(3 LATA TEMU)
Przez ostatnie dni ciągle biegałam,
jak nie do jednego to do drugiego Sądu.
Najpierw byłam dołożyć do akt parę jego SMS-ów,
bo - jak wiadomo - od przybytku głowa nie boli. ;)
Później znów - udałam się wraz z mamą,
Kornelią i Tomkiem na rozprawę rozwodową.
No i dzisiaj - zeznania w sprawie o znęcanie.
Doprawdy, niezły maraton... :)
Obie rozprawy były dosyć podobne,
bo i zestaw uczestników z grubsza ten sam.
Z tą różnicą, że dziś musiałam zeznawać...
Chociaż w Sądzie Okręgowym moi świadkowie,
ale nie tylko moi, byli dużo bardziej wygadani,
to dziś wspólnie z Magdą udało nam się to nadrobić. :)
Po tym wszystkim przyznaję, że może i dobrze,
że wypadło to tak, jak wypadło - jedno po drugim.
Krótszy stres, a i pamięć świeższa... ;)
Mimo paru drobnych potknięć moich świadków,
myślę, że spisali się dosyć dobrze i dostosowali
do moich i Magdy bardzo pomocnych instrukcji... ;)
Bowiem tym razem, mamusia i siostra nie zapomniały
o tym, że byłoby wspaniale, gdyby okazało się,
że jednak coś widziały, a nie tylko słyszały... ;)
Nie musi to być koniecznie coś wielkiego
- wystarczą jakieś... szarpania, potrząsania, itp. ;)
No i oczywiście ładnie, zgodnie powtarzały,
- jak należy - że od dawna było źle...,
a wyjazd na wakacje był moją ostatnią próbą
ratowania naszego małżeństwa... :)
Mniejsza już o to, że kiedy pozwany zadał
pytanie mojej mamie: Dlaczego tak uważa?
Odpowiedziała: Gdyż powódka miała...
nieszczęśliwą minę, jak wyjeżdżała... :)
Zważywszy, że miałam przez trzy tygodnie
nie widywać się z Piotrem, to może
i coś w tym jest, kto wie..? ;)
Jak już jesteśmy przy Piotrze... :)
Uczuliłam moich świadków, jak ważne jest,
aby wsparli mnie w tej właśnie kwestii...,
zwłaszcza w sprawie rozwodowej... ;)
W końcu... plotka - rzecz niebezpieczna... ;)
Tak więc moja mamusia i siostra grzecznie,
zgodnie i konsekwentnie, a chyba nawet
z pewnym przekonaniem... ;) oświadczyły
- tak jak wszystkich informowałam
- że absolutnie nie jest prawdą,
abym emocjonalnie zaangażowała się
w jakąś znajomość ze swoim uczniem;
bo tylko pisałam z nim emaile... ;)
Ale wynikało to z tego, że prowadziłam
gazetkę szkolną i ten uczeń mi w tym pomagał...
I na te właśnie tematy pisaliśmy emaile... ;)
To, że na cmentarzu lub w pobliżu biblioteki,
czy też w innym miejscu doświadczałam z Piotrem
absolutu - bo taka jest prawda - to inna rzecz,
nawet jeśli nas tam ktoś widział... i pół wsi
od dłuższego już czasu o tym ciągle gada...
Myślę, że obie wolą w to nie wierzyć... ;)
A zwłaszcza mama nie powinna mieć z tym
kłopotu, bo zawsze wierzyła tylko i wyłącznie
w to, co chciała i nic, żadna siła nie była ją
w stanie przekonać, że jest inaczej,
nawet gdyby widziała na własne oczy... ;)
To tak, jak dawno temu, che che... z podpalaniem
przez Szymona papierosów - jeszcze w liceum:
- Ty Szymon nie palisz, prawda? Nie palisz.
- Mamuś, oczywiście, że nie... (z fajką w ręce) :)
No tak, cała moja mama... Ale teraz - dobrze... :)
A zatem siostra i mama bezbłędnie powtarzały
za mną, że do naszego domu przychodziło
wielu uczniów i Piotr był tylko jednym z nich;
bywał u mnie, bo... chciał oddać mi
książki z historii... ;) Che che... :)
I tej wersji będziemy się trzymać! :)
Doprawdy, pojętne uczennice... :)
Zapamiętały i powiedziały większość z tego,
co im opowiadałam i chciałam, aby powiedziały.
A że gadatliwość i... fantazję mamy wszystkie,
to i nasze zeznania znacznie obszerniejsze,
niż takich - dajmy na to - sąsiadeczek... ;)
Stąd, nawet jak moi świadkowie coś pokręcą
albo niezbyt mądrze uzasadnią, to przecież
w potoku słów nikt tego nie zauważy. :)
Za każdym razem idzie nam coraz lepiej... :)
Przekonałam się, że można mówić, co się chce. ;)
Mniej komfortowo bywa, gdy trzeba odpowiedzieć
na pytanie Sądu, a już zwłaszcza tego świra.
Wtedy stres daje się trochę we znaki, no i...
wychodzi... jak wychodzi, czyli różnie... ;)
A więc czasem zupełnie bez... sensu i nie tak,
jak bym sobie tego życzyła i tego oczekiwała.
Na przykład stwierdzenie mamy, że pobraliśmy się
bardziej z kalkulacji niż z uczucia, bo słyszała,
że była mowa o tym, że jak się pobierzemy,
to będziemy taniej mieszkać w jednym pokoju.
Albo, że trudno jej powiedzieć, czy pozwany
nadużywał alkoholu, ale jak segregowała odpadki,
to widziała butelki, a jak byliśmy na weselu Kornelii,
to pozwany jako ostatni wyszedł z wesela..., itp. ;)
Kornelia miejscami miała podobnie powalające teksty,
a czasem to myliło się jej, co i od kogo usłyszała.
Nie wspominając o zeznaniach Tomka, które najbardziej
kłóciły się z naszymi - widać, że chłop jest ogłupiały
i sam niewiele z tego wszystkiego już rozumie...
Ale mimo to starał się pomóc. Jestem tego pewna.
Bo nawet stanowczo i z przekonaniem powiedział,
że nie jest prawdą, abym nawiązała znajomość
emocjonalną z Piotrem; tylko co on może wiedzieć
poza moim scenariuszem... czy opowiastkami mamusi
i Kornelii, którym bardzo chce się przypodobać... ;)
Tak więc, mimo różnych niedociągnięć
jestem jednak dobrej myśli, bo przecież
mogło być gorzej, znacznie gorzej...