ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

niedziela, 24 marca 2013

UDANA POLEWKA...

(3 LATA TEMU)

No więc... ;) Wczoraj wreszcie odbyła się,
po długiej przerwie, kolejna rozprawa rozwodowa.
Tak... kolejna, ale i też... pierwsza... Tak... :)
Pierwsza, na której nie stawiłam się osobiście... ;)
Na szczęście nie miałam takiego obowiązku,
a poza tym,  przecież mam panią adwokat,
która formalnie reprezentuje mnie przed Sądem.
I tak - nie będąc - jestem... na rozprawie... :)
Doszłam więc..., doszłyśmy, do wniosku, że korzystniej
dla mnie będzie, jeśli faktycznie mnie... nie będzie... :)
Na rozprawie - ma się rozumieć..., che che... ;)
Nie jestem jeszcze gotowa, żeby się z tym wszystkim zmierzyć
i jakoś wyplątać z tych cholernych maili, które ten oszołom
ostatnio wniósł do akt postępowania rozwodowego...
Wprawdzie mam już pomysł... ;) Powiem więcej...
- zaczynam go już... wcielać w życie..., realizować! ;)
Ale potrzebuję na to więcej czasu... :) Zdecydowanie więcej... ;)

Ale o tym może innym razem... ;)

W każym razie liczę na to, że będzie skuteczny... ;)
Powinien być..., bo z tego co dotąd widzę, to głupota
oraz brak podstawowych kompetencji wśród osób zatrudnionych,
hmm... służących w tzw. Wymiarze Sprawiedliwości, tak cudownie
miesza się z ich... udawaniem, że niekiedy naprawdę trudno
jest dojść, gdzie... kończy się jedno, a... zaczyna drugie. ;)
Szczęśliwym... trafem to wszystko składa się na moją korzyść... ;)
Gdyby nie to, to myślę, że i mnie samą - i to chyba już dawno!
- doprowadziliby do niekontrolowanej furii, albo by mnie przy tym
wszystkim, zwyczajnie... szlag trafił... ;) Tak myślę... :)
Ale z uwagi na powyższe okoliczności, nie powinnam narzekać... ;)
A świadczy o tym choćby przebieg wczorajszej... udanej rozprawy,
której to właśnie chciałam poświęcić dziś parę słów... :)

