ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

wtorek, 1 maja 2012

MOJE IMIĘ...










Dziś Beltain - celtyckie święto ognia.
Ale po zmroku jakoś nie widać na niebie
nisko latających czarownic..., poza mną... ;)

Wszystko, co ważne w Irlandii,
wydarzyło się w Beltaine...
No chyba że w któreś z pozostałych
trzech największych świąt.
Irlandia i imiona są dla mnie bardzo ważne,
powiedziałabym nawet, że są moją obsesją.
Powiem więcej - innym wymiarem,
alternatywną rzeczywistością.
Stąd myślę, że to dobry powód, aby zgodnie
z wcześniejszymi zapowiedziami poświęcić
parę słów mojemu własnemu imieniu...
Zwłaszcza temu szczególnemu,
jedynemu prawdziwemu...
Bo to się jakoś tam łączy ze sobą...
Wszystko i to tak bardzo... ;)

O imionach było już parę razy,
przy różnych okazjach i pewnie
nie raz jeszcze będzie, bo akurat
o tym mogłabym bez końca. :)
No ale do rzeczy i po kolei. :)

Tak więc - imię.
Myślę, że nikt nie lubi swojego imienia
(chyba tylko moja siostra jest wyjątkiem).
Ja nie lubię swojego, naprawdę,
ale można się przyzwyczaić.
Bo co to za imię w ogóle? Sabina.
Znaczy tylko "pochodząca z plemienia Sabinów"
(które, jak wiadomo, wchłonęli Rzymianie i imię to
miało być wyróżnikiem starych sabińskich snobów
od tej recydywistycznej zgrai Romulusa:).
Pocieszam się myślą, że imię to jest
ostatnim śladem po kulturze, której już nie ma,
po ludzie, o którym nic nie wiadomo więcej.
Więc takie trochę archeologiczne
(wystaje z ziemi, powiedziałabym... :)
Chociaż to moje oficjalne imię,
to nie uważam je za prawdziwe,
tym bardziej, że na jego wybór
nie miałam żadnego wpływu... :)
Podobnie, jak drugie - Anna,
dane mi przez rodziców po babci. :)
Co innego moje prawdziwe imię... ;)
Ale to trochę długa historia... :)

Zacznę może od tego, że gdy jeszcze dawno,
dawno temu, pracowałam kiedyś gdzieś indziej
niż w szkole, to z nudów czasami wchodziłam
na jakieś strony, jakieś fora internetowe
i zauważyłam, że czułam się tam strasznie
sztucznie pod bardzo przypadkowymi nickami,
dopóki nie odkryłam tego jedynego,
własnego, z którym się utożsamiłam
i którego przez pewien czas używałam,
nawet do rozmowy z mężem na czacie... ;)
To były czasy, kiedy chyba nie było jeszcze
ani GG, ani TLENA, czy innych komunikatorów
internetowych, w każdym razie nie używaliśmy ich
i czasem spotykaliśmy się wirtualnie na portalach
w ustalonych wcześniej tzw. pokojach prywatnych.
Później lata całe go nie używałam, bo nie korzystałam
z żadnych stron, chyba tylko z jednym wyjątkiem
- jako hasła do mojej poczty email, które po 6 latach
zmieniłam z początkiem października 2008. ;)
Ale kiedyś kiedyś... Dil. Krótko zwięźle
i płeć nieoczywista. A to dobrze. ;)
Znaczenie w języku irlandzkim, które czasem
wydawało mi się, że do mnie nie pasuje.
W każdym razie ma to pewien związek
z tym co wiele lat temu zaczęłam pisać
i nie mogę skończyć... ;)
Jest to postać z opowieści, którą piszę,
mam z nią silną więź. Tak więc, chociaż
przez całe lata tego nicka nie używałam,
to w pewnym sensie nadal był mój.
No i ma związek z Irlandią. ;)

Mam magiczne podejście do spraw imion.
Dlatego ten nick to nie jest tylko nick,
to w pewnym sensie istota rzeczy,
zwłaszcza że nie lubię mojego imienia.
Dil po irlandzku znaczy "ta, która kocha",
ale znaczy też "ukochana".
Teraz już chyba wiecie o mnie wszystko. ;)
Ale nie szkodzi, bo to już nie tajemnica...
Co innego dawniej - tylko mój mąż znał ten nick.
Dopiero w połowie maja 2008,
w pierwszym skasowanym mailu do Piotra
przekazałam go kolejnej osobie.
Ale wiedziałam, że ten nick będzie u niego bezpieczny
(chyba mam jakieś pogańskie ciągoty :)
W następnym mailu przykazałam mu nawet,
aby to imię czyli nick najlepiej zapomniał,
bo byłam przekonana, że już go chyba nigdy nikomu
więcej nie powiem i uważałam za sprawę bardzo osobistą.
Nie wiedziałam, że sprawy potoczą się nieco inaczej.
Ale wtedy nie wyjawiłam mu jeszcze pełni tajemnicy...
Zrobiłam to dopiero 31 maja 2008.
Napisałam wówczas Piotrowi, co znaczy to imię
i wprost wyznałam mu swoje uczucia... :)
Wkrótce moje osobiste listy do Piotra
zaczęłam podpisywać tym właśnie imieniem.
I chociaż mojej przyjaciółce Magdzie
zwierzyłam się z tego, co mnie łączy z Piotrem,
to nawet jeszcze w sierpniu 2008
nie wiedziała, że dla niego jestem Dil.
Były bowiem pewne sprawy, o których
nie chciałam mówić nawet z nią.
Dopiero później zarówno Magda,
jak i moi krewni poznali to imię,
ale dla nich to był zwykły nick... ;)
Tylko w moim świecie imię człowieka
jest kwintesencją tego człowieka...