
- zdaniem Sądu - przesądzający..., che, che... ;)
W końcu... czekał na niego..., prawda..? ;)
Co prawda... z treści pozwu wynika, że jedno do drugiego
ma się... nijak, ale ja tam się na prawie nie znam... ;)
A skoro Sąd uważa inaczej, to chyba wie co robi... ;)


Tym oto sposobem mamy na święta nie tylko prezenty,
ale i święty spokój...; spokój od tego oszołoma... ;)
Cieszymy się i to bardzo... W końcu... idą święta. :)
Teraz będzie można się skupić na przygotowaniach.
Na przykład zrobić kutię. O tak! Lubię takie potrawy,
które mają jakiś przekaz symboliczno-kulturowy.
Podobno u Słowian była to ulubiona potrawa zmarłych,
którzy pojawiali się na Wigilię (do tego pustego talerza).
Kutia jest pyszna, więc nie dziwię się duchom... :)
Wigilia bowiem, była dawniej kolejnym w roku

świętem zmarłych. Lubię taki jej wymiar... ;)
Moja mama też zazwyczaj stawia dodatkowe
nakrycie, ale nie pytałam jej czy to dla zmarłych...,
czy dla jakiegoś..., che che... bezdomnego gościa... ;)
Musicie mi wybaczyć pewne... skojarzenia..., che che. ;)
Ale jak powiedział dawno temu pewien mędrzec:
"nikt nie ponosi odpowiedzialności za swoje myśli".
Jest to jeden z moich ulubionych cytatów. ;)
W każdym razie, mam cichą nadzieję, że ten oszołom
nie zawita do nas, ani w charakterze bezdomnego... ;)
Ani też... jako ten nieboszczyk..., bo jak by nie było,

to on dla mnie jest już zupełnie martwy..., che che... ;)
Aby jednak tradycyjnej gościnności stało się zadość...,
zaprosiłam na święta moją jedyną przyjaciółkę Magdę. :)
Już przyjechała, a zatem... rodzina w komplecie... ;)


Wspomnę jeszcze tylko o tym, że ten świr nie byłby sobą,
gdyby znów czegoś głupiego mi nie napisał.
Wieczorem otrzymałam takiego SMS-a:


CHOCIAZ TAK BARDZO TEGO PRAGNIESZ
- NIGDY NIE BEDZIESZ SOBA,
BO NIE WIESZ CO TO ZNACZY.
JESTES JAK PUSTE, PRZECIEKAJACE NACZYNIE,
KTORE NIEUSTANNIE USILUJE SIE WYPELNIC JAKIMS SENSEM.
JESTES TYLKO WIEZNIEM WLASNYCH MARZEN.
SZKODA, ZE TAK POZNO TO ZROZUMIALEM...
BYLEM ZASLEPIONY MILOSCIA, KTORA CIEBIE WYPELNILEM.
TO WYJASNIA WSZYSTKO.
MIMO TO, NADAL JESTES WSZEDZIE, CHOCIAZ CIE NIE MA...
MOZE ZAWSZE BYLAS ULUDA JENO, MOIM MARZENIEM,
A JA JEGO... WIEZNIEM?


Niedługo później również Magda dostała SMS-a:

SABINA MOGLA MIEC NORMALNE ZYCIE,
ALE TY, W SWYM EGOIZMIE,
WYKORZYSTUJAC MOJE ZAUFANIE,
DO RESZTY WCIAGNELAS JA
W SWOJ CHORY SWIAT.
NIE STARAJ SIE TERAZ
BYC SUROGATEM OJCA I MEZA,
TYLKO SPOJRZ NA WLASNA PODLOSC!


Szkoda słów. Wszystko jasne... Jak słońce... ;)
Po prostu - świr... i tyle. ;)

piątek, 21 grudnia 2012

KONIEC ŚWIATA...














Starożytnych Majów rachuba taka,
że dziś koniec - koniec starego świata.

Słońce już w ciemność największą wchodzi,
czy wnet - jak co roku - znów się odrodzi?

I z zimowego zmartwychwstanie grobu,
by Matkę Ziemię skłonić do porodu?

Mężem jej ten, kto wyszedł z jej łona;
nikt inny smoka-węża nie pokona,

co skarbu życia w mroku pilnie strzeże,
pochłaniając wszystkich słabych w wierze.

Więc co teraz będzie? Co się też stanie?
Martwisz się człeku, zadajesz pytanie...

Zatroszcz się lepiej o światło swej duszy,
bo z tobą czy bez - gwiazda w drogę ruszy

odwiecznym mitu i rzeczy porządkiem,
gdzie mądrość serca - stworzenia wyjątkiem.

Jeżeli wciąż wątpisz - spytaj wariata,
on ma na co dzień taki koniec świata.




"Choćby w moim życiu
wokół wszystko się sypało,
bezpieczeństwo się waliło
i generalnie upadek i chaos
- umiem na gruzach
dotychczasowych nadziei

jeszcze czuć się szczęśliwa,
bo jesteś Ty..."

          (10 września 2008, 11:55:04)


>>>

wtorek, 18 grudnia 2012

DLA JEDNEGO...














...z dwóch...
mrocznych braci bliźniaków
- mrocznego Piotra: Skały - Ziemi
- siedliska mrocznych
nieprzewidywalnych mocy,
mrocznego człowieka,
samotnika i obrazoburcy,
mrocznego ducha przekory,
mrocznej istoty z mrocznej

strony rzeczywistości,
tajemniczego Regisa
- prawdziwego wampira,

...mężczyzny moich marzeń...

...od pewnej...
inteligentnej wampirzycy,
pani Adams, byłej Morticii,
Dil... Banshee, jemioły...
- mroczna dedykacja:


Z głębiny nocy niepojętej
Sen modrooki na mnie kiwa,
W postaci dziwnej, wniebowziętej
Ku światom swoim mnie przyzywa.
Wśród nocy dziwnej, niepojętej
Ocknę się nagle w innym świecie,
Gdzie sama dziwność w ludzkiej szacie
Niepodobieństwa straszne plecie.
W metafizyczną głębię lecę,
Zaświatów jedność trzymam w ręku.

Wtem zezem ku mnie życie spojrzy,
Budzę się w strasznym, podłym lęku.


