ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

środa, 16 maja 2012

GAZETKA PRZEŁOMU...



Wspominałam już, przy różnych okazjach,
o książkach, najwyższa więc pora poświęcić
parę słów szkolnej gazetce czytelniczej. :)
Co prawda, i o niej napomknęłam też kiedyś,
choć z innych powodów niż teraz chcę,
ale i tak to wszystko wiąże się ze sobą. :)

Tak więc, w pamiętnym roku szkolnym 2007/2008,
przypadł mi, hmm..., niezwykły zaszczyt
prowadzenia ściennej gazetki czytelniczej.
W listopadzie 2007, kiedy tak naprawdę,
to wszystko się zaczęło, postanowiłam
w tej mojej nieszczęsnej gazetce czytelniczej
już nie prosić o pomoc żadnych nauczycieli,
bo robili tak wielką łaskę, zwłaszcza poloniści,
że to było aż głupio...

Postanowiłam zatem pobawić się tą gazetką
i układać tytuły i książki podporządkowane
jakiemuś jednemu hasłu, niekoniecznie na poważnie.
Na początek miałam ochotę na gazetkę "Z wiatrem w tle",
ale odłożyłam to na kiedy indziej, bo ostatecznie
listopad się już kończył i zdecydowałam, że zrobię
gazetkę bardziej pod hasłem "zimowo, śnieżnie, świątecznie".

Jako, że czasami brakowało mi pomysłu, czy odpowiednich tytułów,
inwencji szukałam odtąd u przyjaciółki Magdy i mrocznych braci
- Piotra i Wojtka; pytałam także o propozycję mojego męża,
który zazwyczaj dorzucał do mojego kompletu coś zabawnego... ;)
Na przykład "Królową Śniegu" - do pierwszego zestawu... :)

Prawdę mówiąc, marzyła mi się taka łopatologiczno-
-psychopatyczna gazetka czytelnicza,
z której przecież i tak nikt nie robił użytku,
bo wiadomo - i tak gimnazjaliści nic nie czytają,
oprócz wiadomo kogo, mrocznych,
ale oni nie potrzebowali takich gazetek.
W tym właśnie czasie zaczęli prowadzić ze mną ożywioną
korespondencję o książkach i już za to, co pisali o Tolkienie,
miałam ochotę dać im dożywotnio same szóstki z historii... ;)

Później miałam w planie odsłonę gazetki czytelniczej
na temat "W krainie smoków" - wszystkie książki,
które mogą mieć związek ze smokami...
Mój mąż podpowiedział mi wówczas "Porwanie Baltazara Gąbki",
tak dla żartu oczywiście, bo zwykle bawiły go te pomysły. :)

Ale powstała gazetka walentynkowa i była... dość oryginalna.
Chciałam potraktować to wtedy jakoś normalnie,
bo te wszystkie książki o miłości dla dziewczynek są ble...
Zrobiłam ją pod tytułem "o miłości - klasycznie i fantystycznie".
Z lewej strony dałam "Nad Niemnem", "Dumę i uprzedzenie",
oraz... "Rozważną i romantyczną" ;) - chyba najczęściej
(poza dziełami Tolkiena) czytaną przeze mnie książkę. ;)
Z prawej strony gazetki dałam z kolei nowego Pottera
i dwa tomy opowiadań o Wiedźminie Sapkowskiego,
a pośrodku "Cień Wiatru", Silmarillion i Musierowicz.
W międzyprzestrzeniach dałam małymi literkami
imiona słynnych par, typu "Romeo i Julia", "Tristan i Izolda",
nawiązując z grubsza do polecanej literatury.
Podobno nie było to kiczowate, bo mroczni bardzo chwalili.
No ale przed rekolekcjami musiałam ją szybko zmienić,
bo mój szef zapowiedział, że będzie miał zjazd 35 dyrektorów
z całej okolicy i że wszystkie ścienne gazetki muszą być
bezwarunkowo aktualne, więc pomyślałam, że dam coś...
poprawnego politycznie, bo tych vipów mogłoby to
jednak zszokować, zwłaszcza ten Sapkowski,
gdyż on jednak średnio jest dla młodzieży, ale co tam.
Siesickiej nie poleciłabym "choćby skały srały". ;)

Wpadłam wtedy na pomysł, że zrobię całą Musierowicz po kolei,
z omówieniami i okładkami, bo widziałam gdzieś plakat,
że jest "30 lecie Jeżycjady", przy okazji
obleciałoby i na "Dzień Kobiet", nie ?
Pewnego wieczora napisałam więc 17 recenzji
- wszystkich części Jeżycjady.
Było to odreagowanie od trudów bycia wychowawcą. ;)

