ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

wtorek, 23 kwietnia 2013

PROCESOWA SZTUKA...

(3 LATA TEMU)

Dzisiaj chciałam o czymś... artystycznym... ;)
Wspominałam kiedyś, że mam już pewien pomysł,
aby jakoś wybrnąć z opresji tych nieszczęsnych e-maili
do Piotra i Magdy, które kasowałam zaraz po wysłaniu,
a które, mimo to, ten oszołom jakimś... cudem odkrył.
Powiem więcej, to już nie jest tylko jakiś tam pomysł... ;)
To jest już... projekt, pewien... przewrotny i chytry plan,
który od niedawna sprytnie... wcielam w... życie... ;)
Chociaż, gdyby się nad tym głębiej zastanowić...,
to takie sformułowanie, choć jest tutaj odpowiednie,

to tylko... połowicznie, albowiem w pewnym sensie,
czynię coś odwrotnego, tzn. życie... odcieleśniam...
Ale może dość tej... metafizyki, a więcej konkretów. ;)


Otóż, wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł,
aby autorem tych cholernie niewygodnych listów
uczynić - ni mniej, ni więcej - tylko samego oszołoma. ;)
W jaki sposób? - ktoś zapyta... Ano w... bardzo prosty... :)
Przede wszystkim wzięłam sobie do serca argumentację
zamieszczoną w uzasadnieniu wyroku uchylającego
nieprawomocne orzeczenie w sprawie znęcania,
która to miała przemawiać za autentycznością
tych e-maili, a zwłaszcza stwierdzenie, że są one pisane
w moim, jakże... szalenie charakterystycznym stylu...
Stąd, należało znaleźć sposób, który pozwoliłby

temu świrowi pisać... w tym właśnie, moim stylu... ;)
Ba, nie tylko, że w moim stylu..., ale jeszcze
z całym bogactwem różnych szczegółów... :)
Wydawać by się mogło niewykonalne, prawda..? ;)
Ale nie dla mnie... ;) Wystarczyła tylko odrobina...
wyobraźni..., a przecież tego mi akurat nie brakuje... ;)
Skoro miał pisać listy (podszywając się pode mnie),
pełne różnych detali i w moim stylu, to proste,
że musiał się na czymś... wzorować, che che... ;)
Więc postanowiłam mu stworzyć... taki wzór w formie
cyklu opowiadań, w które ślicznie wkomponowałam
(czasami z konieczności zmodyfikowane) fragmenty
tychże... rzekomo odkrytych ;) moich listów... ;)

W ten oto sposób - ten zazdrosny i posądzający mnie
o zdrady świr... mógł już bez podnoszonych przeszkód

pisać (w moim imieniu) listy do mojego Piotra, dokonując
kompilacji z moich zupełnie niewinnych... opowiadań... ;)
A zatem, wytrwale teraz pracuję nad tym nowym cyklem,
pod tytułem... Na wieki. Listy Heleny nigdy nie wysłane.
Helena, to jedna z bohaterek moich wcześniejszych
opowiadań, tzw. Wieka (o którym już wspominałam),
które z rzadka pisywałam od czasu moich studiów...,
a aktualnie stanowiących pierwszy cykl, zatytułowany:
Na wieku. Zapiski wioskowego grabarza.
Wysłałam je Piotrowi do ocennego przeczytania
tuż przed moim ostatnim wakacyjnym wyjazdem
z mężem i dziećmi nad morze w sierpniu 2008.
Ten jedyny wówczas cykl liczył 50 opowiadań.
Obecnie nieco więcej już, bo ta historia wciąż,
że tak powiem, jest i... żyje, żyje we mnie... ;)
Jej głównym bohaterem jest grabarz Tadeusz,
zaś Helena to jedna z kobiet w jego życiu... ;)
Mam z nimi... silną więź, choć pewnie jest tam
i więcej postaci, z którymi się... utożsamiam. :)
Niedawno postanowiłam zakończyć ów cykl,
uśmiercając Tadeusza..., ale tak... nie do końca... ;)
Ponieważ..., tak naprawdę, to Tadeusz tylko...
zapadł... w śpiączkę i... nie może się obudzić...
Jednocześnie rozpoczęłam trzeci cykl o tytule:
Na wieku. Kronika towarzyska, chronologicznie
najmłodszy, którego akcja toczy się podczas
niezwykłego letargu ekscentrycznego Tadeusza. :)
Tym oto sposobem powstał swoisty tryptyk,
a Listy Heleny..., che che..., dzięki temu nie są...
zawieszone w próżni, lecz stanowią drugą,
środkową, integralną część większej całości... ;)

Dla podniesienia ich walorów... artystycznych
i w ogóle... wplotłam tam własne wiersze
- kilka starych, ale przede wszystkim nowe. :)
Parę z nich, w tym dwa nowe, rzeczywiście
wysłałam Piotrowi w tych skasowanych mailach... ;)

Sprytnie to wszystko... wymyśliłam, prawda? ;)
Jak było i jest naprawdę - wiem tylko ja i co najwyżej
Magda i mój Piotr, zaś inni - tylko tyle i tylko tak...
jak ja tego chcę, no może poza tym cholernym świrem,

ale on... i te jego... święte racje... - to co innego... ;)
Wie, to wie - trudno, stało się... I co z tego..? Che che... ;)
Łatwiej uwierzyć biednej ofierze, niż... prawie przestępcy. ;)
Dlatego ostatnio intensywnie pracuję... literacko...
i pewna jestem, że wszyscy kupią... moje dzieło... ;)
Rodzina i znajomi w zasadzie już połknęli ten haczyk... ;)
W końcu ma się ten wielki dar przekonywania..., che che

oraz tę... przewagę intelektualną nad nimi, no nie..? ;)
A ci wszyscy... prokuratorzy, sędziowie, biegli..?
Cóż, wbrew... oczekiwaniom niektórych... ;)
nie są to... jakieś nadzwyczajne mózgi... ;)
To jest eufemizm oczywiście, che che... ;)
Poza tym, nawet jeśli znalazłby się wśród nich,
ktoś nieco bardziej..., hmm, sprawny umysłowo,
to jeszcze musiało by mu się chcieć... zgłębiać
te zagmatwane szczegóły... ;) A komu się chce..? ;)
Nie wspomnę już o tym, że jegomoście nie są przywykli
przyznawać się do własnych, popełnionych błędów,
a co dopiero, kiedy z takich..., hmm..., czy innych...  ;)
względów głęboko w coś wdepnęli, nie do końca
pewnie wiedząc w co... Na wycofanie się już za późno. ;)


Wszyscy więc, znów zatańczą tak, jak ja... zagram. ;)
I to do..., a może raczej w... mojej procesowej sztuce...

Z pewnością głupi się w tym wszystkim nie wyzna,
a nieco bardziej rozgarniętemu, chce czy nie chce..., ;)
przyjdzie zwyczajnie... przymknąć oko... ;)

Byleby z korzyścią dla mnie, bo o to chodzi... :)
Ale to dopiero... połowa planu. A tak, właśnie tak..!
Jest bowiem jeszcze coś..., nie mniej... perfidnego. ;)
Doprawdy... nie poznaję już samej siebie... ;)

I to chyba coraz bardziej... Trochę to dziwne...
Ale nie szkodzi. Liczy się przecież cel i plan...
O tym jednak... kolejnym razem... :)   >>>