Jakiś chłód powiał na mnie
- jakby mi koło serca

prześlizgnęła się zimna żmija.
Nieznany stróż, groźny jak mroźna noc,
Uprzejmie zaprasza za bramę
Potwornego, o nieskończonych salach więzienia.
Tam marzenia nasycają się złem
I bóstwo śmierci, czarny nieruchomy kloc,
Upadla strachem pełzające cienie.


Będę kobietą, mężczyzną, dzieckiem,
będę dla ciebie wszystkim - ach,
jak marne jest to słowo - Niczym.
Wiem, że jedna śmierć moja
uczyni mię wszystkim dla ciebie.
Ale ja chcę żyć, to jest trwać w Nicości.


Tylko mężczyzna może czuć bezsens i sens.
Dla mnie, kiedy jestem tak z tobą,
nie ma tej różnicy.
Wszystko jest jednością.
Między tobą a całym istnieniem
nie ma tej przepaści,
która dzieli całość od części.


Potworny, samotny, zbłąkany łeb
Zatacza koła w bezgwiezdnej przestrzeni,
Trawka majowa dziko się zieleni
(Ciężar sumienia jako pyłek strzęp),
Uśmiech zaświatów na umarłej twarzy
Płoszy motyle rozwścieczone słońcem.
Wszystko się zdaje swoim własnym końcem...


Przypominam to dlatego,
ażeby jeszcze bardziej odczuwać przepaść,
która mnie dzieli od mojej przeszłości.
Przeszłość, ofiara mej zbrodni.
Miga się w czarnej pochodni;
Trup się uśmiecha przez zęby,
Daremnie pręży swe kłęby.
Czasem się coś pisze
nie rozumiejąc istotnego sensu.
Potem to przychodzi i trzeba się dziwić,
skąd się o tym wiedziało,
nie wiedząc właściwie nic...

                                                     
                                                                                         (Stanisław Ignacy Witkiewicz)


1>>>        2>>>        3>>>

poniedziałek, 17 grudnia 2012

SAMA W SOBIE...














Niedawno jeszcze - chwil temu kilka
Tropicielką złego byłaś... Wilka?
I ostrą weń kierowałaś strzałę.
Łowczynią bożą, siecią cnót wszelkich,
Stworzoną do rzeczy jasnych, wielkich.
Niedawno jeszcze - chwil temu parę...


Teraz - sama przez siebie ścigana
Własną strzałą otwarta twa rana,
Swojążeś zdobyczą - sama w sobie.
Nad raną każdą - sobą dręczona

Ofiara twoja w sobie zraniona.
Teraz - sama we własnej ozdobie...


Niepewna - między wspomnień kartami.
Fałszywa - między luster oczami.
Oto dwojaczysz we własnej wiedzy

Opleciona przez rajskiego gada
Co to stale własny ogon zjada...

Pętla mądrości to czy niewiedzy?

Rozkosznym śmierci owocem skuszona
We własnych oto sidłach zduszona!
Znawczyni! Samą siebie poznajesz..?

wtorek, 11 grudnia 2012

DOMYSŁY...

(3 LATA TEMU)

Wczoraj późnym wieczorem dostałam
od tego oszołoma dziwnego SMS-a.
Szczerze powiedziawszy, niewiele
z niego zrozumiałam, bełkot jakiś:


Sabinko. Wiem, ze bardzo cierpisz,
bo nie mam juz watpliwosci, na co chorujesz.
Do niedawna nie bylem do konca pewien.
Ale teraz juz jestem.
Moze nawet znajdzie to wkrotce potwierdzenie.
Szkoda, ze duzo wczesniej tego nie wiedzialem.
Bardzo chcialbym Ci pomoc, ale musialabys mi zaufac,
tak jak wczesniej ufalas. Sprobuj.
Nie tkwij w bledach, podobnych do popelnianych
przez Twoja mame, bo przez to skazesz nasze dzieci,
zwlaszcza Janka, na to samo cierpienie,
ktore stalo sie Twoim udzialem.
Chcesz, aby czul w sobie to co Ty czesto czujesz?
Jesli Go kochasz, to mysle, ze nie.
Kocham Cie moja KROLOWO! Zaufaj.


Sam jest chyba chory, skoro takie brednie
mi przysyła, zresztą i bez tego to wiem. ;)
Już myślałam, że dał sobie z nimi spokój,
bo od dłuższego czasu nic mi nie przysyłał.
A tu znowu, taka cholerna niespodzianka...
Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
Mam go dość i w ogóle... Szkoda gadać.
Może tylko jeszcze parę słów o rozprawie,
która odbyła się przedwczoraj w Brzesku.
Byliśmy tam całą, że tak powiem - rodzinką,
by mężnie wspomóc moją biedną mamusię... ;)
W końcu walczy o swawolę, tzn. swobodę,
w swoim ukochanym, własnym domku... ;)
Pierwsza zeznawała nasza ciocia... ;)
Ciocia Krysia, rzecz jasna i oczywista. ;)
Poprosiłam o to sędziego (taki paniczyk

