ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

niedziela, 15 kwietnia 2012

W PIGUŁCE...









(3 LATA TEMU)

Pomimo moich pewnych obaw,
święta jak i urodziny Janka
minęły dosyć... bezboleśnie,
zwłaszcza, że wypadły razem,
można powiedzieć - w pigułce... :)
Mam nadzieję, że dla tego oszołoma
zza ściany - gorzkiej, i że nie osłodził
mu jej nawet kawałek urodzinowego torta,
którego Janek mu niestety zaniósł...
Niestety, bo wcale mi się to nie podobało.
Ale co miałam zrobić, kiedy dzieląc ciasto
dla przybyłych gości syn mnie o to prosił...?
Jakoś nie potrafiłam dziecku odmówić,
i nie chciałam mu też przysparzać
dodatkowej goryczy, zwłaszcza że jego ojciec
nie był ujęty w gronie osób zaproszonych... ;)
Więc może to i dobrze, czasem trzeba
pokazać ludzką twarz, i mieć taki...
dzień dobroci dla zwierząt. ;)
Zwłaszcza przy gościach... :)
A tych trochę się uzbierało, bo poza
domownikami, był Szymon z rodziną,
ciocia Danusia oraz ciocia Krysia
z mężem, córkami i zięciami. :)
Tak więc impreza... całkiem pokaźna,
chociaż skład dosyć tradycyjny. ;)
Ostatni raz tak bawiliśmy w zeszłym roku
na I Komunii Janka, zaś w podobnym co teraz
gronie, to raczej na zorganizowanej przez nas
tydzień po niej, tzw. imprezie poprawinowej... ;)
Zapamiętałam ją dobrze, bo w przeciwieństwie
do wcześniejszej uroczystości komunijnej,
ta była dosyć obficie zakrapiana...
i to bynajmniej nie zwykłą wodą,
bo i nie był to... Dyngus, jak teraz. ;)
A że ciocia Krysia nie należy do osób,
które lubią wylewać za kołnierz...,
to pod koniec dała werbalny popis,
czym mojego wujka, a jej męża,
tak zdenerwowała, że ku zaskoczeniu
wszystkich obecnych, natychmiast
zabrał się sam do domu... :)
Wprawdzie mój mąż wybiegł za nim,
próbując bezskutecznie ratować tę,
nieco niezręczną sytuację,
zwłaszcza, iż darzył go sympatią
i z tego co zauważyłam, to chyba
zawsze dobrze się dogadywali. :)
A ciocia, cóż..., została, bez blamażu,
jeszcze jakiś czas, dobrze bawiąc się,
głównie w towarzystwie mojej mamy.
Najwyraźniej ciocia Krysia przedobrzyła
i ukazała wtedy swoją prawdziwą twarz,
którą tylko moja mama czasami dostrzegała.
Szczególnie wtedy, kiedy składała jej
niezapowiedziane wizyty domowe, ta zaś
totalnie ją olewała i to mój wujek,
a nie jej siostra, okazywał jej
odrobinę zainteresowania i serca...
Pewnie w takich momentach ciocia jest
naprawdę sobą..., kto wie...?
Ale i tak myślę, że obie są siebie warte. ;)
W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni... ;)
I tu od razu rodzi się w mojej głowie refleksja
i przekonanie, że mimo wszystko warto być
całkowitym abstynentem... :)
Uważam, że alkohol niszczy ludzi,
w sensie fizycznym, psychicznym,
intelektualnym, moralnym
i każdym w ogóle. Całościowo.
Mnie osobiście najbardziej przeraża właśnie
możliwość utraty kontroli nad sobą i sytuacją,
w której się znajduję, i że tę kontrolę
szybko mogliby przejąć inni ludzie.
Dlatego starannie omijam wszelkie używki,
bo dobrze jest jednak nie tracić kontroli
nad sobą i swoim światem, a szczególnie
- nie dawać innym przejąć tej kontroli.
Jedynym moim nałogiem jest... czytanie książek. :)
Dużo czytam i bardzo to lubię, różne rzeczy...,
chociaż przede wszystkim fantasy... :)
Zwłaszcza wtedy, kiedy potrzebuję czegoś...
normalnego, :) trochę fikcji. Innego świata.
Myślę, że to zupełnie nieszkodliwy nałóg. ;)
Chociaż niektórzy mówią, że to się wiele
od narkotyków nie różni... nie wiem.
Znam tylko książki; i dobrze.
Cieszę się, że mój Piotr też jest
- tak jak ja :) - zupełnym abstynentem
- i myśli dokładnie to samo...
Rozmawiałam z nim o tym i pisałam,
i do Wojtka - w zeszłym roku, a dawno,
dawno temu przerabiałam ten temat
z moim mężem, a zwłaszcza z Magdą
- też abstynentką - nie jeden raz... :)

Wracając zaś do prozy... życia... ;)
- Szymon był dziś w Sądzie na posiedzeniu
che che... pojednawczym. :)
Na tę okoliczność nawet sobie wydrukował SMS-a,
którego dostał ostatnio od swojego szwagra,
oszołoma, który w Wielki Piątek napisał mu
przecież, iż mu wybacza, no nie... ;)
A skoro tak..., to już... po sprawie. ;)
Jego rzecz, że taki naiwnie dobroduszny. ;)
Z takim dowodem..., hmm..., aktu łaski
ze strony swojego oskarżyciela, mój brat
czuł się dosyć pewnie, licząc na rychły finał
bo skoro mu już wybaczył, to nie ma sprawy,
i Szymon naprawdę nie miał nic przeciwko temu,
aby zakończyć to w ten właśnie sposób... :)
Tym bardziej, że nie uważał, aby zrobił coś
niewłaściwego za co musi choćby przeprosić,
nie wspominając o pojednawczym wyciągnięciu
do tego świra ręki, rozmowie, czy innym
przyjaznym geście. Skrucha? Jeszcze czego...?
Tym bardziej, że szybko okazało się, iż całe
to jego SMS-owe wybaczenie, to był tylko
zwykły blef, bo ten oszołom, mimo tego,
że - jak już wspomniałam - Szymon
wspaniałomyślnie godził się na takie
pojednawcze zakończenie ;) - podtrzymał oskarżenie...
No i koniec końców - braciszek będzie
jednak miał przez niego sprawę...
Skoro tak i taki z niego nicpoń, to mu dowalę...
Wybieram się jutro do Sądu Rejonowego złożyć
dodatkowe dowody - wydruki jego SMS-ów.
Tych, które przysłał mi w ostatnich tygodniach.
Niech sobie nie myśli, że będzie nas tu stresował
i terroryzował jakimiś dodatkowymi sprawami w Sądzie...
Starczy, że w przyszłym tygodniu mamy dwie rozprawy:
rozwodową w poniedziałek i o znęcanie w czwartek;
a w kolejnym jeszcze jedną - o nękanie SMS-ami.
I to chyba byłoby na tyle... ;)

Miało być wszystkiego po trochu - w pigułce... :)
Ale jak widać nie potrafię i kompletnie mi nie wyszło... ;)
To pewnie przez jeszcze jeden mój... nałóg - gadulstwo. ;)
Jeśli tak, to ma on w takim razie zupełnie inną postać
i jest zdecydowanie silniejszy ode mnie... ;)