ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

wtorek, 19 lutego 2013

NIE-PORZĄDECZEK...

(3 LATA TEMU)

Od wczoraj cholera mnie bierze... i szlag mnie trafia!
A wszystko przez tego... wrednego oszołoma i świra.
Mogłam się była spodziewać, że... coś wykombinuje...
W końcu kilka dni, a może raczej... kilka nocy temu
przysłał mi tajemniczego SMS-a:


Łu 8, 17

I kiedy sprawdziłam to w Biblii:

Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione,
ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło.


Wprawdzie nie lubię tych jego niejasnych pogróżek,
ale zdążyłam już trochę przywykąć do jego głupich
i natrętnych SMS-ów, i olałam to, bo pomyślałam...
Co on właściwie może mi zrobić? Zwłaszcza teraz...,
kiedy jego dni są..., a w zasadzie to... były, policzone.
I to był mój błąd! Mam za swoje. Teraz jedno już wiem:
On nigdy nie rzuca... słów na wiatr... Co to - to nie...
Chociaż wczoraj rano wierzyłam, że wszystko będzie dobrze.
No bo, jak..? Z takimi opiniami biegłych psychologów...
I z całym tym..., hmm..., dobrodziejstwem... cioci Krysi...
Nie mogło przecież być inaczej... Naprawdę... wierzyłam...
Nawet dzieciom wczoraj rano powiedziałam, że razem z...
ciocią Magdą (tak zwracają się do mojej przyjaciółki)
jedziemy do Tarnowa... zrobić z tatą... porządeczek.
Oczywiście miałam na myśli rozprawę apelacyjną
w sprawie znęcania się tego oszołoma nade mną i Jankiem.
Nie wspomniałam, że Magda specjalnie wzięła sobie wolne
na tę szczególną okoliczność. Nie tylko, aby służyć mi radą
i robić w Sądzie za moje... psychiczne i moralne wsparcie...
Planowałyśmy przecież odpowiednio uczcić tę rozprawę...
z tym cholernym oszołomem..., tzn. ostateczny wyrok,
dzięki któremu sprawa rozwodowa byłaby już... z górki.
No i niestety..., sprawa się... rypła. Nici z imprezy...
Ale dobrze, że Magda była ze mną, bo wczoraj...

nie wiem, czy bym to wszystko sama zniosła...
Dużo bowiem, kosztowało mnie to zdrowia i nerwów...,
chociaż wcale się na to nie zapowiadało... A było tak:
Po wyprawieniu dzieci do szkoły i przdszkola,
razem z Magdą udałyśmy się do Sądu Okręgowego.
Nie powiem, byłam, byłyśmy, raczej w dobrym nastroju...
Nawet widok tego świra na sądowym korytarzu,

tuż przed rozprawą, nie był w stanie popsuć nam,
wyraźnie dopisującego mi humoru... ;) Serio... ;)
Dlatego też, plotkowałyśmy sobie, a nawet pośmiałyśmy się.
Niestety, wszystko..., cały ten czar, wkrótce jednak  prysł...
Zaraz po wejściu na salę (Magda została na korytarzu)
nic nie zwiastowało tego, co wydarzyło się za niedługo...
W zmienionym (znów) składzie trzech sędziów zawodowych,
sędzia sprawozdawca streścił dotychczasowe postępowanie,
po czym poinformował, że kilka dni temu wpłynęły nowe
wnioski dowodowe oskarżonego w postaci wydruków,
nieznanej wcześniej, mojej korespondencji elektronicznej,
adresowanej do ucznia Piotra i przyjaciółki Magdy.
Jej treść natomiast rzuciła nowe światło na sprawę,
m.in. jednoznacznie wskazała na... zaistnienie relacji
erotycznej pomiędzy pokrzywdzoną a jej nieletnim uczniem.
Nawet nie potraficie sobie wyobrazić, co wtedy poczułam...
Kiedy to usłyszałam, po prostu... czułam, jak mi się nogi
same uginają i myślałam, że jeszcze chwilę... i tam padnę.
Resztkami sił i przytomności starałam się nie dać tego
po sobie poznać..., co mi się chyba nawet nieźle udało...
Sąd zapytał oskarżonego, w jaki sposób odzyskał te maile,
na co zaczął im coś nawijać, chyba o programie pocztowym,
nie pamiętam, bo z nerwów nie mogłam się skupić...
Poza tym nie znam się na tych wszystkich technicznych
i komputerowych sprawach, zresztą podejrzewam,
że i sędziowie też nie, bo nie wysłuchali go do końca,
nawet nie chcieli od niego płytki CD z plikami listów
dla biegłego informatyka; w celu ich weryfikacji...
Zamiast tego sędzia zapytał mnie, czy coś mam
do powiedzenia na temat tych listów i czy mogę się
do przedłożonych materiałów jakoś ustosunkować.
Na szczęście zdążyłam zebrać się już jakoś do kupy
i stanowczo oświadczyłam, że nic mi o nich nie wiadomo,
ponieważ nie wysyłałam żadnych takich listów... Ufff...
Następnie Sąd poprosił nas o opuszczenie sali rozpraw,
aby mógł przeprowadzić naradę przed wydaniem wyroku.
Kiedy tylko wyszliśmy, od razu usiadłam przy Magdzie
i do ucha wyszeptałam jej co się właśnie stało...
Powiedziałam jej, że stało się dokładnie to,
czego od dawna bardzo się obawiałam, że te moje listy
do niej i do Piotra, które tak starannie kasowałam,
i o co prawie każdorazowo także ich prosiłam,
że one kiedyś..., że one kiedyś do mnie wrócą...
Wprawdzie nie wiedziałam jak, bo bardzo się pilnowałam,
aby nie popełnić jakiegoś błędu, ale... i tak bałam się tego.
No i masz ci los... Wykrakałam sobie... A to pech!
Czekając tam miałam cichą nadzieję, że może sędziowie,
że może... jednak mu nie uwierzą... i skarzą go dziś...
I będę mogła już szybko pozbyć się go... i wreszcie
skończy się ten koszmar... dla mnie i... mojej rodziny.
Ten głupek zaś, w międzyczasie, jakby czytając
w moich myślach, nazwał mnie wielką obłudnicą
i powiedział, że mogę sobie myśleć,
iż wyprę się tych listów, ale na szczęście,
ich autentyczność jest do zweryfikowania
i to na kilka, na wiele sposobów...
Po paru minutach korytarzowego oczekiwania,
zostaliśmy wezwani na salę do odczytania wyroku...
No i niestety, stało się najgorsze, to czego się obawiałam...
Sąd w całości uchylił poprzednie, skazujące orzeczenie
i skierował sprawę do ponownego rozpoznania

