ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

wtorek, 7 sierpnia 2012

SIERPNIOWY JUBEL...














(3 LATA TEMU)

Półmetek wakacji mamy wprawdzie już za sobą,
ale wciąż jest gorąco i nadal mamy dobrą zabawę
z zakręcaniem wody naszemu współlokatorowi.
Tak więc, czasem ją ma, a czasem nie... ;)
A najczęściej, tylko tak aby biedak z pragnienia
nam nie umarł i co najwyżej uzbierało mu się
w spłuczce przy kibelku..., che che... ;)
Ale o prysznicu czy praniu może zapomnieć,
tym bardziej, że przy takim, hmm, ciśnieniu,
a w zasadzie jego braku - piec zagrzewający wodę
po prostu mu się nie włączy... ;) Urocze, prawda? ;)
Raz nawet z tego powodu przyjechała policja.
Okazało się, że ten oszołom nie tylko chciał
mieć wodę, ale także znać odczyt z wodomierzy,
aby uregulować płatności za nią..., che che... ;)
Ale nic z tego, mama twarda była, nawet policjanta
nie wpuściła do domu, aby ten spisał stan z licznika.
Funkcjonariusz zaproponował jej takie rozwiązanie,
bo mu powiedziała, że tego świra nie wpuści do domu,
w którym... udzieliła schronienia swojej córce i wnukom. :)
Oczywiście, schronienia przed despotą, a nie deszczem... ;)
Tak więc, na nic się to wszystko zdało naszemu oszołomowi,
bo ani moja mamusia nie chce, aby jej płacił za wodę,
ani policjanci nie kwapili się do przepychanek z nią. ;)

Nie tak dawno to ona wezwała policję, bo kiedy wróciła
z miasta okazało się, że nie ma w domu prądu.
Od razu pomyślała, że to sprawka tego oszołoma,
bo bezpieczniki elektryczne są akurat u niego
i pewnie specjalnie jej wyłączył w odwecie za wodę.
Przyjechali mundurowi i zaraz prąd wrócił,
gdy tylko udali się do mieszkania u niego...
Ale musielibyście widzieć zdziwioną minę, che che...,
naszego lokatora, kiedy zapukali do niego policjanci.
Chociaż oni nie mieli lepszej, kiedy od niego wychodzili... ;)

Teraz w sierpniu innych atrakcji też nam nie zabraknie... ;)
Ostatnio przyszły zawiadomienia o kolejnych terminach,
tak więc oprócz rozprawy apelacyjnej w sprawie o SMS-y
czeka nas jeszcze eksmisyjna, no i odwoławcza odnośnie

znęcania się, ale ta już w pierwszej połowie września.
Wczoraj natomiast mieliśmy kolejną rozprawę rozwodową.
Zeznawała ciocia Krysia, mój brat Szymon z żoną Magdą,
a ponadto siostry tego oszołoma i ich mężowie.
W sumie, to taka prawie powtórka z rozprawy karnej...
Z tym, że trochę mniejszy stres dla moich świadków.
Może poza chwilami, kiedy ten świr miał zadawać pytania,
bo nigdy nie było do końca wiadomo z czym wyjedzie,
a nie zawsze jest łatwo, a zarazem dobrze improwizować... ;)
Może z tych właśnie emocji Szymon odezwał się

do sędzi prowadzącej rozprawę per pani,
za co został przez nią dosyć ostro zbesztany
oraz pouczony, że ma się zwracać "Wysoki Sądzie",
bo - jak mu powiedziała - jest ich tam troje,
a nie tylko ona jedna, sama..., che che... :)
Ale czy ja wiem..? Wprawdzie, na rozprawie rozwodowej,
oprócz naszej, wyraźnie krewkiej, sędzi zawodowej
są zawsze po jej bokach dwa przysypiające... wazony,
to znaczy... ławnicy, bo tak się ich chyba fachowo nazywa... ;)
Za każdym razem są inni, ale i tak jakby ich nie było,
więc w sumie, Szymon mógł ich nie zauważyć... ;)
Z drugiej strony, rozprawa rozpoczęła się

z godzinnym poślizgiem, bo właśnie ławnicy przyspali,
więc w końcu pewnie byli..., przynajmniej ciałem... ;)
Ale mniejsza o to, i tak myślę, że nie było źle... :)
Nie tylko Szymon sobie poradził, w pełni... reżysersko,

ale i ciocia Krysia stanęła na wysokości zadania... ;)
Naprawdę..., dała radę... :) Jestem pełna podziwu... ;)
Dowiedziałam się przy tej okazji, iż bywała z nami
na obiadach, które biedny Janek ciągle rozlewał,
aby jego ojciec mógł powyzywać go... jej słowami... ;)
Nie wspominając już o sposobie, w jaki mój mąż
komplementował mnie w trakcie organizowanych
przez ciocię Krysię imienin..., che che... ;)
Ale dość o tym, najlepiej przeczytać w całości,
zwłaszcza odpowiedzi na pytania pozwanego... ;)   >>>