Zacznę od tego, że już na wstępie moja pełnomocnik ośwadczyła,
że osobiście ustosunkuję się do treści pism pozwanego... ;)
Nie muszę chyba dodawać, że przede wszystkim chodziło tu
o te ostatnio złożone, a zwłaszcza jego... załączniki...
To było dobre posunięcie, bo przecież na rozprawę zostały
wezwane panie biegłe z RODK, które musiały być nieco...
zakłopotane treścią tychże dowodów, wskazujących,
że tę całą, wcześniej sporządzoną... opinię,
to mogą ją sobie... wsadzić..., gdzieś tam... ;)
Bo przecież tu taką śliczną... laurkę mi wystawiły
(w tym miejscu należy się głęboki ukłon cioci Krysi),
a tutaj... takie rzeczy... kto by pomyślał... ;)
Nie tylko że się puściłam, ale jeszcze zrobiłam to
z własnym nieletnim uczniem, a na dodatek z premedytacją
prawdziwego psychopaty zaczęłam... rozwalać rodzinę...
Mało tego... jasno wynika też, że mam nie po kolei... w głowie.
Cóż może i tak, wcale się nie obrażę..., w końcu nigdy nie
twierdziłam, że jestem... normalna, wręcz przeciwnie..! ;)
Ale co ja sobie myślę (o sobie) i robię to jest jedno...,
a opinia sądowa to drugie - zupełnie... inna sprawa...
Przecież nie można o takich rzeczach głośno mówić..!
A nawet... wstyd - tak jak to było w tej... piosence,
co to mi ją Piotr przysłał w czerwcu 2008... Tak właśnie!
Gdyby nie ten oszołom i nie te cholerne kompromitujące maile,
to pewnie nikt by się o tym nigdy nie dowiedział...,
albo jeśli nawet, to bez takich... szczegółów... ;)
Od początku miał tylko te swoje... niewiarygodne domysły,
później jeszcze różne poszlaki... ;) Ale dowody..? ;)
Nawet gdyby udało mu się z tym bilingiem..., to co z tego..? ;
Tyle tylko, że często do Piotra dzwoniłam, a w zasadzie
to raczej SMS-owałam... ;) I co z tego..? Nie można..? ;)
W końcu..., przecież byłam jego... nauczycielką... ;)
Z drugiej strony... podobno każdy głupi by się zorientował,
a każdy prawnik (sędzia czy adwokat) mający do czynienia
ze sprawami rozwodowymi doskonale to wie i zna z własnego
zawodowego doświadczenia, że każda powódka (mająca dzieci),
która zachowuje się w ten sposób (zasłaniając się przy tym
rzekomą, nieewidentną przemocą) - zwyczajnie ma kogoś...,
że tak powiem... na boku, albo po prostu jest... stuknięta. :)
Innego scenariusza, podobno, w... rzeczywistości nie ma... ;)
No chyba, że i jedno... i drugie... Razem... ;) No właśnie... ;)
Czyli jednak istnieje... trzecia możliwość..., che che... ;)
Muszę przyznać, że zanim ten świr ostatnio wniósł te moje,
skasowane (do cholery!) maile do Piotra i Magdy,
to i sędzia prowadząca sprawę rozwodową miała nosa...
Jeszcze w zeszłym roku zauważyłam, że z jakichś wyjątkowych...
tajemniczych powodów zaznaczyła sobie w aktach jedną stronę...
Mianowicie... stronę z wydrukiem mojej rozmowy z mężem
(za pomocą komunikatora internetowego) z 21 sierpnia 2008,
czyli z pierwszego dnia po przyjeździe z naszych wakacji...
A dokładnie - tę stronę, na której wyznaję mężowi moje plany
co do wyjazdu do kina w Bochni, a on się ze mną droczy
i złoźliwi mi z tego powodu..., ja zaś zaprzeczam temu,
abym miała zamiar spotkać się tam... z Piotrem. ;)
(Później przyznałam się mu, że Piotr jednak tam był... ;)
Ale z pewnością biedak nie był wówczas świadom, jak bardzo
jest przenikliwy... i jak bardzo... mnie przejrzał... :)
Myślę, że za bardzo mi ufał, bo pewnie mnie... kochał. ;),
Też mi się trafił... ;) A może, mimo wszystko, taki pomysł
wydał mu się zbyt niedorzeczny, by traktować go całkiem serio...
Kto go tam wie..., jak było naprawdę..? W każdym razie...,
niedawno (z maili) dowiedział się jak blisko był prawdy... ;)
I jak kluczowe znaczenie miała w tym wszystkim moja wyprawa...
z mamusią ;) do kina - nomen omen - "Regis" na film mojego brata
pod tytułem - nomen omen - "Jak żyć?" Nie do wiary, prawda? :)
Są rzeczy na ziemi i w niebie, o których się nawet
filozofom nie śniło. - Shakespeare... ;)   >>>
I jak tu nie wierzyć... w magię? ;) Ale do rzeczy..! ;)
W końcu miało być o wczorajszej... udanej rozprawie... ;)
A w szczególności o uroczym... przedstawieniu w wydaniu
zawodowych... psychologów - biegłych z tarnowskiego RODK. :)

Otóż, już na wstępie skutecznie udaremniono...,
jakże szalone w rzeczy samej, starania pozwanego o to,
aby zawnioskowane przez niego panie... ekspertki
odpowiadały przed Sądem w pojedynkę... ;)
Co za niedorzeczny w ogóle pomysł..., prawda? ;)
Skoro opinię przygotowywały łączną, czyli wspólnie,
więc samo przez się rozumie, że także zeznawać
powinny razem, a nie każda z osobna... Proste..! :)
Nie dość, że ich odpowiedzi mogłyby się okazać
niespójne, a może i wykluczające się, to jeszcze...
ewidentna strata czasu... Po co to komu i na co..? ;)
A zatem odpowiadały wspólnie... chociaż "wspólnie"
to chyba za dużo powiedziane, bo podobno...
produkowała się jedynie pani Anitka - dyrektorka ;)
Zaś pani Bernadka, dziewczę niewiele starsze ode mnie,
tylko przysłuchiwała się i ślicznie przytakiwała główką...
Z jednym małym wyjątkiem, ale o tym za chwilę... ;)
A zatem biegła dyrektor z prawdziwym wdziękiem
- pewnie wyuczonym przez lata praktyki - znakomicie
przed Sądem lała wodę - bo to rzeczywiście jest sztuka...
mówić dużo o niczym, rzucać hasła bez pokrycia,
które nierzadko zupełnie rozmijają się z faktami...
Ale cóż... Autorytet... to autorytet... Che che... ;)
I Sąd nie podskoczy, bo najpierw sam musiałby wiedzieć
o czym ona gada, tym bardziej gdy rzuci, niczym confetti,
jakimś terminem typu: testy behawioralne czy projekcyjne,
których to pojęć biegła sama pewnie do końca nie rozumie... ;)
Aha, mam tu na uwadze i myśli - sędziego zawodowego
(przyjmijmy, że wykształconego), bo kwestię aktywności
i poziomu tzw. ławników -
powszechnie określanych
"wazonami" (co samo... w sobie i w ogóle, uroczo brzmi -
zwłaszcza kiedy... che che, nie są napełnione wodą,
aczkolwiek osobiście jestem zdania, że słowo "taborety"
ma tutaj, nie tyle lepszy, donioślejszy, co bardziej