dwojga nazwisk, che che...sprawiający
wrażenie bardzo z siebie zadowolonego),
gdyż pilno jej było na jakieś zebranie...
Poszło więc gładko, bo w końcu spieszyło się jej,
no i... wiedziała co ma mówić, przynajmniej sama
od... siebie, bo jak ten świr zaczął zadawać pytania,
to podobno różnie z tym bywało... i czasem...
zapominała języka w gębie. Ale sędzia przecież...
był tam nie od... che che... parady, więc przychodził
jej z odsieczą, kiedy zaczynało brakować jej słów... :)
Na przykład wtedy, kiedy nie mogła sobie przypomnieć,
czym to - celem zabezpieczenia przed zabrudzeniem
- poprzykrywaliśmy wszystkie meble podczas naszego...
hmm... wielkiego remontu w spornym mieszkaniu...
A przecież każdy głupi to wie, że folią,
więc i nasz sędzia doskonale wiedział... :)
A co wiedział - to sam powiedział... :)
A co powiedział to... zaprotokołował... ;)
Później, kiedy to ja miałam odpowiedzieć
na tego rodzaju pytanie naszego świra, sędzia
zadbał też o to, aby je bez wahania uchylić. :)
Od razu widać, że... profesjonalista. ;)
Zeznawałam jako trzecia, bo po cioci weszła
moja wierna przyjaciółka Magda, która mimo tego,
że od roku nie była w naszym byłym mieszkaniu,
wiedziała prawie wszystko, więcej niż ciocia,
a nawet... che che..., nawet niż moja mama... ;)
Wprawdzie nie słyszałam, co mówiła, bo na sali
mogłam być dopiero (prosząc o pozostanie sędziego)
po własnych zeznaniach, ale tego jestem akurat pewna. :)
Po mnie natomiast zeznawał mój... udzielny szwagier...,
który dzielnie mi pomagał w przeprowadzeniu
tych wszystkich remontów... uzgadnianych
ze mną i moją mamą, jak wszyscy wiedzą... ;)
Drapał ściany..., malował framugi, a nawet...
pssst... wynosił lodówkę do... łazienki. ;)
A remont był konieczny i bezzwłoczny...,
bo wiadomo... jak jest: taras, potop, spękania
i odpadające kafelki w łazience... mojej mamy
(co widać na wniesionych do akt zdjęciach).
Tak więc, bez dwóch zdań, pilna sprawa i już,
ale z różnych, hmm... ważnych powodów...
remont musieliśmy chwilowo przerwać...
i czekamy do... wiosny, stąd i od dwóch
miesięcy nie opłaca się nam wynosić gruzu... ;)
Poza tym ten świr, który przez te wszystkie lata
niczego pożytecznego w domu nie zrobił, przez cały
ostatni rok za nic nie płacił, stąd... wodę ma w studni. :)
A tak w ogóle, to mieszka  tam... nielegalnie
i powinien się wyprowadzić, skoro od niego uciekłam.
Tak uciekłam... ;) Nawet ciocia Krysia to wie,
że uciekłam (a nie wyprowadziłam się, jak powiedział
przy mnie sędzia, którego musiałam w tej kwestii...
wyprowadzić z błędu), zaś moja ukochana mamusia
w swej... wielkoduszności i nieopisanej dobroci
udzieliła mi oraz moim dzieciom... schronienia. ;)
I tego się mamy i będziemy wszyscy trzymać... :)
Po moim szwagrze Tomku sędzia udzielił jeszcze głosu
oszołomowi stojącemu na straży rodziny, sprawiedliwości
i... che che... litery prawa, a następnie mojej mamusi...
Po wysłuchaniu nas wszystkich musiał mieć niezły
mętlik w swej śliczniutkiej główce, choć prawdę
powiedziawszy nie ma to większego znaczenia... ;)
W każdym razie odroczył werdykt do następnej
rozprawy, którą nie bez przyczyny ustalił...
dzień po apelacji w sprawie eksmisji...
A zatem czekamy i... domyślamy się... ;)

niedziela, 9 grudnia 2012

IN PRINCIPIO...













Poezja


Obrazy
Myśli
Słowa


muskają
             trącają
                     szarpią


struny liry

            przerwane
                     splątane


głęboko
w duszy


            trzymane


Dźwięki
Tony
Brzmienia


uroczyste
   soczyste
       czyste


barwy prawdziwe

                 życia kakofonia
                     samotni cisza


kreślą
melodię
                     Istnienia


Wzorem
Początku
Stworzenia

środa, 5 grudnia 2012

SAMA SOBĄ...





















Zagadki same się zgadują,
Wszystko samo siebie tworzy,
Póki się śmierć nie umorzy
Sama sobą, zagadki się radują,
Życie patrzy w zwierciadło
Swej własnej głębi.
Przerażenie samo się zdębi
Ze strachu przed sobą.
To, co samo upadło,
Własną nad sobą żałobą,
Samo swoją ozdobą się stanie
W końcu - nic nie zostanie:
Śmierć jednolita
Zastygnie sama w sobie.
Nic o nic nie zapyta
W swym własnym pustym grobie.


                                                     Stanisław Ignacy Witkiewicz

sobota, 1 grudnia 2012

ADVENTUS...














Mroczna sztuka - "Słowa Kruka"

Kiedy grudnia stają zorze, kładąc mgłę na puste łoże
Zanim w pełni świt rozgorze, jak co roku o tej porze;
Jeden taki - gość cnotliwy, odkąd nie ma z nim Sabiny,
Księgi czyta, woluminy, odsłaniając czarta winy.
Znam ja człeka, o mój Boże! Wciąż rozmyśla, spać nie może,
Wierszem pisze, przeszłość orze; niczym Poe o Lenorze.


Więc się pytam: Czego szuka? Co tak bada? Co za sztuka?
Może też mu... czasem puka? Może też ma... swego Kruka?
I powiedział mi tak skrycie: Nie kracz brachu o wizycie!..
Wie już teraz, co to życie i chce stłumić serca bicie.
Myśl oderwać od Sabiny, bezimiennej mgły dziewczyny;
Co jej grały Serafiny po Dil-Banshee narodziny.


Lecz niełatwe to zadanie, tak, ot - przerwać to kochanie.
Kiedy walczą o przetrwanie - Miłość, Pamięć i Oddanie.
I choć warta krwi wendety. Oj, niestety! Oj, niestety!
Zda się tylko woda z Lety zmyje obraz tej kobiety.
Czartem była i aniołem - jednym, drugim, jakoś społem.
Górą, drzewem, ziemią, grobem: żywą śmiercią, czarnym słowem.


Gdy tak siedzi w nocnej ciszy - księżyc świeci, lecą myszy,
Czasem z nagła coś usłyszy, w tej ponurej, głuchej niszy.
Wycie wilków, sów wołanie, jakieś ciche skrobotanie.
Innym razem cudne granie, albo piękne snów śpiewanie.
Ktoś za oknem czasem puka... Może przyszła właśnie Buka?
Gdy chrobocze tak i stuka - nie wiem czy to sprawka Kruka.


Posmutniały, z bladym licem, żony bada tajemnicę:
Biało-czarną gołębicę, jakieś fatum - latawicę.
Może przerwie to krakanie, zanim dzionek nowy stanie,
Mroczne myśli i wahanie: Tak, o Panie! Nie, mój Panie!
Na cóż bowiem ta zabawa? - Czarny popiół, iskra krwawa.
Rzecze na to: To jest rana! Straszna, straszna, straszna rana!


