ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

niedziela, 23 grudnia 2012

ŚWIĄTECZNE PREZENTACJE...

(3 LATA TEMU)

U nas nastała już prawdziwie... świąteczna atmosfera. :)
Co prawda, Wigilia dopiero jutro, ale i powodów do celebry
nam nie brakuje już teraz, bo i sporo się ostatnio działo... ;)
Ale może po trochu i po kolei, żeby nie pomieszać... ;)


Zacznę może od tego, że parę dni temu pozwoliłam
temu oszołomowi spotkać się z dziećmi,
oczywiście poza domem... :)
Cóż, w imię... tzw. świętego spokoju itd.; czynię czasem
takie wyjątki i zwykle zabiera je wtedy na basen,
albo do siebie..., tj. do swojej firmy... ;)
Niekiedy zaś, skutecznie mu to udaremniam,
aby nie przyzwyczajał się zbytnio do takich luksusów. :)
Ale tym razem nie czyniłam przeszkód. :)
Zwłaszcza, że w święta ich nie zobaczy,
a zdążył już coś wspomnieć o jakimś prezencie,
który chciał im pokazać i takie tam... ;)
Jak się później okazało, kupił im miniwieżę hifi,
którą tam zademonstrował, a Janka przeszkolił
w obsłudze, aby wiedział co i jak ma włączać.
Potem razem ponownie zapakowali ją w pudło,
które przywiózł odwożąc Janka i Lenkę do mnie.
Cóż, chociaż nie podoba mi się ten pomysł

(dzieciom bardzo, bo zaczęli od razu rozpakowywać,
a Janek nawet dzwonił do ojca, bo przestraszył się,
że niechcący urwał jakiś tam kabelek,
ale ten uspokoił go, że tak ma być i jest OK),
to sama wieża, nie powiem..., jak najbardziej - fajna,
bo cała czarna i hmm... firmowa - Sony. :)
Przypomniałam sobie, że kiedyś planował taki zakup
do pokoju dzieciaków, aby miały własny sprzęt.
W sumie przyda się..., tym bardziej, że swoją zabrał,
zresztą zgodnie z moim życzeniem... ;)
Poza tym, odkąd w październiku wypłaciłam
kasę z jego konta - nie płaci mi już tych swoich
dobrowolnych alimentów, więc... sami wiecie... ;)
Przy okazji - nie wspomniałam, że część wypłaconej
wtedy forsy przeznaczyłam na zakup laptopa...
Zanim udało mi się odzyskać tę forsę,
z którą nie wiedziałam co się stało,
namawiałam syna, aby przy różnych okazjach
podpytywał ojca o nią i... o to, kiedy mu kupi komputer. ;)
Niestety, nie udało mu się wyciągnąć żadnych informacji
na ten temat, poza tą, że pieniądze są bezpieczne.
Podobno mówił mu też, że gdyby nie ta cała sytuacja,
to prawdopodobnie dostałby od nas laptopa na te święta.
Muszę przyznać, że kiedyś faktycznie zastanawialiśmy się

i sama wtedy byłam za tym, aby nieco to odwlec,
póki Janek nie nabędzie trochę wprawy na starym kompie.
Poza tym mógł przecież, póki co, korzystać także
z tego komputera co i my, co też i robił... :)
Ale w bieżących okolicznościach... starałam się nie wracać
do dawnych, rodzinnych ustaleń, o których przecież nikt
poza nami nie wiedział, ani ich przypominać dziecku...
Przecież nie mogę przyznać rację temu oszołomowi... ;)
Dlatego też, wypłacając niedawno kasę z jego konta
i kupując laptopa, mogłam pokazać Jankowi (i nie tylko

jemu), jak spełniam jego marzenia, w przeciwieństwie
do ojca, który potrafi mu tylko obiecywać.. ;)
Dobrze, że nabyłam go już chwilę temu, zanim ten świr
wyskoczył z tym swoim świątecznym prezentem... ;)


Teraz z innej świątecznej... beczki... :)
Wczoraj byłam z mamą w Tarnowie na rozprawie

apelacyjnej dotyczącej nieprawomocnego wyroku
eksmisyjnego tego oszołoma. Zawiózł nas, jak zwykle
zresztą, mój usłużny szwagier Tomek. ;)
Sama rozprawa okazała się... szczęśliwa dla nas. :)
Po krótkim zreferowaniu sprawy przez Sąd i prezentacji...
stanowisk przez strony, kiedy to moja mamusia
miała kolejną okazję odegrać życiową rolę... ofiary
oraz po jeszcze krótszej naradzie tegoż męskiego
składu orzekającego, otrzymałyśmy... spodziewany prezent.
Mianowicie, Sąd oddalił apelację. Doprawdy nie wiem,

jak będzie wyglądało pisemne uzasadnienie wyroku
(o ile ten świr złoży stosowny wniosek - oby nie),
ale ustnie Sąd przedstawił z grubasza takie rozumowanie:
Mieszkanie jest własnością mojej mamy, ja od niego

uciekłam ze względu na wieloletnią przemoc
(nieprawomocny wyrok o znęcanie),
sprawa rozwodowa toczy się już od ponad roku
(a więc zdaniem sędziów lada moment zakończy się
rozwodem), a on i tak już tam przecież, che che...,
nie mieszka... Remoncik się przydał, che che... ;)
A zatem należało oddalić apelację jako... bezzasadną. ;)
Tym samym - mamy prawomocny wyrok eksmisyjny... :)


