ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

niedziela, 2 lutego 2014

NA CZASIE...

(3 LATA TEMU)

Wczoraj... obchodziliśmy (oczywiście teoretycznie ;)
jedno z czterech głównych - obok Beltaine, Lughnasadh
i Samhain - celtyckich świąt, czyli - Imbolc...
Dziwne, ale ci, hmmm..., szaleni Celtowie mieli
- nie wiem czemu -  wszystkie kardynalne chwile roku
przesunięte o jakieś półtora miesiąca do przodu... ;)
Dlatego też, według ich kalendarza, dopiero wczoraj

mieliśmy coś, jakby spóźnione...  zimowe przesilenie
- moment, kiedy z utęsknieniem... czeka się na Słońce,
na zbawienne... oczyszczenie, jego moc...,  Nowe Zycie...
Prawdę mówiąc, to rzeczywiście dopiero teraz, a nie

w grudniu da się jakoś bardziej odczuć, że dnia przybywa,
a Słońce wyraźnie coraz to wyżej góruje na horyzoncie. ;)
Przypuszczam też, iż to wcale nie przypadek, że akurat

dziś obchodzimy... święto Matki Bożej Gromnicznej... ;)
Wszak, powszechnie wiadomo do czego służy taka świeca. ;)
I nie mam tu na myśli tylko ochrony przed piorunami. ;)
Cóż, ogień... oczyszcza i daje... światło, nadzieję..., itd. ;)


Ale dość tych miłych rozważań - dziś nie o tym chciałam,
tylko o wczorajszej rozprawie w naszym brzeskim sądzie...
Była to pierwsza rozprawa o znęcanie od ponad pół roku.
Wszystko przez tę opinię z Instytutu Ekspertyz Sądowych
i mojego adwokata, który mało co, nie przekręcił się. ;)
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, che che,
bo teraz, pojawił się w Sądzie, jak... nowo narodzony. ;)
Oczywiście beze mnie, bo od jakiegoś czasu nie mam ochoty
na tego rodzaju rozrywki, ale za to odpowiednio przygotowany,
bowiem wtajemniczyłam go wcześniej w aktualne sprawy... ;)
Przede wszystkim w treść... apelacji tego oszołoma...
w sprawie rozwodowej... Tak, tak..., nie zdążyłam tutaj
o tym wspomnieć, ale takie są fakty, niestety...
Czułam, że coś... kombinuje, no i proszę; zresztą...
przy tym świrze było to do przewidzenia, zwłaszcza,
że uzasadnienie wyroku było..., jakie było, ehhh...
No i niedawno otrzymałam odpis - ponad 30 stron...
pasjonującej prawniczej literatury ;), gdzie ten...
popieprzony pedant... rozkminia wyrok rozwodowy w pył.
Zdaniem moich adwokatów... sytuacja jest... poważna
i z pewnością będzie wymagała... nadzwyczajnych środków.
Na szczęście, do rozprawy odwoławczej mamy chyba jeszcze
trochę czasu, więc może coś się uda z tym... zrobić... ;)
Apelacja będzie rozpatrywana w Krakowie, w Sądzie Apelacyjnym,
a to teren mojego pełnomocnika ze sprawy karnej o znęcanie,
więc myślę, że on przejmie pałeczkę od pani adwokat z Tarnowa.
W pewnym sensie jest to już postanowione i mam nadzieję,
że - mimo wszystko - wszystko będzie dobrze... Musi... ;)
Ale wracając do wczorajszej rozprawy..., to podobno Sąd
bardzo był zainteresowany stanem postępowania rozwodowego.
Mój pełnomocnik, z pewnym zażenowaniem, musiał oznajmić
przed Sądem, że sprawa została nieprawomocnie zakończona
w pierwszej instancji orzeczeniem rozwodu z winy...
obojga małżonków, a do tego jeszcze pozwany złożył
od tegoż wyroku apelację i to... bardzo obszerną.
Oskarżony oczywiście to potwierdził, a jednocześnie
w odpowiedzi na pytanie Sądu oświadczył, że w w/w wyroku
władza rodzicielska została mu wprawdzie ograniczona,
ale wyłącznie z powodu braku porozumienia między stronami,
nie zaś jego rzekomych negatywnych zachowań wobec dzieci,
co zostało w uzasadnieniu tegoż wyroku wprost stwierdzone.
Poza tym, ten świr podobno chciał przeforsować wniosek
o kolejną opinię psychologiczną, a w zasadzie metaopinię,
aby poddać weryfikacji interpretacje wyników naszych testów,
których dokonała pani Grażynka z Tarnowa w swojej ekspertyzie
sporządzonej dla sprawy rozwodowej, a którą to posiłkowali się
(dzieki moim, naszym staraniom ;) opiniujacy mnie biegli
z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie; życzył sobie,
aby właśnie tamtejsi biegli sprawdzili ich poprawność... ;)
Poza tym, napomknął coś, że ma zamiar sprawę pani Grażynki
i jej ślicznej opinii skierować do tarnowskiej Prokuratury.
Ciekawie się robi, nie ma co, w każdym razie, obecna wczoraj
na rozprawie pani Prokurator, podobnie jak mój pełnomocnik,
wnosiła o oddalenie tego... szalonego wniosku, albowiem...
zmierza on tylko do... przewlekłości postępowania... ;)
Sąd jednak, dał sobie czas na podjęcie decyzji w tej kwestii
i oznajmił stronom, iż tymczasem nosi się z zamiarem ponownego
przeprowadzenia dowodu z... akt sprawy rozwodowej... ;)
A oprócz tego chciałby jeszcze zadać mi, hmmm... parę pytań
(ale nie chciał wyjawić jakich), więc skoro się tym razem
nie pojawiłam (cóż, moje stawiennictwo nie było obowiązkowe ;),
postanowił wezwać mnie na następną rozprawę - 1 marca.
I w zasadzie, to by z grubsza było tyle, co się na tej, che che
trwającej niewiele ponad pół godziny, rozprawie wydarzyło,
nie licząc protokołowania opinii i innych pism procesowych,
które wpłynęły do akt sprawy w ostatnim półroczu... ;)
Coś mi się zdaje, że wszystkim (no może poza tym oszołomem),
zależy... na czasie, by jakoś przetrzymać do - mam nadzieję
- prawmocnego już rozstrzygnięcia w sprawie rozwodowej...
Dlatego musimy to, za wszelką cenę..., dobrze rozegrać... ;)