ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

środa, 7 marca 2012

ŁECHCĄCY WIECZÓR...

Tak, to miał być wieczór przyjemnie łechcący
niemierzalną próżność i dumę mojej mamusi... ;)
Wiem, bo dobrze ją znam, a od jakiegoś czasu
często czuję dokładnie to co ona i tak jak ona...
Sama niekiedy się temu dziwię. Naprawdę. :)
No i prawie się jej udało. Właśnie - prawie...
Gdyby nie popsuł jej wrażeń, hmm... były zięć...
Niedawno wróciła poirytowana z tego powodu
i wszystko nam opowiedziała...
Ale może po kolei... ;)

Dzisiaj wieczorem w stolicy powiatu i gminy
była promocja książki rodzimych dziennikarzy
o znanych osobach wywodzących się z naszej
małej ojczyzny, którzy w większości wyszli w świat,
gdzie zrobili mniejszą lub większą karierę lub w jakiś
inny sposób zasłużyli się dla lokalnej społeczności.
Szczerze mówiąc, moja mamusia miałaby to gdzieś,
gdyby nie jeden niezmiernie istotny i ważny dla niej fakt... ;)
Otóż we wspomnianej książce znajduje się krótki wywiad
z jej wspaniałym, utalentowanym synem - reżyserem...
Więc sami rozumiecie, jaki to miód na pustą duszę... :)
Dlatego też, spragniona kadzidła i mirry, udała się tam
razem ze swoją siostrą, a moją ciocią Krysią, dla której
każda okazja, aby pokazać się w tzw. towarzystwie,
jest na wagę złota, którego blask przecież wzbogaca... ;)
No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt,
że na sali, parę rzędów wyżej siedział ten szczur,
ten gnój, śmieć, etc. - jak o swoim dawnym zięciu,
od pewnego już czasu, nawet przy jego dzieciach,
wyrażać się raczy moja kulturalna mamusia...
Jakby było tego mało, że w ogóle miał czelność
przebywać w tak doborowym towarzystwie,
to jeszcze siedział sobie w najlepsze wśród
miejscowych vipów - posła, starosty, itd.
Dla mojej mamy, to było już zdecydowanie za dużo,
jak na jeden wieczór, który miał być przyjemny...
Jako, iż nie chcę jej jeszcze bardziej dobijać,
nie powiem jej, że Szymon znalazł się
w promowanej dziś książce nie tyle dzięki,
jakimś szczególnie wysokim osiągnięciom,
co przede wszystkim niegdysiejszemu
wstawiennictwu jej umiłowanego zięcia... ;)
Parę lat temu, kiedy autorzy książki prowadzili
lokalny miesięcznik informacyjno-kulturalny
przez dłuższy czas blisko z nimi współpracował.
Kiedy Iwona była redaktorem pisma to on
podsunął jej pomysł wywiadu z Szymonem
i skontaktował ich ze sobą, a obecna książka
to w istocie tylko zebrany cykl wcześniej
publikowanych tam wywiadów... :)
Chyba nie musiał ją wtedy długo namawiać,
bo bywając u niego w pracy zauważyłam,
że ona go bardzo lubi i nawet myślałam,
że coś z tego będzie, ale on jak na złość
się później zdystansował, ona zmieniła pracę,
a moje sugestie żeby ją do nas zaprosić na kawę... ;)
- jeszcze w maju 2008 - niestety spełzły na niczym.
Pisałam o tym Magdzie, na początku września 2008,
kiedy rozważałam różne możliwości tego,
jak mogłabym się go bezboleśnie pozbyć,
aby ułożyć sobie życie z Piotrem...

Ale wracając do Szymona, to mojej mamusi,
zresztą nie tylko jej, trudno byłoby - zwłaszcza teraz
- zaakceptować to, że "kariera" mojego braciszka,
być może, potoczyłaby się zupełnie inaczej,
gdyby znów nie ten oszołom... ;)
Mało kto w tej chwili pamięta, że brat po maturze
nie miał prawie żadnego pomysłu na studia.
Coś tam przybąkiwał o polonistyce, coś o historii...,
ale ukochany szwagier znając go, powiedział mu,
z czym się w zupełności zgodziłam, że dla mego brata
idealne byłoby filmoznawstwo, które on sam poznał
nieco "od kuchni", mieszkając swego czasu przez rok
z gościem, który to studiował... :)
No i jak mu poradził, tak też i Szymon zrobił.
Chociaż nie bez kłopotów..., ale strzał był w dziesiątkę. :)
Dopiero później zaczął swoją przygodę z reżyserią... ;)

