ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

sobota, 11 lutego 2012

COŚ STRASZNEGO...

(3 LATA TEMU)

Wczoraj dobijał się do nas.
Chciał widzieć się z dziećmi,
ale nic z tego... ;)
Byliśmy głusi na jego nawoływania,
nawet wyłączyliśmy telefon,
to znaczy - ja komórkę,
a mama odkładała słuchawkę
od stacjonarnego. :)
Zresztą nie pierwszy raz... ;)
Niech wie, kto tu rządzi! :)
Ale dzisiaj... ;)

Dzisiaj, to już było całkiem wesoło. :)
Zaczęło się od tego, że znów chciał
spotkać się z dziećmi... ;)
Janek postanowił być asertywny.
Zaszył się w pokoju babci i coś tam
sobie u niej oglądał i ani mu przyszło
na myśl nosa wyściubić... :)
Powoli widać, że nasza nauka nie idzie w las. ;)
Natomiast Lenka, choć niestety stęskniona
za nim, była dziś jednocześnie wyjątkowo
kapryśna, marudna i płaczliwa...
Pomyślałam więc, skoro chce, to niech
sobie idzie do niego, bo i tak pewnie
szybko wróci, będąc w takim nastroju... ;)
Przynajmniej jej ojciec, nie zarzuci mi później,
że się nie wywiązuję ze złożonych mu obietnic
przed Sądem na ostatniej rozprawie. :)
No i nie myliłam się, bo choć idąc do niego
chciała z niecierpliwości urwać klamkę,
czekając, aż przyniesiemy klucz,
by otworzyć dzielące nas od niego drzwi,
to zabawiła tam raptem, nie więcej,
niż pięć minut, na przemian śmiejąc się,
to znów płacząc, zupełnie bez powodu... ;)
Tak więc, wkrótce odprowadził ją przez próg
i coś tam mówił, że źle wychowujemy dzieci
i tym podobne pierdoły, a także chciał bym oddała
albumy ze zdjęciami, które pod jego nieobecność,
wyniosłam z mieszkania kilka dni temu.
A że nikt nie reagował na jego słowa,
przeszedł parę kroków na naszą stronę.
No i wtedy to dopiero się zaczęło... ;)
Kornelia z mamą od razu naskoczyły na niego,
nie przebierając przy tym w słowach... ;)
Słysząc to, wyszłam z łazienki i natychmiast
rzuciłam hasło, że dzwonię po Policję,
Pomysł ten bardzo spodobał się mojej mamusi,
w przeciwieństwie do Lenki, która wtenczas
podniosła donośny wrzask i lament,
aby nie dzwonić...
Próbowałam małą trochę uspokoić,
mówiąc, że nie zadzwonię po Policję,
ale i tak to zrobiłyśmy. :)
Moja mama uznała, że taka interwencja
to byłby bardzo przydatny dowód
do złożonego przez nią kilka dni temu
pozwu o eksmisję tego awanturnika... ;)
Pewnie jeszcze nie dostał go z Sądu
i na razie o niczym nie wie... ;)
No to się wkrótce chłop zdziwi... ;)

Niebawem po naszym telefonie pojawili się
u nas panowie policjanci, którym zdałyśmy
obszerną relację o tym, jak ten tyran, despota,
no i w ogóle bardzo niebezpieczny gość,
a właściwie to intruz, który ma założoną
Niebieską kartę i kilka spraw w Sądzie
- ciągle awanturuje się, a dziś po prostu...
zrobił coś strasznego..., bo przekroczył próg...
Policjanci próbowali wytłumaczyć mojej mamie,
że dopóki on tu mieszka i jest zameldowany w domu
pod tym adresem, to samo przejście przez próg
nie jest żadnym wykroczeniem, ani przestępstwem.
Po rozmowie z nami poszli na chwilę do niego,
ja zaś próbowałam pocieszyć mamę, która była
mało ukontentowana takim finałem, że przecież,
jakby nie patrzeć, ma już dowód dla Sądu
w postaci kolejnej interwencji Policji w domu. :)
A to już jest jeden krok bliżej, aby go wymeldować
stąd i pozbyć się, a wtedy niech tylko spróbuje
przekroczyć próg..., co ja mówię, niech tylko
ośmieli się postawić nogę na naszym podwórku,
na ziemi naszych przodków - jakby to ujęła

Kornelia czy Szymon - to dopiero zobaczy...

>>>