Toteż dalej tkwi w udręce - zimnych węgli konań męce.
Czyż ma ptaka w swojej wnęce? Który kracze: Nigdy więcej!
Co na biuście Pallas siedzi, patrząc słucha tej spowiedzi?
Mądrze mówi, czy też bredzi? Kruk tu nie da odpowiedzi.
Bo choć stwór to mądry, święty - bywa czasem też wyklęty,
Gdy spoziera na zakręty, w ludzi głębię - dusz odmęty.


Czy mu rozum serce leczy, czy je ostry dziób kaleczy?
Niezbadane są to rzeczy - tego nikt tu nie zaprzeczy.
Duszę ciągle ma zbolałą, nadal tęskni za swą Małą
Co Kruszynką* była zwaną, nim się stała rozsypaną.
Pyta Kruka? Bo sam nie wie: Czy ją szukać ma w Edenie?
Lecz ptak milczy - chyba nie wie. Wód Hadesu zapomnienie?


Ciągle duma, wiedzy szuka. Pyta siebie, może Kruka...
Jak się skończy cała sztuka? Jaki sens ma ta nauka?
Może ulgę mu przynosi? Może zdradę łatwiej znosi,
Co mu serce wciąż tarmosi? Czy dostanie, o co prosi?
Jakiż morał z tego płynie? Kiedy pamięć o dziewczynie
Raz otula, to znów ginie, chyba w Morii - mgły krainie.


Dziwna to historia taka. Widział kto czarnego ptaka,
Bystre oko - też oznaka, co to mówi, a nie kraka?
Choć widziało go już wielu, jako rzeczą, przyjacielu,
Nikt nie słyszał lub niewielu, słowa ptaka i ich celu.
Zwykle milczy, czasem kracze, często słucha i znów kracze.
Nieudolni to tłumacze, gdy nie wiedzą co ten kracze...


---------------
*  Lub Sabinką, jak kto woli - tak czy siak go serce boli.

piątek, 30 listopada 2012

JAWA CZY SEN..?














Dzisiaj będzie coś... niezwykłego... ;)
O pewnej niesamowitej rzeczy, która jakiś czas temu
(gdzieś wiosną 2007) przyśniła się mojej najlepszej
i jedynej przyjaciółce - Magdzie... :) Znacie ją...! :)
Ale myślę, że dzięki temu jeszcze lepiej ją poznacie... ;)
Wprawdzie nie wierzę w przeznaczenie, ani też

w te wszystkie... przepowiednie... i takie tam...,
ale w końcu... co my tak naprawdę wiemy... ;)
Nigdy na pewno nie wiadomo jak jest..., che che... ;)


Otóż śniło się jej wtedy, jak pisała mi w mailu,
że przyjechała do nas na weekend..., gdzie...
Tradycyjnie - miło i leniwie spędzamy czas... ;)
W którymś momencie idę do szafy w przedpokoju,
nie wiem..., żeby coś wyjąć i jej pokazać...
Otwieram drzwi, a z szafy wybiega spora grupa...
małych skrzacików. Są one nieduże, kolorowo ubrane,
w całości pokryte rudo-pomarańczowym futrem.
Są sympatyczne, coś jakby żywe,
nieduże maskotki pluszowe.
Skrzaciki jednak płaczą, histeryzują i lamentują...
Wybiegły z szafy przerażone i w stanie totalnego szoku.
Powtarzały w kółko, że muszą uciekać, że my też

musimy uciekać, ponieważ... obudził się straszliwy potwór,
który nas wszystkich pożre, spali dom...
Jednym słowem - czeka nas wszystkich jakaś makabra...
Podobno usiłowałyśmy razem pocieszać te stworzenia,
że przecież są w domu, że jest bezpiecznie...
i nie ma się czego bać... One jednak patrzyły na nas
z jakimś niedowierzaniem i politowaniem.

Nie byłyśmy w stanie ich uspokoić...
Wytaszczyły z szafy walizki i rozbiegły się
po domu szukać kryjówek, a my zajęliśmy się
przyjemnym spędzaniem czasu... :)
Oczywiście obecność skrzacików była dla nas
czymś normalnym i naturalnym, nie zdziwiła nas
w najmniejszym nawet stopniu... ;)
Następnego dnia szafa... rozpadła się na kawałki
i... wyszedł z niej potwór - ogromna, żółtawa czaszka,
przypominająca kształtem dynię, z kawałkami brązowej,
pomarszczonej skóry poprzyklejanej w różnych miejscach,
poruszająca się na... słoniowych nogach.
Potwór miał błyszczące oczy, którymi mógł podpalić
co tylko zechciał. Ryczał i rozwalał wszystko,
gonił każdego, kogo tylko zobaczył... ;)
Byliśmy straszliwie przerażeni...
Skrzaciki w niczym nie przesadziły...
Nie było wiadomo, kogo i co ratować najpierw.
Lenka uciekała na oślep i krzyczała,
jak tylko ten potwór się zbliżał... ;)
Nie było sposobu, żeby wytłumaczyć jej,
że takie zachowanie jeszcze bardziej go prowokuje.
Wreszcie dzięki jakiemuś pomysłowi Janka
udało się potwora wysłać do ogródka... :)
Krążył jednak wokół domu podpalając ściany,
zaglądał przez okna do środka...,
bo chciał się do nas dostać... ;)
Walił w drzwi i ryczał straszliwie... ;)
Byliśmy przerażeni i nikt z nas nie wiedział co robić.
Magda podobno odczuwała tak wielki stres,

przerażenie i grozę, że po prostu nie wiedziała,
jak sobie z tym poradzić...
Ogarnęła ją jakaś dziwna determinacja.
Jej strach był większy, niż mogła znieść.
I wtedy pomyślała, że wszystko jest lepsze,
niż znoszenie tego strachu...
Poszła więc do ogródka z myślą, że zabije tego potwora.
I wiecie co się stało? On zaczął przed nią uciekać. :)
Goniła go wkoło domu, a zachwycone skrzaciki siedziały
na parapetach okien, i krzyczały: tłuczkiem w łeb potwora!
Tłuczkiem w łeb potwora!
Goniła bowiem tę dziwaczną istotę mając w rękach...,
che che..., mój tłuczek do mięsa... I ostatecznie

zabiła potwora..., właśnie tym śmiercionośnym
narzędziem... ;) Zabiła potwora w sposób następujący:
waliła go po głowie tym tłuczkiem, a on...
po prostu... kurczył się... w sobie... aż zniknął... :)
Mamy nadzieję, że... nie wrócił znowu do szafy,
che, che, che...


