ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

niedziela, 12 stycznia 2014

(O)BŁĘDNE WRAŻENIE...

(3 LATA TEMU)

Jestem dopiero co, po bardzo... zajmującej lekturze... ;)
Mam tutaj na myśli... 31 stron stosunkowo drobnego
(jak na pisma sądowe) druku, będącego uzasadnieniem
niedawnego - choć długo oczekiwanego - wyroku rozwodowego.
Przyznaję, iż jestem miło... zaskoczona, że Sąd tak sprawnie

z tym się uwinął, szybciej niż którykolwiek dotąd, mimo iż
właśnie to... dzieło jest najbardziej... monumentalne... ;)
Przypuszczam, że po prostu sędzia wcale... nie zwlekała

z tym pisaniem na..., che che, ostatnią chwilę..., czyli...
aż do... ogłoszenia wyroku, tylko wcześniej już sobie...
co nie co, przygotowała i stąd ta przedterminowa wysyłka. :)
Sama też uważam, że grunt to... dobra organizacja pracy. ;)
Co do, hmm... treści... to znów mam... mieszane uczucia.
Zresztą, trudno ich nie mieć..., kiedy już samo uzasadnienie

jest kompletnie pomieszane, gdyż wnioskowanie w wielu
miejscach zwyczajnie się... rozłazi, choć doceniam te...
wszystkie... ekwilibrystyczne starania, naprawdę... ;)
Pewnie nie było jej łatwo... pogodzić wszystkie dowody,
tak aby pokrywało się to z sentencją ogłoszonego wyroku...
i tym co przedstawiła w swym ustnym uzasadnieniu... ;)
I tak, przyznać to muszę, nieźle się... nagimnastykowała,
aby wszystko ładnie... dopasować i ślicznie uczesać... ;)
Przynajmniej... tak na... pierwsze wrażenie... ;)
Niestety, niektóre jej... akrobacje wydają się mi bardzo...
niebezpieczne, zbyt śmiałe i... ryzykowne, cholerka...
Boję się, że ten oszołom, czyli pozwany nie przejdzie
obok tego obojętnie i, znając go, pewnie się odwoła...
No bo niby wszystko ładnie, cacy, ale dla kogoś... myślącego,
kto umie czytać ze... zrozumieniem, a przy tym czytając
kolejne strony pamięta... co było na wcześniejszych...
(wbrew pozorom dla wielu jest to niezwykle trudna sztuka ;)
to całe to cudne uzasadnienie... mojej wolności, to jest
niestety bardzo... krucha konstrukcja, żeby nie rzec...
figura niemożliwa; całość sprawia... obłędne wrażenie,
jakby sędzia pisała to na raty (i z pewnością tak było),
z tym, że prawa logiki raz ją obowiązywały, innym razem nie. ;)
Taka... - możnaby powiedzieć - sądowa schizofrenia, na którą
cierpią również biegli sądowi, którzy wydawali dotąd opinie.
Czyżby to była jakaś... choroba zawodowa, che che... ;)
Ale dość tych uszczypliwych żartów, przecież wiem, że...
to wszystko... z mojego powodu i dla mnie... te starania. ;)
Rozumiem przecież, że nie wszystko mogą napisać tak...
jakbym sobie tego... życzyła, bo to byłoby jeszcze bardziej
ryzykowne, zwłaszcza że ten świr ciągle patrzy im na ręce.
Na szczęście oprócz niego, mało kto zapoznaje się szczegółowo
ze wszystkimi dowodami w aktach i je naprawdę analizuje...
Stąd możliwa ta niezwykle... pokrętna i bardzo wybiórcza logika,
która ma dowodzić, że sprawy się miały, jak mieć... powinny. ;)
Wiem, że nie było to łatwe i... sporo kosztowało... wysiłku. :)
Nawet... jeśli końcowy efekt... nie w pełni mnie zadowala...
Ale... jak tu można spać spokojnie - pomimo tego, że zostało to
spożytkowane z korzyścią... dla mnie, tworząc zarazem śliczną
firaneczkę bezstronności i obiektywizmu - kiedy mimo tylu moich
(i nie tylko moich)... starań, Sąd wypisuje takie rzeczy:


"Z kolei jeżeli chodzi o kwestionowane przez powódkę wydruki
wiadomości mailowych dołączonych do pisma procesowego pozwanego
z dnia 8 marca 2010 r., to sąd uznał, iż należy uznać je
za autentyczne i pisane przez powódkę. Trudno bowiem uznać,
iż pozwany – tak jak twierdzi powódka – spreparował samodzielnie
te wiadomości, wykorzystując jej teksty z przedłożonej
przez nią książki, którą pisała.
W pierwszej kolejności należy bowiem podnieść, iż – jak zeznał
świadek Piotr T. – otrzymywał on wiadomości mailowe od powódki
podpisane nickiem "Dil”, w których powódka pisała o swoich
uczuciach do niego. A skoro – jak sam zeznał – w zasadzie
od września 2008 r. nie prowadził już korespondencji mailowej
z powódką, to wiadomości te musiał otrzymać przed tą datą.
A zatem nie można uznać, iż pozwany dopiero w toku tego postępowania
sam przygotował treść tych wiadomości i przedłożył je do sądu
jako dużo wcześniej wysyłane. Z kolei gdyby pozwany sam pisał
te wiadomości w imieniu powódki jeszcze przed wrześniem 2008 r.
i przed tą datą wysyłał je do Piotra T., to zapewne przedłożyłby je
do akt już wtedy, gdy przedłożył wcześniejszą korespondencję mailową
powódki tj. w styczniu 2009 r., a nie czekał z tym aż do marca tego roku.
Należy więc uznać, że wiarygodnym jest twierdzenie pozwanego,
że korespondencję tę udało mu się odzyskać z twardego dysku
dopiero na początku tego roku i że wiadomości te pisała jego żona,
a następnie kasowała je. Stąd też omawiane dowody z dokumentów
zachowują w pełni właściwą dla siebie moc dowodową nadaną przepisami
art. 244 i 245 k.p.c. (...)
...przy dokonywaniu oceny dowodów z dokumentów, sąd uznał
iż maile przedłożone przez pozwanego w marcu 2010 r. zostały
napisane przez powódkę i są autentyczne."


W tym całym nieszczęściu, całe dla mnie... szczęście, że owe...
zachowanie... w pełni właściwej dla siebie... mocy dowodowej,
zostało potraktowane przez Sąd... czysto teoretycznie...
I chwała mu chociaż za to... Normalnie... obłęd! ;)