ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

piątek, 26 kwietnia 2013

SIŁA EMPATII...

(3 LATA TEMU)

Miniony weekend dostarczył nam sporo wrażeń... ;)
Zwłaszcza sobota, bo wczoraj, tj. w niedzielę,
było raczej spokojnie, poza tym, że ten oszołom,
gdzieś w okolicy południa przyjechał domagając się
widzenia z dziećmi... Oczywiście bezskutecznie... ;)
Ale sobota... Oj, działo się, działo się trochę... ;)
Zaczęło się od przedpołudniowej wizyty tego świra...
Przyjechał właśnie wtedy, kiedy siedzieliśmy sobie
familijnie na tyłach domu - ja i moje dzieci,
moja siostra ze swoim Tytuskiem, nasza mama
oraz ciocia Danusia, którą w weekendy przywozimy,
albowiem jest osobą samotną i schorowaną...
Zjawił się znienacka..., a po jego "dzień dobry"
nastąpiła konsternacja, gdyż nie bardzo wiedzieliśmy,
jak powinniśmy się zachować, zwłaszcza w obecności
cioci, która tylko do pewnego stopnia jest wtajemniczona
w te wszystkie nasze aktualne sprawy, więc wiadomo...
Pierwsza zareagowała Lenka, która przystępując
do mnie zaczęła półszeptem informować mnie,
że oto "ojciec się pojawił...", che che... ;)
Kiedy powtórzyła to ze dwa, może trzy razy,
ten oszołom najwyraźniej to usłyszał,
bo przez chwilę aż zaniemówił z wrażenia... ;)
Widocznie za bardzo przywykł do tego,
że córeczka dotąd mówiła o nim i zwracała się
do niego "tatuś", ewentualnie "tato"...
Hmm, powinien wiedzieć, że nic nie trwa wiecznie... ;)
Zdecydowanie wolę tę formę (jeśli w ogóle dzieci mają
o nim wspominać czy mówić), niż jakieś tam... "tatuś".
Sama zresztą (często w ich obecności) wyrażam się o nim
wyłącznie po nazwisku, a tylko niekiedy "ojciec"...
Mimo to próbował, oszołom jeden, zagadać do dzieci...
Ale Janek też nie był skory do kontaktów z ojcem
i tylko półgębkiem odpowiedział na jego cześć. ;)
Tak więc, błyskawicznie i niemal odruchowo zaczęliśmy
ewakuować się do domu przez drzwi okienne, do czego
równie szybko moja mama usiłowała skłonić ciocię... ;)
Wtedy ten skończony świr wyjechał nam z pytaniem,
dlaczego chowamy przed nim dzieci i zarzucił nam,
że trzymamy je jak w więzieniu, bo już nie wiemy,
jak się na nim odegrać; zapytał też moją mamę,
która właśnie ewakuowała ciocię ;) - czy powiedziała
jej skąd się wzięły te wszystkie nasze problemy...
Wobec takiej jawnej prowokacji moja mamusia nie mogła
pozostać obojętną i z sobie tylko właściwą... kulturą,
a zarazem niekwestionowaną... empatią, che che...,
powiedziała mu to... co akurat miała do powiedzenia...
Zresztą nie pierwszy to (i... nie ostatni ;) raz,
nie szczędziła mu swoich, jakże słodkich słów...   >>>

Co ciekawe, potrafi to robić nie tylko w obecności
Janka i Lenki, czy nawet starszej od siebie cioci,
ale nawet trzymając jednocześnie wnuczę za rękę
- na przemian to słodząc oszołomowi, to zaś dziecku
świergocząc jakieś swoje... tutu ruttu i fiu-bździu... ;)
Wspaniała... podzielność uwagi. Babcia doskonała! :)
Cóż, wszystkim rozpowiadamy, że to właśnie on - świr,
awanturuje się i zachowuje w taki oto naganny sposób
w obecności małych dzieci, zaś one się go boją... ;)
W każdym razie ewakuowaliśmy się do mieszkania,
ale ten oszołom wcale nie poszedł sobie, tylko zaczął
coś kombinować przy rowerze Janka, który to rower kupił
mu w prezencie, jeszcze po Pierwszej Komunii Św.
Przyuważył go, bo stał nieopodal, i nie wiem czemu,
ale zaczął go myć, sprawdzać coś, dokręcać, naoliwiać...
Cały czas przyglądałyśmy się mu zza firan i bardzo...
się nam (tzn. mnie, mojej mamie i siostrze) nie podobało
że cos tam grzebał i kombinował przy tym rowerze...
Dlatego też nie zastanawiając się wiele, zadzwoniłyśmy
na Policję, a konkretnie ja zadzwoniłam do dzielnicowego.
Mam do niego bezpośredni numer na wypadek sytuacji...
nadzwyczajnych i ochrony przed przemocą - to w ramach
tej całej... pożytecznej Niebieskiej karty... Che che... ;)
Niestety, nie udało się mi dzielnicowego przekonać,
że wszyscy czujemy się bardzo... zagrożeni...
Ale kiedy ten świr na chwilę odszedł od roweru Janka
(okazało się, że zaczął tak samo majstrować coś
przy swoim), korzystając z nadarzającej się okazji,
pospiesznie wnieśliśmy go do domu, bo kto wie...,
co ten oszołom mógłby jeszcze z nim wykombinować...
Za jakiś czas wyniósł się wreszcie, ale tylko po to,
aby za kilka godzin znów pojawić się... na rowerze...
Moja mamusia po raz kolejny powiedziała mu kilka słów...,
takich od serca... ;), więc wreszcie pojechał sobie...   >>>

Ale jak się okazało, po godzinie... ponownie
zajechał rowerem na podwórko, kiedy akurat...
przekopywałam mamie ogródek. Lubię kopać w ziemi..! ;)
Na szczęście nie podszedł do mnie bliżej niż na 10 m,
a jedynie z tej odległości coś tam do mnie gadał,
że dzieci nie są moją własnością, przedmiotami,
że źle postępuję i krzywdzę je w ten sposób, itd.
Prawdę mówiąc, zbytnio nie słuchałam tych jego kazań,
ale po chwili znudziło mnie to i sięgnęłam do kieszeni
po moja komórkę, udając, że dzwonię na Policję...
Nie dzwoniłam na serio, bo od jakiegoś czasu,
po tych wszystkich naszych telefonach, zaczęłam
odnosić wrażenie, że nie traktują mnie już poważnie...
Całe szczęście poskutkowało, bo ten natrętny oszołom
coś tam jeszcze powiedział na odchodne i w końcu
zabrał się stąd już na dobre, tak że do wieczora
mieliśmy już święty i błogi spokój... ;)
Następnego dnia, nauczeni sobotnim doświadczeniem
staraliśmy się być nieco bardziej czujni i ostrożni
i nie wychodziliśmy za wiele na zewnątrz...
Przecież po takim świrze, to chyba wszystkiego
można się spodziewać i nigdy nie wiadomo...
co on tam takiego właśnie kombinuje...