Tłuczkiem w łeb potwora to, che che...,
bardzo piękne hasło, prawda..? :)
Spodobało mi się. Magdzie też.

I myślę sobie, że może warto je stosować
przy pokonywaniu różnych innych...

rzeczy nie do pokonania..? ;)
W tak zwanym... życiu.., che che... ;)
Ale przyznacie, że było to wszystko bardzo dziwne...
Ale też niezwykle plastyczne.
I niezwykle... sugestywne. ;)
Magda napisała mi wtedy w liście,

że przeżywała wszystkie emocje tak silnie,
jakby to wszystko działo się naprawdę...
A kiedy się obudziła, to nie była do końca pewna,
czy to się jej śniło, czy to czytała, czy to było naprawdę...


Hmm..., patrząc na ten jej sen... pod pewnym kątem... ;)
Teraz...  z perspektywy... ostatnich czterech lat... :)
Wydaje mi się to wszystko jakoś... dziwnie znajome... ;)
Czyżby sen mojej przyjaciółki był... che, che... proroczy..? ;)
Chyba rzeczywiście jest z niej... dobra wróżka... :)
Lepsza niż te wszystkie Katarzynki i Andrzejki...

i ich przepowiednie z laniem wosku do wody...
A może odwrotnie..? ;) Wszystko jedno... :)
Taka... znakomita wieszczka... :) Pytia..?


Może jednak nie będę dalej rozwijać tego tematu,
z którego jakiś nawiedzony psycholog gotów

wyciągnąć jakieś..., che che..., ciekawe wnioski...
i tak samo mądre teorie, czy interpretacje... ;)
W końcu przecież od dawna istnieje tam ta cała...
psychoanaliza... i tym podobne sprawy i historie... :)
Dlatego bezpieczniej będzie zakończyć ten wątek...
może nieco... przekornie - mądrością Talmudu:


Sen, którego nie objaśniamy,
jest jak list, którego nie czytamy.


Ps.
Tarota też sobie dzisiaj raczej... podaruję. ;)
I chociaż pożera mnie... ciekawość - nie postawię.  ;)

sobota, 24 listopada 2012

JEDNYM GŁOSEM...

(3 LATA TEMU)

Dziś pocztą przyszło zawiadomienie
z tarnowskiego Sądu o terminie rozprawy
apelacyjnej w sprawie eksmisji oszołoma. :)
Ma odbyć się dwa dni przed... Wigilią.
Mama cieszy się, że wreszcie ruszyło; ja też... ;)
Czekam też z niecierpliwością na opinię RODK. :)
Kilka dni temu byłam tam na wywiadzie.
Miałam zatem kolejną okazję pożalić się,
jakiego wrednego miałam męża... ;)
Prawdziwego despotę, któremu musiałam się
we wszystkim podporządkowywać... ;)
Tyrana, który krytykował mnie i kontrolował
we wszystkim i niemal na każdym kroku... ;)
Mimo to, długo znosiłam tę udrękę dla dobra
moich dzieci, mojej rodziny i tak dalej... ;)
Po prostu... takie koszty własne z poczucia
odpowiedzialności za ciągłość rodziny... :)
No i z... tej..., no... che che.., wierności...
Wierności religijnym zasadom małżeństwa..! ;)
Ale narastająca przemoc wobec mnie i dzieci,
zwłaszcza w ostatnim roku wspólnego życia,
przybrała już rozmiary nie do wytrzymania...
Dlatego... uciekłam... ;) Oczywiście z dziećmi... ;)

By je przed nim... chronić, rzecz jasna... ;)
Teraz u mamy czuję się bezpieczniej...
i dzieci też są mniej zestresowane, itp. :)

Mam nadzieję, że to wszystko będzie na piśmie. :)
Wiem, że ciocia Krysia czuwa nad wszystkim,
więc opinia powinna być bez niespodzianek,

taka... jak należy, ale i tak cieszę się,
że mam to już za sobą..., te całe... badania. ;)

Ten świr był podobno na wywiadzie po mnie,
to znaczy następnego dnia. I dobrze...
Przynajmniej nie musiałam go oglądać... :)
Wystarczy, że wczoraj widziałam jego ryj. ;)
W końcu co za dużo, to niezdrowo, che che... :)
No ale, teraz było poniekąd na własne życzenie,
bo wybrałam się z mamą do Sądu na rozprawę.
To w związku z pozwem tego świra o naruszenie
posiadania przez moją mamę, pamiętacie..?
Byli oboje wstępnie przesłuchiawani,
natomiast ja byłam... gościnnie. ;)
Zapytałam sędziego, czy mogę towarzyszyć
mojej mamie, która ma problemy ze słuchem
a i z gardłem u niej nie najlepiej... :)
Prawdę mówiąc, bardzo dobrze się złożyło,
bo przynajmniej miałam kontrolę nad wszystkim. ;)
Tak więc, byłam wczoraj mamy uchem i głosem,
że nie wspomnę o jej-mojej odpowiedzi na pozew. :)
Sędzia na początku rozprawy próbował ich namówić
na jakąś pozasądową ugodę, ale na szczęście
nic z tego nie wyszło, bo moja mama kategorycznie
stwierdziła, że prowadzi remont w mieszkaniu
zajmowanym przez tego świra, z którego przecież
został sądownie (nieprawomocnie) eksmitowany,
zaś wodę to ma... na podwórku w studni... ;)
Jako dowód konieczności przeprowadzenia
niezwłocznych prac remontowych przedłożyła
kilka uroczych fotografii przedstawiających
napęczniałe, odchodzące od ściany płytki
z... jej własnej łazienki... Tak, z jej, nie z jego. ;)
Wprawdzie, ten oszołom zgłosił, że to fotografie

zrobione w mieszkaniu pozwanej, a nie w będącym
przedmiotem sporu - lokum zajmowanym do niedawna
przez niego, zaś płytki sobie tam odłażą już parę lat...
Ale, prawdę mówiąc, nie wiem czy przekonał sędziego... ;)
W każdym razie, Sąd wobec powyższego postanowił
przeprowadzić dowód z przesłuchania zawnioskowanych
przeze mnie (tzn. moją mamę) świadków...
Ekipa - ta sama co zawsze, za wyjątkiem Kornelii,
bo nieboga w stanie... błogosławionym,
więc nie potrzeba jej dodatkowych atrakcji. :)
Tym sposobem czeka nas kolejna rozprawa w grudniu.


