ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

piątek, 23 grudnia 2011

GŁODNE KAWAŁKI...

(3 LATA TEMU)

Święta tuż tuż. Jutro Wigilia, na którą
wybieramy się do mojego brata, do Krakowa.
Przynajmniej odpoczniemy od tego oszołoma
za ścianą, bo nie wiem jakie ma plany na święta.
Dzięki tej przedświątecznej krzątaninie,
uspokoiłam się nieco, bo po wczorajszej
wizycie u proboszcza, to mnie cholera brała...
Ale już jest lepiej. Wysłałam w końcu kartki
z życzeniami; wiem późno, ale jakoś mi zeszło.
Jedną posłałam też do mojej teściowej... ;)
Nie chciałabym z nią tracić kontaktu,
bo to wyjątkowo dobry i spokojny człowiek.
Zawsze okazywała mi tyle serca i wyrozumiałości...
Choćby tylko dla mojego wegetarianizmu... ;)
Aż mi głupio było czasem, że przyjeżdżam tam,
a ona obsługuje mnie, jak jakąś królową. :)
Zwłaszcza, gdy robiła dodatkowe dania,
jarskie - specjalnie tylko dla mnie... :)
Bardzo starała się, żebym nie była u niej głodna. :)
Tak dobrze, to nawet u własnej mamy nie miałam... ;)
Dlatego zawsze będę uważać, że jest
najlepszą teściową, jaką mogłabym mieć...
i trochę szkoda mi tej znajomości.
Tak więc, wysłałam do niej kartkę
ze świątecznymi życzeniami, a do koperty,
zamiast opłatka, włożyłam jeszcze mój list.
Napisałam w nim całą prawdę o jej podłym synu,
tak od serca, szczerze, żeby wiedziała jak jest
i dlaczego nie mogę już z nim dłużej wytrzymać,
dlaczego się rozwodzę i nie mogę już z nim być!
Kiedyś napisałam podobne maile do jego sióstr,
ale do niej... jakoś nie mialam wcześniej odwagi.
Poza tym, wkurzył mnie przez tego księdza,
a jeśli jednak pojedzie tam na święta,
to będzie miał niespodziankę, no nie? ;)

Dziś po południu znów przysłał mi SMS-a:

Rz 12, 21

Tym razem nic z tego nie zrozumiałam
i nawet zapytałam go o to wieczorem,
choć on twierdził, że to ja coś pokręciłam.
Nie wiem, w każdym razie przemogłam się
i rozmawiałam z nim dziś chwilę w progu.
Jak dla mnie zdecydowanie za długą... ;)
Ale chciałam się dowiedzieć, co zamierza
i skłonić go do wyjazdu na święta do rodziny.
W sumie niewiele się dowiedziałam,
ale przynajmniej oznajmiłam mu,
że zabieramy się z dziećmi na Wigilię
do Szymona i nic tu po nim... :)
Wbrew moim obawom, jakoś to przełknął,
chociaż pod warunkiem, że później on
wyjedzie z nimi do swoich krewnych.
Nie podoba mi się ten pomysł,
ale zobaczymy jak będzie... ;)
W pewnym momencie próbował
skierować rozmowę na temat,
jak dla mnie, szczególnie... drażliwy,
ale na szczęście Kornelia z Tomkiem
w porę przyszli mi z odsieczą. ;)
No i wtedy, dopiero zrobiło się wesoło... ;)
Z parokrotnym nawrotem akcji...
- w sumie chyba ze dwie godziny. :)   >>>