Kiedy chciałam zmienić kolejną gazetkę czytelniczą,
przełamałam się i... poszłam do szkolnej biblioteki
po jakieś nowości. Dostałam tam "bardzo fajną powieść
dla dziewczyn" - "Klub niewiniątek", o czterech dziewczynkach
w wieku 17 lat mniej więcej, które starają się o stypendium
oparte na testamencie jakiejś starszej pani, która przeznaczyła je
dla osoby "czystej", więc bohaterki zakładają Klub Dziewic.
Wrażenia ekstremalne. Od niedowierzania, poprzez rozbawienie
i załamanie, że takie książki ktoś: 1. pisze, 2. kupuje, 3. poleca,
4. czyta. I że wszystko może być aż tak monotematyczne.
Po tej lekturze odniosłam wrażenie, że nie ma w życiu
nic ważniejszego niż "ten pierwszy raz". A co dopiero mają
pomyśleć dziewczyny, które to mają jeszcze przed sobą ?
Wszystko to jest straszne. Zdecydowanie lepsze są
i zawsze były książki dla chłopców. Pod każdym względem.
Miałam wtedy ostry kryzys. Upadek.
Te książki jednak dały mi do myślenia.
Marzyłam o tym, aby pozbyć się tej gazetki,
bo czułam, że jest to rzecz, której nie robię dla nikogo:
ani dla siebie - no bo bez przesady, ani dla osób czytających
(z Mrocznymi wymienialiśmy się recenzjami bez takich głupot,
jak gazetka) ani dla nieczytających, które te rejony
obchodzą szerokim łukiem.
W końcu pomyślalam, że może by tak zrobić gazetkę dla dziewic?
To był oczwiście żart, ale dający duże możliwości interpretacji:
"Klub niewiniątek", "Śluby panieńskie", "Ania z Zielonego Wzgórza",
Katalog Avonu, i do tego jakieś czasopisma
sponsorowane przez... radio Maryja.
Tak, oczywiście, nie śmiejąc się z nikogo,
bycie dziewicą lub nie to ważna sprawa,
zwłaszcza na pewnym etapie życia, bo jest to jednak
jakiś wyznacznik inicjacyjny, w końcu kiedyś też byłam... :)
Ale pisanie książek niby o wstrzemięźliwości wywiera,
mam wrażenie, skutek odwrotny, skoro każda strona
po prostu, ach, nie chcę być wulgarna, w każdym razie
jest wyrazem ciężkiej... męki tych dziewic. ;)
Ale z drugiej strony, to co ja właśnie piszę,
jest chyba wynikiem wychowania się w pewnej kulturze stworzonej przez męskie szowinistyczne świnie, bo:
1.dlaczego nie razi, gdy w książkach, których bohaterem są faceci,
ich męski punkt widzenia często pozostaje wyłącznie w kręgu
własnej fizjologii i bodźców, których dostarcza świat,
i to jest o.k. i większość świata taką mękę nazywa twórczą,
romantyczną (!) i tak dalej?
2. dlaczego faceci, którzy są autorami, po prostu uczynili normę
z pisania o pożądaniu kobiet i ich atrybutów?
(nie mówię, że mi to przeszkadza, zależy, jak jest pisane,
ale na ogół uczucia i sceny miłosne najczęściej są opisane
z perspektywy męskiej - i w sumie to dobrze, bo jak czasem się
natykam na jakieś sceny i akcje opisane przez kobiety,
to jest mi niedobrze, a przecież uczę w gimnazjum
i byle co mnie nie szokuje :);
3. po prostu żyjemy w przekonaniu, że "faceci tak mają",
to znaczy to, że mówią o cielesnym aspekcie uczuć,
to że mówią o swoich odczuciach, wyobrażeniach
i doświadczeniach, jest w pewnym sensie normalne,
i często - mam wrażenie - całe nasze ocenianie facetów
przebiega na linii, jak o tym mówią, a nie - czy mówią,
tymczasem normą jest też, że kobiety o tym nie mówią.
I proszę, do jakich feministycznych wniosków
doprowadziła mnie dyskusja o książce dla dziewczynek ? ;)
Ale naprawdę denerwuje mnie
takie przedmiotowe traktowanie ludzi.
I utwierdzanie dziewczyn w przekonaniu,
że... grunt to wiedzieć, kiedy opłaca się
zamienić atut na inny atut.
Dodam, że oprócz "Klubu niewiniątek"
przeczytałam wtedy jeszcze drugą, podobną,
propozycję czytelniczą - "Szkoła dla blondynek".
Książka ta opowiada o przygodach dziewczynki,
ktora przybywa do liceum na Florydzie,
gdzie są same blondynki a ona nie.
Opowiada też szczegółowo o problemach,
jakie mają cheerlederki, gdy drużyna nie jest
zgrana:) o kłopotach, jakie się ma, gdy się chodzi
w przepoconym podkoszulku i o innych
bardzo życiowych sprawach... ;)

Atrakcyjni chłopcy są tam określani jako "ciacho",
z komentarzem "mniam mniam". Jeden z nich jest tak opisany
(z całą przyzwoitością w zasadzie), że się robi niedobrze.
Od stóp do głów, albo raczej odwrotnie, włącznie z tym,
że jego piękne niebieskie oczy pasowały do jasnej fryzury,
a ta z kolei to rozjaśnionych słońcem super seksownych
włosków na rękach i nogach.