Wczoraj, nie dość, że musiałam tego świra oglądać
na rozprawie, to jeszcze później przed naszym domem.
Przyjechał po dzieci, jako że był poniedziałek,
a przecież obiecałam mu to w SMS-ie...

Wtedy, po tej bardzo niefortunnej wpadce
z treningami judo Janka..., wspominałam o tym.
Od tego czasu zwykle pojawia się we wtorki
na sali gimnastycznej brzeskiej podstawówki
i przygląda się jak mój syn tam ćwiczy,
zaś w szatni próbuje z nim chwilę pogadać.
Mnie i mojej mamie nie podoba się to bardzo,
więc staramy się na różne sposoby... ;)
nakłonić Janka, aby unikał tych rozmów.
Starczy mu, jak czasem widzi się z ojcem
we wspomniane poniedziałki... ;)
Z tego co mi młodzi opowiadają,
zabiera ich zwykle na basen
albo do firmy, w której pracuje. :)
No cóż, z pewnością w dawnym mieszkaniu,
z dziećmi już... che che...,  nie poszaleje... :)
No i pora roku też im nie sprzyja... :)
Tak więc, wczoraj tradycyjnie przyjechał po nich,
ale Janka udało mi się skutecznie zniechęcić. ;)

Nawet telefonu od niego nie odbierał..., che che... :)
Gorzej było z Lenką, której ostatecznie pozwoliłam
chwilę pobyć z tym świrem, ale jemu przykazałam,
aby jej nigdzie nie zabierał, gdyż coś jej tam dolega.
Dlatego musiał zadowolić się kilkunastoma minutami
spędzonymi z córką w samochodzie, zwłaszcza,
że... profilaktycznie ubrałam ją... odpowiednio... ;)
Niech wie, kto tu rządzi..! A co.?!

piątek, 16 listopada 2012

CZAS OCZEKIWANIA...

(3 LATA TEMU)

Ostatnie dni, jak było widać,
spędziałam bardzo... owocnie. ;)
Dwie najważniejsze dla mnie sprawy sądowe,
tj. rozwodowa i odwoławcza o znęcanie
- czekają teraz grzecznie na wyniki... badań w RODK. ;)
Pojutrze mam kolejny, ostatni już chyba ich termin.. :)
Moja mama także w... oczekiwaniu na swoje sprawy.
Nie może się już doczekać własnej rozprawy apelacyjnej
w związku z nieprawomocnym wyrokiem eksmisyjnym.
Zapomniałam też wspomnieć, że jeszcze w tym miesiącu
czeka ją przesłuchanie w brzeskim Sądzie...
To przez pozew tego świra, po tym, jak zrobiliśmy mu
we wrześniu..., hmm..., mały remoncik w mieszkaniu.
Napisałam jej odpowiedź na ten pozew, ale to już wiecie... ;)
Myślę, że chyba wybiorę się z nią na tę rozprawę... :)
W końcu jesteśmy rodziną i musimy się wspierać. ;)

Właśnie okazało się też, że operator mojej komóry
odmówił wydania bilingu Sądowi rozwodowemu,
o co ten oszołom wnosił już na wiosnę, a o czym
pani sędzia przypomniała sobie dopiero niedawno... :)
Prawdę mówiąc, ulżyło mi z tego powodu i mam cichą
nadzieję, że ten oszołom nie złoży podobnego wniosku
do sprawy karnej, bo wtedy operator już się nie wykręci...
Oczywiście pod warunkiem, że wcześniej Sąd przyjmie
taki wniosek od tego... podejrzliwego, nieufnego
i chorobliwie o mnie zazdrosnego świra... ;)
Wszak to już nie tylko moje słowa, czy Magdy,
ale... che, che..., naszych milusińskich biegłych... :)
Czuję, że wszystko dobrze się ułoży... :)
Dlatego, nie rusza mnie nawet to, że wczoraj późnym

wieczorem ten oszołom przysłał mi coś takiego: 

Wypelnia sie.
Szary
i przezroczysty.
Przemienia iskry
naszych emocji
w ostre krysztaly
wspomnien.


Lodowaty kowal
skuwa je
w kamien.
Ale nie mowi
milowy on
czy nagrobny...

Kazdy dzien
to dzien mniej
dla nas.
A Ty wciaz
nie uczysz się
na bledach...


Czyżby poeta..? Che che... ;)

>>>

wtorek, 13 listopada 2012

DOBRA WSPÓŁPRACA...

(3 LATA TEMU)

Wczoraj zaliczyłam kolejną wizytę w RODK. :)
Pojechałam tam z Magdą, dzięki czemu cała ta...
wyprawa przerodziła się w niczego sobie,
a w sumie nawet - całkiem przyjemną wycieczkę. ;)
Tym razem w ramach tych... che che..., badań
rozwiązywałam jakieś głupie testy psychologiczne.
Miałam przy tej wybitnej czynności niezły ubaw... ;)
Część testów była na pożółkłych kartkach, które chyba...
pamiętają jeszcze czasy mojego dzieciństwa... ;)
Cóż..., miła niespodzianka, bo akurat lubię taki papier,
niestety nieco gorzej było... z czytelnością druku...
Ale muszę przyznać, że i tak znacznie lepiej wyglądały

od tych testów, które były jakimiś kserami kser...
w piątym pokoleniu... i to chyba nie zawsze
zrobionymi na w pełni sprawnej maszynie... ;)
No chyba, że to wszystko wina operatora kserokopiarki... ;)
Zaś co do samych pytań..., hmm.., ;) czasami poważnie

zastanawiałam się, czy ten kto je układał, miał aby
po kolei w głowie..., albo co on też... pił lub ćpał...
kiedy wymyślał te pytania; przynajmniej niektóre z nich... ;)
Szczególnie wtedy, kiedy klucz odpowiedzi miał się

nijak do zamieszczonego pytania; no chyba, że to efekt
błędów drukarskich lub... paniom kserującym coś się... ;)
W każdym razie, ogólne wrażenie było... porażające... ;)
Na szczęście w pokoju byłam sama i na bieżąco,
telefonicznie mogłam niektórymi wrażeniami podzielić się 
z Magdą, która oczekiwała na mnie na korytarzu... ;)
Wprawdzie trochę to wszystko trwało, ale moja
najlepsza przyjaciółka umilała sobie ten czas lekturą,
bo książek akurat miała ze sobą całą reklamówkę... ;)

