ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

wtorek, 1 lipca 2014

JA TO KOCHAM...















...CZYLI TO JEST...
WŁAŚNIE FAJNE...,
TO JEST WŁAŚNIE SUPER,
CZYLI... MAM TAKIE...
POCZUCIE...

W ciągu półtora roku pracy doulowej byłam przy czterech porodach.
Mój pierwszy doulowy poród był w Tarnowie, urodził się Karolek.
Drugi poród miał miejsce w Krakowie i na świat przyszedł Adaś.
Do trzeciego porodu też jechałam do Krakowa towarzyszyć
przy narodzinach Helenki. A czwarty poród był w Roztoce 
przywitaliśmy Tomka. Trzy z tych czterech porodów
odbyły się przy pełni księżyca.
(...)
Więc grzecznie poprosiłam, czy ja mogę wejść, mimo że nie jestem położną,
ale opiekuje się kobietami w ciąży i że od początku porodu byłam przy tej pani.
 „No dobrze” – powiedziała położna – „ale ona będzie teraz miała lewatywę”,
a ja na to – że cudownie, pójdę z nią do toalety i pod prysznic i pomogę we wszystkim.
Tak tryskałam entuzjazmem, że rozbroiłam tę położną. Pozwoliła mi wejść, ale tylko
na 15 minut, bo kończyła dyżur i ktoś inny miał decydować, kto może być z rodzącą,
a kto nie. Ale dla mnie nawet 15 minut to super, zawsze to jeden próg dalej.
(...)
W sumie aż w trzech na cztery szpitale gdzie towarzyszyłam przy porodzie,
byłam pierwszą doulą w tym miejscu. Jeśli nie zdążyłam się przedstawić
(różne były powody), to zwykle panie położne zauważały, że trochę się różnię
od takiej „typowej” osoby towarzyszącej, gdy wyjmowałam mój szal rebozo.
(...)
Podoba mi się, że rebozo działa poprzez prawa fizyki i poprzez emocje.
Mój ulubiony kolor czarny raczej nie kwalifikuje się do pracy z klientkami.
Pierwsze rebozo, które widziałam i chciałam kupić, było w pomarańczowe 
 czarne paski, ale potem pomyślałam, ze poród może trwać 24h i co?
– mam się gapić na ten pomarańczowoczarny melanż przez całą dobę?
Przecież ja zwariuję! Brąz mnie uspokaja, więc kupiłam brązowe rebozo
w beżowe, granatowe i różowe paseczki, a zaprzyjaźniona doula
Weronika powiedziała, że bardzo do mnie pasuje, bo ma „kolory ziemi”
a ja jestem według niej taka „ziemia”, w sensie naturalności
– wyglądu i sposobu bycia. Pewnie ma rację – bardzo się
z moim rebozo czuję integralnie.
(...)
Bardzo lubię rebozo, bo jest takie otulające i piękne. Nie każdy lubi być
dotykany, dlatego rebozo jest świetne też do przełamania właśnie tej
bariery. Niby nie jest się masowanym, ale przecież jest się masowanym.
Jest jeszcze jeden powód. Ja mam zawsze zimne ręce. Tak sobie myślę,
że jak takimi zimnymi dłońmi dotknę rodzącą panią, to raczej jej nie sprawię
przyjemności. Bywa na odwrót – jak się pracuje przy porodzie, to też
często robi się gorąco, dłonie mogą być spocone i dyskomfort gotowy.
A tu – jest rebozo , które nie jest moimi dłońmi – i czasem się okazuje,
że klientka, która bała się dotyku, przekonuje się do masażu poprzez rebozo,
nabiera zaufania, otwiera się i potem możliwy jest również masaż rękoma
z użyciem olejku.
(...)
Każdy poród to jest uczenie się, co działa, bo każdy człowiek jest inny,
a ponadto na każdym kolejnym etapie, na każdym centymetrze działa
co innego. Nie mam gotowej recepty, tylko się wpatruję, wsłuchuję,
staram się z każdą moją klientką być tak blisko, by wejść
w jej uczucia, po to aby bez nadmiernego opowiadania
z jej strony wiedzieć, czego ona potrzebuje.
(...)
Wchodzę w bliskość empatyczną, współodczuwanie z nią. Prawie znikam…
to jest właśnie fajne. Jestem zachwycona tym, że na czas porodu staję się
przezroczysta. Bo ja na co dzień… jestem ekspresyjna, nie boję się mówić
co myślę, lubię walczyć o idee. I osoby, które znają mnie w takim wydaniu
„intensywnym” nie mogą uwierzyć, że podczas porodu się wycofuję i jestem
tylko w cieniu rodzącej. A dla mnie to jest właśnie super, ja to kocham.
(...)
Debra powiedziała nam, że pierwsze 70 a nawet 100 porodów są „dla nas”,
że wtedy my mierzymy się ze swoją własną wizją i doświadczeniem,
a dopiero kolejne porody – to jest bycie dla klientki. Mam wrażenie,
że u mnie jest jakoś inaczej i wdzięczna jestem za to.
Wchodzę w tę relację z klientką, przez chwilę jestem bardzo blisko, a potem
z tej relacji wychodzę i cały czas mam poczucie, że to nie jest mój poród.
Moje prywatne poglądy są moimi prywatnymi poglądami i ja mogłam
decydować kiedyś o swoich porodach, czy o sposobach na rodzenie, karmienie,
bliskość – wtedy, kiedy miałam małe dzieci. A teraz to nie moja sprawa.
(...)
Mam takie poczucie, że to, co jest moje, jest moje.
A to, co jest twoje, jest twoje. W relacji z klientką kształtuje się to
w taką oto deklarację: „Ja jestem przy tobie, pomogę ci we wszystkim,
będę przy każdej twojej decyzji, będzie nie tak, jak ja bym wybrała ale tak,
jak ty chcesz”. Zderzenie z rzeczywistością jednak często sprowadza
na ziemię te wyobrażenia…

***
Sabina, doula z okolic Brzeska, o szerokim polu działań: Kraków, Tarnów,
Nowy Sącz. Doulowanie przekształciła w swój zawód, zakładając własną
firmę. Do tego etapu prowadziły ją wszystkie wcześniejsze drogi zawodowe.
O roli douli opowiada komu tylko może: studentom, na łamach prasy,
w rozmowach z personelem medycznym i nie tylko. Prywatnie mama dwójki
dzieci w wieku szkolnym. Mieszkając w małej miejscowości nadal korzysta
z dobrodziejstwa wielopokoleniowej rodziny, która jest dla niej wsparciem
i inspiracją.

...CZYLI...
KIM JESTEM...
(ŹRÓDŁO: >>>)