w pierwszej instancji, ponieważ - jak to ustnie uzasadnił
- wina oskarżonego nie została mu udowodniona
oraz nie ma obecnie podstaw do podważania
autentyczności nowych dowodów, które niewątpliwie
ukazjuą sprawę w zupełnie innym świetle...
Kiedy to usłyszałam - nie wytrzymałam...

Nerwy już mi puściły i nie zważając na to,
że Sąd zamknął rozprawę i powinniśmy opuścić salę,
po prostu... poryczałam się. Prawie jak... dziecko.

Ale nie ze smutku..., tylko ze złości. Naprawdę.
A kiedy tak protestowałam, wyżalałam się i skarżyłam
na bezkarność oskarżonego, który teraz przez kolejny rok
będzie się - tak jak przez te wszystkie poprzednie lata

- znęcał nade mną i dziećmi, ten świr zwyczajnie wyszedł.
Wyobraźacie sobie, co za beczelny typ?  Cały Sąd siedzi,
ja stoję na środku sali, staram się i... cała się produkuję...,
a ten oszołom, zwyczajnie, jakby nigdy nic, wychodzi sobie.
Tak więc, jeszcze przez chwilę sama mówiłam do sędziów,

a może już prawie krzyczałam (nie jestem tego pewna),
co też... dobrego narobili i co o tym wszystkim myślę...
Kiedy wciąż szlochając, wyszłam wreszcie z sali rozpraw,
ten oszołom (najwyraźniej czekał na mnie, aż wyjdę),
rzucił mi na odchodne, że jestem świetną aktoreczką...
Nie zwracałam na niego uwagi, tylko usiadłam obok Magdy,
aby jej opowiedzieć co się wydarzyło i uspokoić się trochę,
bo aż się cała trzęsłam z nerwów... i rozpaczy. Okropne...
Po paru minutach, kiedy odrobinę mi przeszło i szłyśmy
z Magdą do wyjścia, znów natknęłyśmy się na tego świra,
który siedział na ławce, niedaleko schodów.

Gdy mnie zobaczył, znów rzucił, iż nigdy nie przypuszczał,
że jestem aż tak obłudna. Oczywiście, olałyśmy go.
Niech sobie gada co chce, mam to... w dupie.
Zresztą, cały dzień mu wczoraj odwalało, ponieważ
nękał mnie i Magdę tymi swoimi debilnymi SMS-ami.
Nawet, che che..., po angielsku zaczął pisać.
Najpierw, koło południa dostałam coś takiego:


D*isloyalty
I*n
L*ove


Później, całkiem wieczorem, kolejnego:

So this is permanence - love's shattered pride.
What once was innocence, turned on its side.
A cloud hangs over me, marks every move.
Deep in the memory of what once was love...


Nie wiem skąd on to wytrzasnął,
ale wygląda mi to na tekst piosenki...

Nie minęła godzina, kiedy przysłał mi jeszcze jednego,
a w zasadzie to do mnie i do Magdy,
bo dostałyśmy to samo:

NIECH NIE SLUBUJE PRZEBRNAC PRZEZ CIEMNOSCI NOCY,
KTO NIE WIDZIAL JESZCZE ZMROKU...


To akurat znamy, bo to przecież... z Tolkiena... ;)

Teraz już wiecie, dlaczego jestem taka podminowana.
Chociaż od wczoraj trochę mi już przeszło.

Pocieszają mnie wkoło, bym się nie martwiła.
Zwłaszcza ciocia Krysia i Magda, które uważają,
że choć nie poszło tak..., jak miało wczoraj pójść,
to przecież jeszcze nic nie jest... przesądzone.
Cóż, wiem że moja ciocia czuwa nad wszystkim
i napewno nie pozwoli, by stała mi się krzywda... ;)
Co prawda musiałam wczoraj tłumaczyć się,

dlaczego nie poszło tak, jak wszyscy się tego
spodziewaliśmy... No, cóż... Nie ma tego złego...,
co by na... dobre nie wyszło, prawda? ;)
Rodzinie powiedziałam, że ten świr wrabia mnie
w jakiś romans z Piotrem (przecież już wcześniej mówiłam,
że jest chorobliwie zazdrosny i bezpodstawnie posądza mnie
o zdrady i takie tam), więc nie było z tym jakiegoś problemu,
nawet jeszcze bardziej ma u nich przerąbane, che che... ;)
Z drugiej jednak strony, musimy teraz z Magdą,

naprawdę coś... mądrego wymyślić, żeby się móc,
jakoś wyplątać z tej niezręcznej mailowej wpadki.
Bo bez tego, strach pomyśleć, co to dalej będzie...


>>>