Okazało się, że ten oszołom też miał wczoraj badania.
Na szczęście nie widziałam się z nim, bo przyszedł,

kiedy ja od jakiegoś już czasu siedziałam nad tymi
wszystkimi psychologicznymi głupotami, a kiedy
stamtąd wyszłam, on był w środku, przy testach pewnie.
Magda mi mówiła, że kiedy się pojawił na korytarzu,
starała się nie zwracać na niego uwagi. :)
W końcu była bardzo zajęta... - czytała książkę... ;)
Ale ten świr, mimo to, coś tam do niej zagadał.

Parę słów... Jakieś umoralniające pretensje czy coś...
W każdym razie zbyła go pewnym tekstem...,
a on wkrótce wszedł na badania... i tyle... ;)
W połowie przyszłego tygodnia, niestety  czeka mnie
jeszcze jedna wizyta w tej... szacownej instytucji.
Tym razem jakiś wywiad ma być, czy coś w tym rodzaju.
Cóż, mówi się trudno, trzeba to trzeba, najważniejsze,
żeby wyniki końcowe były pomyślne i dobre... ;)

Ale w tym już nie tylko moja... głowa, che, che... :)
Przy okazji wczorajszej wizyty w RODK, byłam także
w Sądzie Okręgowym, gdzie złożyłam do postępowania
apelacyjnego w sprawie karnej o znęcanie moje śliczne
pisemko - pomysł i dzieło głów niewątpliwie wielu... ;)
Wypunktowałam i rozwinęłam w nim kilka niezmiernie

istotnych dla mnie kwestii: kradzież utworów literackich,
dalsze bezkarne pisanie do mnie smsów,
dręczenie mojej rodziny, śledzenie mnie, podsłuchiwanie,
kontrolowanie, groźby kierowane do mnie podczas
uporczywego jeżdżenia za mną..., etc. ;)
Odnośnie niedawno otrzymanej od niego książeczki
z moimi wierszami napisałam na przykład coś takiego:


Ich kradzież i wydrukowanie uważam za łamanie moich praw autorskich, bezprawne posługiwanie się moją prywatną własnością, ale przede wszystkim za dalsze kontrolowanie mnie i znęcanie się
psychiczne, gdyż pan K. był świadom, iż poprzez te działania
sprawi mi dotkliwą przykrość.

Wspomniałam również o tym, że ten oszołom nęka rodzinę,
bo mimo wyroku o eksmisję założył sprawę sądową mojej
biednej mamie i oskarżył o kradzież mebli i sprzętów
(podał nawet kosztorys), żąda by wyremontowała
mieszkanie. Napisałam tam też coś takiego:

Wyrażam sprzeciw wobec sytuacji, w której pan K. nie potrafi
uszanować mojej decyzji o rozwodzie oraz woli mojej mamy
o opuszenie przez niego mieszkania, tym bardziej, że nie posiada

on żadnego tytułu prawnego do użytkowania lokalu. (...)
Zajmowanie przez niego mieszkania bezprawnie trwa już rok.
W tej sytuacji czuję się przez niego nękana i poszkodowana,
a oprócz mojej osobistej krzywdy wyrażam sprzeciw wobec tego,
że naraża moją matkę i ciężarną siostrę na stres
i problemy zdrowotne wynikające z nowej sprawy sądowej.
Poprzez swoje działania pan K. stara się zastraszyć moją rodzinę
i wywierać na nią presję. (...)
Jestem świadoma, iż wyżej poruszone kwestie nie należą

do czasookresu sprawy II K 255/09 (II K 21/09), niemniej
dobitnie pokazują, iż pan K. mimo nieprawomocnego wyroku
za przemoc psychiczną nadal czuje się bezkarny.

Chyba nieźle mu dowaliłam... Ładne, prawda..? :)
Zresztą w drugim moim piśmie, tym napisanym dla mojej
mamy, które właśnie dzisiaj złożyłam w brzeskim Sądzie
Rejonowym, także nie żałowałam słów..., che, che...,
najprawdziwszej prawdy... ;)  I..., a jakże, jej świadków... ;)
Wszystko ładnie i zwięźle wypunktowałam, kończąc...
gwoździem do jego trumny w postaci cytatu zaczerpniętego

z... uzasadnienia wyroku za jego znęcanie się nad nami,
a opartego na fragmencie... opinii psychologicznych...
Swoją drogą to ciekawe, czy wtedy przy badaniu tego świra

przebiegli biegli... też posługiwali się takimi fajnymi, przedpotopowymi testami, z jakimi wczoraj sama miałam do czynienia i... przyjemność w tarnowskim RODK..?
Ale z drugiej strony czy to ważne? Ważne są wyniki..! ;)
Co tam narzędzia? Co tam wiedza i kompetencje...

(sama przecież wiem, jak to wygląda w różnych urzędach,
przychodniach czy poradniach), kiedy liczy się... interes...,
che, che... publiczny. Grunt to... oddanie i przywiązanie
do chlebodawcy... ;) Dobra współpraca z Prokuraturą,
Sądem i właściwa realizacja zamówień czy zleceń... ;)
Ciocia Krysia i moja Magda znają to... od kuchni.
W końcu to dla nich chleb powszedni... :)
A może i bułka z masłem... ;) Mniejsza o to...
W każdym razie z taką... opinią... ;) wysoko mi (nam),
nie podskoczy, a jeśli spróbuje to tylko potwierdzi to,
co o nim przecież już napisano... ;) Doprawdy sprytne... :)
Sama bym tego wszystkiego lepiej nie wymyśliła... ;)
Ale w końcu, co kilka głów to nie jedna...   >>>

niedziela, 11 listopada 2012

LISTOPADOWE DEKLARACJE...











