ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

wtorek, 20 grudnia 2011

FIDES SINE CULPA...

(3 LATA TEMU)

Idą święta, więc mam cichą nadzieję,
że wyjedzie do swoich krewnych
i będziemy mieli święty spokój. :)
Oczywiście sam, bo dzieci mu nie dam... ;)
Byłam ostatnio wraz z Jankiem u spowiedzi...
Rzadko, bo rzadko, ale czasem chodzę,
bo to ma pewien etnograficzny urok... ;)
Jest pewną konsekwencją przyjętej drogi, no nie ważne...
W każdym razie, jego ojciec dowiedział się o tym,
bo synek po wczorajszej wizycie u niego pytał mnie,
czy aby na pewno mogę przystąpić do komunii. :)
Zapewniłam więc Janka, że naturalnie - mogę,
bo byłam u spowiedzi i powiedziałam księdzu,
że się rozwodzę, a on to zrozumiał
i bez problemu dał mi rozgrzeszenie... :)
No, bo jak inaczej...?
Przecież to... nie moja wina, tylko jego,
że nie będziemy już rodziną...
A tak w ogóle, to w najbliższych dniach
wybieram się do proboszcza po zaświadczenie,
bo mam być matką chrzestną mojego bratanka... ;)
Cieszę się, ponieważ bardzo lubię chrzty. :)
Pewnie dlatego, że wtedy nadaje się dziecku imię...,
a imiona - jak powszechnie wiadomo - to moja obsesja. :)
Jest w nich bowiem coś... magicznego. :)
Może kiedyś o tym więcej opowiem... ;)
No, a matka chrzestna - to taka... dobra wróżka,
która dziecku dobrze życzy..., czyż nie...? :)
Dlatego zawsze lubiłam te klimaty
i mam do tych tematów pewną słabość. :)

A wracając jeszcze do spowiedzi,
to przypomniałam sobie pewną, zabawną historię,
z tegorocznych, marcowych rekolekcji parafialnych,
kiedy byłam tam razem z moimi gimnazjalistami. ;)
Przyprawiłam wówczas księdza spowiednika o szok,
kiedy mi próbował powiedzieć, że przede wszystkim
jestem nie nauczycielką, a kobietą i matką.
A ja mu powiedziałam, nie, proszę księdza, przede
wszystkim jestem człowiekiem. I to nim wstrząsnęło.
Zaczął mówić do mnie w zupełnie inny sposób
i traktować, powiedziałabym, z szacunkiem.
Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak właśnie było. :)

No a teraz, to mam rekolekcjonistę za ścianą... ;)
I sama już nie wiem, który z nich gorszy... ;)
Czy ten z wiosennych rekolekcji w kościele,
który usiłował wciskać moim uczniom takie bzdury,
jak na przykład to, że pogoń za marzeniami jest złem,
czy ten nasz domowy, zza ściany, a może drzwi,
który próbuje nas nawrócić SMS-ami... :)
Wczoraj najwyraźniej urządził nauki mojej mamie,
bo "słowo boże" skierował do niej aż trzema SMS-ami:

W obliczu powaznego kryzysu malzenstwa
mozemy szukac rozwiazan latwych
albo madrych i uczciwych.

Kosciol katolicki w zadnej sytuacji
nie proponuje rozwodu,
gdyz nie wolno komukolwiek proponowac
lamania przysiegi zlozonej
wobec Boga i czlowieka.

Nie istnieja lepsze sposoby
przezwyciezenia trudnosci zyciowych,
niz te, ktore sa zgodne z Ewangelia.

Tak więc, chociaż strasznie nas to wkurza i irytuje,
to tym razem nieźle się uśmialiśmy... :)