Dzisiaj natomiast, w brzeskim sądzie otrzymałyśmy
z mamusią kolejny prezent, który po prostu,

dopełnił już czarę naszego szczęścia. ;)
Otóż, zapadł wyrok w tej szczególnie nas bulwersującej

sprawie - tzn. o naruszenia posiadania, czyli...
naszego remonciku, krótko mówiąc... ;)
Rozprawa była krótka - w zasadzie tylko ogłoszenie wyroku.
Sąd po prostu... oddalił pozew tego oszołoma. :)
Nie ukrywam, iż spodziewaliśmy się takiego werdyktu,
zwłaszcza po wczorajszym oddaleniu apelacji... ;)
Zresztą sędzia wiedział o finale tamtej sprawy,
gdyż tuż przed rozprawą dzwonił do Tarnowa,
więc mama nawet nie musiała się na to powoływać.
Wczorajszy wyrok odwoławczy był w dzisiejszej sprawie
- zdaniem Sądu - przesądzający..., che, che... ;)
W końcu... czekał na niego..., prawda..? ;)
Co prawda... z treści pozwu wynika, że jedno do drugiego
ma się... nijak, ale ja tam się na prawie nie znam... ;)
A skoro Sąd uważa inaczej, to chyba wie co robi... ;)


Tym oto sposobem mamy na święta nie tylko prezenty,
ale i święty spokój...; spokój od tego oszołoma... ;)
Cieszymy się i to bardzo... W końcu... idą święta. :)
Teraz będzie można się skupić na przygotowaniach.
Na przykład zrobić kutię. O tak! Lubię takie potrawy,
które mają jakiś przekaz symboliczno-kulturowy.
Podobno u Słowian była to ulubiona potrawa zmarłych,
którzy pojawiali się na Wigilię (do tego pustego talerza).
Kutia jest pyszna, więc nie dziwię się duchom... :)
Wigilia bowiem, była dawniej kolejnym w roku

świętem zmarłych. Lubię taki jej wymiar... ;)
Moja mama też zazwyczaj stawia dodatkowe
nakrycie, ale nie pytałam jej czy to dla zmarłych...,
czy dla jakiegoś..., che che... bezdomnego gościa... ;)
Musicie mi wybaczyć pewne... skojarzenia..., che che. ;)
Ale jak powiedział dawno temu pewien mędrzec:
"nikt nie ponosi odpowiedzialności za swoje myśli".
Jest to jeden z moich ulubionych cytatów. ;)
W każdym razie, mam cichą nadzieję, że ten oszołom
nie zawita do nas, ani w charakterze bezdomnego... ;)
Ani też... jako ten nieboszczyk..., bo jak by nie było,

to on dla mnie jest już zupełnie martwy..., che che... ;)
Aby jednak tradycyjnej gościnności stało się zadość...,
zaprosiłam na święta moją jedyną przyjaciółkę Magdę. :)
Już przyjechała, a zatem... rodzina w komplecie... ;)


Wspomnę jeszcze tylko o tym, że ten świr nie byłby sobą,
gdyby znów czegoś głupiego mi nie napisał.
Wieczorem otrzymałam takiego SMS-a:


CHOCIAZ TAK BARDZO TEGO PRAGNIESZ
- NIGDY NIE BEDZIESZ SOBA,
BO NIE WIESZ CO TO ZNACZY.
JESTES JAK PUSTE, PRZECIEKAJACE NACZYNIE,
KTORE NIEUSTANNIE USILUJE SIE WYPELNIC JAKIMS SENSEM.
JESTES TYLKO WIEZNIEM WLASNYCH MARZEN.
SZKODA, ZE TAK POZNO TO ZROZUMIALEM...
BYLEM ZASLEPIONY MILOSCIA, KTORA CIEBIE WYPELNILEM.
TO WYJASNIA WSZYSTKO.
MIMO TO, NADAL JESTES WSZEDZIE, CHOCIAZ CIE NIE MA...
MOZE ZAWSZE BYLAS ULUDA JENO, MOIM MARZENIEM,
A JA JEGO... WIEZNIEM?


Niedługo później również Magda dostała SMS-a:

SABINA MOGLA MIEC NORMALNE ZYCIE,
ALE TY, W SWYM EGOIZMIE,
WYKORZYSTUJAC MOJE ZAUFANIE,
DO RESZTY WCIAGNELAS JA
W SWOJ CHORY SWIAT.
NIE STARAJ SIE TERAZ
BYC SUROGATEM OJCA I MEZA,
TYLKO SPOJRZ NA WLASNA PODLOSC!


Szkoda słów. Wszystko jasne... Jak słońce... ;)
Po prostu - świr... i tyle. ;)