adekwatny... wydźwięk) - idąc zatem ich śladem i tonacją
ich "martwej natury",  wolałabym... wyżej wspomnianą
kwestię zwyczajnie... przemilczeć. ;) Woda w usta..? :)
Ale wracając do biegłej i jej zeznań - musicie mi dziś
wybaczyć ten wyjątkowo dygresyjny styl - oświadczyła
przed Sądem, że w całości podtrzymuje wcześniejszą opinię.
Wiadomo przecież, że tak jak i Sąd - choćby skały s.... ;)
- pracuje rzetelnie, uczciwie i jest nieomylna..., normalka. :)
A wszystkie badania i analizy, rzecz jasna...przeprowadziły

starannie i wzorcowo. Cóż..., jak Pan Bóg przykazał... ;)
I tak podobno sobie właśnie, całkiem swobodnie... lała
i lała, i lała... ku uciesze Sądu. :) I mojej adwokat też... :)
Z tego wszystkiego ponoć z naciskiem stwierdziła,

iż w ich opinii wcale nie zostało użyte słowo "przemoc",
co mnie akurat dziwi, bo przecież... ten świr właśnie o to

ma sprawę karną, a poza tym wystarczy spojrzeć na...
moją laurkę... Jak nie ma słowa "przemoc", kiedy wyraźnie
widzę, że ono tam jest... Wprawdzie ten oszołom
od jakiegoś czasu posądza mnie o schizofrenię,
ale nie wydaje mi się, abym w tym konkretnie
przypadku miała... omamy wzrokowe...   >>>

A propos schizofrenii..., skoro już o niej wspomniałam,
to nasza pani biegła stwierdziła, że pozwany, co prawda
w sposób wręcz akademicki omawia ją w swoich pismach,
jednakże, niestety(?), wychodzą z ich treści... aż dwie...
wzajemnie sprzeczne osobowości... Czyż nie o to właśnie chodzi..?
Przepraszam, nie jestem psychologiem - nie komentuję... ;)
Ale w podobny sposób zapędziła się w kozi róg, w związku
ze wspomnianą już przemocą, a Sąd jej w tym niechcący
pomógł; bo zapytał: skoro nie przemoc pozwanego, to skąd
u powódki bierze się ten manifestowany wszem i wobec... lęk?
Tak więc, jak mogła - tak kombinowała - ostatecznie
stwierdzając, iż nie jest... psychiatrą. ;) Cóż, między nami
mówiąc, to taki z niej psycholog, jak i ten... psychiatra,
albo
, jak z mojej cioci Krysi... pedagog, albo jeszcze inaczej,
jak ze mnie nauczycielka..., albo jak ze mnie... kobieta. ;)
Ale dajmy jej już spokój..., przecież to z korzyścią dla mnie,
czegóż chcieć więcej w tej... skomplikowanej sytuacji...  ;)
Przecież wcale nie chodziło mi o to, aby mnie... przejrzała,
tylko o to aby... napisała... ładną opinię, czyli taką,
jaką bym sama sobie (w tych okolicznościach) wystawiła... ;)
No może z wyjątkiem tego, że osobiście, bardziej
dowaliłabym pozwanemu, żeby popamiętał raz na zawsze... :)