Co zaś się tyczy samego wywiadu zamieszczonego
wcześniej w lokalnym miesięczniku, a teraz w książce,
to widać, że mój brat od lat prawie nic się nie zmienił... ;)
Jak był pozerem, tak pewnie jest i będzie... :)
Tu stawia się w roli doświadczonego socjologa i psychologa.
Czułego obserwatora, który ma coś do powiedzenia... ;)
Hmm, jakoś nie bardzo idzie mi to w parze chociażby
z jego blogiem, na którym głównie pisze, w co też
właśnie zagrał, co przeczytał, widział, wysłuchał...,
mało co... zajarał, wypił, zjadł, strawił, ...wydalił, itp., itd. ;)
Na dodatek swoją konsumpcję prezentuje posługując się,
cóż, dosyć "niewymagającym" słownictwem, gdzie mój
szczególnie ulubiony przymiotnik "zajebisty" bije wszelkie
statystyczne rekordy, co samo w sobie - nie przymierzając,
tylko cytując braciszka - "urywa jaja"... ;)
Podobnie zresztą, jak wpisy jego... alter ego ;)
na portalu społecznościowym, gdzie dzieli się
ze światem, spędzającymi mu sen z powiek,
głębokimi pytaniami egzystencjalnymi typu:
Po co w lodówce jest światło? Albo:
Dlaczego Ania ma kurtkę w kolorze gówna?
Bardzo twórcze i powalające..., prawda? ;)
No, ale ja się chyba nie znam, a to jest pewnie
tylko taki oryginalny artystyczny, trendy zgryw... :)
Świetna jest także kolekcja jego fotek
z planów filmowych, gdzie pozuje
przy scenach krwawych zbrodni...
Podobnie zresztą, jak jego komentarze,
do preferowanych gier - krwistych rąbanek,
że "nic tak nie poprawia humoru,
jak świeża krew na ubraniu..."
Cóż, doprawdy bardzo ciekawe,
zważywszy, że mój braciszek mdleje
na widok strzykawki, a kropla krwi,
przy niewielkim skaleczeniu,
przyprawia go niemal o histerię...
No chyba, że to ma być jakiś rodzaj
psychoterapii dla niego... ;)
Kto go tam wie...? ;)

W każdym razie Szymon zawsze był
nieznośnym braciszkiem i nigdy nie mieliśmy
dobrego kontaktu ze względu na różnice wszystkiego,
a już najbardziej podejścia do życia...
Na co dzień nie wychodził poza sprawdzony styl
strasznego zgrywu ze wszystkiego i w zasadzie
porozmawiać z nim poważnie nie dało się,
a niepoważnie też nie, bo mamy inne poczucie humoru.
Więc kiedy dał mi parę lat temu przeczytać scenariusz,
swojego pierwszego filmu pełnometrażowego "Jak żyć?"
to byłam w szoku, że napisał coś tak dobrego...
Oczywiście jego wcześniejsze filmy, takie etiudy studenckie,
były przeważnie naprawdę dobre. Widocznie robi to serio,
może jako reżyser jest sobą... :) Ten film "Jak żyć?" porusza
kwestie odpowiedzialności, tożsamości, podejmowania
nowych ról i wyzwań i pozostaniu wiernym sobie...
I ma pewne wątki autobiograficzne. :)

Co do wspomnianych etiud, to film "A ty?"
jest w istocie opisem jednego zdarzenia
- z trzech odmiennych perspektyw
- który sprowadza się do pytania:
Czy jesteśmy w stanie racjonalnie ocenić
otaczający nas świat?
Odpowiedź na nie zaś brzmi:
Obiektywny punkt widzenia nie istnieje. :)

Z kolei obraz "Skurcze" przedstawia pisarza,
który usiłuje skończyć opowiadanie utrzymane
w klimacie taniego horroru, któremu z czasem
postacie z fikcyjnego świata zaczynają
pojawiać się w świecie rzeczywistym...
Co ciekawe, scenariusz filmu powstał na podstawie
fragmentu "Człowieka bez właściwości" Roberta Musila. :)

Cóż, Szymon od dawna ma tego rodzaju ciągoty. :)
Jeszcze jako filmoznawca był wielbicielem kina
Takeshi Kitano, a jego zainteresowania skupiały się
wokół zagadnienia tożsamości w cyberpanku,
czyli robotów, które uzyskały świadomość
oraz granic między istotą żywą a martwą... ;)

Może będę niedyskretna, ale najnowszy
krótkometrażowy film Szymona - "Bracia",
który jest już prawie na ukończeniu,
również porusza tematykę tożsamości...
Główny bohater przeżywa poważną traumę
- traci tożsamość, a wszyscy wokół usiłują mu pomóc...

Muszę przyznać, że z całego wywiadu zamieszczonego
w książce, której poświęcony był dzisiejszy wieczór,
najbardziej podoba się mi końcowa wypowiedź brata, że:
"Giniesz, jeśli żyjesz tylko w jednej rzeczywistości.
Najważniejsze jest przeżycie. Kreowanie kolejnych światów
sprawia przyjemność. Zawsze musisz wiedzieć,
kim jesteś, wierzyć w to, co robisz..."
Patrząc na nią pod pewnym kątem, to choćbym nie chciała,
muszę całkowicie zgodzić się z moim braciszkiem... ;)