Po rozprawie okazało się, że ten oszołom
przyjechał ze swoimi siostrami i szwagrami
do domu mojej mamy, tzn. do mieszkania,
które ciągle, wbrew jej woli, zajmuje.
Jakby tego było mało, udało mu się skutecznie,
w trakcie ich wizyty, zwabić do siebie Lenkę,
która uparła się i została z nim na noc.
Pierwszy raz, odkąd od niego uciekłam.
Wcale mi się to nie podoba, bo nie lubię
kiedy dzieci są... poza mną, a zwłaszcza z nim.
Ale nie miałam wczoraj siły z nią się kłócić
i dla świętego spokoju odpuściłam...
Przecież Jankowi też kiedyś pozwoliłam
i to chyba ze dwa razy nawet..., ale dawno. :)
Więc niech ma, bo muszę być sprawiedliwa. ;)
No ale, wracając do tych gości, to zmogłam się,
i w końcu poszłam tam na małą chwilę...
Chciałam zrobić dobre wrażenie i powiedzieć im,
że wcale nie utrudniam ojcu kontaktów z dziećmi,
i jak chce to może je gdzieś zabrać na wakacje... ;)
A on od razu, chociaż starałam się nie dopuścić
go do głosu, że w takim razie zabiera dzieci
w najbliższą sobotę na kilka dni do nich...
Cóż, słowo się rzekło, a i Lenka się rozochociła,
więc pewnie mu pozwolę, zwłaszcza, że kiedy Janek
się o tym dowie, to też będzie chciał..., ehhh...
A może to i dobrze, odsapnę trochę i będę miała
więcej czasu na przygotowanie papierków sądowych

- różnych protestów, dowodów, SMS-ów i tak dalej... ;)
Bo pierwsza apelacyjna już w przyszłym tygodniu. ;)
A właśnie, jak już tam stałam w korytarzu,

bo nie miałam zamiaru siedzieć z nimi,
to próbowałam im wygarnąć, że jak to mogą
nie wiedzieć dlaczego od niego odeszłam...
Przecież wszystko im już dawno w mailu

i załącznikach napisałam. Całą prawdę o nas... ;)
Wkurzyłam się, że takie rzeczy opowiadają w Sądzie...
Jak to, nie wiedzą? Przecież napisałam im dokładnie

to samo, co opowiadam mojej rodzinie,
która jakoś nie ma z tym problemu...
Dlatego, jak tylko wyszłam z tamtego mieszkania
to zaraz, jeszcze raz wysłałam im maila z moim

zawiadomieniem do Prokuratury,
żeby w końcu wiedzieli, do cholery..!
Przy okazji odświeżyłam im odpowiednio
trochę aktualności z mojego życia... ;)   >>>

Co do Janka, to wraca dzisiaj z Krakowa.
Przez kilka dni był na wakacyjnym obozie,
który zasponsorowałam mu z Szymonem... ;)
Uczył się tam robić roboty z klocków... ;)
Takie sterowane, więc super sprawa... :)
W końcu roboty to jego pasja,
więc należy to wykorzystać... ;)

Ostatnio byliśmy też w trójkę u Magdy,
gdzie oprócz ponownego zaliczania
miejsc poznanych w poprzednie lata,
obchodziłam z Lenką urodziny... :)
Jej tatusiowi najwyraźniej żal się zrobiło,
że nie mógł z córeczką spędzić jej czwartych urodzin,
bo dzień po naszym powrocie, czyli w ostatnią niedzielę
zwabił Lenkę i Janka do siebie, na jakiegoś torta, itd.
Pozwolilam im do południa, bo na wieczór zaplanowaliśmy
naszą własną imprezę urodzinową w szerokim gronie

rodzinnym, czyli w tradycyjnym już składzie,
tak jak to było wcześniej u Janka.
A że teraz impreza była podwójna, bo jubilatki dwie,
to i potrwała trochę, przeciągając się przy grillu
i nie tylko... ;) do późnych godzin wieczornych. :)
Całe towarzystwo tak się świetnie i wesoło bawiło,
że pewnie śpiewy było słychać na pół wsi... :)
Oczywiście prym wiodła, niezastąpiona ciocia Krysia,
która wyraźnie prorokowała i nie żałowała głosu,

zwłaszcza przy słowach znanej piosenki:
"Niech żyje wolność, wolność i swoboda..." ;)
Przyznam szczerze, byłam nieco zażenowana

z tego powodu, bo tak hucznie wyprawianych urodzin
na moją cześć, jak stara jestem... nie pamiętam... ;)