Ta książka była dla mnie tak egzotyczna, jakbym
czytała o Tuaregach i ich dziwnych zwyczajach.
A tak naprawdę to jest to dla mnie oburzające,
że ludzie znów są traktowani tak przedmiotowo.
Jak już pisałam wcześniej, w zasadzie jesteśmy
z tym oswojeni (to nie znaczy, że nam się to podoba),
że męskie szowinistyczne świnie traktują kobiety przedmiotowo.
Ale jakoś mnie to razi, gdy to staje się normą u obu płci
i to już w liceum. Dlaczego mnie to razi ?
No bo wydaje mi się, że w tym wieku ludzie kochają
jeszcze dla zachwytu samą miłością, że w tym momencie
zakochanie się jest największym trzęsieniem ziemi,
kiedy spotyka się pokrewną duszę.
A tu - proszę, bestseller o ciachach.
Ciekawe, co by było, gdybym wtedy to powiesiła
na gazetce z takim właśnie komentarzem ? :)
Przyznam się szczerze, że w owym czasie zdarzyło się mi
wysłać do mojego męża maila, w którym zwróciłam się do niego
w ten oto sposób, przyprawiając go o szok... ;)

Temat: pozdro :)
Data: 15 maja 2008 2:37

Cześć, moje ciacho :)

Kocham Pana.
A poza tym to możesz mi wydrukować test (...)
Chciałabym, żeby to było dwustronnie na jednej kartce.
No i możesz to zgiąć, nie ma sprawy.
Recenzji do wydruku jeszcze Ci nie przesyłam,
bo jeszcze nie skończyłam. Może zrobię to jutro po szkole.
Nie zapomnij, że mam wywiadówkę o 17.

Buźka.
Miłego dnia.
Sabina (żona).


Wspomnę jeszcze tylko, że to właśnie tamtej nocy,
półtorej godziny wcześniej, wysłałam mojego
pierwszego skasowanego maila do Piotra... ;)

Nie chcę zanudzać już książkami dla dziewczynek... ;)
Niemniej jednak musiałam wtedy zrobić tę gazetkę czytelniczą,
żeby coś nowego było na to cholerne święto szkoły.
W tym celu, jak i dla odreagowania, czytałam różne rzeczy.
I tak, z wielką przyjemnością przeczytałam sobie powieść
dla dziewczynek w duchu wybitnie sentymentalnym
- "Tajemniczy opiekun", coś w stylu Ani z Zielonego Wzgórza,
taki powrót do książek młodości...
Niewątpliwie miała swój urok: panny na pensji
są przyzwoite i nie mówią o facetach "ciacho",
a faceci... są gentlemenami (innych nie ma:)
Dla równowagi duchowej pożyczyłam też... "Dr Jekyll i Mr.Hyde".
Ale i tak bałam się, że będę miała problem z tą gazetką.
Ostatecznie, mimo mojego zbulwersowania książkami "o ciachach"
dla nastolatek, poleciłam je na gazetkę. Tak :)
Ale recenzja była raczej wredna... ;)

Prawdę mówiąc, to w tej nowej odsłonie gazetki,
którą zatytułowałam... "Jak dzień i noc" ;)
najbardziej polecałam powieści Ursuli LeGuin
i kilka innych, naprawdę dobrych książek...
Recenzje te napisałam by pokazać, jak ważny
jest niestety czasem kompromis - na swoim przykładzie :)
Bo po pierwsze, jak miałam coś polecać,
to jakoś bardziej wolałam Mrok... ;)
A po drugie, te książki dla dziewczyn,
które wyżej opisałam i to chyba
w dość niewybrednych słowach - też poleciłam.
Byłam przy tym kulturalna :) Chociaż wredna.
Zamieściłam tam dodatkowo jedną recenzję Wojtka,
o którą go, już na sam koniec, jeszcze poprosiłam.
Widać z niej, że facet jednak jest idealistą. ;)

Z nowym rokiem szkolnym zastanawiałam się,
czy będę dalej prowadzić gazetkę ścienną,
(chciałam to robić dla odprężenia), czy też
zostanie ona powierzona komuś innemu
(m.in z uwagi na dobór proponowanych lektur :)

Niedługo okazało się, że jednak będę ją robić.
Pierwsza odsłona - taka na jesień - "Z wiatrem".
Niestety dopisali mi do "klubu" koleżankę polonistkę
o raczej bardzo konwencjonalnych gustach
oraz sposobie myślenia, i miałyśmy robić gazetkę
na zmianę, co drugi raz, może dobrze...

Reasumując, ta z 2007-2008 była bardzo...
przełomową gazetką, w przełomowym roku,
a już najbardziej w swej ostatniej odsłonie...
na przełomie... przełomowego maja... ;)

>>>