ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

PRAWDY ABSOLUTNE...

(3 LATA TEMU)

Przez ostatnie dni ciągle biegałam,
jak nie do jednego to do drugiego Sądu.
Najpierw byłam dołożyć do akt parę jego SMS-ów,
bo - jak wiadomo - od przybytku głowa nie boli. ;)
Później znów - udałam się wraz z mamą,
Kornelią i Tomkiem na rozprawę rozwodową.
No i dzisiaj - zeznania w sprawie o znęcanie.
Doprawdy, niezły maraton... :)

Obie rozprawy były dosyć podobne,
bo i zestaw uczestników z grubsza ten sam.
Z tą różnicą, że dziś musiałam zeznawać...
Chociaż w Sądzie Okręgowym moi świadkowie,
ale nie tylko moi, byli dużo bardziej wygadani,
to dziś wspólnie z Magdą udało nam się to nadrobić. :)
Po tym wszystkim przyznaję, że może i dobrze,
że wypadło to tak, jak wypadło - jedno po drugim.
Krótszy stres, a i pamięć świeższa... ;)

Mimo paru drobnych potknięć moich świadków,
myślę, że spisali się dosyć dobrze i dostosowali
do moich i Magdy bardzo pomocnych instrukcji... ;)
Bowiem tym razem, mamusia i siostra nie zapomniały
o tym, że byłoby wspaniale, gdyby okazało się,
że jednak coś widziały, a nie tylko słyszały... ;)
Nie musi to być koniecznie coś wielkiego
- wystarczą jakieś... szarpania, potrząsania, itp. ;)
No i oczywiście ładnie, zgodnie powtarzały,
- jak należy - że od dawna było źle...,
a wyjazd na wakacje był moją ostatnią próbą
ratowania naszego małżeństwa... :)
Mniejsza już o to, że kiedy pozwany zadał
pytanie mojej mamie: Dlaczego tak uważa?
Odpowiedziała: Gdyż powódka miała...
nieszczęśliwą minę, jak wyjeżdżała... :)
Zważywszy, że miałam przez trzy tygodnie
nie widywać się z Piotrem, to może
i coś w tym jest, kto wie..? ;)

Jak już jesteśmy przy Piotrze... :)
Uczuliłam moich świadków, jak ważne jest,
aby wsparli mnie w tej właśnie kwestii...,
zwłaszcza w sprawie rozwodowej... ;)
W końcu... plotka - rzecz niebezpieczna... ;)
Tak więc moja mamusia i siostra grzecznie,
zgodnie i konsekwentnie, a chyba nawet
z pewnym przekonaniem... ;) oświadczyły
- tak jak wszystkich informowałam
- że absolutnie nie jest prawdą,
abym emocjonalnie zaangażowała się
w jakąś znajomość ze swoim uczniem;
bo tylko pisałam z nim emaile... ;)
Ale wynikało to z tego, że prowadziłam
gazetkę szkolną i ten uczeń mi w tym pomagał...
I na te właśnie tematy pisaliśmy emaile... ;)
To, że na cmentarzu lub w pobliżu biblioteki,
czy też w innym miejscu doświadczałam z Piotrem
absolutu - bo taka jest prawda - to inna rzecz,
nawet jeśli nas tam ktoś widział... i pół wsi
od dłuższego już czasu o tym ciągle gada...
Myślę, że obie wolą w to nie wierzyć... ;)
A zwłaszcza mama nie powinna mieć z tym
kłopotu, bo zawsze wierzyła tylko i wyłącznie
w to, co chciała i nic, żadna siła nie była ją
w stanie przekonać, że jest inaczej,
nawet gdyby widziała na własne oczy... ;)
To tak, jak dawno temu, che che... z podpalaniem
przez Szymona papierosów - jeszcze w liceum:
- Ty Szymon nie palisz, prawda? Nie palisz.
- Mamuś, oczywiście, że nie... (z fajką w ręce) :)
No tak, cała moja mama... Ale teraz - dobrze... :)
A zatem siostra i mama bezbłędnie powtarzały
za mną, że do naszego domu przychodziło
wielu uczniów i Piotr był tylko jednym z nich;
bywał u mnie, bo... chciał oddać mi
książki z historii... ;) Che che... :)
I tej wersji będziemy się trzymać! :)
Doprawdy, pojętne uczennice... :)
Zapamiętały i powiedziały większość z tego,
co im opowiadałam i chciałam, aby powiedziały.

A że gadatliwość i... fantazję mamy wszystkie,
to i nasze zeznania znacznie obszerniejsze,
niż takich - dajmy na to - sąsiadeczek... ;)
Stąd, nawet jak moi świadkowie coś pokręcą
albo niezbyt mądrze uzasadnią, to przecież
w potoku słów nikt tego nie zauważy. :)
Za każdym razem idzie nam coraz lepiej... :)
Przekonałam się, że można mówić, co się chce. ;)
Mniej komfortowo bywa, gdy trzeba odpowiedzieć
na pytanie Sądu, a już zwłaszcza tego świra.
Wtedy stres daje się trochę we znaki, no i...
wychodzi... jak wychodzi, czyli różnie... ;)
A więc czasem zupełnie bez... sensu i nie tak,
jak bym sobie tego życzyła i tego oczekiwała.
Na przykład stwierdzenie mamy, że pobraliśmy się
bardziej z kalkulacji niż z uczucia, bo słyszała,
że była mowa o tym, że jak się pobierzemy,
to będziemy taniej mieszkać w jednym pokoju.
Albo, że trudno jej powiedzieć, czy pozwany
nadużywał alkoholu, ale jak segregowała odpadki,
to widziała butelki, a jak byliśmy na weselu Kornelii,
to pozwany jako ostatni wyszedł z wesela..., itp. ;)
Kornelia miejscami miała podobnie powalające teksty,
a czasem to myliło się jej, co i od kogo usłyszała.
Nie wspominając o zeznaniach Tomka, które najbardziej
kłóciły się z naszymi - widać, że chłop jest ogłupiały
i sam niewiele z tego wszystkiego już rozumie...
Ale mimo to starał się pomóc. Jestem tego pewna.
Bo nawet stanowczo i z przekonaniem powiedział,
że nie jest prawdą, abym nawiązała znajomość
emocjonalną z Piotrem; tylko co on może wiedzieć
poza moim scenariuszem... czy opowiastkami mamusi
i Kornelii, którym bardzo chce się przypodobać... ;)
Tak więc, mimo różnych niedociągnięć
jestem jednak dobrej myśli, bo przecież
mogło być gorzej, znacznie gorzej...