(3 LATA TEMU)

Ostatnie dni mam bardzo pracowite...
Upływają mi na pisaniu... listów do Sądu... ;)
Już w niedzielę zaczęłam od pisma dla mojej mamy.
Chodzi o odpowiedź na pozew tego świra w związku
ze sprawą naruszenia... che che..., posiadania.
Wspominałam niedawno o tym... Oszołom jeden..!
Oczywiście pytam ją, o czym mam tam napisać,
ale mama i tak zdaje się na moje umiejętności... ;)
Postanowiłam stworzyć także coś... dla siebie,
to znaczy do sprawy o znęcanie się nad nami... :)
Oba mam już prawie gotowe, jeszcze tylko parę poprawek,
bo konsultuję różne kwestie z moją przyjaciółką Magdą,
która właśnie jest u mnie... a zna się na rzeczy. ;)
Wiadomo też, że co dwie głowy (i więcej) to nie jedna... ;)
Jutro również przyda mi się jej wsparcie  w RODK. ;)
A przy okazji badań skoczę do Sądu złożyć to pismo. :)

Dostałam dzisiaj od tego oszołoma - obrońcy rodziny
- kolejnego żenującego SMS-a:

Chcialo mi sie zyc przede wszystkim dlatego,
ze mialem Ciebie i dzieci.
Dlatego, ze tworzylismy DOM
oraz mielismy wspolne cele i marzenia.
Pozbawilas mnie tego wszystkiego.
Ponosisz pelna odpowiedzialnosc za to, co sie stalo,
jak rowniez za to, co sie jeszcze wydarzy...
Nie uciekniesz od tego, nawet jesli teraz tak Ci sie wydaje.
Miej tego swiadomosc! Uciekasz nie przede mna,
lecz przed sama soba. Zycie to nie bajka,
ale o tym przekonasz sie sama...

Nie znoszę tych jego umoralniających pouczeń
i niejasnych pogróżek. Mam ich dość! Serdecznie!
Jaki znów dom..? Dom jest przecież mojej mamy,
a on już od ponad roku nie należy do naszej rodziny...
Co innego Magda... Mam nadzieję, że w tym roku
będzie z nami na święta, to już niedługo... :)
Magdę adoptowałam jeszcze na studiach. ;)
Stała się nie tylko moim najlepszym przyjacielem
(podobnie jak niewiele później mój mąż), ale także
moją, a może też naszą... ;) "cureczką"...,
w naszej, jakże uroczej rodzinie... Addamsów... ;)
Pokochałam ją od pierwszego spojrzenia... ;)
Tysiące razy miałam jej powiedzieć, że ją kocham
(bo rozpoczynanie maili od słów "Kochana Madziu"
to jednak nie to samo), ale dopiero pod koniec kwietnia
ubiegłego roku, mniej więcej wtedy, kiedy miałam te
straszne problemy z moim dyrektorem i klasą,
ośmieliłam się napisać jej to wprost...
Może dlatego, że sama dostałam wtedy od niej
maila, w którym przekazała mi wiele miłych słów,
a zwłaszcza to, że mam odwagę... być sobą. :)
Dwa miesiące później, kiedy do nas przyjechała,
po raz pierwszy przytuliła się do mnie i nawet
nie przeszkadzał jej fakt, że to właśnie wtedy
wyznałam jej co też czuję do... mojego Piotra. :)
Od razu widać, że oddana jest mi całą duszą... :)
Zresztą nie ona jedna... ;) A co do przytulania
- ona nigdy wcześniej tego nie robiła...
Zresztą poza mną, raczej do nikogo więcej się
nie przytulała, może za wyjątkiem... drzew.
Zwłaszcza jej ukochanych buków o złocistych liściach,
których pnie mają taką miłą, gładką i srebrzystą
- prawdziwie... wężową skórę... ;)
Doskonale ją rozumiem, bo kiedy byłam nastolatką,
również lubiłam przytulać się do drzew, zwłaszcza tych,
ktore rosły w moim ulubionym lesie na... Jamnej. ;)
Magda na dodatek bardzo lubi rysować drzewa... :)
Często to robi... Rysuje je o wiele częściej niż spirale,
czy zachodzące słońce, najczęściej takie... mroczne,
stare, z potężnymi korzeniami i rozłożystymi koronami.
Te ostatnie zwykle z paroma drobnymi listkami
- ogołocone przez wiatr... ;) A propos liści i wiatru...
Odkąd tylko pamiętam, to chyba każda jej kartka pocztowa,
do nas (czy do mnie) kończyła się takim zwrotem:
"Trzymaj się wiatru" z charakterystycznym listkiem... ;)
Czyli tak, jak na prawdziwą Panią z Taran-gai przystało... ;)
Chociaż od jakiegoś czasu bardziej identyfikuje się ona
z wilkiem stepowym, to kiedyś zwykła przedstawiać się
w ten właśnie sposób - rodem z Krainy Ludzi Lodu... ;)
Innymi słowy - Władczyni Powietrza z tejże sagi:
"Kobieta jakby rozmazana, w jasnej, mieniącej się błękitem szacie, o głosie przypominającym szum w koronach drzew." ;)
Do mnie osobiście bardziej pasowałaby postać Pana Ziemi:
"Ubrany w płaszcz barwy ziemi, osłaniający całą jego twarz,
a głos mówiącego brzmiał głucho", gdyż jak wiadomo
- bardzo lubię ziemię, zwłaszcza świeżo rozkopaną
i jej niesamowity, ciepły zapach i dotyk... :)
Poza tym częściej czuję się... facetem. ;)
Kto wie, może byłam nim w przeszłym życiu..?
Ale mam nadzieję, że reinkarnacja nie istnieje. :)
W każdym razie pasuje do mojej krainy wiecznej młodości
- Tír na nÓg, gdzie zamieszkuje Tuatha Dé Danann
- lud z Sidhe, czyli z ziemnego kopca-grobowca. :)
Swoją drogą wiatr też bardzo lubię, zwłaszcza taki
silny, we włosach, ...przelatujący mnie. ;)
Czy to znaczy, że jestem... latawica..? ;)
Myślę, że bardziej do mnie pasuje określenie
stara wiedźma, albo... czarownica... ;)
Ale one też... latają i lubią latać..., więc w... gruncie
rzeczy... na jedno wychodzi..., prawda..?  ;)
Może lepiej nie będę rozwijać tego tematu... ;)

>>>