ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

niedziela, 16 marca 2014

PRAWOMOCNE BEZPRAWIE...














...czyli
POZA KONTROLĄ...

(3 LATA TEMU)

I oto nadeszła... Che che...
Nadeszła ta wielkopomna i długo
przeze mnie oczekiwana chwila... ;)
Tak. Jestem już wolnnnaaaaaa... ;)
Formalnie i prawomocnie już... ;)
Po prostu... Nowe Życie, che che. ;)
Bardzo się cieszę z tego powodu.
Dwa i pół roku czekałam na ten moment.
No i... wreszcie... Stało się... ;)

Co prawda, nie miałabym nic przeciwko,
aby nastąpiło to dopiero za parę dni
- w końcu zbliża się... wiosenna równonoc.
Byłoby wtedy jeszcze bardziej... magicznie. ;)
Ale niech tam... I tak jest wspaniale... ;)

Tak więc, na rozprawę do Krakowa przywiózł mnie
osobiście mój, jakże usłużny, che che, szwagier Tom.
Oczywiście na miejscu miałam także mocne wsparcie
mojego krakowskiego adwokata oraz szymonowej Magdy. ;)
Wszyscy towarzyszyli mi na sądowym korytarzu,
dodając otuchy, chociaż humor i tak mi dopisywał,
ponieważ nie spodziewaliśmy się tutaj jakichś,
hmmm... większych niespodzianek, che che... ;)
Wszystko było..., raczej, do przewidzenia... ;)
Na salę oczywiście weszłam tylko z pełnomocnikiem,
ale i tak czułam... pełne wsparcie osób obecnych
i... nieobecnych w krakowskim Sądzie Apelacyjnym. ;)
Sama rozprawa... nie trwała dłużej niż godzinę,
a oprócz mnie, mecenasa i pozwanego uczestniczyło
w niej trzech sędziów zawodowych - dwóch panów,
i jedna pani - Przewodnicząca składu sędziowskiego.
Ta ostatnia, mimo pełnionej funkcji, w zasadzie,
przez cały czas pozostawała zupełnie milcząca,
gdyż sprawozdawcą był jeden z panów i czasami tylko
coś mu tam cicho... szeptała na ucho. :) Che che...
Sprawozdawca natomiast wyraźnie działał mi... na nerwy.
Naprawdę! Bo, po krótkim zreferowaniu przez niego sprawy,
oraz niezbyt obszernych wypowiedziach stron (przynajmniej,
jeśli idzie o mnie i mojego pełnomocnika, bo ten oszołom,
jak zwykle zresztą, sporo miał do opowiedzenia), Sędzia
Sprawozdawca zaczął się mnie, jakoś dziwnie... czepiać.
Nie dość, że chciał, abym... osobiście zabrała głos
(tak jakby mój pełnomocnik nie był samowystarczalny ;)
to do tego jeszcze..., chyba po trzykroć, jakoś tak...
bezczelnie, nachalnie i zgryźliwie, przeszywając mnie
swoim wścibskim, zdziwionym i niedowierzającym wzrokiem,
pytał się mnie... czy naprawdę... nie znajduję w sobie...
żadnej..., ale to zupełnie... żadnej winy..., che che...
Doprawdy nie wiem czego oczekiwał i dlaczego nie rozumiał,
gdy za każdym razem wyraźnie mu mówiłam, że... jedynym,
wszystkiemu winnym... winowajcą jest... pozwany... ;)
Nie wiem, czy go przekonałam... ;) Odniosłam wrażenie,
że zupełnie nie, ale sami powiedzcie..., che che... ;)
- jakie to ma znaczenie, kiedy po pięciominutowej przerwie
(skład sędziowski wyszedł do jakiegoś kantorka na naradę)
Sąd ogłosił, że oddala apelację pozwanego, a tym samym,
tarnowski wyrok rozwodowy staje się odtąd prawomocny. ;)
Wprawdzie odniosłam wrażenie, że odczytujący orzeczenie
Sędzia Sprawozdawca nadal się na mnie brzydko patrzył,
w przeciwieństwie do tajemniczo uśmiechającej się
pani Przewodniczącej, tym niemniej odetchnęłam z ulgą.
Przyznam szczerze, że był moment, że zaczęłam się już
trochę niepokoić i zastanawiać... co jest do cholery grane.
Przecież... nie tak... miało być! Ale na szczęście...
wszystko ostatecznie zakończyło się zgodnie z moimi...
i nie tylko moimi... oczekiwaniami, choć i tak...
nie rozumiem, czemu miała służyć ta cała... szopka.
Przez nią niepotrzebnie tylko się zdenerwowałam...
i poczułam... strasznie... upokorzona, naprawdę...!
Ale było... minęło, bo jak powiedział w swych ostatnich
słowach Sędzia Sprawozdawca, jestem już... po rozwodzie. ;)
I to jest najważniejsze! A reszta...? Cóż, reszta to...,
hmm..., tzw. koszty własne, che che, nic nie ma za darmo. ;)
Teraz ten oszołom może mi... skoczyć. Nie będzie już...
niczego podważał, bo od kilku lat, od wyroków rozwodowych
kasacja już nie przysługuje, a to oznacza, że po prostu...
nikt już nie będzie sprawdzał i kontrolował, che che..,
czym w istocie Sąd Apelacyjny kierował się oddalając
apelację pozwanego i czy w ogóle było to prawnie...
i merytorycznie dopuszczalne... ;) Śliczne, prawda? ;)
Taki... układ zamknięty. ;) Całkowicie... poza kontrolą... ;).


>>>