ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

niedziela, 20 stycznia 2013

ZIMOWY KOSZMAR...

(3 LATA TEMU)

Nie uwierzycie co mi się przytrafiło...
Jak wspominałam, mój syn Janek
w pierwszy tydzień ferii ma obóz judo.
Tak się złożyło, że dzisiaj byłam zmuszona
odstawić go do brzeskiej szkoły sama...
Siostra dopiero co urodziła - szczęśliwie,
choć nie siłami natury, więc wiadomo...,
każdy zajęty swoimi sprawami, mama też.
I tak już pewnie będzie przez jakiś czas. ;)
A że nie chciało mi się czekać na busa
i miałam ochotę na mały spacer,
to postanowiłam drogę powrotną przejść
pieszo; w końcu to tylko 4 km... ;)
Wprawdzie śniegu nawaliło, ale mróz
był nieduży, więc nie było źle... ;)
No i idę sobie szybkim krokiem,
tak jak lubię, na drodze puściutko,
chociaż pora już nie taka wczesna,
bo mogło być gdzieś po 9 rano...
Jestem już w połowie drogi,
a nawet trochę dalej, bo w granicach
mojej rodzinnej wsi, a tu nagle...
nie wiadomo skąd... ten oszołom...
Myślałam, że śni mi się jakiś koszmar...
Jedzie wolniutko na mojej wysokości
z opuszczoną szybą, coś do mnie gada...,
kiwa ręką, jakby chciał, żebym wsiadła...
Chociaż może nie... Prędzej mi groził...
I pewnie wykrzykiwał jakieś obraźliwe rzeczy
na moją rodzinę, a zwłaszcza na mnie...
Nie wiem, bo wcale go nie słuchałam,
z zaskoczenia, ale i z braku ochoty...
Ale tak myślę..., więc pewnie tak było...
Z tego wszystkiego musiałam się skupić,
żeby nie wleźć w jakąś zaspę z boku,
bo i przecież dosyć ślisko było...
Trwało to wszystko, może jakieś 10 sekund,
ale dla mnie to było prawie jak wieczność...
To trzeba mieć pecha... Naprawdę...
Nie wiem skąd on się tam wziął
o tej porze, przecież nie ma ferii...
Pewnie mnie... śledził, no bo jak...
Odruchowo sięgnęłam po telefon,
udając że do kogoś dzwonię...
Jeszcze nie tak dawno rzeczywiście
zadzwoniłabym na Policję, ale od jakiegoś czasu
odnoszę wrażenie, że nie traktują mnie poważnie,
więc tego raczej nie robię, no chyba że do mamy...
W każdym razie staram się być czujna i zawsze
mieć komórę w pogotowiu. Chyba już od roku,
kiedy wychodzę z domu i tak zwykle mam w uchu
słuchawkę, mimo iż dawniej szczerze nienawidziłam
jakichkolwiek słuchawek, nawet muzycznych
i w zasadzie nigdy ich wcześniej nie używałam...
Ale odkąd słyszę czasem te wszystkie... głosy
i muszę z nimi pogadać, to przywykłam
do tego ustrojstwa, tym bardziej, że kiedy byłam
bez nich to ludzie tak jakoś dziwnie mi się przyglądali...
Więc może lepiej z tą słuchawką, zwłaszcza
że można w ten sposób swobodnie wymienić...
myśli z Magdą, albo z... Piotrem... poza domem.
Ponadto, gdy nie czuję się pewna... siebie,
taka więź z kimś na linii pozwala mi spokojnie
zrobić na przykład zakupy w sklepie... ;)
Cóż, może i nadarzyła mi się dziś okazja,
aby dowiedzieć się co też ten oszołom planuje
w kwestii ferii i wyjazdu, ale nie byłam na to...
psychicznie przygotowana...
No ale dość o tym... Dodam tylko,
że parę godzin po tym incydencie
przysłał mi takiego oto SMS-a:

TAK BARDZO CHCIALAS BYC SOBA SABINKO,
CHOCIAZ NIE WIEDZIALAS CO TO ZNACZY.
TERAZ JUZ WIESZ KIM JESTES?
OBAWIAM SIE, ZE JESZCZE BARDZIEJ NIE WIESZ.
ZNAJDUJESZ SIE W PULAPCE ILUZJI WLASNEGO UMYSLU
I POZOSTANIESZ W NIEJ TAK DLUGO,
DOPOKI NIE PRZESTANIESZ ZAKLAMYWAC RZECZYWISTOSC.
POZWOL SOBIE POMOC.


Mam już dość tego świra i tych jego bredni...