ecce monstrum biforme vorat omnes quos labirinthus implicat: infernum hic notat

sobota, 21 lipca 2012

WODNE IGRASZKI...












(3 LATA TEMU)

Ostatni weekend pozwoliłam dzieciom
spędzić trochę czasu z ojcem.
Niech ma - żeby nie było,
że utrudniam mu kontakty... ;)
Poza tym trochę spokoju też mi się przyda,
bo i one od tego upału już czasem świrują.
Zabrał je podobno na jakieś wycieczki po okolicy.
Z tego co mi opowiadały, to chyba Czchów
i tamte rejony - Dunajec, jezioro...
Oprócz tego był basen i inne atrakcje.
Może przez to nie będzie mi robił przeszkód,
bo już nie mogę się doczekać wyjazdu do Magdy. ;)
Wybieram się tam wkrótce właśnie z dziećmi... :)
Jak rok temu i dwa lata temu, i trzy lata temu...
Miejsce to samo i pora mniej więcej ta sama,
bo rodzice Magdy tradycyjnie wyjeżdżają
na festiwal do Wisły, więc chata wolna... ;)
Znów będziemy mogły plotkować po nocach,
a dniami włóczyć się po Jurze...
Więc, prawie tak jak... zawsze. ;)
Właśnie. Prawie..., bo teraz bez niego. :)
Niech sobie zostanie... che che...
z moją mamusią, która już nie może
patrzeć na niego, che che... :)


Wkurza się, bo myślała, że z tą eksmisją,
to jakoś sprawniej pójdzie, ale nic z tego.
Niedawno - zapomniałam o tym wspomnieć
- jeszcze przed ostatnią rozprawą rozwodową
mieliśmy mieć też rozprawę eksmisyjną.
Tak mieliśmy..., bo rozprawa nie odbyła się.
Okazało się, że w Sądzie wyczekałyśmy się
dobre dwie godziny, bo inna rozprawa,
to znaczy wcześniejsza - przeciągała się.
Nie dość więc, że poślizg i upał jak cholera,
to sędzia robiła sobie jeszcze jakieś przerwy.
W końcu po jednej z nich zdjęto naszą sprawę
z wokandy, z powodu... niedyspozycji sędzi.
Mama spodziewała się już dzisiaj finału,
a tu proszę - taka niespodzianka...
Nawet nie wiadomo kiedy następny termin
- mają podobno przysłać zawiadomienie.
Tak więc mama niepocieszona...


Za to poprawia jej humor nowa zabawa,
którą znalazła sobie wraz z zięciem Tomkiem.
W sam raz, che che..., na wakacyjne upały... ;)
Nie wiem już, które z nich wpadło na ten
genialny w gruncie... rzeczy pomysł,
ale zabawa była i jest przednia... ;)
Po prostu pozbawiamy naszego współlokatora wody... ;)
Zawory są pod naszą kontrolą i nie ma do nich dostępu.
Tak więc czasami zakręcamy mu na zero, a niekiedy
puszczamy tylko małym ciurkiem, niech sobie uzbiera... :)
Może w ten oto prosty sposób skłonimy go do tego,
aby się w końcu wyniósł z domu mojej mamy.
Raz nas z tego powodu straszył, że wezwie policję,
ale nie przejmujemy się, bo zawsze możemy powiedzieć,
że mamy awarię, a poza tym nie płaci za wodę, no nie... ;)
Kto będzie wiedział, że ten oszołom robiąc kiedyś
modernizację instalacji zamontował oddzielne odcięcia,
a mama rachunku za wodę nie zamierza mu pokazywać,
ani żadnych opłat za jej zużycie przyjmować... ;)
Dzieciom też tłumaczyliśmy, że wujek Tomek musiał
zakręcić wodę, bo... u babci Misi w kuchni cieknie,
albo że ogólna awaria, a ich ojciec przecież zawsze...
może... pofatygować się do naszej studni... ;)