Tak więc pani biegła Anita swoimi płytkimi wnioskami,
ślizgała się po jakże pięknie przez siebie wylewanej
na sali sądowej wodzie, a gdy się jej nieco uzbierało,
wtedy przyszła kolej na pytania od pozwanego...
Ale tutaj podobno bardzo sprawnie przyszła z pomocą
pani sędzia prowadząca rozprawę, która na różne sposoby
starała się powstrzymać, wręcz... poskromić zbytnią
ciekawość i dociekliwość tego oszołoma, bo chciał,
aby pani... psycholog konkretnie uzasadniała
swoje wcześniejsze twierdzenia i wnioski... :)
Ale przecież tak się... nie da. ;) Z różnych powodów. :)
Tak samo, trudno ponoć było biegłej przypomnieć sobie,
czy powódka była w trakcie badań obserwowana podczas
(standardowego!) przebywania z dziećmi w pokoju zabaw. :)
Akurat tutaj się jej nie dziwię, bo przecież tylko
z ojcem tam byli, kiedy ja w tym czasie... miło sobie,
właśnie z nią..., plotkowałam na korytarzu, che che... ;)
Podobno trochę ją też wryło, kiedy ten oszołom zapytał
o test projekcyjny..., taki test w postaci rysunku rodziny.
Zaskoczyło ją to, że ten świr wiedział (a przecież nie widział),
że Janek narysował rodzinę, jako rodzinę jakichś... smoków. :)
Z wrażenia... nie bardzo wiedziała jak z tego wybrnąć,
więc starą metodą... zaczęła... lać wodę... I co z tego,
że nie do końca sprawnie, przecież Sąd i tak nie ma pojęcia
o czym ona mówi, a pozwany - niech wie... I co z tego..? ;)
I co z tego..., że dziecko poszczególnym członkom rodziny
przypisało w teście cechy... smoków. To przecież... che che...
To przecież nic... nadzwyczajnego. ;) To tylko... smoki... ;)
Ten głupek nawet wniósł jakiś rysunek Janka sprzed kilku lat,
gdzie jest cała rodzinka, w komplecie, nawet Lenka (w brzuchu),
myśląc że mu to coś pomoże, che che... Co też on jeszcze wymyśli?
W każdym razie podobno większość pytań Sąd mu uchylał,
bo za dużo chciał wiedzieć, a przecież wiadomo czas... nagli.
Więc biegła z pomocą sędzi, szybko też hmm... zamknęły kwestię
mojej..., che che, rzekomej korespondencji do Piotra i Magdy.
I chwała im za to... Bo ten świr wyraźnie chciał drążyć temat.
A tak... - pani Anitka już wcześniej stwierdziła, że bardzo wysoka
i przewlekła frustracja potrzeb psychicznych powódki mogła
spowodować... che che, otwarcie się powódki na... inne
możliwości zaspokojenia potrzeb wynikających z małżeństwa. ;)
Trudno doszukać się w tym sensu, ale za to fajnie brzmi... :)
Zwłaszcza podobają mi się te... inne możliwości... ;)
Rozumiem też... potrzeby. Ale... wynikające... z małżeństwa?
Muszę to przemyśleć, podobnie jak i to, co powiedziała
na ten temat pani Bernadka, która właśnie w tej kwestii
po raz pierwszy i... ostatni... otworzyła usteczka i zabrała głos :)
Miała podobno stwierdzić, że takie rzeczy (chodzi o mój
związek z Piotrem) po prostu... się zdarzają... :) I... tyle! :)
Che che..., trudno się nie zgodzić z tą błyskotliwą refleksją
i jakże... dogłębną analizą psychologiczną pani... biegłej. :)
Podpisuję się pod nią rękami i nogami, i co tam jeszcze mam.
Coś, co się zdarza nie może dziwić i jest po prostu... normalne.
Nawiasem mówiąc - właśnie podobnie myślałam pisząc

do Magdy po moim spotkaniu z Piotrem w kinie - że ja i on
(oboje to czujemy), że to jest taki... naturalny stan,
że być może ludziom też udziela się taki odbiór...
I co, nie mówiłam..? Nie miałam racji..? I proszę...
Nawet pani psycholog się udzieliło, skoro tak uważa,
dlatego myślę, że teraz już mogę spać spokojnie... :)
Ale z tego stwierdzenia biegłej płynie kolejny wniosek
- nienormalne jest tylko to, co w rzeczywistości się... nie zdarza. ;)
I właśnie to, jak już wspomniałam, muszę sobie przemyśleć. :)
Wspaniała dawka metafizyki..., coś w sam raz dla mnie... :)
Ale wracając na ziemię, znaczy się na rozprawę...,
to nie podoba mi się jedna rzecz, że przeszedł wniosek
tego oszołoma o kolejne badania psychologiczne...
Pocieszam się tym, że nie będzie tak, jak chciał ten oszołom,
czyli głównie moje badania psychiatryczne, ale jakaś kombinacja
badań rodzinnych, tj. psychologiczno-psychiatrycznych...


Na zakończenie rozprawy Sąd podobno zapytał pozwanego,
czy nie ma zarzutów do kompetencji nowych biegłych...
Nie wiem czy tu komuś... palma odbija, czy jaja sobie robi
- w końcu święta wielkanocne tuż tuż... ;) - w każdym razie
niezły... polew, no bo jak można mieć jakieś zastrzeżenia
do kompetencji biegłych, których się nie zna i to jeszcze
przed wydaniem jakiejkolwiek opinii..? A priori..? Che che ;)
Ale to nie moje zmartwienie..., nie mój problem... ;)
Ważne, że rozprawa udana... i wszystko się... udało.   >>>