ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

wtorek, 13 grudnia 2011

BEZ REZULTATU...

(3 LATA TEMU)

Doszły mnie ostatnio słuchy,
że po wsi coraz głośniej gadają,
że puściłam się z uczniem.
Wkurza mnie to i stresuje!
Dobrze, że wcześniej zareagowałam
i poskarżyłam się na jego chorobliwą zazdrość,
bo teraz, oj niełatwo by było, niełatwo...
Ale wciąż wracam przy rodzinie do tej kwestii,
opowiadając, że tylko zaprzyjaźniłam się
z uczniem, z którym wymieniłam czasem maila
i porozmawiałam niekiedy w szkole na przerwach...
To tak, na wszelki wypadek, żeby nie mieli wątpliwości,
kiedy już dotrą do nich te cholerne, wsiowe ploty...
Powtarzałam im, że temu despocie i zazdrośnikowi
to nie podobały się nawet te zupełnie niewinne kontakty
i ciągle zarzucał mi, że go zdradzam..., od dawna...
A teraz, kiedy ujawniłam jego przemoc, wobec mnie i dzieci,
opowiada ludziom takie herezje, żeby uniknąć
odpowiedzialności za to, co przez te wszystkie lata robił.
Aby utwierdzić ich w przekonaniu, że nie zmyślam,
tylko mówię szczerą prawdę - pokazałam im jego SMS-y... ;)
Oczywiście nie wszystkie, tylko te, w których mi grozi
i wspomina o zdradzie... Dziś to pobił już rekord
- wysłał ich chyba z dziesięć, prawiąc mi morały
i wylewając swoje żale. Żałosne...
Jednego przysłał nawet mojej mamie:

KIEDYS ZAMYKALAS ROMKA, TERAZ MNIE.
Z KAZDEGO CHCESZ WARIATA UCZYNIC?
MOZE NAJWYZSZY CZAS SPOJRZEC NA SIEBIE?

To pewnie pokłosie wczorajszego, kiedy przy dzieciach
zatrzasnęła przed nim drzwi i zamknęła na klucz... :)
No, to dolał tym SMS-em oliwy do ognia. Dobrze. ;)

Ale i bez tego mama podminowana jest ostatnio...
Po tym, jak przyszła do mnie kopia jego wniosku
o przesłuchanie świadków w sprawie rozwodowej,
wśród których znalazły się nasze najbliższe sąsiadki,
pofatygowała się do nich i próbowała je przekabacić...
Niestety, bezskutecznie i dlatego jest wściekła.
Próbowała powoływać się na wieloletnią znajomość,
dotychczasowe, niemalże rodzinne, relacje, itp.
Ale nie pomogło, bo jej mówiły, że przecież nie będą
niczego zmyślać, ani kłamać, tylko powiedzą co wiedzą.
A z tego, co przez te wszystkie lata widziały, to nasze
małżeństwo było w porządku, a nawet wzorcowe.
Dlatego nie powinna się niepokoić, bo ani na mnie
nic złego nie powiedzą, ani na niego...
No, ale mamie to nie wystarczyło i poczuła się
bardzo urażona, że nie chcą trzymać jej strony.
W sumie to nikt się u nas w domu nie spodziewał,
że któryś z sąsiadów może poświadczyć za niego...
Ale cóż, jak się okazało, na to nie mamy już wpływu...
Podobnie jak i na fakt, że od października parkuje
na podwórku sąsiadów, po tym jak mama zakazała
wjeżdżać mu na nasze. Tutaj także kiedyś próbowała
interweniować u sąsiada, ale podobnie - bez rezultatu...
Mogę sobie tylko wyobrazić, jaki to cios dla niej.
Przecież to on jest tutaj obcy, a ją znają od lat...
A tu taki afront... Tym bardziej, że mama zawsze
zwracała uwagę na to, co ludzie powiedzą...
Ja się nimi, aż  tak nie przejmuję i mam to gdzieś... ;)
Póki co, mamie udało się częściowo nastawić tych,
co nas mniej znają i mieszkają trochę dalej... ;)
Kornelia też pracuje nad "opinią publiczną" ;)
i swoim znajomym oraz krewnym Tomka opowiada,
jaki to mam wielki kłopot ze swoim wrednym mężem.
Wspólnymi zaś siłami, informujemy całą naszą rodzinę.
Dobrze, bo samej było by mi trudno temu podołać... ;)
W sumie to nie robię tajemnicy z mojego rozwodu,
ale też nie trąbię o tym wokół; czasem wspomnę
mimochodem na lekcji lub jakiejś koleżance w pracy,
zwłaszcza w sytuacji, kiedy Kornelia przygotuje grunt. :)
Ostatnio staram się również odnowić znajomość
z jedną, z moich licealnych przyjaciółek.
Niedawno urodziła dziecko, więc będzie pierwszy,
wspólny i dogodny temat do rozmów. :)
Miałam jakiś czas temu wybrać się do niej,
ale teraz wolę zaprosić ją do siebie.
Niech zobaczy, gdzie znalazłam schronienie. :)
Poza tym, jej mama pochodzi z mojej wsi i pracuje
w... Sądzie Rejonowym i to w Wydziale Rodzinnym... ;)
Nie, żebym była taka wyrachowana, ale nigdy nie wiadomo,
jakie kontakty i do czego mogą się w życiu przydać... :)
Działania te, niestety, kosztują mnie sporo zdrowia i nerwów.
Chciałabym mieć to wszystko już za sobą i spokój,
ale to nie takie proste, jak się może komuś wydawać,
a przynajmniej nie z nim, bo jest wyjątkowo podły.